0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Porzycki / Agencja GazetaJakub Porzycki / Age...

"Tych trzech panów łączy rozmowa i myślenie o istocie UE, taka solidarność. Ale też próba renesansu Europy, przywrócenie jej fundamentu, na którym została zbudowana, który niektórzy z całą stanowczością odrzucają. [...] Z całą pewnością będzie to odpowiedź na oczekiwania wyborców wszystkich sił, które się w tym ruchu znajdą" - tak spotkanie Morawiecki-Orbán-Salvini komentowała w piątek 2 kwietnia 2021 w Polskim Radiu 24 rzeczniczka PiS Anita Czerwińska.

Jak pisaliśmy w OKO.press polski premier i szef włoskiej partii Liga zjawili się w Budapeszcie 1 kwietnia 2021 na zaproszenie Viktora Orbána. Temat spotkania do ostatniej chwili pozostawał niejasny.

Przeczytaj także:

Równie niejasne są konkluzje.

Z wypowiedzi trzech liderów wynika, że to dopiero początek negocjacji nowego sojuszu sił populistycznych w Parlamencie Europejskim.

Kolejne spotkanie ma odbyć się w maju, w Warszawie. Wówczas do rozmów z pewnością dołączy Jarosław Kaczyński - osoba faktycznie decyzyjna w sprawie politycznej przynależności PiS w PE.

Partia Kaczyńskiego najchętniej zaprosiłaby Fidesz Orbána do frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Ale Orbán woli stworzyć coś nowego i zaznaczyć swoją obecność na politycznej mapie UE po wyjściu z Europejskiej Partii Ludowej. Kusi go Matteo Salvini, który "marzy" o połączeniu EKR ze skrajnie prawicową Tożsamością i Demokracją (ang. Identity and Democracy, ID), w której zasiada Liga.

"Czego chcemy? Zgodziliśmy się, że chcemy renesansu, chcemy odrodzenia, chcemy odrodzenia w całej Europie. I będziemy wspólnie pracować na rzecz tego pomysłu. Doszliśmy do wniosku, że nie ma ani jednego tematu, co do którego możemy się nie zgodzić. Interesy naszych krajów nie stoją w sprzeczności właściwie w żadnej kwestii" - przekonywał Orbán 1 kwietnia.

Nie dla "imperium europejskiego ze stolicą w Brukseli"

Jak na razie jednak spotkanie w Budapeszcie zakończyło się jedynie wyrażeniem "woli współpracy", bez jakichkolwiek konkretów.

Nie wiadomo, czy istniejące w Parlamencie Europejskim frakcje ID i EKR, rozwiążą się czy połączą. A jeśli to drugie, to z czyim udziałem i na czyich warunkach. Na konferencji prasowej Morawiecki, Orbán i Salvini mimo to starali się pokazać, jak wiele ich łączy.

"Jasne jest, że poza orientacją euroatlantycką, chcemy zajmować się wolnością, godnością, chrześcijaństwem, rodzinami oraz suwerennością narodową. Mówimy »nie« cenzurze, imperium europejskiemu ze stolicą w Brukseli oraz mówimy »nie« antysemityzmowi" - mówił Orbán.

"Określiliśmy nasze podstawowe priorytety: NATO jako podstawowa płaszczyzna zapewnienia bezpieczeństwa, ale także pogłębiona integracja europejska w tych obszarach, które są potrzebne. Ale jednocześnie szanująca narodową suwerenność, wolność, wolność jednostek, ale przede wszystkim rzeczywiste, europejskie wartości, takie jak rodzina, godność jednostki, chrześcijaństwo, obrona tych wartości przed różnymi innymi kulturami, które spoza Europy, ale i z wewnątrz Europy, próbują je atakować" - tłumaczył Mateusz Morawiecki.

"Każde państwo ma prawo kroczyć własną ścieżką. Nie może być żadnej organizacji, która będzie decydować, kto jest demokratą, a kto nie jest. [...] U naszych bram jest islamizm, który musimy pokonać. Bez tego nie ma przyszłości. Potrzebujemy renesansu, który da kobietom i dzieciom więcej wolności. [...] Nie chcemy nikogo atakować. Jesteśmy tu, by zbudować coś nowego i trwałego" - zapewniał Matteo Salvini.

Jak dotąd ugrupowania populistów i skrajnej prawicy w PE miały problem z przetrwaniem dłużej niż jedną kadencję. Łączą je co prawda "tradycyjne wartości" i sprzeciw wobec "europejskiego imperium". Ale trudno o stabilną współpracę, gdy ich członkowie chętnie nawiązują do ksenofobicznych resentymentów, na pierwszym miejscu stawiając partykularne interesy i "narodową suwerenność".

Czy Morawiecki, Orbán i Salvini przełamią ten impas? To wciąż nic pewnego. Jeśli im się uda, nowe ugrupowanie może stać się nawet drugą najliczniejszą frakcją w PE. Wciąż jednak proeuropejskie partie: EPL, Socjaliści i Demokraci, Odnówmy Europę, Zieloni i Lewica, działając wspólnie, będą miały miażdżącą liczebną przewagę nad nowym sojuszem.

Fundamentem NATO czy przyjaźń z Putinem?

"Pan premier Mateusz Morawiecki, polski rząd, został zaatakowany za spotkanie z Salvinim i z Orbánem. Tutaj się zarzuca działania na rzecz Rosji. [...] Opozycja, która dzisiaj protestuje przeciwko temu współdziałaniu, niesłusznie wmontowuje w to wątek prorosyjski" - komentowała 2 kwietnia rzeczniczka PiS.

Dla nikogo nie jest jednak tajemnicą, że premier Węgier utrzymuje bliskie relacje z Władimirem Putinem. To Orbán jako pierwszy przerwał izolację Rosji w UE po aneksji Krymu w 2014 roku, zapraszając Putina do Budapesztu. Przekonywał, że prezydent Rosji "na nowo uczynił swój kraj wielkim". Węgry kupiły też niedawno od Rosji nieautoryzowane przez UE szczepionki Sputnik V.

Jeszcze większe kontrowersje budzi stosunek do Rosji Matteo Salviniego.

Lider Ligi z wyrozumiałością wypowiadał się o aneksji Krymu, a jego partia w marcu 2017 roku podpisała porozumienie o współpracy z ugrupowaniem Władimira Putina Jedną Rosją. W 2019 roku portal BuzzFeed ujawnił nagrania, na których współpracownicy Salviniego negocjują z Rosjanami finansowanie dla Ligi. Z rosyjskiego wsparcia korzystała też bliska współpracownica Salviniego w PE Marine Le Pen.

Zarówno Orbán jak i Mateusz Morawiecki po spotkaniu 1 kwietnia przekonywali, że jednym z fundamentów nowego sojuszu powinna być współpraca w ramach NATO. W sobotę 3 kwietnia w wywiadzie dla "Corriere della Sera" Salvini stwierdził wręcz, że "Polska jest krajem NATO o fundamentalnym znaczeniu, stanowi tamę dla rosyjskich ambicji”.

Trudno powiedzieć, czy z ust Salviniego to komplement czy przytyk. Ale nawet gdyby uwierzyć w przemianę polityka, którego niedawno nazywano "europejskim Trumpem", to w grupie ID, którą Salvini chciałby połączyć z EKR, zasiadają także eurodeputowani Zjednoczenia Narodowego Le Pen i Alternatywa dla Niemiec. Obie partie są związane z Rosją; obie operowały w krajowej polityce sentymentami antypolskimi.

"My jesteśmy w stanie przedstawić alternatywę wobec propozycji lewicy, która kwestionuje nasze korzenie. Nie wystarczy, że będziemy trzecią, czy czwartą siłą. Musimy być siłą numer jeden. [...] Dzisiaj jest nas trzech, ale chcemy, żeby było nas więcej" - mówił Salvini w Budapeszcie. Lider Ligi planuje rozmowy o potencjalnym sojuszu także w Portugalii, Francji, Holandii, Austrii i Niemczech.

Co ma do tego rząd PO-PSL

Rzeczniczka PiS nie wytłumaczyła, jak partia Kaczyńskiego zamierza pogodzić sprzeczne interesy wobec Rosji z nowym sojuszem w PE. Zamiast tego przeszła do ataku na rząd PO-PSL i jego "przyjazną politykę wobec Rosji".

To przykład whataboutismu (z ang. "what about...?" czyli "a co z...?"), czyli techniki pozwalającej uniknąć odpowiedzi na trudne pytania poprzez dyskredytację pytającego. W whataboutism wpisuje się cała narracja PiS spod szyldu "za PO było gorzej".

Przypominam co się działo za rządów Platformy Obywatelskiej. Tutaj choćby działalność ówczesnego ministra spraw zagranicznych Sikorskiego, który prowadził taką bardzo przyjazną politykę z Rosją, zmierzał ku resetowi, ku zaciśnięciu relacji.
PO w zaplanowany sposób próbowała odmrozić stosunki z Rosją. PiS z jednej strony prowadzi antyrosyjską politykę, a z drugiej brata się z przyjaciółmi Putina.
Polskie Radio 24,02 kwietnia 2021

Czy jednak rząd PO-PSL rzeczywiście zachowywał się wobec Rosji "przyjaźnie"? To duża przesada. PO postawiła na pragmatyzm w stosunkach z Rosją, co zaowocowało pewnym odmrożeniem relacji. Radosław Sikorski, szef MSZ w latach 2007-2014, kilkakrotnie spotykał się ze swoim odpowiednikiem Siergiejem Ławrowem. W wywiadzie dla TVN24 w 2010 roku tłumaczył to następująco:

"Nieporozumienia były i będą, ale poprzednio mieliśmy politykę otwartej wrogości, braku dialogu. [...] Powód, dla którego stać nas na bardziej otwartą, bardziej pragmatyczną, odważniejszą politykę wobec Rosji jest nasze zwiększone poczucie siły, my się po prostu coraz mniej Rosji boimy".

PO koncentrowała się wówczas na umacnianiu pozycji Polski w UE i próbach ujednolicenia unijnego stanowiska. Argumentowała, że polityka ostrego sprzeciwu wobec rządów Putina, w sytuacji braku poparcia w UE, stawia Polskę na przegranej pozycji.

"Rosji jest coraz trudniej wyminąć Polskę, jeśli chce coś załatwić z UE. [...] Od kiedy politycy w Berlinie, Paryżu, Brukseli i Waszyngtonie ujrzeli, że Polską rządzą ludzie bez obsesji antyrosyjskiej, tym chętniej zgodzili się na to, żeby Polska była jednym z krajów wiodących w polityce UE wobec Rosji" - mówił w 2011 roku Donald Tusk.

Politykę rządu PO-PSL wobec Rosji można oczywiście krytykować jako w dłuższej perspektywie nieefektywną (atak na Gruzję, aneksja Krymu, wojna na Ukrainie). Była jednak nakierowana na zwiększenie podmiotowości Polski w relacjach ze wschodnimi sąsiadami. Tej boleśnie brakuje w sytuacji, gdy polski premier planuje osłabianie UE razem z siłami jawnie prorosyjskimi, jak Fidesz i Liga. I była prowadzona przed 2014 roku, czyli przed aneksją Krymu, która zmieniła postrzeganie Rosji na arenie międzynarodowej.

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Przeczytaj także:

Komentarze