0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Projekt nowelizacji kodeksu wyborczego został opublikowany 22 czerwca 2018 roku.

Według obecnej ordynacji kraj jest podzielony na trzynaście okręgów. Ustalając ostateczne wyniki wyborów najpierw dzieli się liczbę mandatów w skali kraju, a dopiero później rozdziela się mandaty w okręgach. Sposób jest nieco skomplikowany - choć z punktu widzenia wyborcy nie ma to żadnego znaczenia - ale jego olbrzymią zaletą jest wysoka proporcjonalność. Każda partia, która przekroczy próg 5 proc. otrzyma co najmniej jeden mandat.

PiS chce to zmienić. Liczba mandatów ma być sztywno ustalona pomiędzy okręgami - każdy z nich będzie miał od 3 do 6 mandatów. Zmiana premiuje PiS, bo nowa ordynacja będzie zdecydowanie większościowa.

Bez względu na to, co politycy PiS opowiadają o Brukseli na rodzimym podwórku, lista chętnych na przeprowadzkę rośnie - kandydować będą zapewne m.in. Beata Szydło i Anna Zalewska.

Nie wspominając o dotychczasowych europosłach, którzy co prawda uważają Brukselę za siedzibę zachodniego zepsucia, komunizmu i cywilizacji śmierci, ale najwyraźniej nie najgorzej się w niej czują.

Przeczytaj także:

Ale szersza ławka dla krajowych polityków, z którymi nie wiadomo co zrobić, to nie jedyna zaleta nowej ordynacji z punktu widzenia PiS.

POPiS bierze prawie wszystko

Symulację rozkładu mandatów wg planowanej ordynacji przygotował dr Jarosław Flis z UJ.

Wyniki wyborów z 2014 roku:

PO – 32,1 proc. – 19 (37,3 proc.) PiS – 31,8 proc. – 19 (37,3 proc.) SLD – 9,4 proc. – 5 (9,8 proc.) KNP – 7,2 proc. – 4 (7,8 proc.) PSL – 6,8 proc. – 4 (7,8 proc.)

Wyniki wyborów w 2014 wg planowanej ordynacji:

PO – 32,1 proc. – 23 (45,1 proc.) PiS – 31,8 proc. – 23 (45,1 proc.) SLD – 9,4 proc. – 3 (5,9 proc.) KNP – 7,2 proc. – 0 (0,0 proc.) PSL – 6,8 proc. – 2 (3,9 proc.)

Podobną symulację przedstawił Dziennik Gazeta Prawna, choć są drobne różnice. Tutaj PiS zyskałby na zmianie ordynacji 5 mandatów, a PO 3 mandaty.

Nowelizacja da potężną przewagę dużym partiom i doprowadzi do marginalizacji mniejszych. Dramatycznie obniża bowiem proporcjonalność ordynacji. Zyska na tym PiS, który jest dużą partią ze stabilnym elektoratem, oraz Platforma Obywatelska.

Gdyby zastosować projektowaną ordynację do wyników poprzednich wyborów do PE obie partie zgarnęłyby łącznie 46, czyli ponad 90 proc. wszystkich mandatów (było ich wówczas 51, teraz w związku z brexitem będzie 52).

Stracą wszystkie inne partie, które albo przepadną w wyborach, albo będą zmuszone łączyć się z dużymi lub same ze sobą wbrew różnicom ideologicznym, programowym i tożsamościowym. Straci na tym polityka rozumiana jako rywalizacja obozów ideowych - wyborcy zostaną z realnym wyborem między partią należącą do konserwatywno-liberalnej Europejskiej Partii Ludowej (Platforma Obywatelska), a partią, której politycy chętnie widzieliby się w Europejskiej Partii Ludowej (Prawo i Sprawiedliwość).

Ale jest jeszcze jeden, często pomijany aspekt tej dominacji prawicy - finansowy.

Grube portfele europosłów

Ile zarabiają posłowie i posłanki do Parlamentu Europejskiego? Dużo, i to nie tylko na tle polskiej średniej, ale i zarobków posłów i posłanek na Sejm. Kwoty podajemy w złotówkach na podstawie tabeli średniego kursu walut NBP z 22 czerwca 2018 roku (1 Euro = 4,315 zł).

  • Miesięczna pensja posłów i posłanek PE to ok 37 tys. 150 zł brutto (ok 29 tys. zł netto po potrąceniu europejskich podatków i składek),
  • ponadto otrzymują oni miesięczną dietę na wydatki związane z wykonywaniem mandatu - 19 tys. zł,
  • dostają też dietę za każdy dzień, który spędzają na posiedzeniu europarlamentu, komisji lub frakcji - 1 tys. 350 zł. Jeśli założymy, że europoseł spędza w Brukseli około pół miesiąca, suma takich diet wyniesie ok. 20 tys miesięcznie (choć może też wynieść więcej).
Poza uposażeniem i dietami każdemu europosłowi przysługuje ok. 106 tys. miesięcznie na zatrudnianie asystentów.

Na ogół zostają nimi młodzi aspirujący politycy partii - takim asystentem był swego czasu np. Patryk Jaki. Co najmniej jedna czwarta kwoty musi być wydana na akredytowanych asystentów zatrudnionych w Brukseli, reszta idzie na krajowych współpracowników europosła.

Nie liczymy tutaj zwrotu kosztów podróży, leczenia, odpraw po zakończeniu kadencji, czy europejskiej emerytury, która przysługuje europosłom (3,5 proc uposażenia za każdy rok w PE ).

Łącznie z każdym mandatem w PE wiąże się ok. 180 tys zł, które idą na diety i uposażenia europosła i jego asystentów. Rocznie to prawie 2,2 mln zł.

11 mln rocznie w "funduszu płac"

Zysk 5 mandatów to dodatkowe 11 milionów złotych rocznie dla obozu politycznego. Dzięki tym pieniądzom europosłowie i ich asystenci mogą poświęcić się m.in. występom medialnym (europosłem jest przecież nie wychodzący z polskich mediów Ryszard Czarnecki).

Co oznacza 11 milionów rocznie dla partii? Dla porównania:

  • Subwencja otrzymywana przez PiS w związku z wynikiem wyborczym to 18,5 mln zł rocznie (plus jednorazowa dotacja podmiotowa, czyli zwrot kosztów kampanii dla komitetów, które uzyskały mandaty - 29,7 mln w 2016 roku),
  • Subwencja PO to 15,5 mln zł rocznie (plus 26,7 mln zł dotacji podmiotowej w 2016),
  • Zjednoczona Lewica - 6,2 mln zł rocznie,
  • PSL - 4,5 mln zł rocznie (plus 2,6 mln zł dotacji podmiotowej w 2016),
  • Korwin - 4,2 mln zł rocznie subwencji,
  • Kukiz'15 - 3 mln dotacji podmiotowej w 2016,
  • Partia Razem - 3,2 mln zł rocznie subwencji,
  • Nowoczesna - 1,1 mln dotacji podmiotowej w 2016.

Zysk z nowej ordynacji nie jest oczywiście wprost porównywalny z pieniędzmi z subwencji. Nie zmienia to faktu, że 11 milionów rocznie w dietach i uposażeniach - gigantyczne pieniądze jak na polską politykę - pomogą PiS-owi. Posłużą bowiem do sfinansowania kilkudziesięciu dodatkowych etatów politycznych - grupy ludzi, którzy gotowi będą występować w mediach, prowadzić formalne lub "nieoficjalne" kampanie wyborcze, prowadzić konta w mediach społecznościowych, błyskawicznie reagować na bieżące wydarzenia.

W rozmowie z Teresą Torańską na początku lat 90. Jarosław Kaczyński próbował tłumaczyć kontrowersyjne interesy spółki Telegraf, której był współzałożycielem. Twierdził, że gdyby nie pieniądze z wątpliwych źródeł, "stałby na rogu ulicy z tubą, gdyby stać go było na tubę".

Dzięki nowej ordynacji kilkadziesiąt dodatkowych tub sfinansuje Kaczyńskiemu Parlament Europejski. Najwyraźniej wciąż ma ich za mało.

;

Udostępnij:

Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze