Istnieje przekonanie, że migranci mogą rozwiązać problemy globalnej Północy – zwłaszcza te wynikające z kwestii demograficznych. Kończy się jednak na tym, że niektórzy migranci są po prostu uwięzieni w domu, w bardzo złych warunkach
Krzysztof Katkowski, OKO.press: „Wzrost globalnej migracji tymczasowej jest jedną z konsekwencji światowej ekspansji neoliberalnego kapitalizmu” – pisze pan we wstępie do swojej najnowszej książki – „Migracja jako ekonomiczny imperializm” (ang. „Migration as Economic Imperialism”). Co to znaczy?
Immanuel Ness*: W latach 80. i 90. XX wieku globalna gospodarka stała się neoliberalną gospodarką rynkową, w której wszystko zostało utowarowione, w tym ludzie. Oznacza to, że jednostki są „odpowiedzialne” za własne utrzymanie, własne życie i tak dalej, a także za swoje rodziny – i że nie jest to obowiązkiem państwa. Ideologia ta, znana jako neoliberalizm, jest oparta na przeniesieniu odpowiedzialności z państwa na jednostkę.
Zmiana globalnej ideologii jest ściśle powiązana z trendem migracyjnym, który gwałtownie wzrósł, mimo że Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji (IOM) zdaje się tego nie zauważać. Dane podawane przez tę organizację są problematyczne, ponieważ bazują na wzroście procentowym, a nie na liczbach bezwzględnych. Chociaż podzielam stanowisko IOM, że wzrost w ujęciu procentowym jest skromny, żyjemy w okresie, w którym migracja znacznie wzrosła, a pracownicy migrujący są bardzo ważni dla bardziej zamożnych krajów, gdzie pracują kluczowych branżach, w tym w rolnictwie, budownictwie, produkcji, opiece i logistyce.
Obecnie migranci stanowią około 3,5 proc. światowej populacji. To naprawdę dużo ludzi.
Staram się argumentować, że migranci są uosobieniem neoliberalnego kapitalizmu, ponieważ aby móc w nim przetrwać, trzeba się przemieszczać. Tak było też w Stanach Zjednoczonych od połowy XIX wieku do początku XXI wieku: znaczna część populacji była mobilna i przenosiła się z jednego miejsca do drugiego. Dlatego na przykład w Kalifornii wiele osób pochodzi ze Środkowego Zachodu.
Opisuje pan centra „eksportu migracji”: „Główna dzielnica biznesowa Katmandu, stolicy Nepalu, jest zdominowana przez instytuty szkoleniowe, zagranicznych kontrahentów i firmy rekrutujące”. Przyszłych migrantów szkoli się, aby potem wysłać ich jako wykwalifikowanych pracowników do krajów takich jak USA.
Byłem w Katmandu wiele razy na początku XXI wieku, a następnie po trzęsieniu ziemi w 2015 roku. Zdecydowana większość populacji, nawet w miastach, żyje tam według międzynarodowych standardów poniżej granicy ubóstwa.
Jednocześnie Katmandu zaczęło się zmieniać – pojawiło się wiele międzynarodowych programów i firm technologicznych, a także pośredników „handlujących” migrantami z nepalskich wsi wysyłanych do krajów, które mają duże zapotrzebowanie na pracowników nie tylko wykwalifikowanych. A Nepal jest miejscem dostarczającym tanich pracowników.
Jego gospodarka opiera się na dwóch gałęziach: migracji i turystyce, przy czym przemysł migracyjny jest najważniejszy.
Większość pracowników z Nepalu to młodzi mężczyźni i młode kobiety. Pracują w budownictwie, produkcji oraz w wielu innych branżach, a także w opiece, zwłaszcza kobiety.
Jaki to miało wpływ na gospodarkę Nepalu?
Nepalski produkt krajowy brutto wzrósł. Nie doprowadziło to jednak do infrastrukturalnego rozwoju gospodarczego. Większość pieniędzy zarobionych przez przemysł migracyjny pozostaje w tym, co badacze migracji nazywają infrastrukturą migracyjną – od brokerów po organizacje szkoleniowe i turystyczne. Ale zyski z tej branży nie idą przecież tylko do krajów wysyłających, także do przyjmujących. Więc mimo że PKB rośnie, rozwój gospodarczy jest stosunkowo niewielki.
Kraj Południa wyzyskiwany przez globalną Północ?
To zbyt uproszczona interpretacja. Nepal i tak jest jednym z najbogatszych krajów, z których się migruje. Powinniśmy jednak spojrzeć szerzej na zależności wewnątrz samego Południa, zbadać globalne łańcuchy dostaw. Nepalskich pracowników znajdziemy ich w krajach takich jak Malezja czy w Zatoce Perskiej, ale także w Wielkiej Brytanii. I są wyzyskiwani w każdym z tych miejsc. Ostatnio głośna była sprawa Nepalczyków pracujących w brytyjskim przemyśle rybnym – brutalnie wykorzystywanych, ponieważ Wielka Brytania wyszła z UE i przemysł musiał obniżyć koszty.
Kto więc na tym korzysta? Czy można powiedzieć, że na przykład Malezja wykorzystuje Nepal?
Głównymi beneficjentami są wielonarodowe organizacje, które stworzyły ten system – zazwyczaj jest to zachodni kapitał finansowy, a także korporacje produkujące elektronikę i półprzewodniki itp.
Malezja oczywiście jest beneficjentem migracji. To dość rozwinięty kraj w Azji Południowo-Wschodniej, mimo że nie należy do OECD. W żaden sposób nie można natomiast powiedzieć, że skorzystał na tym Nepal, podobnie jak wiele innych krajów w takiej sytuacji. Malezja poszukuje pracowników o najniższych wymaganiach płacowych – więc jeśli płace w Nepalu wzrosną lub nepalscy pracownicy zażądają wyższych płac, Malezji bardzo łatwo będzie szukać taniej siły roboczej gdzie indziej.
Malezja to dobry przykład, bo większość siły roboczej w tamtejszym przemyśle to migranci. Nie mają oni prawa pozostania tam na stałe, ograniczone też jest ich prawo do zrzeszania się w związkach zawodowych, ponieważ muszą wrócić do domu po maksimum trzech latach. Kontrakty migrantów bardzo rzadko są odnawiane, istnieje surowy system kontroli migracji nadzorowany przez policję. Migranci, którzy złamią reguły, są karani. Kiedy mówimy o wyzysku, musimy również mówić o penalizacji pracy migrantów.
Weźmy przykład Nepalczyka, który pracuje w firmie elektronicznej w Malezji. Ta firma może stwierdzić, że nie potrzebuje już tego pracownika, ale zna inną firmę elektroniczną, która go potrzebuje. Pracownik mógłby przejść do tej drugiej firmy. Ale prawo tego zabrania – możesz pracować tylko dla podmiotu, z którym zawarłeś umowę w swoim ojczystym kraju. Jeśli migranci opuszczą pierwotne miejsce pracy, tracą legalny status..
Ktoś może powiedzieć, że mogą wrócić do swoich krajów. I przynieść tam osiągnięcia kultury Północy czy bogatszych krajów Południa...
W części literatury na temat migracji, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, pojawiają się stwierdzenia, że rola zachodnich konsumpcyjnych społeczeństw jest bardzo ważna w rozpowszechnianiu demokratycznych ideałów w światowej gospodarce. Nie mogę się z tym zgodzić.
Na przykład Peggy Levitt, ważna badaczka migrantów z Dominikany w Nowej Anglii i okolicach Bostonu, argumentuje, że szczególnie kobiety z Dominikany są wielkimi beneficjentkami migracji, zdobywając kapitał społeczny i doświadczenie zawodowe. Dowiadują się, jak się ubierać, przejmują niektóre obyczaje. Myślę, że to kompletny nonsens. Potrafią porozumiewać się po angielsku – ale czy to pomoże im w Dominikanie? Być może pozwoli to im się uczyć lub znaleźć pracę w firmie, która prowadzi interesy w Stanach Zjednoczonych. Nie sądzę jednak, by większość nisko opłacanych migrantów należała do tej kategorii. Kiedy mieszkasz na Dominikanie i jesteś biedny, nie masz możliwości dalszego kształcenia.
Weźmy też Arabię Saudyjską, której gospodarka również oparta jest na migrantach. Jeśli jesteś kobietą, najprawdopodobniej będziesz zamknięta w czyimś domu jako służąca. Jeśli jesteś mężczyzną, możesz być na przykład kierowcą – więc tak naprawdę nie możesz zobaczyć świata poza czterema ścianami. A jeśli uczysz się jakichś norm, to autokratycznych, nie demokratycznych.
Wiele osób jest przeciwnych migrantom. A przecież to zjawisko ekonomicznie korzystne dla krajów przyjmujących.
Ludzie mówią, że migrujący robotnicy, udokumentowani czy nie, zabierają ludziom pracę. To mit. W rzeczywistości ci pracownicy świadczą usługi, których potrzebuje znaczna część populacji.
W zamożnych krajach Europy Zachodniej kobiety są pod presją, aby zrównoważyć karierę i rodzinę. Zamożne, wykształcone kobiety mające dzieci potrzebują więc opiekunek. Polegają na migrantkach z biednych krajów, które opiekują się ich dziećmi i wykonują prace domowe za niskie wynagrodzenie. W wielu przypadkach te opiekunki i nianie nawiązują bliskie więzi z dziećmi. Jest to jednak wciąż migracja tymczasowa.
Istnieje przekonanie, że migranci mogą rozwiązać problemy globalnej Północy, zwłaszcza te wynikające z kwestii demograficznych. Kończy się jednak na tym, że niektórzy migranci są po prostu uwięzieni w domu, w bardzo złych warunkach. Więc nawet ta „racjonalna postawa”, o której wspominasz, nie przynosi żadnej istotnej zmiany.
Zgoda, tylko jak kraje utrzymujące się z pracy imigrantów, rodziny funkcjonujące dzięki nim miałyby poradzić sobie bez nich?
Bogate kraje docelowe są bez wątpienia beneficjentami migracji. Chodzi jednak o to, że biedne kraje pochodzenia nie odnoszą znaczących korzyści z migracji pracowników domowych. Podczas gdy oni podnoszą jakość życia rodzinnego w krajach docelowych, nieobecność kobiet w krajach pochodzenia przyczynia się do fragmentacji rodzin, ich osłabienia. Bywa przecież, że są nieobecne przez wiele lat i pozostawiają w domu dzieci, innych członków rodziny.
Systemy migracyjne opierają się na wyzysku, na nierównych relacjach pomiędzy krajami. Co można z tym zrobić?
W 2018 roku przyjęto w ramach ONZ Światowy Pakt w Sprawie Migracji. Zobowiązuje on strony do określonych wymogów dotyczących godnej pracy. Kilka krajów Europy Wschodniej – Polska, Węgry i Czechy oraz Izrael i USA pod rządami Trumpa głosowały przeciw. Ten pakt nie ma jednak charakteru wiążącego.
Musimy spróbować zachęcić kraje do przyjęcia tych norm – ważnych, bo związanych z ludzką godnością i prawem do życia w dobrobycie. Na razie skończyło się na dwustronnych umowach między państwami, w których obowiązują systemy deportacji.
*Immanuel Ness jest profesorem nauk politycznych w Brooklyn College na City University of New York i wizytującym profesorem socjologii na uniwersytecie w Joahnnesburgu. Był związkowcem i aktywistą na rzecz Globalnego Południa, jest redaktorem naczelnym Journal of Labor and Society i autorem wielu książek, w tym ostatnio Migration as Economic Imperialism.
Na zdjęciu: nepalscy migranci zarobkowi stoją w kolejce do departamentu pracy w Katmandu po dokumenty uprawniające do opuszczenia kraju, 27 stycznia 2014.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.
Krzysztof Katkowski (ur. 2001) – socjolog, tłumacz, dziennikarz, poeta. Absolwent Universitat Pompeu Fabra w Barcelonie i Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje z OKO.press, „Kulturą Liberalną”, „Dziennikiem Gazeta Prawna” i „Semanario Brecha”. Jego teksty publikowały m.in. „la diaria”, „Gazeta Wyborcza”, „The Guardian” „Jacobin”, , „Kapitàl noviny”, „Polityka”, „El Salto” czy CTXT.es.
Krzysztof Katkowski (ur. 2001) – socjolog, tłumacz, dziennikarz, poeta. Absolwent Universitat Pompeu Fabra w Barcelonie i Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje z OKO.press, „Kulturą Liberalną”, „Dziennikiem Gazeta Prawna” i „Semanario Brecha”. Jego teksty publikowały m.in. „la diaria”, „Gazeta Wyborcza”, „The Guardian” „Jacobin”, , „Kapitàl noviny”, „Polityka”, „El Salto” czy CTXT.es.
Komentarze