0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Adam Stępień / Agencja Wyborcza.plAdam Stępień / Agenc...

W ostatnich dniach nie doszło do poważniejszych zmian w przebiegu linii frontu w Ukrainie – Siły Zbrojne Ukrainy przeprowadziły dwa lokalne kontrataki na obrzeżach Bachmutu nieco poprawiając tam swoje położenie taktyczne, zaś Rosjanie ponawiali ataki m.in. pod Bachmutem, Awdijewką i Wuhłedarem – jednak bez postępów. Szczegółowy obraz sytuacji na froncie przedstawi w OKO.press w najbliższy poniedziałek (20 marca) pułkownik Piotr Lewandowski. A my dziś skupmy się na trzech sprawach bezpośrednio związanych z wojną w Ukrainie, jednak rozgrywających się poza jej terytorium.

Polskie MiG-i w końcu lecą do Ukrainy

Po roku od pierwszej burzliwej międzynarodowej dyskusji w tej sprawie Polska przekazuje Ukrainie pierwsze cztery myśliwce MiG-29 – mają to być egzemplarze w pełni sprawne i gotowe do służby. Pozostałych kilka (dokładną liczbę trudno określić) samolotów tego typu również ma trafić do Ukrainy. Najpierw mają jednak zostać odremontowane, prawdopodobnie też z części z nich zostaną usunięte niektóre urządzenia elektroniczne działające w NATO-wskich standardach.

„Decyzja została podjęta najpierw przez nas wspólnie na poziomie najwyższych władz państwowych, a następnie rząd podjął w tej kwestii specjalną uchwałę. My tych MiG-ów mamy jeszcze obecnie kilkanaście. (...) Ich miejsce zajmą nowo dostarczane samoloty FA-50 z Korei Południowej, pierwszych spodziewamy się pod koniec roku” – mówił w czwartek 16 marca na wspólnej konferencji prasowej z nowowybranym prezydentem Czech Petrem Pavlem prezydent Andrzej Duda.

Do czasu wprowadzenia do służby samolotów F-16 (co zaczęło się w roku 2006) posowieckie MiG-i 29 były tymi najmniej przestarzałymi myśliwcami w arsenale polskich Sił Powietrznych. Pierwszych 12 maszyn na mocy kontraktów zawartych u schyłku PRL zostało wprowadzonych na uzbrojenie na przełomie epok – w 1989 i 1990 roku. Większość posiadanych przez Polskę egzemplarzy pochodziła jednak z drugiej ręki. W 1995 roku odbyła się barterowa transakcja z naszymi południowymi sąsiadami. 10 w pełni sprawnych używanych maszyn otrzymaliśmy od Czech w zamian za podobną liczbę produkowanych w Polsce śmigłowców Sokół. W 2002 roku z kolei 24 samoloty z arsenału po byłej NRD (z których ostatecznie jedynie 10 nadawało się do lotu, reszta posłużyła za rezerwuar części) otrzymaliśmy w prezencie (za symboliczne 1 euro) od Niemiec.

Wielokrotnie remontowane, naprawiane i modernizowane MiG-i 29 służyły polskim pilotom aż do dziś.

Z łącznie 32 zdatnych do lotu maszyn do roku 2023 dotrwało jednak jedynie od kilku do parunastu egzemplarzy.

Polskie władze zapowiedziały transfer MiG-ów już wiosną zeszłego roku – jednak decyzja została wówczas zmieniona na skutek amerykańskich nacisków. USA i NATO obawiały się, że będzie prowadzić to do eskalacji konfliktu. Dziś – po decyzjach o przekazaniu Ukrainie czołgów i wozów bojowych produkcji zachodniej i gdy trwa dyskusja o dostarczeniu Ukrainie myśliwców F-16 – takie obawy już nie powracają. Polskie MiG-i – niezależnie od tego, czy będzie ich nieco mniej, czy nieco więcej niż 10 – z całą pewnością będą stanowić istotne wsparcie dla borykających się z brakiem sprzętu ukraińskich sił powietrznych, dla których każdy zdatny do lotu myśliwiec 4 generacji jest obecnie na wagę złota. Z pewnością ważny będzie również fakt, że część polskich maszyn (tych trwale niesprawnych) może posłużyć Ukraińcom za źródło części zamiennych.

Przeczytaj także:

Rosjanie ruszyli na połów drona

Na Morzu Czarnym obserwowana jest wzmożona aktywność rosyjskiej floty. Z portów wyszło ponad 20 okrętów – w tym duża liczba jednostek pomocniczych. Tym razem nie chodzi jednak o kolejny przeprowadzany z morza atak rakietowy na Ukrainę, tylko o poszukiwania amerykańskiego drona rozpoznawczo-bojowego MQ-9 Reaper, staranowanego we wtorek nad wodami międzynarodowymi przez rosyjski myśliwiec Su-27. Rosjanie zamierzają przejąć zatopiony na sporej głębokości (powyżej 1 km) wrak i poddać go wiwisekcji – by poznać technologie i standardy łączności stosowane przez Amerykanów.

W czwartek 16 marca Amerykanie ujawnili nagranie wideo z kamery Reapera przedstawiające ostatnie sekundy przed atakiem. Widzimy na nim, jak zrzucający paliwo w pobliżu amerykańskiego drona (by zakłócić jego działanie) rosyjski myśliwiec wykonuje gwałtowny manewr zakończony dosłownie otarciem się maszyny o bezzałogowca. Stopień ryzyka, z jakim wiązał się wykonany przez Su-27 zwrot, wskazuje, że był to raczej błąd pilota niż przemyślana próba zniszczenia drona przez taranowanie.

View post on Twitter

Reaper to spora maszyna. Ma 11 metrów długości a jego masa startowa (z paliwem i uzbrojeniem) to prawie 5 ton. Jego gwałtowne zderzenie z myśliwcem mogłoby mieć katastrofalne skutki dla obu stron. Ewentualna próba zmiany jego kursu czy uszkodzenia przez fizyczny kontakt z Su-27 wymagałaby zrównania prędkości i bardzo precyzyjnych manewrów pilota myśliwca – tego na nagraniu zdecydowanie nie widzimy. Bardziej efektywne – i bezpieczniejsze dla Rosjanina – byłoby zaś uszkodzenie drona strumieniem gazów wylotowych z silnika myśliwca. Jeśli podjął on próbę wykonania właśnie takiego manewru, to przeprowadził ją wyjątkowo nieudolnie.

O ile jednak rosyjski pilot raczej nie zamierzał wykonać bezpośredniego ataku kamikaze na amerykańskiego drona, o tyle z całą pewnością próbował wcześniej zakłócić jego lot – zrzucając paliwo i wykonując gwałtowne manewry w jego pobliżu. Jest to zresztą stałą praktyką rosyjskich pilotów, co potwierdza film opublikowany przez rosyjską propagandę i mający rzekomo przedstawiać sytuację z wtorku, jednak nagrany w odmiennych od widocznych na filmie Reapera warunkach atmosferycznych.

ABW złapała rosyjskich szpiegów – jednak chyba trochę za późno

Mariusz Kamiński, ułaskawiony przez Andrzeja Dudę minister spraw wewnętrznych, pochwalił się we wtorek sukcesem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego polegającym na zatrzymaniu dziewięciorga osób (w tym prawdopodobnie trojga Białorusinów) mających pracować dla rosyjskich służb specjalnych. Sześcioro z nich trafiło już do aresztu tymczasowego.

View post on Twitter

Sukces to jednak o tyle ambiwalentny, że rosyjska siatka szpiegowska zdążyła przed rozbiciem zainstalować cały system kamer i czujników wokół pilnie strzeżonego lotniska w Rzeszowie-Jasionce będącego głównym hubem przeładunkowym pomocy – także militarnej – dla Ukrainy oraz wzdłuż torów kolejowych i dróg prowadzących na Ukrainę. ABW nie ujawnia, ile trwała ta operacja. Raczej jednak nie od wczoraj, skoro w komunikacie ABW znalazło się sformułowanie, że członkowie siatki otrzymywali za swą działalność na terenie Polski „systematyczne wypłaty" oraz mieli szykować się do przeprowadzenia działań dywersyjnych w celu sparaliżowania dostaw pojazdów i broni dla Ukrainy.

Obraz z zainstalowanych przez agentów kamer mógł służyć Rosjanom nie tylko do inwentaryzowania dostaw zachodniego sprzętu dla SZU, ale także do synchronizowania ataków rakietowych i dronowych na szlaki transportowe już na terenie Ukrainy.

;

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze