0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Marc DOSSMANNMarc DOSSMANN

O wycofaniu eurodeputowanych Fideszu dowiedzieliśmy się z listu, który premier Węgier Viktor Orbán przesłał 3 marca 2021 szefowi frakcji Europejskiej Partii Ludowej (EPL, ang. European People's Party - EPP) w Parlamencie Europejskim Manfredowi Weberowi.

List Viktora Orbana do EPP

"Niniejszym informuję, że eurodeputowani Fideszu rezygnują z członkostwa w Grupie EPL. W chwili, gdy setki tysięcy Europejczyków jest hospitalizowanych, a nasi lekarze ratują życie, niezwykle rozczarowujące jest obserwowanie, jak Grupę EPL paraliżują wewnętrzne problemy administracyjne. Oraz jak próbuje ona uciszyć i obezwładnić demokratycznie wybranych posłów do PE"

- napisał Orbán.

Decyzja zapadła tuż po tym, jak frakcji udało się przegłosować nowy regulamin wewnętrzny 2 marca. Zmiany, które poparło 84,1 proc. głosujących, dają EPL możliwość zawieszania i usuwania poszczególnych eurodeputowanych, a także całych grup, w tajnym głosowaniu. Pod wnioskiem będzie musiało podpisać się co najmniej 15 proc. członków reprezentujących co najmniej cztery kraje.

Nie było tajemnicą, że nowy regulamin miał umożliwić grupie wykluczenie eurodeputowanych z tych partii, które są na bakier z wartościami UE, np. praworządnością czy demokracją. Czyli przede wszystkim Fideszu. Orbán w liście do Webera nazwał to "wrogim posunięciem".

Od kilku dni ostrzegał zresztą, że jeśli nowy regulamin zostanie przyjęty, jego partia odejdzie.

Fideszowi grozi teraz wykluczenie z partii EPL - szerszej rodziny politycznej aktywnej także poza Unią Europejską, np. w Radzie Europy. Jej szefem jest obecnie Donald Tusk. W komunikacie na stronie kierownictwo partii napisało, że decyzję podejmie Zgromadzenie Polityczne, które zbierze się "gdy będzie to bezpieczne, biorąc pod uwagę obecną sytuację pandemiczną".

Przeczytaj także:

Fidesz wychodzi. Reakcja? Dominujące poczucie ulgi

O uldze i zwycięstwie mówią dziś niemal wszyscy eurodeputowani EPL.

"To wielki dzień. Jestem przekonany, że gdy opadnie kurz, Grupa EPL w Parlamencie Europejskim wyjdzie z tego wzmocniona" - komentuje dla OKO.press Petri Sarvamaa, eurodeputowany i członek EPL z Finlandii.

"Dla nas to dobra wiadomość. Mówiliśmy jasno: albo EPL będzie stała na straży wspólnych wartości, albo ta rodzina przestaje być rodziną. Przyjęcie regulaminu tak ogromną większością oznacza, że grupa zjednoczyła się. Dajemy jasny przekaz - mamy silne przywództwo i narzędzia, by rozmawiać z tymi, którzy chcą grać populistyczną, antyeuropejską kartą. To szczepionka na antyeuropejski wirus"

- tłumaczy OKO.press Andrzej Halicki, europoseł PO.

"Wyjście Fideszu z EPL jest czyszczeniem sceny politycznej. Najgorszą sytuacją w polityce jest strojenie się w nie swoje piórka. Sytuacja, w której politycy lub całe partie przebierają się za kogoś innego niż w rzeczywistości są. Jeżeli jesteś antyeuropejski, antydemokratyczny, lubisz zamordyzm i głównym twoim celem w polityce jest nepotyzm, to nie udawaj czegoś dokładnie odwrotnego"

- podkreśla Magdalena Adamowicz, która kandydowała do PE z list Koalicji Europejskiej.

"Są oczywiście osoby, które uważają, że Grupa EPL będzie słabsza, gdy stracimy członków z Fideszu, a być może kilku więcej. Moim zdaniem się mylą. Im dłużej mieliśmy u siebie Fidesz, tym stawaliśmy się słabsi. To dzieliło grupę od wewnątrz" - wskazuje Petri Sarvamaa.

Andrzej Halicki podkreśla, że jak na razie żaden z eurodeputowanych Fideszu nie złożył oficjalnej rezygnacji z członkostwa w Grupie.

"Póki co Viktor Orbán, najpewniej nie konsultując nic ze swoimi przedstawicielami, wysłał list z informacją, że jego delegaci opuszczają frakcję. Będą musieli potwierdzić to indywidualnie w najbliższych dniach. Jeden członek węgierskiej delegacji, György Hölvényi, który nie jest członkiem Fideszu tylko koalicyjnej KDNP, powiedział już, że zostaje" - informuje Halicki.

Część komentatorów wskazywała, że za przykładem Fideszu mogą pójść przedstawiciele Słoweńskiej Partii Demokratycznej premiera Janeza Janšy. Jednak zdaniem Halickiego wcale na to się nie zanosi. "Nie mam wrażenia, by za Orbánem chcieli podążyć inni posłowie. EPL pozostaje najsilniejszą strukturą w PE. Nasza zdolność do prowadzenia sprawnej polityki wzrośnie" - uważa Halicki.

Orbán przyłączy się do PiS?

Choć w wyborach do PE w 2019 roku frakcja EPL zmniejszyła się o 27 eurodeputowanych (głównie z Francji), to z 187 delegatami wciąż pozostaje największą siłą w Parlamencie Europejskim.

Pozostanie nią także wówczas, gdy opuszczą ją eurodeputowani Fideszu. W sumie partia Orbána ma ich w EPL 12, z czego jeden, Tamás Deutsch, został zawieszony w grudniu 2020 roku. Powód? Porównał jedną z wypowiedzi Manfreda Webera, przewodniczącego EPL, do działań Gestapo i węgierskich tajnych służb z okresu stalinizmu.

EPL ze 187 eurodeputowanych skurczy się więc do 175. To wciąż o 27 więcej niż ma w PE druga największa siła - Socjaliści i Demokraci (S&D). Liczebność grupy ma ogromny wpływ na jej sprawczość w PE. Najliczniejsi mają decydujący głos przy podziale stanowisk funkcyjnych, takich jak przewodniczący i wiceprzewodniczący PE czy szefowie komisji. Opuszczając EPL, Orbán może więc tylko stracić.

Do której z grup przyłączą się teraz eurodeputowani Fideszu? Do wyboru pozostają im w zasadzie tylko dwie frakcje:

  • Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (EKR) z 62 eurodeputowanymi m.in. z PiS;
  • Tożsamość i Demokracja (ang. Identity and Democracy, ID) z 76 eurodeputowanymi, w tym m.in. ze Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen i włoskiej Ligi Matteo Salviniego.

Dla obydwu dodatkowych 12 członków to łakomy kąsek. Przed wyborami do PE 2019 roku prof. Ryszard Legutko, europoseł PiS, zapewniał, że gdyby Fidesz zechciał dołączyć do EKR, dla polskiego rządu byłaby to „wspaniała nowina”. O tym, jak ew. przejście Fideszu do EKR wzmocniłoby tę frakcję w PE napisał na Twitterze 3 marca 2021 europoseł PiS Jacek Saryusz-Wolski:

Tweet Jacka Saryusz-Wolskiego

\

"To ważne pytanie dla liderów PiS, którzy są dziś najsilniejszą partią w EKR: czy chcą mieć w swoim gronie jawnie prorosyjską partię? Viktor Orbán realizuje politykę Putina, np. kupując szczepionki nieautoryzowane przez Europejską Agencję Leków" - komentuje Andrzej Halicki.

Czemu to trwało tak długo?

Na decyzję o wyjściu Fideszu z EPL entuzjastycznie zareagowali eurodeputowani większości proeuropejskich ugrupowań. Wielu pytało jednak, dlaczego frakcja zwlekała z decyzją tak długo.

Petri Sarvamaa tłumaczy, że wpływ miały na to dwa czynniki. Po pierwsze geopolityczne ulokowanie Węgier w centrum Europy, nieopodal Niemiec, Austrii i Czech. A także chlubne dziedzictwo Fideszu.

"30 lat temu byli na Węgrzech bojownikami o wolność, a 30 lat to w historii nie tak długi okres. Dołączyli do paneuropejskiej EPL około roku 1996 i przez jakiś czas nie było z nimi żadnych problemów. Ale potem coś wydarzyło się w wewnętrznej polityce Węgier - Orbán przegrał wybory.

Wtedy zaczął się zmieniać, przekształcił w autorytarnego lidera. Gdy wrócił do władzy, najwyraźniej zdecydował, że już nigdy jej nie odda" - wspomina Sarvamaa.

"Niepokojące zmiany w prawie Fidesz zaczął wprowadzać już w 2011 roku. Ale w latach 2011–2017 wielu, a zwłaszcza Niemcy, uważało, że trzymając Orbána w EPP można zyskać więcej niż wyrzucając go. Takie podejście było zrozumiałe i naturalne politycznie" - dodaje fiński europoseł.

Jak tłumaczy, w latach 2017-18 było już jasne, że sytuacja na Węgrzech wygląda fatalnie:

"Orbán wkroczył na ścieżkę, która oznacza koniec rządów prawa i być może wolnych demokratycznych wyborów".

Złudzenia stracili zwłaszcza przedstawiciele krajów Zachodniej Europy takich jak Holandia, Belgia czy Luksemburg.

"W okolicach ostatnich wyborów do PE presja ze strony tych państw była już bardzo silna. Partia EPL zawiesiła Fidesz w marcu 2019 roku. Fakt, że musieliśmy czekać kolejne dwa lata na wykluczenie go z frakcji w PE był wynikiem błędnej oceny politycznej. Kanclerz Merkel uważała, że Niemcy nadal mają więcej do zyskania na tym, że Węgrzy są w środku. Ale nie można jednak budować mostów, jeśli druga strona przeniosła się już na inną planetę" - mówi nam Sarvamaa.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.

Komentarze