0:000:00

0:00

Premier Mateusz Morawiecki dołączył 11 stycznia do 2018 do grona obrońców wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego Ryszarda Czarneckiego (PiS), który wzburzył europejską opinię publiczną porównując posłankę Różę Thun (PO) do szmalcowników. 10 stycznia liderzy czterech grup politycznych europarlamentu – Manfred Weber (EPL), Gianni Pittella (S&D), Guy Verhofstadt (ALDE) i Philippe Lamberts (Zieloni) – zażądali w liście do przewodniczącego PE Antonio Tajaniego odwołania Ryszarda Czarneckiego z funkcji wiceprzewodniczącego. Powołali się na art. 21 regulaminu o "poważnym uchybieniu".

Artykuł 21 : Wcześniejsze odwołanie ze stanowiska

Stanowiąc większością trzech piątych oddanych głosów reprezentujących co najmniej trzy grupy polityczne, Konferencja Przewodniczących może przedstawić Parlamentowi wniosek o odwołanie ze stanowiska Przewodniczącego, wiceprzewodniczącego, kwestora, przewodniczącego lub wiceprzewodniczącego komisji, przewodniczącego lub wiceprzewodniczącego delegacji międzyparlamentarnej lub każdego innego posła wybranego do pełnienia funkcji w Parlamencie, jeśli uzna, że poseł ten dopuścił się poważnego uchybienia. Parlament stanowi w sprawie tego wniosku większością dwóch trzecich oddanych głosów stanowiącą większość całkowitej liczby posłów do Parlamentu.

Poszło o wypowiedź europosła PiS Ryszarda Czarneckiego dla portalu niezalezna.pl: "Pani von Thun und Hohenstein wystąpiła w roli donosicielki na własny kraj (...) Podczas II wojny światowej mieliśmy szmalcowników, a dzisiaj mamy Różę von Thun und Hohenstein i niestety wpisuje się ona w pewną tradycję. Miejmy nadzieję, że wyborcy to zapamiętają i przy okazji wyborów wystawią jej rachunek".

Liderzy czterech największych frakcji PE uznali słowa Czarneckiego za "niedopuszczalne, poniżające". Stwierdzili, że ataki na europosłów z Polski, którzy "bronią europejskich wartości" stały się [w polskiej polityce] powszechne, ale Czarnecki "przekroczył kolejną granicę".

Przeczytaj także:

Co powiedział Morawiecki

Premier Mateusz Morawiecki włączył się do tej europejskiej debaty i w wypowiedzi dla PAP skomentował słowa Czarneckiego tak:

Czasami padają słowa trochę ostrzejsze, czasami mniej. Oczywiście pan przewodniczący nie powinien tracić stanowiska. Natomiast oczywiście ja bym wskazał na niektóre wypowiedzi naszych oponentów, które są nie tylko daleko ostrzejsze, ale też niekulturalne
Trudno znaleźć "ostrzejszą" wypowiedź. Słowa Czarneckiego kulturalne?!
Wypowiedź dla PAP,11 stycznia 2018

Wypowiedź premiera jest oczywiście opinią. Nie sposób ocenić, czy prawdziwe jest przekonanie, że Czarnecki nie powinien tracić stanowiska, bo to zależy od oceny, czy popełnił "poważne uchybienie". Premier może uznawać, że nie, nawet jeżeli wywołuje to zdziwienie znacznej części opinii publicznej w Polsce czy w Unii Europejskiej.

Ze słów Morawieckiego wynika wprost, że uważa on wypowiedź Czarneckiego za "kulturalną"- została przeciwstawiona niekulturalnym wypowiedziom "naszych oponentów".

W tym miejscu premier naruszył powszechnie akceptowane użycie terminu "kulturalny", którym opisuje się postępowanie osoby "dobrze wychowanej, obytej, uprzejmej" w odróżnieniu od "niekulturalnej", która zachowuje się brutalnie, grubiańsko, nieuprzejmie, obraża innych itp.

Nie da się obronić tezy, że porównanie europosłanki do "szmalcowników" jest zachowaniem "kulturalnym" w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa.

OKO.press uważa także, że trudno byłoby znaleźć równie "ostre" wypowiedzi opozycji, choć tutaj rzecz jest subiektywna. Dla Mateusza Morawieckiego pojawiające się czasem w publicystyce tezy, że Polska jest pod okupacją PiS, mówienie o miesięcznicy jako "okupacji" części Warszawy (Schetyna), czy przyrównywanie policji do współczesnych oddziałów ZOMO (Frasyniuk) może brzmieć okrutnie. Ale metafora szmalcowników - jak słusznie piszą liderzy PE - przekracza kolejną granicę i trudno byłoby znaleźć coś równie "ostrego".

Wypowiedź premiera Morawieckiego jest - poza wątpliwą treścią - poczwórnie zaskakująca.

Bo w ogóle padła

Wydawało się, że Morawiecki zastąpił Beatę Szydło, by pokazać - społeczeństwu i Europie - nową twarz PiS. Wraz z rządem miał być bardziej pragmatyczny, mniej ideologiczny i "bojowy" niż poprzednia premier. Po co więc miesza się w ten konflikt broniąc Czarneckiego, który nie jest jego ministrem? Naraża się na to, że zostanie uznany za równie skrajnego ideologicznie i politycznie co europoseł.

Obrona przez atak

Morawiecki nie próbuje stosować jakiejkolwiek racjonalnej argumentacji (inna rzecz - czy była możliwa) w obronie metafory Czarneckiego. Odpowiada atakiem na "naszych przeciwników", co stanowi prostacki zabieg polemiczny. Zastosowała go zresztą - w jeszcze bardziej kuriozalnej formie - także rzeczniczka PiS Beata Mazurek, która 12 stycznia uznała, że słowa Czarneckiego były "mocne, to prawda, ale i to, co działo się w Warszawie pod rządami PO i Hanny Gronkiewicz-Waltz też jest skandaliczne i niedopuszczalne" (miała na myśli "złodziejską reprywatyzacją" w Warszawie).

Sam Czarnecki tłumaczył PAP, że list liderów frakcji politycznych w PE "to jest cały czas element walki z Polską. Nie liczą się argumenty i prawda, tylko liczy się to, żeby politycznie uderzyć w Polskę i jej przedstawicieli. Tyle że to nie buduje przyszłości UE jako związku równorzędnych państw".

Skrajna, fanatyczna deklaracja

Premier Morawiecki dwukrotnie w krótkiej wypowiedzi użył określenia "oczywiście". W ten sposób podkreślał siłę własnych przekonań. Oderwał się przy tym od realiów i zatracił świadomość, że odbiorcy - w tym politycy europejscy, którzy z uwagą go obserwują - mogą być innego zdania.

Taka typowa dla fanatyków postawa należy do politycznej osobowości premiera. Jak sam w coś wierzy, to uważa to za oczywiste, nie wymagające uzasadnienia.

OKO.press wyrażało już zdziwienie wypowiedziami Morawieckiego o reformie sądownictwa podczas debaty po jego sejmowym exposé:

„Reforma pana ministra Ziobry jest bardzo dobrą reformą, ponieważ ona zwiększa niezawisłość sędziów. Co wy opowiadacie, że ona zmniejsza?! – żarliwie powtarzał Morawiecki. – No przecież chcecie, wszyscy chcemy tej reformy. Wierzę, że wy również chcecie tej reformy”.

Podobną figurę retoryczną stosuje także ojciec premiera Kornel Morawiecki, przy czym jego fanatyzm wyraża się formie łagodnego zdumienia, że rozmówca się z nim nie zgadza.

Życie rodziny premiera było zagrożone przez szmalcowników

Podczas ceremonii wręczenia nagrody im. Antoniny i Jana Żabińskich Polakom ratującym Żydów w czasie II wojny światowej Mateusz Morawiecki zdobył się 18 września 2017 na poruszające wyznanie, że „członkowie jego rodziny” byli w stanie przeżyć niemiecką okupację dzięki pomocy polskich rodzin.

Dodał, że „żadna z tych osób, które narażały swoje życie, nie została zaliczona w poczet tych najbardziej uhonorowanych, wielkich bohaterów – Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata”. Było to punktem wyjścia do zgłoszenia (wspólnej zresztą z ojcem) propozycji uhonorowania całego narodu, w formie drzewka w Yad Vashem w Jerozolimie dla Polski jako kraju Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata.

Zadziwiające, że Morawiecki, tak zaangażowany w obronę polskiego honoru w czasie II wojny, akceptuje używanie w debacie politycznej określenia "szmalcownicy", czyli ludzi, którzy stanowili bezpośrednie zagrożenie życia jego własnej rodziny.

Szmalcownictwo polegało na szantażowaniu ukrywających się Żydów i ich polskich gospodarzy. Książka Anny Bikont "Sendlerowa. W ukryciu" daje wyobrażenie o tym dramatycznym wyścigu między Polakami pomagającymi Żydom i tymi, którzy ich tropili, o ciągłej zmianie mieszkań, szukaniu sposobów na kamuflowanie np. zwiększonych zakupów itp.

Szmalcownictwo było potępiane przez władze podziemnego państwa (patrz - ilustracja), szmalcowników określano jako „hieny ludzkie, żerujące na nieszczęściu”, przy czym sam termin - od niem. „Schmaltz”, czyli smalec, skojarzenie z dawaniem łapówki - pojawił się dopiero w artykule „O zgniliźnie moralnej Warszawy”, opublikowanym w piśmie „Dziś i jutro” z 25 czerwca 1943 roku

„W niedzielne popołudnia, kiedy na ulicach spotyka się tłumy spacerowiczów, zauważyć można towarzystwo «obiecujących młodzieńców» jak przechadzają się tam i powrotem. To po prostu «kapusie» albo inaczej «szmolcowniki» (…) Tacy jegomoście rzeczywiście przeogromnie zasmakowali w tym nader łatwym i popłatnym zawodzie. Chodzą po ulicy, wyszukują z tłumu semickie typy (…) W takim polowaniu bierze udział większa liczba. Przednie straże, to najczęściej gromady dzieci ulicznych (…) Często gęsto dla zabicia czasu i zarobienia grubszej forsy angażują się na usługi gestapo. Automatycznie przypieczętowują już tak na amen swoją przynależność do szeregów pachołków szwabskich.

Polskie «knechty», którym nie przemówiła do ambicji ani hańbiąca nazwa pachołków, którzy nie wiadomo dlaczego ani dla jakich pobudek zlizują nieomalże proch z butów, które ich kopią”.

Premier Morawiecki uważa, że porównanie posłanki opozycji do tych "szwabskich pachołków", którzy zarabiali na uczestnictwie w mordowaniu Żydów, nie jest szczególnie ostre, a w zasadzie jest kulturalne.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze