Dla młodego pokolenia nie mają już znaczenia dokonania artystyczne i profesorskie tytuły – nie chcą kultu osób, które dopuściły się przemocy seksualnej. Roman Polański stał się symbolem całej generacji mężczyzn, którzy korzystali z pozycji władzy w relacjach seksualnych. OKO.press rozmawia z Magdaleną Grabowską z Polskiej Akademii Nauk o walce z przemocą.
Ile kobiet doświadczyło molestowania seksualnego? Ile zostało zgwałconych, a ile ma doświadczenia prób gwałtu? 100 lat po zdobyciu przez kobiety praw wyborczych nadal nie potrafimy wyeliminować przemocy seksualnej wobec kobiet. Trudno nam ją również mierzyć i badać. Rozbieżności w badaniach są gigantyczne.
Badanie na poziomie Unii Europejskiej (Agencja FRA), publikacja 2014 roku:
Polskie badanie Fundacji STER "Przełamać tabu", publikacja 2016 roku:
Różnice w odsetku kobiet z doświadczeniem molestowania seksualnego w krajach Unii Europejskiej (FRA):
Polska z 32 proc. wydaje się więc zajmować chlubną pozycję wśród krajów, gdzie kobiety najrzadziej doznają krzywdy. Problem w tym, że najprawdopodobniej jest inaczej.
Liczba raportowanych zdarzeń nie jest obiektywną daną, wpływa na nią strach przed ujawnieniem takich doświadczeń – tam, gdzie doświadczenie przemocy seksualnej może być źródłem stygmatyzacji lub oskarżeń, trudniej kobietom o nich mówić.
Raport Fundacji STER przeprowadzony na próbie 451 kobiet, dużej i zróżnicowanej, ale jednak zbyt małej, aby można było ją uznać za reprezentatywną dla populacji, pokazuje jednak dane, które są zbieżne z tymi, które obserwujemy dla Szwecji czy Danii. Wyniki wskazują bowiem, że różnych form molestowania seksualnego doświadczyło 87 proc. badanych Polek. Podobny wynik znajdziemy również w nowych badaniach „Measuring MeToo” w USA – 81 proc.
Na dyskusję po protestach wobec spotkania z Romanem Polańskim w łódzkiej filmówce warto spojrzeć właśnie w kontekście ww. danych.
30 listopada 2019 roku w ramach festiwalu Cinergia, w Szkole Filmowej w Łodzi zaplanowano spotkanie z Romanem Polańskim. W reakcji na to wydarzenie część studentów i pracowników łódzkiej filmówki opublikowała petycję, w której domagali się odwołania spotkania pisząc, że
„powaga oskarżeń [o przemoc seksualną] oraz ich ilość sprawiają, że spotkanie z panem Polańskim na terenie Szkoły byłoby lekceważące wobec wszystkich osób, które doświadczyły przemocowych zachowań seksualnych.”
Rektor łódzkiej filmówki prof. Mariusz Grzegorzek odpowiedział na petycję, argumentując, dlaczego spotkania nie odwoła:
„Roman Polański jest wielkim artystą sztuki filmowej, naszym najwybitniejszym absolwentem. (…) Ludzkie życie jest skomplikowanym, pulsującym zjawiskiem, które wymaga uważności i szacunku. My artyści powinniśmy to rozumieć szczególnie”.
Rozgorzała debata. Pojawiły się w niej słyszane wielokrotnie już argumenty że:
Dominika Wielowieyska spojrzała na sprawę z innej strony:
„Nastąpiło zderzenie dwóch pokoleń i dwóch mentalności. Zderzenie, które zgniotło Polańskiego. W tym sensie Polański przyjął najpotężniejszy cios w imieniu swojego męskiego świata i swojego pokolenia.
Wielu zachowywało się jak on i nie widziało w tym nic złego. Jedni nie ponieśli tego konsekwencji, inni tak”
Dla młodego pokolenia aktywistek nie mają już znaczenia dokonania artystyczne, profesorskie tytuły, siwe głowy, dawne czasy — nie chcą kultu osób, które dopuściły się przemocy seksualnej. Demonstrują głośno i stanowczo. Wzywa się na nich policję, obraża, pozywa.
Maja Staśko napisała po proteście: „Co ich tak zdenerwowało? Mówiłam o wspieraniu kobiet po gwałcie, o wykluczaniu ich i uciszaniu oraz o konieczności walki o ofiary. W odpowiedzi słyszałam i czytałam, że jestem idiotką, gówniarą albo lansiarą”.
Roman Polański stał się figurą, symbolem swojego pokolenia. Warto jednak, śledząc kolejne wywiady i analizy, pamiętać, że to, co jest najważniejsze z punktu widzenia społeczeństwa, zawiera się w tych statystykach:
5-22 proc. kobiet doświadcza gwałtu, a 24-87 proc. molestowania seksualnego. Kobiety nadal boją się o tym mówić, a gdy to robią, ryzykują zderzenie z systemem prawnym i oceną społeczną.
Hanna Szukalska, OKO.press: Co jest istotne dla walki z przemocą seksualną wobec kobiet i gdzie jesteśmy?
dr hab. Magdalena Grabowska, socjolożka, pracuje w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk: Po badaniach z kobietami o doświadczeniach przemocy seksualnej, które prowadziłyśmy z Fundacją STER, miałam wrażenie, że jesteśmy na granicy — że kiedy kobiety zabiorą wreszcie głos, to tej zmiany nikt już nie zdoła powstrzymać. Teraz mam sprzeczne odczucia. Mam wrażenie, że w środowisku lewicowym i liberalnym narracja dotycząca poszczególnych sprawców już się zmieniła.
Widać to choćby w sprawie Polańskiego. Kiedyś mówiono, że „matka się źle zachowała”, „że dziewczyna uwiodła”, a teraz nikt nie podważa tego, że Polański zgwałcił Samanthę Geimer.
Argument obrońców Polańskiego ewoluuje natomiast w inną stronę — że sprawa została załatwiona, ponieważ on się przyznał, ugodził się z nią, odpokutował i jest już czysty. Skończona sprawa, winy odkupione.
W wywiadzie udzielonym Adamowi Michnikowi i Jarosławowi Kurskiemu Roman Polański powtórzył, to co mówił wcześniej, że „Odpokutowaliśmy tę sprawę. Ja, ona i jej matka”. Reżyser nadal uważa, że 13-latka miała co odpokutowywać.
Mało dyskutowaną kwestią, przynajmniej w mediach głównego nurtu, jest to, w jaki sposób sprawcy przemocy seksualnej, także tej z przeszłości, powinni się zachować dziś? Jakie jest oczekiwanie kobiet, które doświadczyły przemocy w tej kwestii?
Samantha Geimer mówi, że wybaczyła. Ale rzeczywiście szersza refleksja dotycząca rozliczeń z tamtą epoką dopiero przed nami.
Brakuje rozmowy o tym, czy istnieje jakaś ścieżka „odkupienia” tych czynów, jakieś zachowanie, które mogłaby przyczynić się do zmniejszenia przemocy? Większość głosów męskich w sferze publicznej zasadza się albo na próbie obrony, odrzucenia lub zniwelowania zarzutów, albo na wyrażeniu strachu przed byciem kolejną oskarżoną osobą.
Z obiema strategiami wiąże się podważanie świadectw kobiet lub marginalizowanie doświadczenia przemocy z przeszłości, szukanie jakichś „ale”. Pytanie czy mężczyźni będą kiedyś w stanie stawić czoła kwestii przemocy seksualnej, której są sprawcami, jest dla mnie otwarte.
Zostawmy mężczyzn. W jakim miejscu są kobiety?
Dyskusja o podejściu do przemocy seksualnej pokazuje, że mimo powszechnej zgody co do tego, że przemoc wobec kobiet jest zła, mamy jednak różne pomysły na to, jak z nią walczyć.
Z jednej strony pojawia się argument instytucjonalny oraz postawa ograniczonego zaufania do kobiet, z drugiej nawoływanie do opowiedzenia się w stu procentach za opowieściami skrzywdzonych.
Ta polaryzacja sprawia, że wypowiadając jedno zdanie, można zostać oskarżoną o obronę kultury gwałtu lub, z drugiej strony - o burzenie porządku demokratycznego państwa. Być może o tym mówi Agnieszka Holland w tekście Mai Staśko w Krytyce Politycznej: „Próbowałam napisać krótki komentarz w tej sprawie, ale nie udało mi się. Cokolwiek napisałam, sama ze sobą się nie zgadzałam. W związku z siłą i brutalnością debaty, która wybuchła również w mediach społecznościowych, każda wypowiedź grozi tym, że człowiek znajdzie się między dwoma młyńskimi kamieniami”.
Dla mnie osobiście ujawnienie przez #MeToo konfliktu w feminizmie było wartością tej akcji.
Uważam, że jako feministki nie musimy się zgadzać co do strategii, ani ustalać wspólnego stanowiska. Konflikt ma w sobie potencjał rozwojowy. Uznanie, że jest on częścią procesu walki z przemocą oznacza również, że nie ukrywamy ani samego konfliktu, ani jego różnych wymiarów.
A co za tym idzie, że jesteśmy gotowe na zmierzenie się z sytuacjami, w których każda ma poczucie racji i które wiążą się z oskarżeniami o „nieprawdziwy feminizm”, „niedojrzałość”, „pokoleniową walkę o władzę” czy uprzywilejowanie. To są ważne tematy, które wychodzą w ramach dyskusji o przemocy.
Unikanie czy uciszanie tych tak zwanych „awantur” nie jest dobrą strategią. Niech one się toczą.
W dyskusji o przemocy seksualnej wobec kobiet i walce z nią spotyka się wiele kwestii. Jest przez to trudna, bo rozmawiamy na różnych poziomach:
To są różne porządki.
Jakie?
Ważne, żeby mieć świadomość różnic między debatą w porządku prawnym oraz instytucjonalnym a porządkiem innego rodzaju – związanym ze sferą społeczną i prawem do wypowiedzi.
Wiele osób ma potrzebę postawienia tamy relacjom kobiet.
Mówią, że skoro żyjemy w państwie prawa, to nie można ignorować porządku instytucjonalnego. Jeśli kogoś oskarżasz, mówisz, że ktoś cię zgwałcił lub próbował to zrobić, podpada to zawsze pod jakąś instytucję.
I dopóki w tej instytucji tego nie udowodnisz, to nie masz prawa mówić o tym publicznie.
A drugi porządek to porządek społeczny, w którym kobiety powinny mieć prawo mówić to, co zechcą, jeśli to dotyczy ich ciał i doświadczeń.
Obecnie te dwa porządki są ze sobą sprzeczne i stają się często osią ostrego sporu, także z tymi instytucjami.
W dyskusji o przemocy wobec kobiet zawsze pojawia się wątek, że musimy zreformować instytucje lub wykorzystać te, które mamy. Z doświadczeń kobiet i badań wiemy jednak, jak działają w Polsce instytucje, jakie są wyroki sądów, jak się zachowuje policja, jak są traktowane przypadki ujawnionej przemocy.
Wiemy też, że dla wielu kobiet doświadczających przemocy seksualnej, szczególnie długotrwałej przemocy w związkach, instytucje nie są z różnych powodów partnerami w radzeniu sobie z tym doświadczeniem.
Jaskrawym przykładem jest sprawa Katarzyny, kobiety, która zgłosiła gwałt, ale pomimo nagrania, na którym sprawca przyznał się do winy, sąd w Gnieźnie sprawę umorzył. Skazana została jednak sama zgłaszająca – za składanie fałszywych zarzutów. Za Katarzyną wstawiły się aktywistki i aktywiści. Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar zaskarżył decyzję sądu i wzniósł wniosek do Sądu Najwyższego o jej kasację.
Dlatego nawoływanie do tego, żeby pracować z instytucjami może być de facto zamykaniem ust kobietom.
Gdybyśmy żyły w idealnym świecie, powinniśmy stworzyć taki system, który chroni kobiety. Ale nie żyjemy, a problem przemocy seksualnej nie zniknie sam z siebie. Podejście instytucji trzeba próbować zmieniać, ale nie będzie tak, że efekty tego procesu poprawiania zobaczymy już za chwilę.
Porządek instytucjonalny wpływa też jednak na ten społeczny – wiele dyskusji o przemocy seksualnej rozbija się np. o to, że ktoś zostaje oskarżony o gwałt, nie przyznaje się do tego, przyznaje jednak, że jego zachowanie nie było w porządku. Konsekwencje ponosi oskarżająca go kobieta, sama oskarżana o pomówienie.
W dyskusji o zachowaniach dwóch dziennikarzy opisanych w głośnym tekście Codziennika Feministycznego zabrakło debaty o definicjach, przede wszystkim na temat tego, jakie mamy definicje gwałtu. Nie mamy zgody nawet na temat tego, co jest przekroczeniem, co molestowaniem seksualnym, a co nie.
Pokazała to też sprawa Janusza Rudnickiego: dla jednych nazwanie koleżanki kurwą w pewnych kontekstach jest dopuszczalne, dla innych – to już zawsze przemoc. Jeszcze poważniej wygląda kwestia gwałtu. Dla kogoś niekonsensualny seks w związku absolutnie nie jest gwałtem, a tylko przekroczeniem, dla innych osób to zdecydowanie gwałt.
Poważna dyskusja o entuzjastycznej zgodzie na seks, upodmiotowiającej kobiety, ustąpiła miejsca debatom o tym, co stanie się z mężczyznami oskarżanymi o gwałt.
Dla wielu osób, także kobiet, to może być bardzo skomplikowana sprawa na poziomie osobisto-społecznym. Większość kobiet ma jakiegoś rodzaju relacje z mężczyznami: jesteśmy siostrami, córkami, przyjaciółkami. Ponieważ to mężczyźni są w większości sprawcami przemocy seksualnej, prawdopodobieństwo, że znamy taką osobę, jest dość spore.
Myślę, że dla wielu kobiet to jest po prostu sytuacja wyboru: komu uwierzyć. Jest to również pytanie o koszty opowiedzenia się po stronie kobiet.
Czy wierzysz kobiecie (obcej lub bliskiej: przyjaciółce czy córce), czy mężczyźnie (znanemu, lub również bliskiemu: bratu, mężowi, przyjacielowi), osobie, która płaci twoje rachunki, jest twoim ojcem, szefem, może dać ci dostęp do publikacji lub jakiejś sfery towarzyskiej lub którą po prostu znasz od wielu lat i bardzo lubisz?
No właśnie, i wtedy czujesz, że potrzeba twardych dowodów, bo bardzo trudno uwierzyć.
Pomijamy też wątek klasowy, a on pojawia się w tej debacie na dwóch poziomach.
Po pierwsze, panuje zgoda, że walczymy z przemocą, dopóki sprawa nie dotyczy wielkiego człowieka. Widać różnicę między tym, jak traktuje się sprawę ujawnienia przemocy przez aktorki Bagateli, a podejściem do Polańskiego czy jak w przeszłości feminizm odnosił się do sprawy Anety Krawczyk, która ujawniła gwałt w Samoobronie, a jak część środowiska zareagowała, gdy sprawa dotyczyła kolegów „na lewicy”.
Gdy chodzi o konkretnego mężczyznę, który ma wysoką pozycję, dochodzi do wartościowania. I to jest bardzo niebezpieczne, bo podtekst jest taki, że życie kobiet jest mniej wartościowe. Przemoc wobec kobiet, zwłaszcza tych na niższych pozycjach, nie jest uznawana za prawdziwą krzywdę.
Po drugie: na poziomie instytucji i zasobów.
Robiąc badania, rozmawiałyśmy między innymi z kobietami z małych miejscowości i wsi. Uderzyło nas, że w ogóle w ich doświadczeniach instytucje nie istniały jako punkt odniesienia — kobiety nie wierzyły w nie.
Decydujące dla ujawnienia przemocy były innego rodzaju zasoby: rodzina, społeczność. Gdy bowiem idziesz na wsi zgłosić przemoc, to zgłaszasz np. syna kolegi. Jeśli społeczność za tobą nie pójdzie, przestajesz istnieć w tym miejscu, zostajesz wykluczona, zaszczuta. Podobne doświadczenie mają osoby zgłaszające akty pedofilne ze strony księży w małych miejscowościach.
I tutaj dochodzimy do rozmowy o tym, co sprawia, że kobiety milczą latami lub o doświadczonej przemocy nie mówią nigdy.
Dotykamy rozmowy o przywileju, o przemocy ekonomicznej i psychicznej. Raport STERU, badania Zofii Nawrockiej i publikacje Feminoteki, w tym ostatnio wydana książka „Gwałt w małżeństwie”, ujawniają te schematy. Są one związane z sytuacją ekonomiczną, rodzinną czy społeczną kobiet, na przykład z faktem, że ujawnienie przemocy oznacza utratę wsparcia ze strony rodziny, bliskich, wspólnoty — często po prostu się „nie opłaca”— a więc wymaga czasu i przemyśleń.
Ostatnio na ten temat głos zabrała Aneta Kręglicka, mówiąc o #MeToo i molestowaniu: „to dziewczyna daje przyzwolenie na pewne zachowanie lub nie. Wiele zależy od tego czy kategorycznie i natychmiast reagujemy”. To forma obwiniania ofiar.
Zwlekanie z ujawnieniem przemocy nie jest decyzją świadczącą o świadomości czy rozumności kobiet. Mam czasem wrażenie, że osoby zajmujące głos w debatach o przemocy seksualnej, szczególnie, kiedy odnoszą się do kwestii zachowań kobiet, nie mają wystarczającej wiedzy. To smutne.
Psycholożka, dziennikarka i architektka. Współpracuje z OKO.press i Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. W OKO.press pisze głównie o psychiatrii i psychologii, planowaniu przestrzennym, zajmowała się też tworzeniem infografik i ilustracji. Jako psycholożka pracuje z dziećmi i młodzieżą.
Psycholożka, dziennikarka i architektka. Współpracuje z OKO.press i Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. W OKO.press pisze głównie o psychiatrii i psychologii, planowaniu przestrzennym, zajmowała się też tworzeniem infografik i ilustracji. Jako psycholożka pracuje z dziećmi i młodzieżą.
Komentarze