0:000:00

0:00

Metody nacisku stosowane przez dyrektorów szpitali są bardzo różne: od zwykłego mobbingu, przez groźby, po opt-out jako warunek podpisania umowę o pracę nowych rezydentów. Jakub Kosikowski z Porozumienia Rezydentów powiedział OKO.press: "Od grudnia – odkąd zapewniamy pomoc prawną – dostaliśmy ponad 100 zgłoszeń z całej Polski". W związku z tym rezydenci potrzebują merytorycznego wsparcia prawników, którzy gotowi są pomagać im pro bono. "W ciągu jednej doby zgłosiło się ponad 30 osób, ale potrzeba więcej – w całej Polsce" – mówi mec. Sylwia Gregorczyk-Abram, która razem z mec. Tomaszem Popiołkiem-Jańcem koordynuje akcję. Chętni mogą zgłaszać się, wysyłając maila na adres [email protected].

Przypomnijmy: od 1 stycznia polska służba zdrowia – i tak cierpiąca z powodu niedoboru personelu i zbyt małego finansowania – odczuwa skutki wypowiedzenia tzw. klauzuli opt-out. Oddziały w wielu szpitalach są zamykane lub czasowo zawieszane z powodu niewystarczającej liczby lekarzy. To kolejna – po głodówce – forma protestu młodych medyków, którzy domagają się od rządu zwiększenia nakładów na zdrowie do 6,8 proc. PKB. Podpisując klauzulę, lekarze wyrażali zgodę na wyłączenie się spod rygoru przepisów kodeksu pracy ograniczającego tygodniowy czas pracy do 48 godzin. Teraz wycofali taką zgodę.

Podwyżki pod warunkiem podpisania klauzuli opt-out

Jednym ze szpitali, które odczuwają poważne braki kadrowe, jest szpital uniwersytecki nr 2 w Bydgoszczy, gdzie 90 proc. rezydentów nie podpisało lub wymówiło opt-outy. Klauzulę pozwalającą na pracę dłużej niż 48 h tygodniowo wypowiedziało też 7 specjalistów. Bartek Fiałek, rezydent na 4. roku reumatologii, powiedział OKO.press: "Od 22 stycznia bardzo ograniczono przyjęcia planowych pacjentów, są problemy na pięciu oddziałach. Na reumatologii akurat nie, więc ja bezpośrednio nie miałem żadnych problemów". Do OKO.press doszły za to anonimowe głosy, że w związku z naciskami ordynatora, rezydenci na oddziale ginekologii pracują tak, jak wcześniej, kilkaset godzin w miesiącu – pomimo wypowiedzianych opt-outów.

To nielegalne. Dlatego być może rezydenci będą zmuszeni w lutym na nowo podpisać opt-out – żeby nie mieć problemów prawnych w związku z tym, że pracują więcej, niż pozwala na to Kodeks Pracy.

Z kolei w warszawskim szpitalu przy ul. Banacha dyrekcja pod koniec 2017 roku dała zarówno specjalistom jak i rezydentom podwyżkę za godziny dyżurowe, ale pod warunkami, z których jednym jest posiadanie podpisanej umowy opt-out.

Zakaz pracy u konkurencji, szykany, mobbing

Kosikowski z Porozumienia Rezydentów: "Zgłaszają się do nas nowi rezydenci, którym na dzień dobry razem podsuwane są umowy o pracę z klauzulą o zakazie pracy u konkurencji. Oznacza to, że rezydenci nie będą mogli zatrudniać się w innych miejscach. To bezprawne, bo to Ministerstwo Zdrowia tworzy umowy, które dla wszystkich powinny być takie same". Dyrektorzy stosują też inne metody nacisku.

Niektórzy rezydenci słyszą, że jeśli wypowiedzą opt-out, będą mieli problem z ukończeniem specjalizacji, albo ze znalezieniem pracy po tym, jak już ją ukończą. W jednym ze szpitali cała grupa świeżo upieczonych rezydentów usłyszała, że podpisanie opt-out jest obowiązkowe przy podpisywaniu umowy o pracę.

Mimo tego, że wg. prawa jest to klauzula dobrowolna. Kiedy jeden z nich poprosił o umowę do wglądu, żeby móc skonsultować ją z prawnikiem, usłyszał, że przecież nie musi pracować w danym miejscu. Umowy do wglądu nie dostał.

Również lekarze specjaliści są w trudnej sytuacji. W jednym z dużych szpitali ordynator pediatrii, która jest odpowiedzialna za oddział ze 180 pacjentami, nadal nie ma harmonogramu dyżurów na luty. Sama wypowiedziała opt-out, nie chce więc naciskać na młodych lekarzy, żeby pracowali więcej niż 48 godzin w tygodniu. Ale w związku z tym nie wie, czy i jak jej oddział będzie funkcjonował już za kilka dni.

Dlaczego młodzi lekarze protestują?

Klauzulę opt-out lekarze wypowiadali w listopadzie i grudniu 2017 z miesięcznym wyprzedzeniem, więc szpitale i pacjenci dopiero w styczniu zaczęli odczuwać efekty. Wcześniej młodzi lekarze pracowali nawet po 300 godzin miesięcznie, co pozwalało szpitalom łatać ogromne braki w personelu. Młodym lekarzom dawało to wyższe zarobki, ale ich przepracowanie stanowi zagrożenie dla pacjentów. Często przystępowali do trudnych zabiegów czy operacji po 20-30 godzinach nieprzerwanej pracy.

Co ciekawe, rezydenci już otrzymali podwyżki – ale akcji protestacyjnej nie przerwali. Nie tylko dlatego, że nie został spełniony ich podstawowy postulat – 6,8 proc. PKB na zdrowie, zmniejszony do 6,0 proc. w 2023 roku. Także dlatego, że są to – jak twierdzą – podwyżki niesprawiedliwe i dzielące środowisko.

Zdaniem rezydentów zaproponowany przez ministra plan podwyżek dzieli środowisko lekarskie na rezydentów i specjalistów (którzy często będą zarabiać mniej, niż niektórzy z tych pierwszych), a także samych rezydentów – na różne (tańsze i droższe) specjalizacje. Ponadto ci, którzy zaczną rezydenturę w przyszłym roku będą zarabiać więcej, niż ci na ostatnim roku. Kolejna runda rozmów lekarzy z ministrem zdrowia w najbliższy czwartek, 1 lutego.

Przeczytaj także:

;

Udostępnij:

Monika Prończuk

Absolwentka studiów europejskich na King’s College w Londynie i stosunków międzynarodowych na Sciences Po w Paryżu. Współzałożycielka inicjatywy Dobrowolki, pomagającej uchodźcom na Bałkanach i Refugees Welcome, programu integracyjnego dla uchodźców w Polsce. W OKO.press pisała o służbie zdrowia, uchodźcach i sytuacji Polski w Unii Europejskiej. Obecnie pracuje w biurze The New York Times w Brukseli.

Komentarze