Koniec z PRL w produkcji filmowej, teraz będzie ultranowocześnie - ogłosił minister Gliński, który chce połączyć zespoły filmowe w jedną wielką wytwórnię. "Zmiany można było skonsultować. Tymczasem minister OGŁASZA” - mówi OKO.press Agnieszka Holland. "Może powstać scentralizowany, trudny do zarządzania moloch" - komentuje prezes filmowców
„Nie wiadomo właściwie, kto tym będzie zarządzał, jaki ta instytucja będzie właściwie miała budżet, czy i jak będzie finansowana przez państwo” – nowy pomysł Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego komentuje dla OKO.press Jacek Bromski, prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
W piątek MKiDN ogłosiło największą od czasu utworzenia Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej zmianę w przemyśle filmowym. Zamierza połączyć państwowe studia filmowe w jeden „profesjonalny publiczny ośrodek produkcji filmowej” o przewidywanych rocznych obrotach w wysokości 100 milionów zł. Połączyć w jedno Wytwórnię Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, Studio Miniatur Filmowych, oraz Studia KADR, TOR, ZEBRA i KRONIKA.
Ośrodek ma być głównym partnerem w realizacji „wysokobudżetowych produkcji europejskich i amerykańskich” oraz wspierać rodzimych producentów i artystów.
Ministerstwo maluje też wspaniałą przyszłość polskiej produkcji filmowej po powstaniu wielkiej wytwórni z "ultranowoczesnym zapleczem infrastrukturalnym z rozbudowanymi możliwościami architektoniczno-technicznymi": "Nowoczesne hale zdjęciowe i studia filmowe mają pozwolić na realizację wszystkich rodzajów produkcji filmowych: od form fabularnych, dokumentalnych, animacji, wysokobudżetowych produkcji telewizyjnych do realizacji dla rynku online, VR/AVR i reklamy. Profesjonalne laboratoria i montażownie wyposażone w nowoczesny sprzęt cyfrowy powinny umożliwić zapis najwyższej jakości obrazu i dźwięku".
Dlaczego ministerstwo centralizuje? Ma to „skutkować bardziej efektywnym gospodarowaniem środkami finansowymi, lokalowymi oraz zasobami ludzkimi, a także obniżeniem kosztów administracji” - pisze minister wicepremier Piotr Gliński. Chodzi też o „profesjonalizację polskiej branży filmowej i ułatwienie dostępu do najnowszych technologii”.
Czy w tym celu trzeba likwidować studia filmowe? Prezes Gliński zarzuca im niską rentowność. Uważa też, że „kultywowanie tej pozostałości PRL doprowadzi do marginalizacji polskiej produkcji filmowej”.
W jednym MKiDN ma rację: studia faktycznie mają korzenie w PRL. Dzisiejszy KADR czy TOR wywodzą się z funkcjonujących w PRL zespołów filmowych o tych samych nazwach.
Powstające od 1955 roku na fali destalinizacji i odwilży w kulturze zespoły filmowe stanowiły fenomen organizacji produkcji filmowej w Bloku Wschodnim.
Realizując ideę samorządu artystyczno-produkcyjnego, dawały twórcom spory zakres artystycznej wolności, budowały środowisko sprzyjające wspólnej twórczości. Stały za największymi dziełami polskiego kina, takimi jak "Eroica", "Kanał", "Barwy ochronne", "Człowiek z marmuru". Wszystkie były przy tym zjednoczone w jednym przedsiębiorstwie – Zjednoczonych Zespołach Realizatorów Filmowych, które faktycznie dzieliło pieniądze na produkcje.
Na fali przemian demokratyczno-rynkowych zespoły przekształcono w samodzielne studia. Od 2012 roku te, które przetrwały, stały się państwowymi instytucjami kultury. Studia działają jak każdy inny podmiot zajmujący się produkcją filmową: szukają tematów, twórców, gromadzą środki (np. starając się o dotacje z PISF i regionalnych funduszy filmowych), inwestują w kapitał trwały (np. sprzęt), budują relacje z dystrybutorami, zarządzają prawami majątkowymi do swoich filmów i innymi aktywami.
Także po 1989 ze studiów wyszło wiele ważnych dla polskiego kina dzieł.
W KADRZE powstał m. in. „Rewers” Borysa Lankosza, „Papusza” Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze, oraz „Jesteś bogiem” Leszka Dawida – film o historii zespołu Paktofonika, który zgromadził w kinach ponad milion widzów.
ZEBRA ma wielkie zasługi dla polskiego kina gatunkowego – to tam powstawały „Psy”, takie hity jak „Kiler”, a także „Dzień świra” Marka Koterskiego.
TOR był współproducentem „Trzech kolorów” Kieślowskiego.
WFDiF miało udział w powstaniu kluczowych dla ostatnich dwóch dekad debiutów - „Wesela” Wojciecha Smarzowskiego i „Córek dansingu” Agnieszki Smoczyńskiej-Konopki.
„Istnienie państwowych producentów filmowych, funkcjonujących równolegle z prywatnymi, to rzeczywiście rzadkie na świecie rozwiązanie, dość specyficzne dla Polski.
Nie widzę jednak dziś żadnych merytorycznych powodów dla likwidacji istniejących publicznych studiów filmowych” – mówi dr Anna Wróblewska, autorka książki „Rynek filmowy w Polsce”,
badaczka zajmująca się polskim przemysłem filmowym. „Jeśli któraś z instytucji nie działa dobrze, można ją zlikwidować, nie rozumiem, dlaczego ministerstwo chce faktycznie zlikwidować wszystkie” – kontynuuje Wróblewska. „Te zespoły mają wspaniałą tradycję. Kadr funkcjonuje od 1957 roku. Zespoły były poddawane szykanom po marcu ’68, w okresie stanu wojennego, w końcu jednak udawało się im zawsze przetrwać. Czy teraz mamy ostatecznie kres ich następców?”
Dr hab. Marcin Adamczak z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, filmoznawca specjalizujący się w studiach nad produkcją filmową, ma bardziej zniuansowane stanowisko. „Mogę się zgodzić z tym, że konsolidacja może zaradzić słabej rentowności, jeśli rzeczywiście była ona problemem w niektórych studiach, jak słyszeliśmy od ministra” – mówi. „Rozumiem też argument, że bez silnego partnera po stronie polskiej, przygotowana przez ministerstwo ustawa o zachętach produkcyjnych może działać jako narzędzie transferu polskich publicznych środków do silnych producentów zagranicznych”.
Ustawa o zachętach zakłada, że od 2019 roku podmioty z branży filmowej mogą otrzymać zwrot do 30 proc. kosztów poniesionych na produkcję w Polsce. O podobny system wsparcia polskie środowisko filmowe zabiegało od dawna. Nowa, wielka wytwórnia miałaby – razem z systemem zachęt – stanowić magnes dla międzynarodowych podmiotów, myślących o ulokowaniu produkcji w Polsce. Ma również gwarantować, że na międzynarodowych koprodukcjach skorzysta realnie polska branża – nie tylko finansowo, ale także przez transfer umiejętności, wiedzy, okazję współpracy z najlepszymi.
Jak jednak zauważa Adamczak, trudno powiedzieć, czy taka wielka, scentralizowana instytucja to faktycznie najlepsze rozwiązanie.
„Współcześnie myśli się o produkcji filmowej raczej w kategoriach elastycznej sieci podwykonawców, a nie wielkich studiów. Z planów ministerstwa może natomiast powstać scentralizowany trudno zarządzalny moloch”
Filmoznawca z UAM zwraca uwagę na jeszcze jeden problem: „Obecny system sprzyjał różnorodności. Każde studio miało trochę inny profil, inny pomysł na kino. Nie wiadomo, jak będzie to wyglądało po centralizacji. Wszystko tak naprawdę zależeć będzie od szczegółowych rozwiązań, których dziś po prostu nie znamy oraz od tego, kto będzie kierował nową instytucją– oświadczenie MKiDN jest na razie bardzo ogólne”.
„Pewnie można by dyskutować o tym, czy studia filmowe w tej formie nie są anachroniczne, czy nie można by usprawnić ich działania od strony finansowej” – mówi Agnieszka Holland. Reżyserka ma jednak problem z tym, że tak kluczowe zmiany premier Gliński ogłosił w sposób arbitralny i zaskakujący dla środowiska. „Środowisko filmowe jest przecież całkiem dobrze zorganizowane. Mamy swoją reprezentację zawodową, stowarzyszenia, gildie.
Zmiany można było szeroko skonsultować. Tymczasem minister po prostu ogłasza, że będzie łączył stare studia i budował nową instytucję”.
Od początku rządów „dobrej zmiany” między środowiskiem filmowym i PiS trwało napięcie. W programie wyborczym z 2014 roku partia atakowała film „Pokłosie”, bliskie rządowi media angażowały się w kampanię przeciw „Idzie” i „Klerowi”. Sam premier Gliński jeszcze niedawno dzielił się opinią, że „Kler” to słaby film, na którzy eksperci filmowi PISF dziś z pewnością nie przyznaliby dotacji. W samym PISF Gliński przeforsował odejście dyrektor Magdaleny Sroki, korzystając z pierwszego pretekstu do jej odwołania.
Niezależnie od obiektywnych wad i zalet pomysłu Glińskiego, można spodziewać się co najmniej nieufności ze strony środowiska filmowego. Zwłaszcza jeśli nową, bardzo potężną instytucją miałby kierować ktoś bliski nowej władzy, a niekoniecznie dysponujący uznaną pozycją w branży.
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) “Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) “Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Komentarze