0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Bartosz Banka / Agencja GazetaBartosz Banka / Agen...

Umowa na przekop Mierzei Wiślanej została podpisana 4 października 2019. Wykonawca to polsko-belgijskie konsorcjum NDI/Besix. 18 października odbyło się przekazanie miejsca budowy.

Dzień wcześniej, 17 października, Obóz dla Mierzei Wiślanej ostrzegł, że jest gotów do blokady inwestycji.

Aktywiści podkreślali, że przekop jest nie tylko niszczy przyrodę, ale jest również nielegalny - Komisja Europejska żąda wstrzymania inwestycji, póki nie zostaną wyjaśnione wątpliwości dotyczące oddziaływania środowiskowego.

Deklarację Obozu dla Mierzei Wiślanej ilustrowało zdjęcie aktywistów i sympatyzujących z nimi mieszkańców, połączonych metalowymi rurami. Dokładnie takimi, jakich używali aktywiście broniący Puszczy Białowieskiej przed wycinką.

Fot. Obóz dla Mierzei Wiślanej

Deklaracje ekologów musiały zrobić wrażenie, bo maszyny na plac budowy dotąd nie wjechały. Jednak minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk w programie TVP Info "#Jedziemy" zadeklarował, że jest gotowy na protesty, a Mierzeja i tak zostanie przekopana, zaś cała inwestycja - ukończona.

Jestem przekonany co do prawidłowości realizacji przygotowania tej inwestycji i nie pozwolimy sobie na to, by jakiekolwiek działania terrorystyczne pod kątem ekologicznym, miały wpływ na realizację.

TVP.info,04 listopada 2019

Sprawdziliśmy

PROTESTY EKOLOGICZNE TO NIE EKOTERRORYZM A WSTRZYMANIA INWESTYCJI CHCE KOMISJA EUROPEJSKA

"Ten ekoterroryzm funkcjonuje. Niejednokrotnie nie ma to nic wspólnego z ekologią, a przede wszystkim z polityką" - dodał.

Wbrew temu, co sugeruje Gróbarczyk, sprzeciw przeciwko przekopowi Mierzei Wiślanej nie ma nic wspólnego z ekoterroryzmem.

Nie ma z nim również nic wspólnego pokojowa działalność Obozu dla Mierzei Wiślanej, który domaga się nie tylko poszanowania przyrody, ale też unijnego prawa.

Przeczytaj także:

Ekoterroryzm, ekotaż, monkey-wrenching

W polskim prawie nie ma definicji ekoterroryzmu. Popularne ujęcie FBI określa go jako „użycie lub grożenie użyciem przemocy o naturze przestępczej przeciwko ludziom lub własności przez zorientowaną na środowisko naturalne, mniejszościową grupę, z ekologiczno-politycznych powodów”.

Jednak niektórzy teoretycy sugerują, by od ekoterroryzmu oddzielić ekologiczny sabotaż, tzw. ekotaż.

Jego strategią działania jest monkey-wrenching (ang. monkey wrench - klucz nastawny lub francuski). Polega na uszkadzaniu lub niszczeniu narzędzi i sprzętu.

Przykładowo, dość popularnym sposobem zatrzymywania wycinek lasów przez amerykańskich ekosabotażystów było nabijanie pni drzew gwoźdźmi, przez co łamały się na nich zęby pił mechanicznych. Natomiast - i to zdaniem części badaczy jest kluczowe dla odróżnienia ekoterroryzmu od sabotażu ekologicznego - w takich przypadkach celem nie są ludzie.

Ekoterroryzm w Polsce?

W USA ekotażu dopuszczały się takie grupy, jak Earth First! czy Earth Liberation Front. A w naszym kraju?

Jak dotąd jedynym zdarzeniem, co do którego można mieć uzasadnione domniemanie, że miał charakter ekoterrorystyczny, jest wysadzenie nieukończonego budynku na osiedlu Sarni Stok w Bielsku-Białej w lipcu 2018 roku.

Po eksplozji do lokalnych mediów przyszedł list sygnowany przez tajemniczą "podziemną organizację obronną Brygada Wschód":

"Do 6 sierpnia macie wstrzymać roboty! Do 31 października pozostałe bloki, które wciąż stoją, mają zostać rozebrane, plac budowy uprzątnięty, ogrodzenia zdjęte, a Wy macie opuścić tę ziemię! A za kilka lat, znów wyrośnie tam las, tak jak było kiedyś".

Podejrzany o zniszczenie budynku 27-letni student Mariusz H. został zatrzymany w lutym 2019. Jak informowała stacja TVN 24, w jego domu znaleziono materiały wskazujące na zainteresowanie środkami wybuchowymi oraz oraz protestami przeciwko inwestycjom budowlanym i deweloperskim. Śledztwo wciąż trwa.

Co ekoterroryzmem nie jest

Otwarte pozostaje pytanie, czy ekotażem są niektóre przypadki niszczenia ambon i innych urządzeń myśliwskich, o czym co jakiś czas informują media. Dotąd jednak nie wykazano, że za którymkolwiek z tych przypadków mogliby stać np. aktywiści antyłowieccy.

Za ekoterroryzm próbowano uznać również wypuszczenie 2 tys. norek z fermy w kujawsko-pomorskim w czerwcu 2019 roku.

W tej sprawie stanowisko wydało walczące z przemysłem futrzarskim Stowarzyszenie Otwarte Klatki. "Żadna inna organizacja w Polsce aktywnie działające na rzecz zakazu hodowli zwierząt futerkowych nie wypuszcza zwierząt z ferm, nie współpracuje z nikim kto by to robił, nie namawia nikogo do tego ani nie popiera takiej działalności".

Natomiast w żadnym przypadku za akty terroryzmu ekologicznego czy ekotażu nie mogą być uznane:

  • protesty antywęglowe i demonstracje przeciwko niszczeniu przyrody,
  • medialnie akcje informacyjne na temat sytuacji zwierząt w hodowli przemysłowej,
  • zgłaszanie skarg do Komisji Europejskiej w związku z nierespektowaniem przez instytucje państwowe przepisów ochrony przyrody,
  • utrudnianie polowań przez tzw. "spacery".

A gdyby doszło do blokady budowy przekopu?

Czy gdyby doszło do ostateczności - blokady prac budowlanych przez aktywistów Obozu dla Mierzei - można byłoby uznać to za ekoterroryzm? Nie, jeśli byłaby to blokada na wzór tej prowadzonej prze Obóz dla Puszczy w Puszczy Białowieskiej.

Tego rodzaju protesty mają bowiem charakter pokojowy: nie polegają ani na atakach na ludzi, ani na niszczeniu sprzętu.

Warto tu przypomnieć, że aktywiści i aktywistki, którzy brali udział w protestach w Puszczy Białowieskiej, byli uniewinniani w procesach sądowych. Protesty za zasadne uznał również Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar. "Wycinka drzew w Puszczy Białowieskiej była nielegalna. Tym samym manifestacje przeciwników wycinki były legalne" - pisał Rzecznik w oficjalnym stanowisku.

Trzeba również podkreślić, że Komisja Europejska już kilkakrotne nakazywała wstrzymanie wszelkich prac związanych z przekopem Mierzei do momentu, w którym zostaną wyjaśnione wątpliwości dotyczące ekologicznych następstw inwestycji. Ale polski rząd uwagi z Europy zignorował: 15 lutego 2019 przeprowadzono wycinkę pod przekop, a potem wybrano i podpisano umowę z wykonawcą.

„Polskie władze wciąż nie zastosowały się do zaleceń Komisji Europejskiej dotyczących działań jakie należy podjąć, aby wszystko odbywało się zgodnie z poprawną drogą proceduralną” - mówił Polsat News Enrico Brivio, rzecznik Komisji Europejskiej ds. środowiska tuż po podpisaniu przez Polskę umowy na prace budowlane.

Gdyby więc do blokady przekopu doszło teraz, mielibyśmy podobną sytuację jak w Puszczy Białowieskiej, gdy aktywiści stanęli nie tylko w obronie lasu, ale również prawa.

Marzenie Kaczyńskiego

Przekop Mierzei Wiślanej to oczko w głowie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Ma otworzyć wyjście z Zalewu Wiślanego na Bałtyk - teraz trzeba przepływać przez Cieśninę Pilawską po rosyjskiej stronie granicy na Zalewie. I uczynić z Elbląga port o międzynarodowym znaczeniu.

Jeszcze w 2007 roku, na ostatnim posiedzeniu kierowanego wtedy przez Kaczyńskiego rządu, przyjęto plan przekopu przez Mierzeję Wiślaną. Potem sprawa „umarła”, aż w 2015 roku. PiS wrócił do władzy.

Inwestycja to nie tylko sam przekop o długości 1260 m, głębokości 5 m i szerokości od 100 do 25 metrów. Ale również biegnący przez Zalew Wiślany tor wodny, łączący przekop z Elblągiem o długości 22 km, głębokości 5 m (przy średniej głębokości zalewu 2,7 m) i szerokości od 60 do 120 m. Do tego port postojowy dla statków i kotwicowisko.

Pierwotnie koszt całej inwestycji szacowano na 880 mln zł - dziś wiemy, że będą to nawet 2 mld zł. Umowa na realizację jej pierwszej części z konsorcjum Besix / NDI opiewa na 992 mln zł.

Pomorscy samorządowcy, mieszkańcy, organizacje ekologiczne i większość wypowiadających się w tej sprawie naukowców uważa inwestycję nie tylko za bezsensowną z ekonomicznego punktu widzenia, ale też szkodliwą dla przyrody.

"Z naszych wyliczeń wynika, że gdyby nawet obroty portu w Elblągu wzrosły do miliona ton rocznie, a stawki portowe zostały podwojone, to roczne wpływy portu sięgnęłyby 2 mln zł.

Biorąc pod uwagę koszt budowy kanału, okazuje się, że nakłady zwracałyby się przez 450 lat"

- powiedział prof. Włodzimierz Rydzykowski z Katedry Polityki Transportowej na Uniwersytecie Gdańskim.

Do tego mamy "imponującą" liczbę strat środowiskowych:

  • zniszczenie przez kanał trzcinowisk, które są ptasim siedliskiem;
  • powstałe podczas pogłębiania toru wodnego chmury osadów – przynajmniej dwa razy w roku będzie trzeba wybierać tony mułu - będą negatywnie oddziaływać na tarliska sandacza i innych ryb słodkowodnych oraz wpływające do zalewu śledzie;
  • wpływające na Zalew Wiślany duże statki będą wywoływać fale niszczące roślinność brzegową, a w okresie lęgowym ptaków będą niszczyć ich gniazda i topić pisklęta – dziś gniazdują tu rzadkie gatunki, np. rybitwy białowąse;
  • tor wodny przetnie szlaki migracyjne ptaków, nietoperzy oraz ryb dwuśrodowiskowych (słono-słodkowodnych), np. węgorza, łososia i troci wędrownej;
  • przekop utrudni migracje dzików, jeleniowatych i drapieżników na Mierzei Wiślanej;
  • budowa i późniejszy ruch statków to ryzyko wycieku substancji ropopochodnych i zatrucia cennego przyrodniczo obszaru Zalewu Wiślanego.
;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze