0:000:00

0:00

„To największa i najbardziej złożona operacja rosyjska, którą przerwaliśmy od początku wojny w Ukrainie” – informuje Meta w opublikowanym właśnie raporcie. – „Było to niezwykłe połączenie wyrafinowania i brutalnej siły”.

Na Facebooku w ramach tej operacji zidentyfkowano 1633 konta, 703 strony i jedną grupę, do tego 29 kont na Instagramie.

Meta zajęła się siatką po doniesieniach niemieckich dziennikarzy, którzy w sierpniu opisali realizowaną przez Rosję kampanię dezinformacyjną, uderzającą w Ukrainę. Zauważyli, że konta należące do siatki nie tylko rozpowszechniają fałszywe treści, ale też wykupują płatne reklamy na Facebooku.

Meta zablokowała je zaraz po zgłoszeniu, a teraz ujawniła wyniki własnego śledztwa.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

„Niedopuszczalna hojność”

Operacja rozpoczęła się w maju. Jej celem było dotarcie z dezinformacją rosyjską do odbiorców w Europie Zachodniej, a także do Ukraińców i Rosjan. Dlatego treści publikowano jednocześnie w kilku językach: angielskim, francuskim, niemieckim, włoskim, hiszpańskim, rosyjskim i ukraińskim.

Najpierw tworzono niewielkie internetowe mini-siatki. Konta o tej samej nazwie powstawały na kilku platformach społecznościowych, umożliwiając szerokie rozprowadzanie treści, ale też uwiarygadniając użytkownika. Ktoś, kto pod tym samym nazwiskiem jest obecny zarówno na Facebooku, Instagramie i Twitterze, wydaje się bardziej wiarygodny niż osoba obecna tylko na jednej platformie.

27 maja osoby stojące za tą operacją utworzyły niemieckojęzyczną petycję na portalu change.org z żądaniem, by rząd niemiecki zaprzestał przekazywania „niedopuszczalnej pomocy” i okazywania „niedopuszczalnej hojności” ukraińskim uchodźcom.

Petycję tę promowano na kanale adresowanym do Niemców, założonym na platformie Telegram. Link do niej szeroko udostępniano także na Facebooku. Publikowano także filmy na YouTube i Telegramie.

Oskarżano w nich uchodźców o kradzieże, prostytucję i przemoc. W innych materiałach skupiano się na podwyżkach cen w Europie, powtarzając opisany przeze mnie niedawno przekaz, że inflacja to skutek nałożenia sankcji na Rosję (a nie skutek wojny czy zablokowania przez Rosję dostaw gazu do Europy).

Przeczytaj także:

W lipcu szukali też dojścia do Polaków

W ramach tej operacji powstała również strona internetowa rrn.world, publikująca w siedmiu językach materiały rosyjskiej propagandy. Kilkukrotnie powoływały się na nią konta rosyjskich ambasad. Linki do portalu były – i są, portal bowiem nadal działa – rozpowszechniane na wielu platformach społecznościowych.

Sprawdziłam: mimo iż na portalu nie są publikowane artykuły w języku polskim, treści z rrn.world można znaleźć na polskich i polskojęzycznych kanałach na Telegramie.

Szczególnie intensywnie szerzono tam informację, podaną przez rrn.world w lipcu, o utworzeniu nowej strony internetowej z interaktywną mapą świata, zatytułowaną „Zabijasz dzieci w Donbasie”.

Na mapie wypisano nazwiska dzieci „zabitych w Donbasie przez wojska ukraińskie za pomocą zachodniej broni, dostarczanej przez państwa zachodnie Ukrainie”.

To oczywiście kolejna rosyjska narracja, mapa nie jest weryfikowalna pod względem zgodności z faktami. Nazwiska dzieci przyporządkowano do konkretnych państw, w tym do Polski. Cała strona utrzymana jest w czerwono-czarnych kolorach, a na terytoriach państw pomagających zbrojnie Ukrainie umieszczono krzyże.

Stworzono przekaz silnie oddziałujący na emocje: niewinne dzieci są rzekomo zabijane przez zachodnią broń. Rzecz jasna, ani słowa o dzieciach zabijanych przez Rosjan teraz czy w czasie agresji na Krym i Donbas w 2014 roku.

Strona powstała w lipcu, w czasie gdy w Polsce trwała zbiórka publiczna na kupno bayraktara dla Ukrainy, założona przez publicystę Sławomira Sierakowskiego. Zapewne między innymi z jej powodu rosyjscy propagandziści starali się wówczas dotrzeć z takim przekazem do Polaków. Link do strony rozpowszechniano jednak bardzo szeroko, także za pośrednictwem kont rosyjskich placówek dyplomatycznych.

Zrzut ekranu z Facebooka

Podszywali się pod znane media

Jak opisuje Meta, w czerwcu dezinformatorzy zmienili sposób działania. To właśnie wtedy zaczęły powstawać fałszywe strony, podszywające się między innymi pod tak znane media jak brytyjski "The Guardian", niemieckie "Der Spiegel" czy "Bild". Publikowano na nich artykuły krytykujące Ukrainę, atakujące ukraińskich uchodźców i popierające Rosję. Ukraiński rząd przedstawiano jako skorumpowaną grupę przestępców, a Rosję jako ofiarę zachodniej agresji.

Na 60 zidentyfikowanych portali aż 46 podszywało się pod media niemieckie, pozostałe – pod media francuskie, brytyjskie, włoskie i łotewskie.

Jak zaznaczyła Meta, najpierw tworzono portale adresowane do obywateli różnych państw. Dopiero od połowy lipca dezinformatorzy skupili się na generowaniu intensywnego wpływu wobec Niemców.

Domeny fałszywek tworzyli w następujący sposób: do nazwy znanego medium dodawali rozszerzenie, którego to medium w rzeczywistości nie używa, na przykład „cfd”, „ltd”, „top”, „world”, „life”, „today”, „pro”.

W niektórych przypadkach wkładali wiele wysiłku w to, by upodobnić stronę do prawdziwego portalu. Niemal dokładnie skopiowano choćby brytyjski „The Guardian”, opublikowano nawet zdjęcie prawdziwego dziennikarza tego medium. Wstawiono jedynie fałszywą treść artykułu – miał przekonać odbiorców, że rosyjskie zbrodnie w Buczy na ludności cywilnej były zachodnią inscenizacją.

Z materiałów zamieszczonych w raporcie firmy Meta

Setki fałszywych kont

Takiego wyrafinowania nie widać w setkach fałszywych kont na platformach społecznościowych. Tu postawiono na ilość, nie na jakość. Konta były najprostsze, wręcz prymitywne.

Ich zadaniem było szybkie rozpowszechnienie linków do artykułów na podszywających się pod media portalach. Wiele z nich miało zdjęcia profilowe tworzone za pomocą tak zwanych generatorów twarzy (programów, które dzięki sztucznej inteligencji kreują wizerunki nieistniejących osób).

Natomiast ulubionym miejscem pracy, podawanym w opisie kont, był Netflix. Dezinformatorzy pozakładali na Facebooku także liczne konta reklamowe, by wykupić płatną promocję treści, na których najbardziej im zależało. Ostatecznie wydali na reklamy 105 tysięcy dolarów.

Fałszywe konta publikowały też memy i filmy na YouTube. Materiały rozpowszechniano również na portalach służących do zbierania podpisów pod petycjami: Chane.org i Avaaz, a także na popularnej w Rosji stronie z blogami LiveJournal.

Kiedy w trwało śledztwo Mety część używanych w trakcie operacji domen została zablokowana, zarządzający całą akcją natychmiast uruchomili nowe. Warto zauważyć, że przypomina to sposób działania administratorów znanej z polskiej afery mailowej strony Poufna Rozmowa – po zablokowaniu jednej domeny, strona natychmiast pojawia się na następnej.

Rosyjska operacja była prowadzona także na Telegramie. Wśród używanych tam kanałów, wymienionych przez Metę, dominowały te adresowane do Brytyjczyków: london0101, London_rumors, birmingemS. Ale tworzono także konta, które miały docierać do Włochów i Niemców.

Wojna informacyjna na wielką skalę

Wykryta przez Metę siatka jest na razie największą ujawnioną przez zachodnie podmioty, jednak na pewno przed nami kolejne takie odkrycia.

W czerwcu ukraiński portal Detector opisał siatkę 88 rosyjskich kanałów na Telegramie, adresowanych do mieszkańców konkretnych miejscowości na Ukrainie. Na początku sierpnia służby ukraińskie zablokowały siatkę fałszywych kont (głównie botów), która liczyła milion kont. Oczywiście służyła do rozpowszechniania antyukraińskiej propagandy.

Jeszcze wiosną zachodnie media informowały o sieci stron i kont „War on fakes”, która formalnie służyła do rosyjskiego fact-checkingu, ale w rzeczywistości była używana do siania dezinformacji.

Podczas monitoringu platformy Telegram ja także zidentyfikowałam kilka podobnych siatek rosyjskich, które do swoich działań wykorzystywały inne platformy społecznościowe. Większość prowadziła swoje działania w kilku lub nawet kilkunastu językach jednocześnie, aby rosyjska propaganda mogła dotrzeć do jak największej liczby ludzi, w wielu regionach świata. Opisałam to w OKO.press:

Tego rodzaju działania, to element rosyjskiej wojny informacyjnej i sposób radzenia sobie Rosji z zachodnią blokadą. Przez lata Rosja inwestowała w rozwój mediów, adresowanych do państw zachodnich, działających pod dwiema markami: RT i Sputnik.

Gdy po inwazji na Ukrainę w ramach sankcji kraje europejskie, USA i Kanada zablokowały do nich dostęp, Moskwa natychmiast zaczęła tworzyć media alternatywne. Niektóre istniejące rosyjskie portale – na przykład News Front – przekształciły się z rosyjskojęzycznych w wielojęzyczne, a na platformach społecznościowych zaczęły powstawać rozbudowane siatki. Niezależnie od wysiłków samych platform czy ukraińskich i zachodnich służb – wiele z nich wciąż funkcjonuje, a nawet się rozrasta.

Chiny także dezinformują

W tym samym raporcie Meta poinformowała o wykryciu i usunięciu niewielkiej siatki kont z Chin. Działała ona od jesieni 2021 roku na Facebooku, Instagramie i Twitterze, wykorzystywała także (podobnie jak opisani wcześniej Rosjanie) portale z petycjami. Głównymi odbiorcami działań dezinformacyjnych mieli być obywatele USA, w mniejszym stopniu – Czesi i osoby francuskojęzyczne.

Chińskie konta w Czechach krytykowały wsparcie Ukrainy przez władze czeskie. Zaś w Stanach Zjednoczonych koncentrowały się na polityce wewnętrznej tego państwa, przed wyborami parlamentarnymi.

To pierwszy odnotowany przez Meta przypadek, gdy chińska siatka chciała wywrzeć wewnętrzny wpływ na Amerykanów. Wcześniejsze działania Chin w tym zakresie polegały na dyskredytowaniu wizerunku USA przed odbiorcami z innych państw. Oddziaływanie siatki było jednak minimalne – ze wszystkich działań tylko te adresowane do Czechów wywołały reakcję (zebrano kilkaset podpisów pod petycjami). Posty adresowane do Amerykanów w ogóle nie cieszyły się zainteresowaniem. Być może dlatego, że publikowano je w chińskich, a nie w amerykańskich godzinach pracy.

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze