Pośrednicy wykorzystują pracowników z krajów latynoskich, realni pracodawcy korzystają z ich pracy i przymykają oko na nielegalne praktyki. Skala zjawiska rośnie, a projektowana zmiana w ustawie może je pogłębić
– Zostałem oszukany. Pośrednik obiecał mi pensję, której nigdy nie zapłacił. Obiecał dokumenty, których nigdy nie wyrobił. Przez trzy miesiące pracowałem, a oni cały czas grozili mi deportacją. A potem zgłosili mnie do Straży Granicznej, mówiąc, że jestem nielegalny – mówi Ernando.
49-letni Kolumbijczyk pochodzi z Bogoty, w ojczyźnie pracował w branży gastronomicznej. Usłyszał o pracy w Polsce od brata. Zaczął rekrutację przez kolumbijską firmę Soluciones Internacionales (za co zapłacił 2,2 mln pesos – ok. 2,2 tys. zł), ale umowa z nią obowiązywała Ernando tylko do momentu rozpoczęcia pracy w Polsce.
Już na miejscu podpisał umowę z kolejnym pośrednikiem, czyli polską firmą z Nowego Sącza. W rzeczywistości rozpoczął pracę w zakładach należących do zakładów z branży wędliniarskiej.
– To była ciężka praca, ale ją wykonywałem, choć mieli mi płacić 23 złote za godzinę, a dostawałem 16. Koordynatorzy, głównie z Ukrainy, traktowali nas bardzo źle. Brakowało przyzwoitego jedzenia, warunki lokalowe też pozostawiały wiele do życzenia – kontynuuje Ernando. – Mimo wszystko pracowałem normalnie, regularnie dopytywałem też koordynatora o mój proces legalizacyjny. Ciągle słyszałem: „Nie martw się, wszystko w porządku”.
19 stycznia Kolumbijczyka skontrolowali w miejscu pracy funkcjonariusze Straży Granicznej (podejrzewa, że na wniosek pracodawcy). Okazało się, że przebywa na terenie Polski nielegalnie, bo jego wniosek o pobyt czasowy skierowany do Wojewody Dolnośląskiego zawierał braki formalne. Na tej podstawie SG zobowiązała Ernando do powrotu do kraju w ciągu trzydziestu dni.
Problem w tym, że Kolumbijczyk, podobnie jak wielu obcokrajowców pracujących w Polsce, nie miał dostępu do postępowania o zezwolenie na pracę. Ma go tylko tzw. podmiot powierzający pracę, czyli de facto pośrednik. I choć to rekruter nie dopełnił formalności, to za nielegalny status został ukarany Ernando.
– Pracownik nie powinien ponosić konsekwencji za cudze błędy. Podpisał umowę, więc miał prawo zakładać, że pracuje legalnie. To pracodawca i pośrednik nie dopełnili formalności, do tego prawdopodobnie celowo wprowadzili go w błąd – komentuje Ignacy Jóźwiak, koordynator zespołu ds. migracji w Ogólnopolskim Związku Zawodowym Inicjatywa Pracownicza.
Sprawa Ernando pokazuje mechanizmy dotyczące migrantów na polskim rynku pracy, które opisujemy od kilku lat. W ostatnim czasie mocno wzrosła liczba obywateli np. Meksyku i Kolumbii, którzy przy pomocy pośredników lub na własną rękę dostają się do Polski na podstawie wiz turystycznych. Na terytorium UE przebywają legalnie przez trzy miesiące, co daje duże możliwości do nadużyć pośrednikom.
– Mamy do czynienia ze spychologią: jedna firma sprowadza pracownika, druga firma daje pracę, z trzecią podpisuje się umowę, ale w siedzibie czwartej – ciągnie Jóźwiak.
– Ale od przedstawicieli np. firm wędliniarskich ciągle słyszę tłumaczenia: „To nie my, to agencja”. Formalnie przecież tak jest – prowokuję przedstawiciela Inicjatywy Pracowniczej.
Jóźwiak: – To proces, który trwa od lat, tylko zmieniają się kraje pochodzenia pracowników. Ale realni pracodawcy wiedzą, co robią. To klasyczna taktyka, która prowadzi do rozmycia odpowiedzialności.
Rzeczywiście, wiele zakładów choćby z branży mięsnej korzysta z taniej siły roboczej z latynoskich krajów. Formalnie jednak pracownicy zatrudniani są w firmach pośredniczących. A te zarabiają na procesach rekrutacji, systemie zadłużania pracowników (np. za nieobecności i spóźnienia), podnoszą opłaty za i tak już przepełnione mieszkania lub jedzenie.
Niektórzy pośrednicy – jak bohaterka moich reportaży Katarzyna S, poszukiwana obecnie przez prokuraturę generalną Meksyku w sprawie handlu ludźmi – oszukują pracowników i przedstawiają im sfałszowane pozwolenia na pracę:
Wielu nie legalizuje statusu pracowników. Nagminnie zdarzają się sytuacje, że przedstawiciele tych firm informują SG o nielegalnym statusie pracownika. Dzięki temu przez trzy miesiące mogą outsourcować tanią siłę roboczą, a potem cała wina i tak spada na cudzoziemca.
Ernando: – Pośrednicy wykorzystują fakt, że nie znamy języka i każą nam podpisywać dokumenty tylko po to, żeby nam zaszkodzić. To oburzające! W efekcie w Polsce traktuje się mnie jak przestępcę, choć jestem ofiarą. Podobnie jak wielu moich rodaków.
Prawo nie nadąża za praktykami pośredników na rynku pracy. W niektórych przypadkach SG traktuje migrantów jako domniemane ofiary handlu ludźmi. Według polskiego prawa za handel ludzi uchodzi werbowanie, transport, dostarczanie, przekazywanie, przechowywanie lub przyjmowanie osoby z zastosowaniem m.in. przemocy, lub groźby bezprawnej, uprowadzenia, podstępu, wprowadzenia w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania.
– Wiele jest sytuacji, w której spełnione są np. dwie przesłanki z trzech: faktycznie pracownik został oszukany, nie dostał umowy o pracę. Albo pracował poniżej ludzkiej godności po 14-16 godzin za minimalną krajową, a pracodawca potrąca mu z tego koszty noclegu i wyżywienia. Ale już pierwsza przesłanka nie zostaje spełniona, bo nie doszło do porwania tej osoby lub fizycznego pozbawienia jej wolności – mówi Filip Rakoczy, radca prawny ze stowarzyszenia Nomada, które broni interesów latynoskich pracowników.
Przestarzałe przepisy sprawiają, że ofiary takich pośredników pozostają w Polsce formalnie nielegalnie i bez możliwości podjęcia pracy. A śledztwa prokuratur w takich sprawach toczą się latami lub są umarzane.
Tymczasem w Ministerstwie Rozwoju i Technologii powstał projekt „Ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu deregulacji prawa gospodarczego i administracyjnego oraz doskonalenia zasad opracowywania prawa gospodarczego”. Obecnie jest na etapie konsultacji, a ustawa ma zostać przedłożona Radzie Ministrów w drugim kwartale roku. Projekt zmienia m.in. „Ustawę o rynku pracy i służbach zatrudnienia”. To ona według naszych rozmówców może wpłynąć na wzrost zatrudniania nielegalnych migrantów.
– Obecnie, zarówno realny pracodawca, jak i pracownik, obrywają rykoszetem w przypadku nielegalnych praktyk pośredników – mówi radca Rakoczy z Nomady. – Wiadomo, że kara jest o wiele bardziej dotkliwa dla pracownika, bo wiąże z potencjalnym zobowiązaniem do powrotu. O ile grzywna nakładana na pracownika następuje w trybie przepisów o wykroczeniach, gdzie badane może być faktyczne zawinienie pracownika, o tyle zobowiązanie do powrotu nakłada się w trybie administracyjnym, gdzie rzadko bierze się pod uwagę jego zawinienie i co do zasady nie przeprowadza żadnej rozprawy.
A przecież to nie pracownik jest winien tego, że wpadł w nielegalność.
Po zmianie projektowanej przez Ministerstwo Rozwoju i Technologii ustawa też nie tworzy zachęty do zgłaszania przez pracownika nielegalnego zatrudnienia, co może pogłębiać problem.
Pracodawcy wnioskowali o zmianę przepisów, bo twierdzą, że nie mogą kontrolować statusu migrantów.
„Środowisko pracodawców sygnalizuje problem »arbitralnego przypisywania sprawstwa« pracodawcom przez organy kontroli w toku postępowań kontrolnych. Prowadzi to do nadmiernego obciążenia pracodawców koniecznością weryfikacji statusu legalności pobytu w Polsce zagranicznego pracownika. Odpowiedzią na wskazany problem jest zmiana konstrukcji przepisu karnego w taki sposób, by penalizacją było objęte jedynie umyślne dokonanie wskazanego wykroczenia” – czytamy w omówieniu projektu ustawy MRiT.
Rakoczy: – Wydaje mi się, że tak duzi pracodawcy są w stanie poświęcić jeden etat na prawnika albo pracownika biurowego, który kontrolowałby dokumenty przesyłane przez agencje.
W podobnym tonie jak Rakoczy wypowiada się Jóźwiak: – Widzę zagrożenie, bo to tylko pogorszy sytuację pracowników migrujących. Wiedząc, że będzie można uniknąć odpowiedzialności czy kary za pewne niedopatrzenia, pośrednicy będą stosowali te praktyki dalej. Niewykluczone, że na większą skalę.
Problem zauważa też Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. „Legalna praca wymaga zwyczajowo zezwolenia na pracę, a takowe wydawane jest każdorazowo na »oddzielnego pracodawcę«. Jeżeli zatem cudzoziemiec podejmie pracę bez zezwolenia na pracę, wówczas jest to umyślna wina pracodawcy i ten proceder powinien być jednoznacznie penalizowany” – napisał w opinii do projektu ustawy.
Tymczasem Ogólnopolski Związek Zawodowy Inicjatywa Pracownicza postuluje, by uznać migrantów za pracowników (choćby z wykorzystaniem przepisów unijnej dyrektywy w sprawie kar dla pracodawców zatrudniających nielegalnie przebywających obywateli państw trzecich) i uniemożliwić karanie ich za nielegalną działalność pośredników i pracodawców. Związek zakłada też, że potrzebne są regularne kontrole inspekcji pracy, ograniczenie tzw. mechanizmu deportacyjnego ze strony SG (która nie uwzględnia faktu, że cudzoziemiec pracował bez świadomości, że jego status jest nieuregulowany).
– Skoro migrant codziennie wykonuje pracę dla danej firmy i pod nadzorem przedstawiciela przedsiębiorstwa, to należy uznać, że zachodził stosunek pracy. A skoro tak, to pracodawca ma obowiązek zadbania o odpowiednią dokumentację. A tak się nie dzieje, więc tego rodzaju pośrednicy świadome spychają pracowników w nielegalność – mówi Jóźwiak z Inicjatywy Pracowniczej.
– Gdybym wiedział, że tak się wszystko potoczy, nie przyjechałabym tutaj do pracy. Zarabiałbym mniejsze pieniądze w Kolumbii, ale byłbym szanowany. A tak wpadłem tylko w długi, nie mam jak wrócić do kraju. Żyję w ciągłym strachu. Boję się o pracę. Boję się deportacji. Czuję się ofiarą, a instytucje państwowe widzą we mnie przestępcę.
Jak poinformowało nas Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej równolegle powstał projekt ustawy o dostępie cudzoziemców do rynku pracy, która ma regulować pracę cudzoziemców. „Zostaną wprowadzone rozwiązania, które utrudnią wykorzystywanie zezwoleń na pracę do celów ułatwiania wjazdu cudzoziemcom na terytorium Polski, oraz wykorzystywania cudzoziemców” – czytamy w przesłanym redakcji oświadczeniu resortu. Celem ustawy jest m.in. ograniczenie outsourcingu pracowniczego i regulacja pracy agencji pośredniczących. Pracodawcy mają płacić wyższe grzywny za m.in. brak umów z cudzoziemcami, ale też za każdą osobę zatrudnioną na czarno. Dziś kara wynosi np. 500 zł niezależnie od liczby nieprawidłowo zatrudnionych cudzoziemców, projekt zakłada, że grzywna będzie płacona za każdą pojedynczą osobę.
MRPiPS przedstawiło też uwagi do projektu MRiT. „Zdaniem MRPiPS zatrudnienie każdego pracownika, w tym także cudzoziemca, jest świadomym działaniem pracodawcy, który ma obowiązek przestrzegania przepisów prawa, które określają wymogi związane z zatrudnieniem” – czytamy w oświadczeniu.
Zmiany w tekście 28.05.2024: w pierwszej wersji tekstu błędnie podano, że za problematyczną zmianą projektowaną w „Ustawie o rynku pracy i służbach zatrudnienia” odpowiada Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. W rzeczywistości odpowiada za nią Ministerstwo Rozwoju i Technologii i jest to zapis w projekcie ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu deregulacji prawa gospodarczego i administracyjnego oraz doskonalenia zasad opracowywania prawa gospodarczego. Tekst uzupełniono o stanowisko MRPiPS i informację o nowym projekcie ustawy o dostępie cudzoziemców do rynku pracy.
Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.
Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.
Komentarze