Miedza, śródpolne zakrzaczenia i zadrzewienia są pełne życia. Nie wykaszane pasy wśród pól zwiększają szansę na przeżycie nie tylko ptaków, ale i wielu owadów, w tym motyli. Nie docenia tego nowoczesne rolnictwo, dla którego każdy metr uprawy jest ważny
Miedza była czymś oczywistym w krajobrazie pól z mojego dzieciństwa. Przecinała otwarte przestrzenie, kształtując granice, układając rozdrobnione grunty rolne w mozaikę. Miedzami chodziło się na spacery. Odpoczywało się pod „dziczkami”, jak nazywaliśmy polne grusze i jabłonie, głogi, ałycze, i inne drzewa, które bądź to za sprawą człowieka bądź innych ssaków czy ptaków, wyrosły na miedzy.
Drzewo rosnące na miedzy dawało cień. W skwarny czas lata przyjemnie było rozłożyć się pod takim drzewem. Trzeba było tylko uważać na to, co zostawiały po sobie krowy, które też doceniały korzyści płynące z drzewa na miedzy. W czasach mojego dzieciństwa krowy wciąż pasły się na łąkach, pod okapem nieba, a nie wegetowały zamknięte pod dachem, w przemysłowych hodowlach.
Miedza była strefą buforową rozgraniczającą uprawy, a często również rozdrobnioną własność. U nas, na Białostocczyźnie, zdążyłem jeszcze zobaczyć, jak wygląda. Dziś widzę zupełnie inny krajobraz. Owszem są jeszcze miejsca, gdzie jest miedza, ale coraz częściej miedze się zaorywuje, łączy skrawki pól w jedną wielką uprawę. Kukurydza, rzepak potrafią ciągnąć się daleko. W takich uprawach nie ma już życia.
Co innego na pozostawionej samej sobie miedzy. Tam od życia kipi. Miedza zachwaszczona, nie koszona, jest miejscem, gdzie owady, płazy, gady, ptaki, ssaki, odnajdują pokarm. Z kolei odcinki miedzy, gdzie powstały zadrzewienia i zakrzaczenia pasowe są istnym ptasio-owadzim eldorado. W gęstych i zwartych głogach, na gałązkach ałyczy, w tarninie, małe gatunki ptaków znajdują schronienie. Bezpieczniejsze w nich jest gniazdo. Trudniej do niego się dostać większym drapieżnikom. Teraz, wiosną, jeśli pojedzie się na taką miedzę lub w śródpolne zakrzaczenia czy zadrzewienia, wszystko kipi życiem. Śpiewem ptaków.
Siedzę sobie pod ulubionym szpalerem ałyczy. Wyznaczają granicę działek. Są zadrzewionym pasem między polami. Jeszcze w XIX wieku generał Dezydery Chłapowski dostrzegł korzyści ze śródpolnych zadrzewień, wprowadzając na większą skalę pasy i kępy drzew wyrastających bądź na zasadzie samosiewu, bądź posadzonych przez człowieka.
Ałycze, pod którymi lubię przesiadywać, były posadzone 14 lat temu. Dziś to już dość ładnie rozrośnięte drzewa. Nikt ich nie przycinał. Nie formował. Rosną sobie, tak jak chcą. Rosną szybko. Spięły się swoimi gałązkami. Przed chwilą pojawiły się na nich białe kwiaty. Ich trwanie jest bardzo krótkie. Kilka dób i wiatr rozwiewa płatki tych kwiatów. Zanim to uczyni, intensywnie pachną. Nic nie ma lepszego aromatu o tej porze roku niż kwiaty ałyczy.
Wśród tych kwiatów uwijają się rozbudzone na dobre owady. W ciągu kilku godzin przesiadywania w pobliżu zasadzonych na miedzy ałyczy naliczyłem trzynaście gatunków ptaków. Z niektórymi mam problem, jeśli chcę je rozróżnić. Bo trznadle, owszem, rozpoznam, ale są takie gatunki, o które zawsze podpytuję, wysyłając zdjęcie zaprzyjaźnionemu ornitologowi. Jeszcze chwila i liście zakryją gałęzie przed moim wścibskim wzrokiem. Jesienią, kiedy opadną liście, odnajdę kolejne, małe, misternie skonstruowane gniazda. Ich obecności domyślam się, słysząc głos piskląt.
Wyczekuję wciąż na dzierzbę gąsiorka. Samce z charakterystycznym czarnym paskiem, od dzioba do oczu, przypominają ptaka z maską Zorro. Gąsiorki potrafią oprócz owadów upolować drobne ssaki i ptaki. Często zostawiają swoje zdobycze na drzewach z pasa między polami. Nierzadko są nimi nornice nabite na kolce gałęzi. Kiedy wyklują się pisklęta i będą na tyle dojrzałe, żeby opuścić gniazdo, rodzice wciąż będą o nie się troszczyć. Siedzą wtedy na pojedynczych drzewach na miedzy w asyście opiekunów. Teraz gąsiorków jeszcze nie widzę. Kilka dni temu na czubku drzew przesiadywał za to srokosz. Podobnie jak inne dzierzby nabija swoje zdobycze na kolce gałęzi drzew. Widuję go rzadziej niż gąsiorka.
Rudziki też wykazują dużą aktywność. Przeskakują z gałązki na gałązkę. Nie boją się mojej obecności. Kiedy pracowałem w ogrodzie, przekopując grządkę, jeden z tych ptaków podlatywał pod samą łopatę, poszukując larw, które mógł znaleźć we wzruszonej przeze mnie ziemi. Kilka metrów dalej, wśród kwitnących ałyczy, przemknął pierwiosnek.
Sójki też dają znać o sobie. Te z mojej miedzy to miauczą jak koty, to naśladują głos myszołowa. Myszołowy też są, ale jeśli słyszę myszołowa gdzieś w ałyczach czy głogach, to wiem, że to najpewniej sójka, nadzwyczaj uzdolniona wokalnie, naśladująca większego od siebie ptaka.
A kiedy przyjdzie lato, będą wilgi. Od kilku lat, mimo że trudno je wypatrzeć, zalatują w lipcu i sierpniu na pobliskie drzewa i nawet nie kryją się ze swoją obecnością. Podobnie dudki, ale te muszą mieć swoją dziuplę gdzieś dalej. Od kilku lat, po wyjściu z gniazda, zlatuje cała dudkowa czereda. I przesiaduje na drzewach zasadzonych na miedzy. W rekordowym okresie było ich osiem.
Miedza, śródpolne zakrzaczenia i zadrzewienia są pełne życia. Nie wykaszane i nie zaorywane pasy wśród pól zwiększają szansę na przeżycie nie tylko ptaków, ale i wielu owadów, w tym motyli. Korzystają one z tego, że na miedzy rzadko się cokolwiek wykasza. Dawniej ubożsi rolnicy wypasali na nich swoje zwierzęta, ale nie stanowiło to zagrożenia dla gatunków bytujących w krajobrazie pól i łąk.
Często miedza była za wąska na to, żeby stać się polną drogą. Dzięki temu powstaje enklawa dla przyrody. Niestety, miedza, przez wieki podtrzymywana przez rolników, którzy w ukształtowanym przez siebie krajobrazie stworzyli specyficzne siedlisko, sprzyjające wielu gatunkom zwierząt, na moich oczach zniknęła z wielu miejsc. Dziś mało już takich miedz, które pamiętam z dzieciństwa.
O te miedze, zakrzaczenia i zadrzewianie, toczył się ostatnio bój. Po dwudziestu latach od wstąpienia Polski do Unii Europejskiej, unijne szczeble decyzyjne uznały, że może ta intensyfikacja rolnictwa nie jest aż taka dobra, a nasz kraj mógłby wrócić do stanu sprzed akcesji, kiedy dotacje i wsparcie z Brukseli nie zachęcały do intensyfikacji i specjalizacji rolnictwa.
Wszystko to wybrzmiało w tonie nakazu, co, jak mogliśmy się spodziewać, spotkało się ze sprzeciwem rolników prowadzących na dużą skalę produkcję rolną.
Z ich perspektywy każdy metr, który mogą zająć pod uprawy, jest ważny.
O miedzach, śródpolnych zakrzaczeniach i zadrzewieniach nie wszyscy wypowiadają się z entuzjazmem. To te tereny miały być wliczane w obszary nieprodukcyjne. Ugorowanie byłoby ostatecznością, jeśli rolnik lub rolniczka nie miałby w swoim gospodarstwie takich stref.
Eksperci nie mają wątpliwości, że zmiany w krajobrazie rolnym, w sposobie użytkowania pól, takie jak scalanie podzielonych wcześniej miedzami rozdrobnionych upraw w wielkie areały, a co za tym idzie chemizacja rolnictwa, oddziałują katastrofalnie na świat ptaków i owadów. Warto odnotować fakt, że bez owadów większość ptaków nie odniesie sukcesu lęgowego.
Ktoś zaraz może się oburzyć i powie, że „te ptaszki i robaczki” nie są niczym ważnym. Niestety. Zbyt często nie łączymy kolejnych punktów. Sama chemizacja rolnictwa już ma wpływ na to, co jemy. A jakie będzie miała skutki w perspektywie długoterminowej, wciąż nie wiemy. Z kolei ptaki przez wieki wspierały rolników w walce z organizmami uznawanymi przez człowieka za szkodniki upraw. Co więcej, owady pełniły rolę zapylaczy – nie były i nie są nimi do dziś wyłącznie pszczoły miodne.
Dziś czymś w pełni zrozumiałym może wydać się konieczność zabiegania o jak największy zysk z działalności rolniczej, bo to oznacza inwestycje w drogi sprzęt, materiały, nasiona, prace rolne. Tego zrozumienia dla pożytku z pozostawiania miedz, śródpolnych zakrzaczeń i zadrzewień nie dostrzegam wśród wielu użytkujących ziemię ludzi.
Owszem, jest część rolników, takich jak Patryk Kokociński z Wielkopolski, który nie dość, że prowadzi z wielopokoleniową rodziną duże gospodarstwo rolne, to wprowadza szereg rozwiązań, które przywracają do krajobrazu znane od wieków rozwiązania. Jednak jest ich wciąż za mało. To w pewnym sensie zrozumiałe.
Mówiąc wprost, dopóki unijna i krajowa machina nie sprawi, że rolnikom zacznie się naprawdę opłacać wdrożenie schematów przyjaznych środowisku, niewiele się zmieni.
Na stronach Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa możemy przeczytać następujące słowa o miedzy: „Pełni ona bardzo istotne funkcje środowiskowe w krajobrazie rolniczym. Wraz z zadrzewieniami śródpolnymi, zakrzaczeniem i międzypolnymi oczkami wodnymi wpływa istotnie na kształtowanie mikroklimatu w środowisku rolniczym, bogatą bioróżnorodność oraz ograniczenie erozji wodnej i wietrznej”.
Na tej samej stronie można przeczytać jeszcze definicję miedzy: „wąski pasek ziemi nieużytkowany rolniczo, porośnięty roślinami popularnie nazywanymi chwastami, stanowi siedlisko życia, rozmnażania i żerowania dla wielu gatunków owadów i ptaków. Pola poprzecinane miedzami w okresie całego roku charakteryzują się ponad dwukrotnie wyższą liczbą ptaków niż monokultury”.
Nikt nie musi mi tego tłumaczyć. Nie prowadzę badań, ale od wielu lat bacznie obserwuję pola, gdzie są jeszcze miedze i śródpolne zadrzewienia. Tam wciąż jest życie, bo najczęściej gospodarują na nich rolnicy, którzy nie są aż tak podatni na zmiany i uprawiają ziemię w bardziej tradycyjny sposób. Są coraz starsi i nie mam złudzeń, że pozostawione przez nich pola mogą trafić w ręce kogoś, kto będzie wyciskał z przejętych gruntów jeszcze więcej.
Wciąż słychać na takich polach, między pasami pozostawionymi bez upraw, rzadki już głos przepiórki. Skowronków, wciąż dość pospolitych, ale odnotowujących spadki, też zobaczymy w takich miejscach więcej. To pewnie dlatego ptaki przenoszą się częściej na skraj lasu, bo jeszcze tam, gdzie tereny zalesione i uprawy rolne sąsiadują ze sobą, odnajdują lepsze warunki. Próbują też przetrwać w miastach. Ogródki działkowe w wielu miastach Polski są ważną ptasią ostoją.
Znajomym, którzy pytają mnie o to, co posadzić w przydomowym ogrodzie lub wzdłuż płotu, odradzam popularne żywotniki. Zamiast nich zachęcam do sadzenia głogów, tarniny i ałyczy. Nie dość, że nie są wymagające, to pięknie będą wyglądać na wiosnę. Stworzą też naturalny żywopłot. Będzie w nim roiło się od życia również zimą.
Miedze i zadrzewione pasy w krajobrazie rolnym nawet zimą są kolorowe od trznadli, wybarwionych na żółto. Z kolei na miedzach, gdzie zostawimy wiesiołka i inne gatunki, przysiadają całe stada szczygłów i innych drobnych ptaków. Pożywią się nasionami roślin. Z drzew zbiorą pozostawione na nich owoce.
Nawet zimą miedza i śródpolne zadrzewienia kipią życiem. Krajobraz rolniczy jest z definicji krajobrazem przekształconym przez człowieka. Nie nazwiemy go dzikim. Mimo to mógłby mieć ogromny potencjał, jeśli rzeczywiście chcielibyśmy ocalić wiele gatunków, które nauczyły się żyć w dość wymagającym ludzkim sąsiedztwie.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.
Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych” i „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej”.
Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych” i „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej”.
Komentarze