Najpierw się smażymy, potem zalewają nas nawałnice. Tak działa betonoza, która opanowała polskie miasta. Czy da się z nią zerwać? Władze niektórych z miast deklarują, że po latach obojętności będą walczyć z wszędobylskim betonem
Betonoza w polskich miastach ma się dobrze, choć wiele metropolii deklaruje, że chce z nią zerwać. Szczelne pokrycie powierzchni miejskich placów i osiedli nieprzepuszczalnym, za to błyskawicznie nagrzewającym się materiałem, szczególnie mocno daje się we znaki latem. Pod koniec czerwca, po fali upałów, w wielu miejscach nastąpiło gwałtowne załamanie pogody. Po nawałnicach pod wodą znalazły się ulice i place między innymi w Rzeszowie i Wrocławiu.
To scenariusz, który w ostatnich latach w polskich miastach powtarza się co lato. Najpierw się smażymy, potem zalewają nas nawałnice. Woda z szybkiego i obfitego opadu nie ma szansy wsiąknąć w pokryty betonem grunt lub wysuszony, skoszony niemal do gołej ziemi trawnik.
Traktowanie krajobrazu w ten sposób nie prowadzi do niczego dobrego – wskazują od kilku lat hydrolodzy. W dobie kryzysu klimatycznego powinniśmy traktować wodę jako zasób. Zamiast tego pozwalamy jej spływać po betonowych powierzchniach wprost do studzienek burzowych. Bywa, że kanalizacja nie wytrzymuje tego naporu, woda zalewa więc ulice, w najgorszych przypadkach prowadząc do powodzi błyskawicznych.
W 2021 i 2022 roku pustoszyły one ulice niemieckich miast. W Polsce trzy lata temu podobne zjawiska dały się we znaki mieszkańcom Małopolski. Krótkowzroczna polityka miejskich władz może prowadzić do częstszego zalewania zamieszkałych terenów, a w końcu również do niedoborów wody – komentował na naszych łamach hydrolog, dr Sebastian Szklarek.
„Większość polskich miast czerpie wodę z ujęć wód podziemnych. Zła gospodarka wodna to taka, gdzie pozbywamy się wody i jej nie retencjonujemy, w efekcie czego coraz trudniej jest odtworzyć jej zasoby. Im cieplej robi się na skutek zmian klimatycznych, tym więcej tej wody wykorzystujemy. Stawiając kurtyny wodne, podlewając trawniki, czy schładzając ulice, w istocie ją marnotrawimy”.
„W Polsce wykorzystujemy może 10 proc. wody opadowej – i to jedynie w tych miastach, gdzie nie ma »betonozy«.
W zabetonowanych miastach przy nawalnych deszczach większość tej wody spływa do studzienek kanalizacyjnych i tracimy ją bezpowrotnie. Owszem, zapobiega to incydentalnym powodziom po nawalnych deszczach, ale woda jest w zasadzie stracona dla miasta” – mówiła portalowi Nauka w Polsce prof. Marta Pogrzeba, dyrektorka Instytutu Ekologii Terenów Uprzemysłowionych.
Niektóre z samorządów zdają się wsłuchiwać w głos ekologów i mieszkańców, zrywając betonową powłokę z miejskich placów. Jednym z najbardziej spektakularnych przykładów jest Kraków, który zrezygnował z większości betonu w centralnym punkcie Nowej Huty – alei Róż. Jeszcze w latach 70. w większości piesza arteria rzeczywiście była usłana kwiatami. W kolejnych dekadach zieleń ustąpiła betonowym płytom. W 2019 roku pomysł przywrócenia temu miejscu pierwotnego wyglądu pojawił się w budżecie obywatelskim, ostatecznie zbierając poparcie 7 tys. mieszkańców. Zgodnie z tym metamorfozę przeszła część Alei Róż najbliższa placu Centralnego, czyli serca dzielnicy.
„Na starych zdjęciach Henryka Makarewicza, ale też innych znanych krakowskich fotografów, ta część alei Róż jest parkiem" – zwracała uwagę Małgorzata Szymczyk-Karnasiewicz, pomysłodawczyni projektu „Aleja Róż na nowo”. Tam, gdzie do niedawna widać było mocno zużytą już, betonową nawierzchnię, pojawiły się rabaty z różami, żywopłoty i szerokie trawniki. Prace, w tym zasadzenie 1260 krzewów róż i prawie 3,5 tysiąca innych krzewów, kosztowały około 4 mln złotych.
„Zieloną rewolucję” szykują również władze Wrocławia. 8 mln złotych ma pochłonąć remont placu Nowy Targ, tuż obok Urzędu Miasta. „Zazielenienie placu Nowy Targ we Wrocławiu wiąże się z przebudową jego konstrukcji – z uwzględnieniem istniejącego parkingu podziemnego. Niezbędna jest więc częściowa rozbiórka istniejącej nawierzchni z kostki i płyt i wykonanie nowych warstw technologicznych opartych na systemie zielonego dachu. Zostanie on wypełniony substratem glebowym (specjalny rodzaj podłoża zamiast ziemi) i dzięki temu na placu nasadzone zostaną ponad 63 tysiące roślin" – wyjaśniają wrocławscy urzędnicy.
Ich decyzja może nieco dziwić – w końcu ostatnia, gruntowna przebudowa placu zakończyła się zaledwie 10 lat temu. Od tej chwili kierowcy, dotąd parkujący na powierzchni, mogą korzystać z parkingu podziemnego. Plac na pewno zyskał, jednak większość jego powierzchni wygląda jak typowa „miejska patelnia”.
„Bardzo się cieszymy z tych zapowiedzianych zmian. Jednak można zazielenić plac Nowy Targ, czyli tak naprawdę symbol wrocławskiej betonozy” – mówił wrocławskiemu oddziałowi TVP Jakub Nowotarski ze Stowarzyszenia Akcja Miasto. Jego aktywiści mocno zabiegali o zmiany na placu Nowy Targ. Jeszcze niedawno ich wnioski o nasadzenia na jednych z centralnych placów miasta lądowały w koszu. W odpowiedzi na pisma Akcji Miasto urzędnicy jedynie chwalili się założeniami polityki klimatycznej miasta, by w końcu odrzucać propozycje działaczy.
„W miastach, w obliczu kryzysu klimatycznego, należy przeprowadzić działania na skalę kryzysu, czyli odbetonować szare przestrzenie i wprowadzić tam zieleń.
Drzewa, krzewy czy łąki kwietne powinny znajdować się tam, gdzie teraz jest za dużo wylanego betonu czy położonej kostki. Mieszkańcy Wrocławia wiedzą, gdzie są takie miejsca, bo sami czują niedogodności na własnej skórze” – mówiła Alina Pogoda z Akcji Miasto.
Systematycznym zrywaniem betonu w miejskiej przestrzeni chwali się również Warszawa. „Jesteśmy na Muranowie, na podwórku przy ul. Miłej. Ono jest jeszcze zabetonowane, ale to się zmieni w ciągu najbliższych miesięcy. Postawione zostaną rabatki, zasadzone róże, hortensje oraz 11 nowych drzew. A na skwerze Kuczerów, dosłownie kilkaset metrów dalej, udało się rozbetonować podwórko. Są drzewa, rabatki z różami. Jest zupełnie inaczej, zielono. Na tym nam zależy i dlatego będziemy kontynuować proces rozbetonowania podwórek” – mówił dziennikarzom na początku czerwca prezydent miasta Rafał Trzaskowski.
Ratusz chwali się, że dzięki podobnym remontom udało się zerwać nieprzepuszczalną nawierzchnię z 39 tys. metrów kwadratowych miejskiej przestrzeni. Zieleń pojawiła się między innymi w okolicach ronda Dmowskiego w centrum. W planach są też zmiany przed Pałacem Kultury i Nauki, gdzie urzędnicy planują nasadzenia ponad 100 drzew i rozciągnięcie zieleni na powierzchnię kilku tysięcy metrów kwadratowych.
Sporo dzieje się również w nieco mniejszych miastach. Kostka brukowa znika z dużej części centralnego placu w Radlinie w woj. śląskim. Rybnik chwali się zrywaniem betonu i nowymi nasadzeniami na placach i chodnikach. Duszniki-Zdrój usunęły kostkę w alei Chopina, by ratować stare drzewa.
„Pojawiła się wśród włodarzy polskich miast jakaś refleksja. Pojawia się też pytanie, na ile wynika ona z presji społeczności lokalnych i w jakim stopniu ta presja jest wynikiem zmiany narracji w mediach, w tym tych głównego nurtu. O zagrożeniu betonozą informują już nie tylko niszowe publikacje czy strony internetowe” – zauważa w rozmowie z OKO.press geograf i specjalista ds. planowania miejskiego, dr Robert Łuczak.
„Kwestia podejścia do zieleni w mieście w kontekście jakości życia i adaptacji do zmian klimatu przebiła się poza bańkę specjalistów czy aktywistów ekologicznych. Idą za tym również zmiany w przestrzeni miejskiej. Dorzucę przykład z podwarszawskiego Piaseczna, czyli mojego lokalnego podwórka. Tam wyremontowany około 10 lat temu rynek, całkowicie obłożony płytami betonowymi, jest teraz częściowo rozbetonowywany. Wprowadza się tam zieleń, bo okazało się, że w środku lata jest tam nie do wytrzymania” – opisuje dr Łuczak.
Według Łuczaka na razie można powiedzieć jednak głównie o punktowych, lokalnych inicjatywach. W polityce włodarzy największych miast trudno na razie dostrzec ogólne, systemowe podejście.
Zieleń nie powinna pełnić funkcji efektownego dodatku, kwiatka do kożucha miejskiego betonu
– zwraca uwagę Łuczak.
„Ta zieleń nie powinna być jedynie miejscem rekreacji czy wypoczynku. Powinniśmy ją traktować jako podstawową infrastrukturę miejską, która zapewnia nam jakość życia, pozwala uchronić się przed negatywnymi skutkami zmiany klimatu. To nie jest »dodatek do miasta«. Takiej refleksji na poziomie systemowym raczej w Polsce na razie nie ma. Nie powinno chodzić o to, że przeprowadzimy w rok remont jednego placu w mieście” – przekonuje Łuczak.
W ostatnich latach nie brakuje przykładów zalewania miejskich placów betonem. Zrobiły to władze Kędzierzyna-Koźla z miejskim rynkiem. Z placu usunięto drzewa i ustawiono ławki, częściowo wykonane z metalu. Na beton zdecydowały się również Leżajsk i Wadowice. W Krakowie magistrat obiecał mieszkańcom zielony skwer w centrum miasta przy ul. Kościuszki. Zamiast tego jednak ogrodził teren i wybudował parking dla urzędników. Warszawski ratusz spotkał się z krytyką za renowację placu Pięciu Rogów. Z luk w betonowej nawierzchni miejscami wyrastają drzewa, ale zieleni nadal jest jak na lekarstwo – zwracali uwagę mieszkańcy.
Sytuacji przygląda się ministerstwo klimatu. Kierująca nim Anna Moskwa zapowiada projekt ustawy zachęcającej do stawiania na zieleń i retencję w miastach.
„Już wkrótce będziemy ogłaszać bardzo dobry program, który wynika z wielu spotkań i z oczekiwań mieszkańców miast do 50 tysięcy – mówiła Moskwa. – „Program będzie dotyczył odbetonowania miast, zazielenienia i zwiększenia retencji”.
Na razie resort nie podał szczegółów swojego planu. Z ostrożnością takim propozycjom przygląda się dr Łuczak.
„Jestem wielkim zwolennikiem działania na poziomie lokalnym. Nie kieruję się sympatiami politycznymi, ale efektywnością wydawania środków i sprawnością przeprowadzania zmian, które są korzystne dla mieszkańców. Uważam więc, że właściwe jest przesuwanie decyzyjności w kierunku samorządów. Rząd mógłby stworzyć system zachęt, dobrych praktyk i wskazówek, które można by było wdrażać w miastach i dostosowywać do lokalnych uwarunkowań” – komentuje pomysły PiS ekspert.
Na zdjęciu: Rynek w Radlinie, ekipa budowlana usuwa kostkę betonową.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze