0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Maciek Jazwiecki / Agencja GazetaMaciek Jazwiecki / A...

W gąszczu antykryzysowych przepisów kolejne ministerstwa wpadają na nowe pomysły. Tym razem przyszła kolej na Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. 6 maja rano minister Marlena Maląg opowiadała w Polskim Radiu, że dla ministerstwa najważniejsze jest utrzymanie zatrudnienia. Dlatego w tej chwili nie skupia się szczególnie na rosnącym bezrobociu.

„Dziś mówienie czy na koniec roku bezrobotnych będzie 1,5 miliona, czy mniej – poczekajmy, zróbmy wszystko, żeby tych osób bezrobotnych było jak najmniej” – mówiła Maląg.

Dodała też, że rząd pracuje nad podwyżką zasiłku dla bezrobotnych. Konkretów jednak brak. Brakuje ich również w przypadku nowego pomysłu:

„Chcemy zaproponować dodatkowy instrument – zawieszenie stosunku pracy na trzy miesiące - pracujemy nad tym. Taka osoba w tym czasie mogłaby otrzymywać taki zasiłek solidarnościowy, natomiast w perspektywie miałaby powrót do swojego miejsca pracy. Nad tym pracujemy, pewnie lada moment będziemy mogli przedstawić konkrety”.

Minister Maląg mówi, że osoba z zawieszonym stosunkiem pracy „mogłaby” otrzymywać zasiłek solidarnościowy - nie mamy więc pewności, jak z perspektywy pracownika wyglądałby taki stan zawieszenia. O zasiłku solidarnościowym minister mówiła: „To jedna z form, dlatego też konkretnie jak będzie ten zasiłek wyglądał i do jak szerokiej grupy osób będzie docierał, które nie mają pracy, to jeszcze musimy poczekać”.

Zasiłek solidarnościowy obiecał Andrzej Duda podczas swojej zdalnej konwencji wyborczej. Miałby wynosić 1200 złotych i być wypłacany przez trzy miesiące. Na cztery dni przed terminem wyborów prezydenckich nie wiemy, jak i kiedy się one odbędą. Obietnice jednak padły i wydaje się oczywiste, że nie jest to inicjatywa prezydenta, a ewentualna ustawa zostałaby przeprowadzona przez rząd. Konkretów jednak brakuje.

Tak jest też w przypadku „zawieszenia stosunku pracy”. W ciągu dnia MRPPS opublikowało na swojej stronie internetowej komunikat o pomyśle. Koncepcja "jest rozważana", a koszt utrzymania pracownika ma ponosić Fundusz Pracy administrowany przez Ministerstwo.

Co można sądzić o samej koncepcji? O opinię poprosiliśmy:

  • Prof. Ryszarda Szarfenberga z Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego;
  • Piotra Ostrowskiego, wiceprzewodniczącego Ogólnopolskiego Zgromadzenia Związków Zawodowych;
  • Łukasza Komudę, analityka rynku pracy i redaktora portalu rynekpracy.org.

Są zgodni: znamy zbyt mało szczegółów, ale rozwiązania wyglądają niepokojąco.

Przeczytaj także:

Pomysł pracodawców?

„Sformułowanie »zawieszenie stosunku pracy« dla mnie brzmi groźnie. Jakie będą tego konsekwencje dla ciągłości stosunku pracy, dla stażu pracy? Jakie prawa będą z tego tytułu przysługiwać?” – pyta Piotr Ostrowski, wiceprzewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.

„To jest bardzo zastanawiające. Również z punktu widzenia systemu emerytalnego, chorobowego.

Zawieszenie – czyli stan stosunku pracy jest czy jednak go nie ma? Dziwna konstrukcja, dotychczas niespotykana i potencjalnie niebezpieczna.

Co więcej, nie wiem, czy w ogóle potrzebna. Państwo wprowadziło już szereg instrumentów pomocy dla przedsiębiorców w ramach obecnych rozwiązań tarczy. Jest też wiele przepisów niekorzystnych dla pracowników – ograniczenie czasu pracy, wynagrodzenia. Nie wiem skąd ten pomysł, nie wiem, kto mógł ministerstwu zaproponować takie rozwiązanie”.

Pomysł, skąd taka propozycja się wzięła, ma natomiast prof. Szarfenberg:

„Prawdopodobnie część pracodawców informuje rząd, że i tak będzie zwalniać, bo nie mają pieniędzy na sfinansowanie nawet części pensji. Oni muszą rozważyć zamknięcie działalności i zwolnienia już teraz. Rząd więc mówi: nie zwalniajcie, damy pracownikom połowę płacy minimalnej, a wy nie będziecie musieli ponosić żadnych kosztów. Pytanie, dla kogo dostępne byłoby takie rozwiązanie? Jeśli dla wszystkich, to część pracodawców mogłaby się na to decydować, żeby oszczędzić na pensjach, chociaż nie są pod ścianą”.

Ostrowski: „Przysłuchiwałem się wielu dyskusjom na prezydium Rady Dialogu Społecznego. Tam nigdy taki pomysł nie padł.

Ostatni raz rozmawialiśmy z panią minister Maląg w zeszłym tygodniu i słowem o takim pomyśle nie wspomniała. Teraz pojawia się to nagle, chociaż nikt na ten temat w gronie partnerów społecznych nie rozmawiał.

To właściwie nic nowego. Zwracaliśmy uwagę, że kolejna nowelizacja tarczy, ustawa o numerze druku 344, w ogóle nie była z partnerami społecznymi konsultowana. Pojawiła się w Sejmie i już. Nie wiem, czy to jest kolejny element jakiejś gry z nami, próba rozzłoszczenia nas po raz kolejny?”

Przenoszenie kosztów kryzysu na pracowników

Łukasz Komuda analityk rynku pracy z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych negatywnie ocenia propozycję minister Maląg:

„Jeśli jest się pracownikiem, można to odczytać jako możliwość zwolnienia na trzy miesiące bez zwalniania. Pracodawca umywa ręce – nie płaci żadnego wynagrodzenia, żadnych odpraw, zawiesza stosunek pracy na trzy miesiące.

To jest kontynuacja przyjętego przez rząd kursu, żeby jak największą część kosztów kryzysu ponieśli pracownicy.

To pójście w stronę postojowego w wersji turbo. Nie jesteś wolny, nie możesz szukać nowego pracodawcy, bo formalnie u nas pracujesz, ale nie będziemy ci płacić. Tutaj mamy propozycję jazdy po bandzie. Nie tylko przerzucamy koszty kryzysu na pracownika, ale też podważamy jego poczucie bezpieczeństwa”.

Czy da się ten pomysł zaprojektować tak, by był korzystny nie tylko dla pracodawcy, ale też pracownika?

Łukasz Komuda: „Gdyby pracodawca przesuwał na te trzy miesiące pracownika w tryb »bezczynności«, ale za to otrzyma np. dwuletnią gwarancję zatrudnienia, to mamy coś za coś. Dla wielu pracowników to może być atrakcyjne. Ale na razie wiemy, co dostaje pracodawca, nie wiemy, co dostaje w zamian pracownik”.

Zerwanie ze starym modelem

Jak pomysł „zawieszenia stosunku pracy” ma się do innych, działających już rozwiązań?

Ryszard Szarfenberg: „Wprowadzono już dopłaty do obniżonych płac w czasie przestoju ekonomicznego oraz obniżenia wymiaru etatów. W nowym rozwiązaniu pracodawca mógłby przestać wypłacać wynagrodzenia, a rząd przyznałby zawieszonym pracownikom dodatek solidarnościowy.

Na pewno to jest tańsze dla pracodawcy, ale pracownicy musieliby się zgodzić na większy spadek poziomu życia w porównaniu z przestojem lub redukcją etatu.

Gdyby dodatek wynosił 1200 złotych netto, to jest to mniej więcej poziom, na którym powinien być zasiłek dla bezrobotnych, czyli 50 proc. płacy minimalnej.

Z perspektywy pracownika daje to tyle, że nie zostaje zwolniony i zachowuje ciągłość zatrudnienia i wynikające z tego uprawnienia. Pracodawca może jednak stawiać ultimatum i powiedzieć: albo zgodzicie się na to rozwiązanie, albo będę musiał dokonać zwolnień”.

Pojawia się też ważna kwestia: jeśli to będzie rozwiązanie na trzy miesiące, a ostatecznie pracodawca zdecyduje się ich zwolnić, to jaka jest wysokość odprawy? Przecież nic im nie płacił przez ostatnie trzy miesiące. Dlatego potrzebujemy dużo dodatkowych szczegółów, żeby w pełni zrozumieć, jak ma to funkcjonować”.

Co z zasiłkiem?

Jak w tym kontekście wygląda propozycja „zasiłku solidarnościowego”?

Łukasz Komuda: „Mamy za mało szczegółów, żeby dokładnie wiedzieć, jak to będzie funkcjonować. Zasiłek solidarnościowy to wyborcza propozycja prezydenta. A czy będą wybory – nie wiemy. Trudno traktować to, jako propozycję rządową, to raczej pomysł na zdobycie nowych głosów przez Andrzeja Dudę”.

Ryszard Szarfenberg: „Pytanie, czy dodatek solidarnościowy będzie tylko dla tych na zawieszonym etacie, czy też to rozwiązanie szersze również dla zwolnionych, którym skończy się okres wypowiedzenia.

Ja to widzę tak, że wszystkie osoby, które zostaną zwolnione w tym okresie z powodów, które dotyczą bezpośrednio koronawirusowego kryzysu, powinny otrzymywać dodatek solidarnościowy.

Ale rząd niekoniecznie się na to zdecyduje, bo to kosztowne rozwiązanie. Na pewno jednak złym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie dodatku solidarnościowego, ale nie podwyższenie zasiłku dla bezrobotnych. Wówczas kryzys się skończy, a my zostaniemy z zasiłkami w wysokości 600-800 złotych”.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze