0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Grzegorz Dąbrowski / Agencja Wyborcza.plFot. Grzegorz Dąbrow...

Zali Marciale przyjechała do Polski pochować syna. Podczas identyfikacji w Białymstoku nie miała odwagi spojrzeć na jego zwłoki.

– Wciąż pamiętam naszą ostatnią rozmowę. Błagałam: „Synku, proszę, nie wchodź do rzeki. Wróć do Kamerunu”. Ale on już nie mógł. Białoruscy pogranicznicy nie pozwolili mu jechać do Mińska. Wypchnęli go wprost ku śmierci – kobieta wybucha płaczem.

Karolina Mazurek z Podlaskiego Ochotnicza Pogotowia Humanitarnego podchodzi do Zali i przytula ją. – Kolejna bezsensowna śmierć. Kiedy to się skończy? – po tych pytaniach w pokoju zapada milczenie. Zali sięga po butelkę wody, ociera łzy, a potem gładzi oprawione w ramkę zdjęcie syna.

Rzeka pełna trupów

W Ozieranach Małych w gminie Krynki mur strzegący polski nagle się urywa. Od tego momentu granicę z Białorusią stanowi rzeka Świsłocz: meandruje przez kolejne kilometry na południe w kierunku Puszczy Białowieskiej. Jest ona celem wielu migrantów, którzy próbują dostać się z do Europy.

Tutaj przeszkodą do przekroczenia granicy nie jest pięciometrowy mur najeżony kamerami, a rozciągnięty wzdłuż brzegów drut żyletkowy oraz podmokłe, wręcz bagniste tereny wokół. Ludzie w drodze często używają pontonów (kupowanych w białoruskich sklepach lub nawet pożyczanych do białoruskich pograniczników), materacy, a nawet dętek od opon.

Niepozorna Świsłocz zbiera śmiertelne żniwo: w październiku ubiegłego roku na brzegu funkcjonariusze Straży Granicznej znaleźli zwłoki 23-letniego Sudańczyka, w lutym tego roku kolejne dwa ciała. Jedną z ofiar była 44-letnia Kamerunka Livine, która 9 maja spoczęła na cmentarzu w Krynkach.

Nie minęły dwa tygodnie, a Straż Graniczna odnalazła kolejne ciało na wysokości wioski Łosiniany. Zwłoki były w stanie rozkładu, ale migrant miał przy sobie dokumenty. To 32-letni Cyril, obywatel Kamerunu. Aktywistom z Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego udało się odnaleźć jego krewnych. Dopiero cztery miesiące później z matką chłopaka skontaktowała się polska policja.

– Jeszcze zanim dostałam zdjęcia ubrań i dokumentów w głębi duszy czułam, że to mój syn. A potem spojrzałam i już wiedziałam, że to on – płacze Zali. – Przyjechałam do Polski, ale tak naprawdę nie miałam odwagi spojrzeć na ciało mojego syna.

Ciemnoskóra kobieta płacze i trzyma zdjęcie swojego syna
Ciemnoskóra kobieta płacze i trzyma zdjęcie swojego syna

„Mamo, muszę iść do lasu”

Rodzinne losy Zali są równie pokręcone jak graniczna rzeka Świsłocz. Matka Cyrila wraz z mężem wyjechali z Kamerunu w 2003 roku do Francji dzięki wizie turystycznej. Zabrali ze sobą malutką córkę, dwunastoletni wówczas chłopak został w kraju wraz z krewnymi – jemu nie przyznano wizy. Rodzice znaleźli pracę pod Paryżem, urodziły im się jeszcze dwie córki. Cały czas czekali jednak na Cyrila.

– Próbowaliśmy latami: chodziliśmy po urzędach, wypełnialiśmy kolejne dokumenty, a zawsze słyszeliśmy tylko: „Nie, nie, nie” – płacze matka. – Tłumaczyłam: nie możecie rozdzielać naszej rodziny. Ale nie chcieli nas zrozumieć. I próbowaliśmy dalej: zdobyć wizę do Francji, potem do Belgii. Nie dało się. Zawsze tylko „nie”.

W ubiegłym roku Cyril wystarał się o wizę studencką w Białorusi (podobnie jak opisywana wcześniej rodaczka Livine).

– Dzwonił i narzekał: „Mamo, Białorusini nie lubią czarnoskórych. Nie dadzą mi pracy. Muszę iść do lasu, spróbować dostać się do Warszawy, a potem do Paryża. W końcu będziemy razem – łzy spływają po twarzy matki. – Tak właśnie mówił: „Mamo wkrótce się zobaczymy, muszę tylko iść do lasu”.

Cyril kilka razy próbował sforsować mur graniczny. Za każdym razem łapali go polscy strażnicy graniczni i wywozili na Białoruś, raz nawet zniszczyli jego telefon.

Zali: – Błagałam: „Cyryl, wracaj, Kamerunu, wracaj proszę, musisz wrócić, zrób to dla mnie”. Ale nie słuchał mnie. Uznał, że spróbuje przez rzekę. Więc znów, prosiłam, wracaj, nie uda się, przecież nawet nie umiesz pływać. Powtarzał, że nie dadzą wrócić do Mińska, że znów go pobiją, że nie ma wyboru.

Tamtego dnia telefon Cyrila zamilkł.

Matka napisała dwie wiadomości. Na żadną z nich nie odpowiedział. Milczał też telefon osoby, z którą mieli przejść przez granicę. Oddzwoniła po kilku dniach.

– Usłyszałam, że nie miała serca opowiadać mi o szczegółach tej przeprawy. Woda porwała Cyrila i stracili go z oczu. To stało się w ciągu sekundy – Zali znów wybucha płaczem. – Nasza rodzina nigdy nie podniesie się po tej tragedii.

Kryzys migracyjny: 50 ofiar, ponad 300 zaginionych

Od początku kryzysu migracyjnego na granicy Białorusi i Polski zginęło co najmniej 50 osób.

– Wszystkie historie są podobne: bicie, upokarzanie, niszczenie własności prywatnej, a potem wypychanie na Białoruś. Mamy informację o ponad trzystu zaginionych osobach, ale jeśli ktoś zaginął dwa lata temu, to jaka jest szansa, że żyje? – pyta Karolina Mazurek, aktywistka Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego:

Wśród zaginionych pozostaje m.in. iracki Kurd Shaho, którego historię opisywaliśmy w OKO.press. 19 października 2021 roku wysłał wiadomość do rodziny: „Jestem w drodze na granicę. Jak Allah pozwoli, dotrę do Niemiec. Czuję, że się uda”. W Polsce była wówczas druga w nocy. Do wiadomości dołączył też pinezkę z lokalizacją: rzeka Świsłocz pod Krynkami.

Zali: – Na tej rzece wydarzyło się zbyt wiele złych historii. A za wszystkim kryje się brutalność: Straży Granicznej, brutalność granicy, brutalność systemu. Mój syn jest ofiarą Europy.

Pogrzeb Cyrila odbędzie się w środę 6 września 2023 na cmentarzu w Krynkach. Podlaskie Pogotowie Humanitarne zbiera pieniądze na pomoc rodzinom, które straciły krewnych na szlaku migracyjnym przez Białoruś. Wpłat można dokonywać tutaj.

;
Na zdjęciu Szymon Opryszek
Szymon Opryszek

Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.

Komentarze