Mimo starań Putina 20-punktowy plan pokojowy ujawniony przez Ukrainę 24 grudnia pozostaje na stole. Negocjacje, wspierane przez Europejczyków, trwają. Trump ogłosił, że z ponad dwugodzinnych rozmów z prezydentem Zełenskim jest bardzo zadowolony. Powiedział nawet, że jest zaszczycony, mogąc gościć prezydenta Ukrainy
Rozmowy ukraińsko-amerykańskie trwały w rezydencji Trumpa w Mar-a-Lago na Florydzie ponad dwie godziny. Potem prezydenci Wołodymyr Zełenski i Donald Trump zadzwonili do sojuszników Ukrainy z Europy. Polskę reprezentował Karol Nawrocki. Dopiero potem Trump miał zadzwonić do Putina. Mieli rozmawiać drugi raz tego dnia.
Putin stawiał na to, by 20-punktowy plan Ukrainy został odrzucony i by skupić się na żądaniach Rosji. Plan jednak został, a Trump cieszył się, że udało mu się w rozmowach z prezydentem Zełenski doprecyzować kilka szczegółów. Plan jest więc uzgodniony w „90 procentach”, a gwarancje pokojowe dla Ukrainy – w „95 procentach” (według Zełenskiego – całkowicie). Przy czym zdaniem Trumpa główny ciężar spadnie tu na Europę, bo „to jest w jej interesie”, natomiast Ukraina nie graniczy z USA.
Rosja pozostaje dla Trumpa ważna. Zadeklarował to wyraźnie. Faktu, że Rosja jest tu najeźdźcą, nie zauważa. „Były o nich różne rzeczy wymyślone, Rosja, Rosja, Rosja” przez „oszustwo Hilary” [Clinton], ale „nie daliśmy się wciągnąć w wojnę, ponieważ potrzebujemy relacji handlowych”.
Jednak spotkanie na Florydzie nie kończyło się zapowiedzią szczytu Putin-Trump (np. w Budapeszcie), ale amerykańsko-ukraińsko-europejskiego szczytu (np. w Waszyngtonie).
Trump zdominował konferencję prasową po zakończeniu rozmów. Przekonywał, że choć Rosja się na wiele postanowień umowy nie zgadza, to nie są to rzeczy nie do załatwienia, jeśli „chce się pokoju”.
Z propagandy Kremla wynika co innego: rozbieżności są kluczowe, a jeśli stanowisko Moskwy nie zostanie uwzględnione, ta będzie prowadzić wojnę dalej, a nawet gotowa jest się „bronić” przy użyciu wszystkich swoich broni.
Trump przekonywał też dziennikarzy, że Putin całkiem serio myśli o pokoju. Mimo sobotniego ostrzału Kijowa („bo przecież Ukraina też atakuje Rosję. Nie mówię tego w sensie negatywnym”). Jednak nie było już mowy o ultimatum dla Ukrainy, która ma przedstawiony jej dokument szybko podpisać. Trump mówił, że na razie terminów sobie nie daje (wcześniej szafował ultymatywnymi terminami: pokój na Święto Dziękczynienia, albo na Boże Narodzenie).
Prezydent Zełenski potwierdził tymczasem gotowość do zawarcia porozumienia. Role się jakby odwróciły: to Ukraina zabiegała o podjęcie konkretnych decyzji i uzgodnienia planu pokojowego.
Jak do tego doszło?
Przed spotkaniem z Zełenskim Trump rozmawiał z Putinem. Powtórzyła się sytuacja z października, kiedy tuż przed spotkaniem z prezydentem Zełenskim, który prawie miał dostać amerykańskie Tomahawki, Trump porozmawiał przez telefon z Putinem. I dał się przekonać do negocjacji z Rosją (teraz wiemy, że sposoby na przekonanie Trumpa podpowiedział stronie rosyjskiej główny amerykański negocjator Steve Witkoff).
Te negocjacje toczą się do teraz. A na początku polegały na wklejeniu przez Amerykanów rosyjskich propozycji do planu pokojowego.
Wtedy miał on 28 punktów. Po ujawnieniu 21 listopada Amerykanie uzgodnili z Ukrainą punktów 20. I wspólnie z Europejczykami zgodzili się udzielić Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa.
Teraz znowu w rozmowie telefonicznej Putin przedstawił Trumpowi swoje fundamentalne zastrzeżenia do tego 20-punktowego planu. Propaganda Kremla powtarza od tygodni, że każde odstępstwo od pierwotnej propozycji jest nieakceptowalne i jest wynikiem dążenia Europejczyków do podtrzymania wojny.
W rozmowie z Trumpem Putin grał o to, by do żadnych ustaleń amerykańsko-ukraińskich nie doszło.
Według doradcy Putina Uszakowa (który to wszystko opowiedział w rosyjskiej telewizji) rozmowa ta odbyła się z inicjatywy Trumpa i trwała 15 minut. Zaczęła się od życzeń świątecznych i noworocznych. I w takim przyjaznym duchu Trump miał wysłuchać kluczowych warunków Rosji. Trump naciskał – wedle Uszakowa – na szybkie zakończenie wojny, bo wtedy otworzą się możliwości wspaniałej współpracy gospodarczej.
Putin miał mu podpowiedzieć, że w takim razie Ukraina powinna się szybko zrzec Donbasu. Trump miał powiedzieć, że weźmie pod uwagę aspiracje Rosji w negocjacjach z Zełenskim.
Moskwa od miesięcy gra na przeciąganie rozmów. Ale stara się przy tym utrzymywać Trumpa w przekonaniu, że pokój jest tuż za rogiem. Dzięki jego wybitnym talentom pokojowym. Jeśli ktoś mu stoi na przeszkodzie, to Ukraina i nowy główny wróg Rosji – Unia Europejska.
Dmitriew przed spotkaniem nadal utrzymywał narrację Kremla: „Wielcy przywódcy, uczciwy dialog, twórcy pokoju i pokój muszą zwyciężyć... Niech zwycięży droga do pokoju”:
Sam Trump przed rozmową z Putinem zdążył się pochwalić w swoich social mediach umiejętnością kończenia wojen: "Biorąc pod uwagę wszystkie osiem wojen i konfliktów, które rozwiązałem i powstrzymałem w ciągu ostatnich 11 miesięcy, być może Stany Zjednoczone stały się prawdziwą ONZ, która zrobiła bardzo niewiele, aby pomóc lub ułatwić którąkolwiek z tych spraw, w tym katastrofę rozgrywającą się między Rosją a Ukrainą. ONZ musi podjąć działania i zaangażować się w sprawę globalnego pokoju”.
W odpowiedzi na pokojowe starania Trumpa – znowu wedle Uszakowa – Putin zgodził się więc na pracę nad szczegółami porozumienia w grupach roboczych. O tym, że takie rozmowy są planowane na początek stycznia między wysłannikiem Putina Kiriłłem Dmitriewem a wysłannikami Trumpa, Witkoffem i Kushnerem, mówił już wcześniej rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow.
Zatem wysłannicy dawno byli na kolejne spotkanie umówieni. I wiedzieli, że wojna będzie się toczyć dalej.
Zełenski także wiedział to przed przyjazdem do Trumpa – na schodach Mar-a-Lago wyraził więc nie tylko wiarę w pokojowe zdolności Trumpa, ale potwierdził gotowość do dalszych rozmów. Po spotkaniu pochwalił ciężką pracę Kushnera i Witkoffa.
Ale okazało się, że nie będą już oni sami prowadzić negocjacji z Rosjanami – bo amerykański „zespół ekspercki” zostanie uzupełniony o zawodowych dyplomatów i wojskowych.
Było to trzecie spotkanie Wołodymyra Zełenskiego z Donaldem Trumpem.
Pierwsze, 28 lutego 2025 r., skończyło się skandalem, kiedy przywódca Ukrainy został oskarżony przez gospodarzy, że za mało dziękuje za pomoc, nie ma garnituru oraz „żadnych kart”.
Drugie odbyło się 18 sierpnia, po spotkaniu Putina z Trumpem na Alasce. Negocjacje z Zełenskim odbyły się bez skandalu, zwłaszcza że bardzo wyraźne wsparcie dali mu sojusznicy z NATO i Europy. Trump po Alasce miał nadzieję na szybki szczyt trójstronny i szybki pokój – ale nic z tego nie wyszło, bo Moskwa na pokój nie była gotowa. Jednak w moskiewskiej narracji Ukraina, która nie chce się poddać, i wspierający ją sojusznicy, są „podżegaczami wojennymi” i odpowiadają za to, że pokoju nie ma. Moskwa chce zaś pokoju, tylko na swoich warunkach.
Spotkanie 28 grudnia wyglądało na tym tle zgoła inaczej. Choć prezydenta Ukrainy nikt z wyższych amerykańskich urzędników nie witał na lotnisku, to prezydent Trump był uprzejmy i od razu wyraził przekonanie, że rozmowy z delegacją ukraińską będą „wspaniałe”. Przyjął ją obiadem, dziennikarzy zaś wyrzucił, polecając „nakarmić ich obiadem na tarasie”. W planie nie było więc medialnego przedstawienia kosztem Ukraińców. Nie było też mowy o tym, że to Ukraina „zaczęła wojnę” i że nie chce pokoju.
20-punktowy plan robił swoje, a Putin przestał być dla Trumpa jedynym chętnym do zawierania pokoju.
Narracja o pokojowym nastawieniu Putina docierała wcześnie do Amerykanów tym łatwiej, że po spotkaniu Trumpa z Zełenskim 18 października Amerykanie z Rosjanami prowadzili poufne i biznesowe rozmowy. I to bez udziału dyplomatów mających wiedzę o naszej części świata. Wyglądało więc, że na przeszkodzie zyskownych umów stoi tylko uparta Ukraina. Od kiedy warunki negocjacji stały się jawne, sytuacja się skomplikowała. Plan, na który zgadza się Ukraina, też zawiera korzyści dla USA – na ich przeszkodzie stoi tylko Rosja Putina.
Wydaje się więc, że Trump uwierzył, że Ukraina też chce pokoju. Moskwa jeszcze tej zmiany nie zauważyła. Dmitriew nadal grał w „podżegaczy wojennych” (z Ukrainy i Europy) i „miłośników pokoju” (z USA i Rosji).
Nadal też Moskwa fantazjowała, że o strefach wpływu na świecie, a szczególnie w Europie, mogą we dwóch zdecydować Putin z Trumpem. Moskwa nazywa to „duchem Anchorage”, bo według niej taki nowy podział świata dwaj prezydenci mieli ustanowić na Alasce 15 sierpnia. Amerykanie nigdy tego nie potwierdzili. Przedstawiciele Kremla mówią o tym w kółko.
Efekt spotkania w Mar-a-Lago? Na stole nadal plan pokojowy, który gwarantuje Ukrainie niezależność. No i – co dla nas ważne – nie ogranicza suwerenności państw Europy Środkowej 928-punktowy plan zawierał dyspozycje dotyczące np. tego, jakie wojska mogą stacjonować w Polsce).
Po rozmowach na Florydzie plan ma też wyższy status, bo w jego opracowanie zaangażował się sam Trump.
Umowa zakłada rozgraniczenie na linii frontu, bez jednostronnego wycofywania się armii ukraińskiej, gwarancje dla Ukrainy, ale i europejskie standardy dla rosyjskojęzycznej ludności Ukrainy. A poza tym – liczne korzystne dla USA przedsięwzięcia, w tym rekompensatę za udzielone Ukrainie gwarancje. Ukraina ma jednak pozostać państwem suwerennym, z zachodnimi, w tym amerykańskimi gwarancjami bezpieczeństwa oraz z dużą armią. W planie nie ma mowy o zakazie wstąpienia do NATO – byłby to przecież warunek naruszający suwerenność członków Sojuszu, którzy do tej pory sami decydowali o tym, kogo do siebie zaproszą.
Moskwa plan już dawno odrzuciła
27 grudnia ubrany w mundur Putin ogłosił, że przestaje mu zależeć na wycofaniu się Ukraińców z terenów jeszcze przez Rosję nie zdobytych. Bowiem jego armia posuwa się ostro do przodu, a sama linia frontu to nie wszystko. A skoro Ukraina nie przyjmie dobrowolnie warunków Kremla, zostaną je one narzucone zbrojnie.
Wystąpienie to mogło wyglądać na odrzucenie amerykańskich propozycji. Ale też na próbę przekonania samych Rosjan, że sytuacja na froncie naprawdę wygląda dobrze. Co jest trudne po ogłoszeniu zdobycia Kupiańska – nadal niekontrolowanego przez armię Putina.
Putin w oczywisty sposób nie jest gotowy na pokój. Kraj, zrujnowany wojną, jej zakończenia może nie wytrzymać, mimo że jest to obecnie marzenie ponad połowy ankietowanych Rosjan (ankietowanych przez podlegające Putinowi ośrodki analityczne). Jednocześnie Putin musi wykazać się sukcesami na miarę zwycięstwa w II wojnie światowej (obchody 80. rocznicy tego wydarzenia była zdaniem propagandy największym wydarzeniem 2025 roku). Stąd stanowcze oświadczenia Kremla i celebrowanie zdobycia 6-tysięcznego obecnie Myrnohradu i 15-tysięcznego Hulajpola, jakby to był Berlin.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze