0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Pawel Malecki / Agencja GazetaPawel Malecki / Agen...

Ilość przekłamań, którymi posłużył się minister w tym wywiadzie, spowodowała aż dwukrotne zbicie naszego factcheckowego zegara.

1. Restrykcje są mało skuteczną formą ograniczenia pandemii. Wprowadzenie tych restrykcji w listopadzie ub. roku i tak spowodowało, że hospitalizacji było więcej niż jest teraz. 2. Nie mówię o przeszłości, kiedy poziom dyscypliny był większy.
Cały wywiad miał na celu przekonanie, że w tej fali restrykcje nie są potrzebne, więc minister zaprzeczał i swoim wypowiedziom, i wiedzy epidemiologicznej
RMF FM,25 listopada 2021

Zapytany przez Mazurka, dlaczego w listopadzie ubiegłego roku rząd zamknął szkoły, restauracje, obiekty sportowe - a nawet cmentarze na 1 listopada - gdy liczba zakażeń i hospitalizacji była o wiele niższa niż obecne, minister najpierw stwierdził, że mamy teraz lepszy sposób walki z pandemią niż restrykcje, mianowicie szczepienia, przygotowaną służbę zdrowia oraz (już wkrótce) leki na ciężką postać COVID-19.

Potem jednak zaczął podważać sam pomysł restrykcji. Powiedział, że mimo ich wprowadzenia jesienią zeszłego roku hospitalizacji było i tak więcej niż teraz. Ale już nie dodał, ile by ich było, gdyby ograniczeń w kontaktach międzyludzkich nie wprowadzono. Jesienią 2020 roku byliśmy zupełnie nieprzygotowani na tak wielką falę i system się załamał. Widać to dobrze na wykresie hospitalizacji z tego okresu: w pewnym momencie przestaje rosnąć, ale też nie spada. Wygląda to, jakby ktoś ściął nożem czubek jajka.

A zabrakło po prostu łóżek i personelu dla chorych, dlatego rząd musiał zrobić wszystko, by ratować sytuację. A ucięcie kontaktów między ludźmi musi pomóc - bo wirus nie przefrunie jak uskrzydlone nasionka klonu na dużą odległość.

Zauważył to jesienią ubiegłego roku również rządowy strateg Norbert Maliszewski, ciesząc się ze skutecznych restrykcji i pokazując na Twitterze model matematyczny, dzięki któremu obliczono, o ile po ich wprowadzeniu zmniejszy się liczba zakażeń.

https://twitter.com/nmaliszewski/status/1331598454460657673?s=20

Więcej o lockdownach można przeczytać tutaj:

Przeczytaj także:

Następnie jednak Niedzielski stwierdził, że lockdowny działały w przeszłości, kiedy poziom dyscypliny był o wiele większy, ale dziś już społeczeństwo nie zareagowałoby na nie tak przychylnie. I tu ma zapewne rację, ale jak to się ma do stwierdzenia, że jesienny lockdown nie był skuteczny?

Na koniec powiedział jeszcze, że restrykcje broniły wtedy wydolności systemu ochrony zdrowia – więc jednak działają?

Mazurek jednak dociskał: wszyscy nasi sąsiedzi jednak wprowadzają restrykcje. Minister odparł, że Niemcy mają 68 tys. przypadków, a małe Czechy 22 tys.

Niemcy i Czechy muszą wprowadzić restrykcje, bo są w o wiele gorszej sytuacji niż Polska
Czechy są w sytuacji podobnej do Polski, a Niemcy lepszej
RMF FM,25 listopada 2021

Prowadzący przytomnie stwierdził, że Niemcy są większe od Polski, na co Niedzielski odparł, że i tak liczba przypadków jest tam dwukrotnie większa. Nie powiedział tylko, że Niemcy robią nieco więcej testów per capita niż Polska, a i tak idziemy z zakażeniami na milion mieszkańców prawie łeb w łeb.

nowe zakażenia w Niemczech i w Polsce
Zakażenia na milion mieszkańców w Niemczech i w Polsce

A jeśli chodzi o „małe" Czechy, to owszem zakażeń wykrywa się tam o wiele więcej, bo i robi cztery razy więcej testów per capita. A jak spojrzeć na zgony, to widać, że tych zakażeń na milion mieszkańców musi być w Polsce tyle samo, co tam.

zgony na COVID-19 w Czechach i Polsce
zgony na COVID-19 na milion mieszkańców w Polsce i w Czechach

Na koniec minister Niedzielski wypowiedział jeszcze jedno zdumiewające twierdzenie. Zapytany, czemu w Niemczech umiera tak niewiele osób w porównaniu z Polską, ożywił się wyraźnie i wytłumaczył, że to z powodu innej metodologii.

Niemcy zgłaszają jako zgony covidowe tylko te, które są wyłącznie z powodu covidu, nie zgłaszają tych, które dotyczą wielochorobowości
Nie, Niemcy tak nie robią
RMF FM,25 listopada 2021

Zaglądamy na stronę Instytutu Roberta Kocha, który zawiaduje danymi o pandemii. Czytamy tam:

„Statystyki RKI obejmują zgony COVID-19, przy których istnieją potwierdzone laboratoryjnie dowody na obecność SARS-CoV-2 (bezpośrednie wykrycie patogenu) i które zmarły w związku z tym zakażeniem. Ryzyko śmierci z powodu COVID-19 jest wyższe u osób z pewnymi istniejącymi wcześniej schorzeniami. Dlatego w praktyce często trudno jest określić, w jakim stopniu zakażenie SARS-CoV-2 bezpośrednio przyczyniło się do zgonu. Obecnie rejestruje się zarówno osoby, które zmarły bezpośrednio z powodu choroby (gestorben an), jak i osoby z istniejącymi wcześniej schorzeniami, które zostały zakażone SARS-CoV-2 i w przypadku których nie można jednoznacznie ustalić, jaka była przyczyna zgonu (gestorben mit). Ogólnie rzecz biorąc, to zawsze od wydziału zdrowia zależy, czy dany przypadek zostanie przekazany do RKI jako zmarły na COVID-19 lub z powodu COVID-19. Dla znacznej części zgonów z grupy COVID-19 przekazanych do RKI podano »zmarł na zgłoszoną chorobę".

Odpowiedzi na zagadkę mniejszej liczby zgonów w Niemczech lepiej szukać w lepszym systemie ochrony zdrowia, wyższym wyszczepieniu (67,3 proc., u nas 53,6 proc.), częstszym testowaniu czy wprowadzeniu przez część landów restrykcji i paszportów covidowych.

O co w tym wszystkim chodzi?

O to, żeby usprawiedliwić obecną politykę rządu, który jest zakładnikiem frakcji antysanitarnej w swojej partii oraz obawy przed odpływem wyborców do Konfederacji. Zjednoczona Prawica zdecydowała, że bardziej się jej opłaca nakazywać szpitalom otwieranie oddziałów covidowych, otwierać szpitale tymczasowe i po prostu patrzeć, jak ludzie chorują i umierają. Trzeba przyznać, że może sobie na to pozwolić, bo najbardziej oburzeni tym stanem rzeczy są wyborcy opozycji, zwolennicy PiS może nie są szczęśliwi, ale akceptują to w pakiecie (zresztą w większości się zaszczepili). Reszta, która nie wierzy w pandemię i w szczepienia po prostu nie przyjmuje sytuacji do wiadomości.

A sytuacja w szpitalach jest nieco lepsza niż podczas poprzednich fal, ale niewiele. Jeśli porównamy falę wiosenną 2021 i obecną (jesienną 2020 zostawmy, bo była niedoszacowana), to wygląda to tak:

  • wiosna 2021: tygodniowa średnia zakażeń obecnie 21,2 tys., w szpitalach 24,6 tys. chorych;
  • jesień 2021: tygodniowa średnia zakażeń 22 tys., w szpitalach 19 tys. chorych.

Zajętych łóżek szpitalnych jest więc o 30 proc. mniej – i tu można przyznać ministrowi, że zapewne jest to skutek szczepień oraz nabycia naturalnej odporności przez część populacji. Pytanie tylko, jak długo system ochrony zdrowia to wytrzyma.

Według modeli matematycznych, na które powołuje się rząd, szczyt fali mógłby nastąpić jeszcze w grudniu. Są pierwsze jaskółki - zmniejsza się dynamika wzrostu zakażeń i hospitalizacji, w województwach podlaskim i lubelskim, które przyjęły na siebie pierwsze uderzenie fali, hospitalizacje spadają.

Pytanie tylko, czy rzeczywiście spadną. Minister Niedzielski, pytany przez Mazurka, czy rząd wprowadził „model szwedzki" zarządzania pandemią (czyli w uproszczeniu: mało restrykcji, liczenie na naturalną odporność) powiedział: „wolałbym myśleć, że to model brytyjski - od kiedy wprowadzili szczepienia, nie wprowadzili żadnych ograniczeń".

Rzeczywiście, kiedy zaszczepiła się większość Brytyjczyków, rząd Borisa Johnsona zrezygnował z restrykcji. Tylko teraz wykres zakażeń wygląda tam tak:

zakażenia w Wielkiej Brytanii
zakażenia SARS-CoV-2 na milion mieszkańców w Wielkiej Brytanii

Bardzo zaraźliwy wariant Delta ma stały dopływ nosicieli, bo nie ma ograniczeń, mało kto chce się już szczepić, a tempo podawania dawki przypominającej nie nadąża za zmniejszającą się odpornością szczepionych na wiosnę.

Fala ruszyła tam w maju i do tej pory nie opadła. Ale jeśli popatrzymy na wykres zgonów w tym samym czasie, to wygląda on tak:

zgony na COVID-19 w Wielkiej Brytanii i w Polsce

W Polsce umiera teraz dziennie na COVID-19 trzy i pół raza więcej osób na milion niż w Wielkiej Brytanii, a przecież nie doszliśmy jeszcze do szczytu fali (albo pierwszego ze szczytów, jeśli byśmy mieli powtórzyć sytuację brytyjską). To nie dziwi, bo mamy mniejszy odsetek zaszczepionych w pełni - 67,7 proc. do 53,6 proc., a dawek przypominających na Wyspach Brytyjskich podano na 100 osób 22,5, podczas gdy w Polsce 5,3.

„Model brytyjski" w polskim wykonaniu to więc wielokrotnie więcej śmierci.
;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze