0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Patryk Ogorzalek / Agencja Wyborcza.plFot. Patryk Ogorzale...

Na zdjęciu: Betonowy rynek w Leżajsku. W 2022 roku za 14 milionów złotych z rynku usunięto drzewa, a plac pokryto granitowymi płytami.

„Duże Polskie miasta od 2019 roku mają miejskie plany adaptacji do zmian klimatu. W 44 planach zdiagnozowano najpoważniejsze zagrożenia klimatyczne, podatność poszczególnych sektorów miast na antropogeniczną zmianę klimatu oraz kierunki działań adaptacyjnych. Planów takich wciąż brakuje jednak w miastach średnich i małych” – piszą Fundacja Greenmind i Koalicja Ratujmy Rzeki w oświadczeniu przesłanym do OKO.press.

Rzeczywiście — takie plany powstały na razie jedynie w miastach powyżej 100 tysięcy mieszkańców. Na przykład w krakowskim planie czytamy m.in. o zwiększeniu powierzchni terenów zielonych, ograniczaniu transportu indywidualnego na rzecz komunikacji publicznej czy termomodernizacji budynków.

„Miasta są obszarem szczególnie wrażliwym, w którym koncentrują się najpilniejsze współcześnie wyzwania, począwszy od niedoboru wody i złej jakości powietrza, do zakłóceń gospodarczych i braku stabilności społecznej. Obecnie ludność polskich miast ocenia się na około 23,3 mln osób, co stanowi ponad 60 proc. populacji kraju – skala problemu jest więc olbrzymia” – czytamy na stronie projektu, który zakładał stworzenie 44 planów.

Małe miasta również mają problem z wodą, betonozą, powodziami – argumentują społecznicy, namawiając rząd do przyspieszenia prac w sprawie adaptacji do zmiany klimatu.

O rozszerzeniu listy miast, które miałyby opracowywać swoje plany adaptacji, mówi się już od kilku lat.

8 kwietnia 2024 Ministerstwo Klimatu i Środowiska przedstawiło projekt zmian w ustawie – prawo ochrony przyrody. Proponuje w niej, aby do stworzenia miejskich planów adaptacji były zobowiązane również miasta „o liczbie mieszkańców równej lub większej 20 tys.”. Według wykazu prac legislacyjnych rząd ma przyjąć projekt w trzecim kwartale 2024 roku.

Więcej ulew, gorsze susze

Fundacja Greenmind i Koalicja Ratujmy Rzeki opublikowała wskazówki dla lokalnych samorządów, jak mogą zadbać o zatrzymywanie wody w krajobrazie i jak mogą powstrzymać negatywne skutki zmiany klimatu.

„W działaniach adaptacyjnych i wielofunkcyjnym zagospodarowaniu ośrodków miejskich szczególną rolę powinna odgrywać błękitno-zielona infrastruktura i świadczone przez nią usługi ekosystemowe (...) Rozwiązania bliskie naturze, czyli inspirowane i wspierane przez naturalne procesy przyrodnicze, zapewniają korzyści środowiskowe, społeczne i gospodarcze oraz pomagają budować odporność miast i obszarów pozamiejskich” – piszą.

infografika pokazuje różnice między betonowymi, nieprzyjmującymi wody powierzchniami a terenem zielonym
Betonowe powierzchnie powodują, że woda szybko spływa, powodując podtopienia. W miastach pełnych zieleni zasilane są wody podziemne, woda zostaje w krajobrazie. Ilustracja: Barbara Hodurek/Obywatele dla wody

W 2020 roku Interdyscyplinarny Zespół Doradczy ds. kryzysu Klimatycznego przy Prezesie PAN ostrzegał, że postępująca zmiana klimatu i prognozowany wzrost temperatury w Polsce zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia fal upałów, susz i powodzi błyskawicznych. Naukowcy podkreślali, że w najbliższych latach „nastąpi zmiana rozkładu czasowego opadów: wzrost sumy opadów w półroczu zimnym w stosunku do opadów w półroczu ciepłym”, a także, że „liczba dni z opadem się zmniejszy, a to oznacza, że okresy bez opadów będą dłuższe, a opady dużo bardziej intensywne (kilkugodzinne, kilkudniowe ulewy)”.

Jak chronić miasta przed powodziami?

Profesor Anna Januchta Szostak, architektka i urbanistka na Wydziale Architektury Politechniki Poznańskiej i członkini zespołu przy Prezesie PAN, wskazywała w raporcie „Woda w małym mieście”, że powierzchnie nieuszczelnione – czyli tereny zielone – chronią przed podtopieniami. Woda opadowa nie spływa po betonie, a trafia do gruntu.

Tymczasem miasta tworzą „sprzyjające warunki do powstania powodzi opadowych ze względu na uszczelnienie dużych powierzchni. Ze względu na brak możliwości magazynowania wody i jej wsiąkania do gruntu, niemal cała objętość gwałtownych opadów musi być w mieście odprowadzana do wód powierzchniowych lub do kanalizacji deszczowej. Jeżeli systemy te są niesprawne bądź ich wydajność jest zbyt mała, wówczas woda zaczyna gromadzić się na ulicach i wdzierać się w niżej położone miejsca” – czytamy.

Koalicja Ratujmy Rzeki podkreśla, że lokalne samorządy mają więcej narzędzi, żeby przeciwdziałać powodziom i ich skutkom. Chodzi nie tylko o zatrzymywanie wody w krajobrazie, ale również oddawanie przestrzeni rzekom (czyli odsuwanie wałów przeciwpowodziowych, dając rzece przestrzeń do wylewania), zakazy zabudowy terenów zalewowych, a także przygotowanie map zagrożenia powodziowego i stworzenie systemu alarmowego. Podkreślają również, że naturalna retencja jest skuteczniejsza niż wykorzystywanie sztucznych zbiorników retencyjnych.

„Betonoza” utrudnia życie w lecie

Profesor Anna Januchta Szostak zwraca również uwagę na „betonozę” na rynkach polskich miast.

Przeczytaj także:

„W historycznych częściach miast do 2021 roku obowiązywały ścisłe i nieadekwatne do współczesnych zagrożeń klimatycznych wytyczne konserwatorskie. To prawda, że rynki pełnią inne funkcje niż parki. Są miejscem integracji mieszkańców, handlu i wydarzeń kulturalnych, ale wiele polskich miast i miasteczek zostało pozbawionych drzew w imię prawdy historycznej, ale za cenę przekształcenia ich w betonowe pustynie. Rynek w Gostyniu jeszcze w 2012 roku porastała zieleń, a mieszkańcy wyczekiwali modnej zmiany i efektów rewitalizacji. Dziś pokryty kamienną kostką rynek, pomimo fontanny i ławek nie zachęca do wypoczynku przy 30-stopniowych upałach” – pisze w raporcie.

Fundacja Greenmind wylicza, że kiedy temperatura powietrza wynosi 32 stopnie, beton nagrzewa się do 42. Asfalt – do 52. Tymczasem w cieniu drzew temperatura spada do 28 stopni.

infografika pokazuje, że asfalt przy temperaturze 32 stopni nagrzewa się aż do 52 stopni. Pod drzewami jest 28 stopni
Zieleń w trakcie upałów daje ulgę. Beton i asfalt nagrzewają się do bardzo wysokich temperatur. Ilustracja: Barbara Hodurek/Obywatele dla wody

Im dłużej rząd i samorządy będą zwlekać z wdrożeniem działań, które ograniczą skutki zmiany klimatu, tym bardziej będą one dotkliwe – wskazują społecznicy. Piszą: „Dostosowanie się do warunków będących efektem katastrofy klimatycznej to wyzwanie na najbliższe lata”.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze