0:000:00

0:00

Wieczorne pasmo "Wiadomości" TVP w piątek, 5 kwietnia 2019, po negocjacjach, które zakończyły się fiaskiem, rozpoczęły się od setki z Beatą Szydło. "Ta propozycja jest najlepsza, jest przemyślana, przygotowana, gwarantująca najwyższe pensje" - zachwalała wicepremier. Chwilę później pojawiła się informacja, że związki mimo to ją odrzuciły, a na ekranie widać było pasek "Jednak strajk za wszelką cenę?".

"Za wszelką cenę", ponieważ, jak można się było dowiedzieć z materiału, nauczyciele odrzucają propozycje rządu pomimo 10 proc. podwyżki we wrześniu i "zarobków nawet do 8 tysięcy złotych pod warunkiem większej ilości pracy".

Co rzeczywiście przedstawiła w piątek Beata Szydło? Stare propozycje, czyli m.in. podwyżka 10 proc. od września i dodatek 300 zł za wychowawstwo uzupełnione zostały o plan podwyższenia pensum nauczycieli do 22, a nawet 24 godzin wraz ze wzrostem wynagrodzeń. Pakiet ten rozłożony jest na lata 2020-2023 i wiąże się ze znaczną redukcją miejsc pracy. Jak wylicza ZNP - pracę straciłoby nawet 30 proc. nauczycieli.

Dodatkowym policzkiem był fakt, że szczegółowe wyliczenia rząd podał podczas konferencji prasowej, a nie w trakcie negocjacji ze związkami.

Szczegółowo propozycje rządu, ich konsekwencje oraz reakcje związków omawialiśmy w tekstach:

Rozmowy ostatniej szansy

Dorota Gardias, przewodnicząca Rady Dialogu Społecznego oraz FZZ, zaznaczała jeszcze w piątek, że rozmowy zostaną wznowione, jeśli któraś ze stron będzie chciała przedstawić nową propozycję. W ciągu dnia KPRM podał informację, że negocjacje odbędą się w niedzielę o 19.00, co potwierdziła Gardias. Zwołane zostały na wniosek strony rządowej. W rozmowie z OKO.press przedstawiciele ZNP powiedzieli, że nie znają szczegółów propozycji rządu. Czy w takim razie rzeczywiście ją mają?

Wątpliwe. W rozmowie z PAP Michał Dworczyk stwierdził, że "przedstawiciele rządu zaproponowali kolejne spotkanie z centralami związkowymi w celu przedstawienia na piśmie propozycji, która została zaanonsowana w piątek". Przypomnijmy, w piątek propozycja rządu przedstawiona była rzeczywiście tylko ustnie, a jej szczegóły, to znaczy - schematyczne estymacje, przedstawiono w postaci prezentacji w PowerPoincie.

Pomimo takiej atmosfery związki staną do rozmów. Jak wyjaśnia Sławomir Broniarz, szef ZNP w rozmowie z OKO.press: "Nie rozpatrujemy opcji nie iść, chcemy pokazać dobrą wolę do samego końca. Bo my mamy dobrą wolę".

"Wiadomości" grają na "Solidarność"

Wieczorne wydanie "Wiadomości" 6 kwietnia właściwie przesądza sprawę. Ani razu nie pojawia się tam informacja o wznowieniu rozmów w niedzielę. Dlaczego, skoro o ponowne negocjacje wnioskował sam rząd?

"Nauczycielska etyka" - głosi pasek. A Michał Adamczyk wyjaśnia: "O strajku nauczycieli usłyszeliśmy pierwszy raz, gdy ZNP zażądał dodatkowego tysiąca złotych do kwoty bazowej, co w niektórych przypadkach miało oznaczać nawet 2,5 tysiąca podwyżki".

Materiał zaczyna się od przypowieści o strajku głodowym "Solidarności" w 1994 roku, w wyniku którego nauczyciele wywalczyli 6 proc. podwyżki. To pierwszy komunikat - 6 proc. uważane było wtedy za sukces, a teraz co? I 2,5 tysiąca złotych to dla nich za mało.

Emerytowana nauczycielka, która uczestniczyła w tamtej akcji, zaznacza jednak: "Strajkowaliśmy jako »Solidarność«, ale nie podczas egzaminów. Bo tak nie wolno z dziećmi robić".

"Bo »Solidarność« ma inny system wartości" - tłumaczy z offu autor materiału Bartłomiej Graczak.

"»Solidarność« tym się różni od innych związków zawodowych, że oprócz spraw płacowych jest jeszcze pewne morale" - chwali się Wojciech Grzeszek z Zarządu Regionalnego Małopolska NSZZ "S".

Według "Wiadomości" pozostałe związki nie chcą już rozmawiać z rządem. Dlaczego? W tym momencie na ekranie pojawia się Grzegorz Schetyna, który deklaruje, że wspiera strajk nauczycieli. Poza tym - zdaniem TVP - wśród nauczycieli jest podział i strajkujący nauczyciele atakują tych, którzy nie przystępują do strajku.

Ale nie tylko nauczyciele są podzieleni. TVP wyruszyło w sondą uliczną i zaprezentowało wypowiedzi przechodniów, którzy wyliczają, ile wolnego mają nauczyciele. "Wakacje 6 tygodni, Wielkanoc - i jeszcze im źle?" - oburza się starsza kobieta.

Materiał kończy wypowiedź byłego dyrektora jednego z warszawskich liceów, który orzeka, że "moralność nauczycielska została całkowicie skompromitowana".

Moralny szantaż last minute

Wymowa wydań "Wiadomości" i zaproszenie do rozmów jest nieprzypadkowe. Z jednej strony rząd zaprasza do rozmów "ostatniej szansy", by związki nie mogły kategorycznie ogłosić strajku aż do niedzielnego wieczora. Daje to zawsze jakiś margines niepewności. Tym samym kontynuuje się, a nawet zaostrza szantaż moralny nauczycieli: "gdzie się podziała etyka", "moralność skompromitowana".

Powtarzane są kłamstwa o podziale kadry, choć nie jest tajemnicą, jak wysokie jest poparcie dla strajku wśród nauczycieli. Ale jest weekend, nauczyciele nie spędzają go razem w szkole, gdzie mogliby porozmawiać o swoich rozterkach, wzajemnie się wesprzeć. I rządowe media grają na tym poczuciu alienacji.

Wisienką na torcie przekazu dnia jest oczywiście epatowanie "etosem solidarnościowym". Przypomnijmy zatem, że "Solidarność" dopiero wchodzi w spór zbiorowy, ale też ma kilka razy mniej członków niż ZNP i FZZ. Najważniejsze jednak jest to, że w strajku nie obowiązuje żadna dyscyplina związkowa - protestuje ten, kto chce. Więc deklaracje centralnego zarządu jednego ze związków nie zmieniają obrazu sytuacji i gotowości strajkowej nawet jego członków. O czym mogliśmy się przekonać czytając na przykład oświadczenia regionalnej "S" z Głogowa oskarżającej centralę o "służalczość wobec rządu".

"Wiadomości" potwierdzają tylko domysły: rząd nie przedstawi w niedzielę żadnej nowej propozycji i gra jedynie na demobilizację strajku.

;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze