0:000:00

0:00

Śmiercionośne grzyby – to nie tytuł horroru klasy C, lecz codzienność mieszkańców lokali komunalnych w stolicy Polski. Od dziesięcioleci żyją oni w niedogrzanych, wilgotnych mieszkaniach o przemarzających ścianach. Własnoręcznie zeskrobują grzyby mogące wywołać białaczkę, raka wątroby, płuc, przełyku, żołądka, guzy mózgu, oportunistyczne zakażenia gałki ocznej, organów wewnętrznych, zapalenie płuc, aspergiliozę układu nerwowego, oskrzelowo-płucną, astmę czy zapalenie wsierdzia. W wilgoci i zimnie rozwija się również gruźlica.

Ryszard – Mińska 13 „Żona wyszła ze szpitala, była tam dwa tygodnie. Miała 2 cm płynu w płucach, to ma pewnie związek z grzybem. A teraz wróciła do tego mieszkania, gdzie grzyb jest w powietrzu, jest zimno i wilgotno. Całą emeryturę wydałem już na węgiel i już go prawie nie mam. W pokoju jest 10 stopni, a gdy napalę, temperatura podnosi się o 1-2 stopnie. Przy oknie jest lód”.

Kuchnia mieszkania przy ul. Serockiej; fot.: WSL

Lokatorzy chorują, miasto nie robi badań

Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów (WSL), organizacja społeczna działająca od 2007 roku na rzecz poprawy warunków mieszkaniowych, od listopada 2017 roku prowadzi kampanię dotyczącą ogrzewania lokali miejskich. Na jeden z obchodów po zimnych i zagrzybionych mieszkaniach zabrali zagranicznych naukowców, czego wynikiem był list otwarty potępiający miejską politykę mieszkaniową. Na kolejny – zabrali lekarza, bo zauważyli powtarzające się problemy ze zdrowiem u odwiedzanych rodzin.

Dr Michał Sutkowski, rzecznik Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce, mówił wtedy:

„Mam wieloletnie doświadczenie w zawodzie i mało może mnie zaskoczyć. Jednak stan odwiedzonych lokali bez C.O. jest skandaliczny. Spotkane tu choroby – od astmy po gruźlicę – bezsprzecznie można ograniczyć przy realnej możliwości ogrzania lokali oraz odpowiedzialnym zarządzie.

Grzyb i powtarzający się zestaw dolegliwości wskazują, że dziś niezamożni lokatorzy pozbawieni C.O. nie mogą liczyć ani na jedno, ani drugie”.

WSL postanowiło więc dokładnie sprawdzić problem – ze zrzutek członkowskich zleciło w 2018 roku analizę mykologiczną. Pozwoliła ona na określenie gatunków grzybów i pomiar stężenia toksyn w powietrzu. Była to prawdopodobnie pierwsza taka analiza od czasu transformacji. Powinno ją zlecić miasto, a zrzucili się na nią lokatorzy, którym już ciężko związać koniec z końcem.

Badanie przeprowadzone przez naukowców i członków Polskiego Związku Mykologów Budownictwa pod kierownictwem mgr inż. Krystyny Styczuli objęło 3 lokale mieszkalne: przy ul. Serockiej 19/12, Mińskiej 13/5 i Komorskiej 30/5. Wyniki są druzgocące. Wykryto obecność 8 gatunków grzybów:

  • Mucor hiemalis,
  • Aspergillus ochraceus,
  • A. fumigatus,
  • Alternaria alternata,
  • Cladosporium cladosporioides,
  • Penicillium chrysogenum,
  • P. variabile,
  • P. glaucum.
Kuchnia mieszkania przy ul. Serockiej. Fot.: Jakub Szafrański

Stężenie większości z nich znacznie przekracza wartości bezpieczne (np. dla grzyba pleśniowego C. cladosporioides progiem zagrożenia dla osób nieuczulonych jest 1000-1200 jtk/m3, a we wszystkich mieszkaniach poziom jednostek tego gatunku był wyższy niż 1500/m3 powietrza). We wszystkich z tych lokali mieszkają ludzie. Wszyscy zgłaszali problem.

Krystyna, Mińska 13 „Mieszkam tu od 1963 roku. W domu jest zimno, a grzyb jest od zawsze. Każdego lata odgrzybialiśmy i odmalowywaliśmy samodzielnie, a na zimę grzyb znów wychodził. Wszystko jest mokre, przegniłe, stęchłe, meble szybko się niszczą. Zgłaszaliśmy problemy z grzybem i wilgocią administracji, ale jedyne, co nam naprawiono przez te wszystkie lata, to zaciek z dachu. Zwracaliśmy się też o zmianę mieszkania, przekazaliśmy zdjęcia – dostaliśmy odmowę”.

Co robi miasto?

O standardową procedurę po zgłoszeniu zagrzybienia zapytaliśmy Michała Szweycera z Zarządu Gospodarowania Nieruchomościami (ZGN) Praga-Południe. To instytucja administrująca budynkiem przy ul. Mińskiej. Odpowiedział nam, że w takim przypadku „do lokalu wysyłana jest komisja inspektorów budowlanych, posiadających odpowiednie uprawnienia, których zadaniem jest potwierdzenie występowania problemu oraz ustalenie jego przyczyn. Jeśli wynika on z kwestii zależnych od zarządcy nieruchomości (np. niewłaściwy stan przewodów wentylacyjnych) – to ZGN przeprowadza odpowiednie działania mające na celu usuniecie przyczyn i skutków (np. udrożnienie wentylacji oraz odgrzybienie lokalu). Jeśli jednak komisja stwierdzi, iż przyczyną jest niewłaściwe użytkowanie lokalu (np. zasłanianie przewodów wentylacyjnych), to za usunięcie skutków odpowiedzialny jest najemca lokalu”.

Wynikałoby z tego, że wszystko jest w porządku: miasto robi co może i skoro nie robi remontu, to znaczy, że winni są lokatorzy. Problem w tym, że przyczyny zagrzybienia są głębsze niż wadliwa wentylacja czy zaklejone kratki wentylacyjne. A działania administracji wcale nie są tak skrupulatne.

Krystyna, Mińska 13 „Poszłam kiedyś do Zastępcy Dyrektora ds. Technicznych ZGN-u, pana Czarneckiego, który powiedział mi, żebym napisała do nadzoru budowlanego, który może zrobić ekspertyzę co z tym mieszkaniem i grzybem. Napisałam. Przyszedł pan, zrobił zdjęcia, coś napisał. Nie dostałam odpowiedzi. Udało mi się w końcu dowiedzieć w listopadzie 2018, że Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego stwierdził, że lokal nie nadaje się do użytku i lokatorów należy wyprowadzić. Nakazał usunięcie nieprawidłowości dotyczących stanu technicznego budynku poprzez wykonanie prac: skucie starych tynków, odgrzybienie i położenie nowych tynków oraz montaż nawiewników”.

Wizytę nadzoru budowlanego pani Krystyna wywalczyła sama. Dopiero po niej ZGN przystąpił do remontu.

Mieszkańcy ul. Serockiej apelowali natomiast do inspekcji sanitarnej o badanie zagrzybionych ścian. Antoni Wiesztort z WSL mówi nam, jak wyglądała: „Gdy na wniosek lokatorki z Serockiej inspekcja zjawiła się w jej budynku, dokonała kontroli wyłącznie przestrzeni wspólnych: klatek, strychów, piwnic i korytarzy”.

Do mieszkań inspekcja nie zajrzała.

Skąd się bierze grzyb na ścianach i jak się go pozbyć?

O to, skąd się bierze grzyb w mieszkaniach z zapytaliśmy naukowca i zarazem czynnego projektanta, dr inż Jana Rubina z Wydziału Budownictwa Politechniki Śląskiej, członka Polskiego Stowarzyszenia Mykologów Budownictwa:

„Na pojawienie się grzybów pleśniowych w mieszkaniach ma wpływ wiele czynników, ale można podzielić na dwie zasadnicze grupy:

  • wady projektowe i techniczne budynku, m.in.: brak ocieplenia budynku lub źle wykonana termomodernizacja, brak właściwej izolacji przeciwwilgociowej, szczelne okna przy braku nawiewników oraz źle działająca wentylacja;
  • niewłaściwa eksploatacja pomieszczeń: zbyt duża wilgotność powietrza wewnętrznego i niewietrzenie mieszkań”.

Dobre warunki dla grzybów pojawiają się tam, gdzie jest wilgotno: tam, gdzie jest jakiś zaciek lub para wodna z powietrza skrapla się na zimnym murze. Grzyby pleśniowe nie potrzebują wiele, wystarczy im tapeta czy tynk.

Fot.: Jakub Szafrański

Dr Rubin kontynuuje: „Aby więc uporać się z tym problemem, należy potraktować go całościowo: ustalić skalę i rodzaj zagrzybienia, przeprowadzić analizę przyczyn i wybrać odpowiednie środki zaradcze.

Trzeba usunąć nie tylko grzyby, ale także przyczynę ich pojawienia się.

Tłumacząc ten problem studentom korzystam z porównania: Pacjent przychodzi w poniedziałek do lekarza z czerwonym nosem. Pojawiają się hipotezy. Może to grypa? Syndrom dnia poprzedniego? Czy może właśnie ktoś pacjenta uderzył w nos? Objawy te same, przyczyny różne. Podobnie jest z zagrzybieniem mieszkań”.

W zimnych mieszkaniach grzyb ma się świetnie

Podstawową przyczyną zagrzybienia mieszkań komunalnych jest zimno – nie da się ogrzać i wysuszyć wilgotnych ścian.

Mińska 13, Serocka 19 i Komorka 30 to przedwojenne, nieocieplone budynki bez centralnego ogrzewania. To tylko trzy przykłady z tysięcy podobnych. W zasobie miejskim jest około 80 tysięcy mieszkań. Jedna czwarta z nich nie ma centralnego ogrzewania. Ich mieszkańcy ogrzewają się więc piecykami elektrycznymi, węglem lub butlami gazowymi. To ostatnie jest niebezpieczne. Najwięcej osób używa najdroższej opcji – prądu. Płacą tysiące za ogrzewanie, a nie są w stanie ogrzać całych mieszkań – łazienek, kuchni czy korytarzy zazwyczaj nie ogrzewają wcale.

Przykładowe rachunki za prąd. Źródło: WSL

O standardowych 20 stopniach, które panują w mieszkaniach z centralnym ogrzewaniem, mieszkańcy prądowych komunalek mogą tylko pomarzyć. I oszczędzają na wszystkim.

„Na jedzeniu i lekach, rachują czy w danym miesiącu zapłacić czynsz czy inne rachunki” – dodaje Antoni Wiesztort z WSL. „Boją się odcięcia prądu w zimie, boją się eksmisji. Żyją w ciągłym stresie, zaciągają pożyczki, długi narastają.

Długi nie wynikają jednak z krnąbrności tych lokatorów, a błędnej polityki mieszkaniowej, która ich w te długi wpędza” – dodaje.

Trzeba być bogatym, jeśli jest się biednym

Lokatorzy Mińskiej opowiadali nam, że kupione parę lat temu na kredyt meble już się rozpadają. Szafki kuchenne stoją jeszcze tylko dlatego, że trzyma je blat. Sprzęty kuchenne szybko rdzewieją i wymagają wymiany.

Stanisław – Mińska 13 „Od tej wilgoci niszczą się też meble, po 4 latach są do wyrzucenia. Nie jesteśmy w stanie nagrzać porządnie, a i tak płacimy majątek za prąd. Za półtora miesiąca mamy rachunek na 1074 zł”.

Oprócz niebotycznych rachunków za prąd i rozpadających się sprzętów, życie w zimnie i wilgoci to też inne wydatki: ludzie muszą co roku wymieniać spleśniałe ubrania czy buty.

„Żeby utrzymać się w mieszkaniu bez centralnego ogrzewania, trzeba być bogatym” – podsumowuje cierpko Wiesztort.

Grzyby? Otwórzcie okna!

Nieocieplone ściany lub wadliwa termomodernizacja i brak centralnego ogrzewania sprawiają, że mieszkańcy walczą o każdy stopień. A dzwoniąc do administracji w sprawie zagrzybienia słyszą: proszę otwierać okna!

„Ludzie żyją w temperaturach 7-10 stopni, więc porady typu otwórz okna to kpina” – komentuje Wiesztort.

Żeby skutecznie pozbyć się zagrzybienia, nie wystarczy wentylacja, a tak zdają się myśleć urzędnicy. To tylko jeden z czynników.

W miejskich budynkach prawdopodobnie potrzebny jest generalny remont: wykrycie wszelkich źródeł wilgoci (m.in. wszelkich zacieków, nieszczelnych rur), skucie zagrzybionych tynków, a nawet wyburzenie i odbudowa ścian, podobnie ze stropami, zazwyczaj drewnianymi, które – jeśli są zagrzybione – grożą katastrofą.

Po usunięciu zagrzybień konieczne jest zastosowanie odpowiednich preparatów grzybobójczych, osuszenie ścian, ponowne otynkowanie. Równocześnie trzeba zająć się ścianami zewnętrznymi – ocieplić je we właściwy sposób bez pozostawienia tzw. mostków cieplnych. W oknach zamontować nawiewniki. Udrożnić kanały wentylacyjne i sprawdzić, czy jest w nich prawidłowy ciąg. Czasem trzeba je również przebudować.

Jedna z wizytowanych przez WSL klatek schodowych. Fot.: Jakub Szafrański

Na koniec należy umożliwić mieszkańcom utrzymywanie dobrej temperatury. Warto również dobrze wytłumaczyć im w jaki sposób utrzymywać odpowiednią wilgotność w mieszkaniach. Ale można ich z tego rozliczać dopiero wtedy, gdy mają szansę ogrzać się po wietrzeniu.

Stanisław – Mińska 13 „Nasze mieszkanie jest zadbane, sami je remontujemy ze szwagrem, położyliśmy płytki, skręciliśmy meble. Co roku odgrzybiałem mieszkanie i pochorowałem się od tej chemii. Teraz od dwóch lat nie jestem w stanie”.

Remont po interwencji nadzoru budowlanego i telewizji

Na Mińskiej 13 trwa remont klatki schodowej. Lokatorzy twierdzą, że ZGN zmobilizował się do niego po wizycie telewizji, która pokazała fatalny stan budynku i po wywalczonej przez panią Krystynę interwencji inspekcji budowlanej.

Stanisław – Mińska 13 „Kto na nieogrzewanej klatce robi remont?! Bez nagrzewnic! Siedzę w budownictwie ponad 20 lat i wiem, że to wszystko popęka, odpadnie”.

Pan Stanisław ma rację. Taki remont zimą przy potencjalnie ujemnej temperaturze na klatce schodowej to absurd. Sprawę komentuje dla nas rzeczoznawca budowlany, członek Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa: „Prowadzenie robót budowlanych w okresie zimowym, polegających za zdjęciu zagrzybionych tynków, wykonaniu nowych i pomalowanie ich szybko popularnymi farbami akrylowymi, nie można nazwać remontem.

Takie działania są niewłaściwe i w krótkim czasie mogą doprowadzić do jeszcze większej destrukcji remontowanych w ten sposób obiektów. Mogę wręcz powiedzieć, że jest to sabotaż i marnotrawienie pieniędzy.

Osuszanie murów wymaga dobrej wentylacji oraz odpowiednio regulowanego dopływu suchego ciepłego powietrza, a w warunkach zimowych w nieogrzewanych klatkach schodowych nie jest to możliwe do uzyskania”.

Budowlańcy zapukali również do drzwi pani Krystyny – chcieli rozpocząć remont jej mieszkania. Nie zgodziła się. To z jej strony przejaw instynktu samozachowawczego. Budowlańcy planowali bowiem remontować jej mieszkanie z całą rodziną w środku. Oznaczałoby to, że domownicy przebywaliby w lokalu, w którym kute są zagrzybione tynki. Musieliby wdychać pył i toksyny grzybów, a następnie, środki grzybobójcze.

Krystyna – Mińska 13 „2.01. przyszedł pan z administracji, że będzie robić remont, skuwać tynki, pokój po pokoju. Nie zgadzam się na to – w zimie remont? Mamy pokój przejściowy i kuchnię przejściową – gdzie my się będziemy myć, gdzie spać? Teraz robią klatkę po interwencji telewizji.

W zimie, kują tynki, kładą mokre, na mokre ściany, przecież to nigdy nie wyschnie! Do tego bałagan mamy w domu, ubikacja jest na korytarzu i gdy do niej wychodzimy, wszystko się wnosi do domu, a robotnicy zabezpieczyli podłogę klatki folią dopiero, gdy się z nimi pokłóciłam.

Tysiąc razy dziennie myję podłogę w domu. Moja matka ma demencję, musimy ją przyprowadzać do ubikacji w tym bałaganie. Dzisiaj (06.02) zabrała ją karetka do szpitala, to sobie tam może odpocznie”.

Rzeczoznawca budowlany komentuje: „W trakcie wykonywania takich robót jak skuwanie tynków, osuszanie murów, usuwanie zagrzybienia, ponowne tynkowanie, malowanie, impregnacja drewna konstrukcyjnego, malowanie drewna, powstają znaczne zanieczyszczenia powietrza wewnątrz zamieszkałych lokali mieszkalnych.

Użyte materiały mogą emitować do powietrza wiele substancji szkodliwych, a wręcz toksycznych.

W trakcie rozbiórek nie uniknie się powstawania znacznej ilości pyłów czy uwalniania się zarodników grzybów pleśniowych w pomieszczeniach zagrzybionych. Procesy technologiczne wymagają odpowiednich temperatur oraz wilgotności podłoża oraz powietrza. To wszystko stwarza zagrożenia dla zdrowia”.

Remontowana w zimie klatka budynku przy ul. Mińskiej 13. Fot. 1: Lokatorka, 2-3: OKO.press

Zapytaliśmy ZGN dlaczego remontują budynek zimą. Michał Szweycer z ZGN tłumaczy to nakazem inspekcji budowlanej: „Termin realizacji remontu wynika z nakazu PINB (ich realizacja musi być do 6 kwietnia). Administracja budynku, by ograniczyć uciążliwość remontu do minimum, proponowała najemcy by remont lokalu robić stopniowo, pokój po pokoju, ale póki co nie uzyskała na to jego zgody. Obecnie remont w lokalu nr 5 planowany jest na koniec marca”.

Zastanawiamy się, czy ZGN nie może po prostu skontaktować się z PINB, żeby przesunąć termin na wiosnę? Czy nikomu w administracji nie przyszło na myśl, że remont w zimie, z lokatorami w środku, może zniszczyć ich zdrowie? Czy brakuje tam ludzi z wiedzą na temat budownictwa, którzy zakwestionowaliby sens wydawania publicznych pieniędzy na remont, który prawdopodobnie tylko pogorszy stan budynku?

Chora polityka mieszkaniowa

Stan budynków miejskich znany jest władzom od lat. Do głównych argumentów, które stosują tłumacząc się z braku remontów lub wykonywania wyłącznie niewielkich prac i ślimaczego tempa podłączania lokali miejskich do centralnego ogrzewania, należą: brak środków i roszczenia do kamienic.

Na pytanie o Mińską 13 otrzymaliśmy odpowiedź: „Mińska 13 - budynek objęty jest roszczeniami reprywatyzacyjnymi. W obecnym stanie prawnym oznacza to, że w każdej chwili może on zostać zwrócony.

W tej sytuacji prawnej większy remont całego budynku narażałby ZGN na zarzuty niegospodarności (tego typu zarzuty m.in. często pojawiały się przed sejmową komisją ds. reprywatyzacji - że remontowano budynku, które potem zwracano spadkobiercom).”

Rzeczywiście jest tutaj pole do nadużyć. Nie potrafimy jednak oprzeć się wrażeniu, że zarzut niegospodarności jest dla władz straszniejszy niż narażanie życia obywateli miasta. Gdyby bowiem priorytetem było to drugie, władza szukałaby rozwiązań pozwalających zabezpieczyć się przed takim zarzutem niegospodarności lub ewakuowała mieszkańców.

Pojawia się też argument braku lokali miejskich. To prawda, na przydział mieszkania komunalnego czeka kilka tysięcy osób, nieraz kilka lat. Z tym, że nie jest to problem nowy. Jest palący od lat, a mimo tego nie stał się priorytetem. Warszawa zasobu mieszkaniowego raczej się pozbywa poprzez zwroty i prywatyzacje, niż remontuje czy buduje nowy (pomiędzy 2012 a 2016 miejski zasób mieszkaniowy zmniejszył się o 5 proc.)

A mieszkańcy żyją w warunkach, w których można ekranizować „Ludzi bezdomnych” Stanisława Żeromskiego. Ich choroby również przypominają dolegliwości pacjentów dr Judyma: gruźlicę, astmę czy nowotowory.

Antoni Wiesztort: „Naszym zdaniem to jest biologiczne wyniszczanie ludzi wraz z niszczeniem kamienic. Kamienice są doprowadzane do ruiny, potem sprzedawane. Zyski ze sprzedaży od lat biją na głowę nakłady miasta na walkę z zagrzybieniem mieszkań i podłączanie zasobu do centralnego ogrzewania. Podam przykład – jedną działkę na Kamionku miasto sprzedało za ponad 35 mln i to jest więcej, niż na całej Pradze Południe miasto przeznaczyło na doposażanie swoich lokali w centralne przez poprzednie 25 lat. A odpowiedzialny za przyłączenia SPEC przed prywatyzacją przynosił miastu ponad 60 milionów zysku rocznie!”.

Tymczasem ZGN Praga-Północ, także dzięki naciskowi lokatorów i mediów, planuje zintensyfikować prace. Poinformował nas, że „w samym 2019 roku planowane jest m.in:

  • podłączenie 23 budynków (ponad 250 lokali mieszkalnych) do miejskiej sieci ciepłowniczej;
  • budowa w jednym budynku centralnej instalacji ogrzewania i ciepłej wody użytkowej zasilanej z lokalnej kotłowni gazowej (brak technicznej możliwości przyłączenia do msc);
  • rozpoczęcie lub kontynuowanie termomodernizacji 23 budynków”.

Mieszkańcy chcą przestać cierpieć już teraz

„W kampanii przeciw kosztom ogrzewania prowadzonej przez WSL działa około 120 osób i ciągle przybywa nowych. Spotykamy się w kolejnych dzielnicach, także dzięki zainteresowaniu mediów. Ludzie przychodzą i spotykają takich samych jak oni, dowiadują się, że to nie jest ich wina – a wmawiano im to latami. Warunki, w których mieszkają, zimno i grzyb, który atakuje układ nerwowy, odbierają im siły, ale podrywają się do walki, gdy widzą, że jest jakaś szansa” – mówi Wiesztort.

„Nieroby, roszczeniowcy – tak mówi się o lokatorach mieszkań komunalnych. A w wielu mieszkaniach żyją ciężko pracujący ludzie, w tym pracownicy instytucji miejskich: pracownice żłobków, bibliotek, sprzątaczki w ratuszu – najmniej płatne prace w samorządach wykonują zresztą kobiety.

Ciekawe jak miasto obyłoby się bez ich pracy” – pyta.

Fot.: Piotr Stasiak

Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów apeluje o specjalną sesję rady miasta na temat mieszkań komunalnych. Wystosowali również 6 postulatów:

  1. Przeprowadzić systemową kontrolę Inspekcji Sanitarnej, niezwłocznie ewakuować lokatorów silnie zagrzybionych mieszkań.
  2. Regularnie osuszać lokale bez C.O. z wilgoci, likwidować trujące grzyby i pleśnie środkami nieszkodzącymi zdrowiu lokatorów.
  3. Zawiesić czynsze w lokalach, których koszty ogrzewania prądem daleko wykraczają poza możliwości finansowe mieszkańców.
  4. Umorzyć długi wywołane przydziałami do prądowych lokali.
  5. Uruchomić realne dopłaty wyrównawcze do ogrzewania prądem (dziś to średnio 15 zł/mc).
  6. Wzorem innych krajów UE, zakazać prawnie możliwości odcinania prądu w wyniku zadłużenia, jeśli jest to jedyna dostępna metoda ogrzewania w lokalu.

Rozwiązanie problemu wilgotnych i zagrzybionych mieszkań wymaga natychmiastowych kroków. Odpowiedzialne władze miasta powinny bezwględnie postawić zdrowie mieszkańców na pierwszym miejscu. Powinny więc nie tylko pracować nad dobrą strategią mieszkaniową na kolejne lata, ale w pierwszej kolejności – zareagować błyskawicznie w sprawie tych, którzy mieszkają w budynkach zagrażających ich zdrowiu i życiu.

Zdajemy sobie sprawę ze skali problemu, wiemy, że sytuacja wygląda podobnie w całej Polsce – będziemy na ten temat pisać.

Udostępnij:

Hanna Szukalska

Psycholożka, dziennikarka i architektka. Współpracuje z OKO.press i Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. W OKO.press pisze głównie o psychiatrii i psychologii, planowaniu przestrzennym, zajmowała się też tworzeniem infografik i ilustracji. Jako psycholożka pracuje z dziećmi i młodzieżą.

Komentarze