0:000:00

0:00

Osiem lat prezesury w banku BZ WBK to dla premiera Mateusza Morawieckiego okres kłopotliwy. Najpierw próbował ukryć przed opinią publiczną, że będąc już członkiem rządu wciąż miał gruby portfel akcji BZ WBK narażając się na konflikt interesów (w grudniu 2017 miał ich za ponad 5 mln zł, od listopada 2015 roku ich wartość wzrosła o ponad milion złotych). Potem doszły do tego kłopoty z pamięcią o kredytach frankowych jakich jego bank udzielał.

OKO.press dogłębnie analizuje 33-minutowy wywiad Mateusza Morawieckiego dla Polsat News z 27 sierpnia 2018. Premier wypowiedział równo 150 zdań, przy pomocy których wyraził ok. 70 poglądów, z czego według szacunków OKO.press ponad 20 kłamstw i manipulacji. Zanalizowaliśmy już siedem kłamstw. Czas na manipulację dotyczącą kredytów frankowych.

Kłamał w styczniu Davos

Sprawa kredytów udzielanych przez kierowany przez Mateusza Morawieckiego Bank BZ WBK wróciła po wypowiedzi Barbary Husiew w programie "Studio Polska" TVP 20 sierpnia (zobacz - tutaj). Wiceprezeska stowarzyszenia "Stop bankowemu bezprawiu", korzystając z otwartej formuły programu ("Moje wystąpienie było spontaniczne, prowadzący nie mieli pojęcia co powiem"), oskarżyła Morawieckiego o kłamstwa w sprawie kredytów.

„Pan Mateusz Morawiecki jest kłamcą, kiedy był w Davos kłamał do kamery, mówiąc, że Bank Zachodni był jedynym bankiem, który nie udzielał kredytów frankowych, a ja jestem żywym przykładem na to, że BZ WBK za jego prezesury tych kredytów udzielał.

Rzuciliście kłamcę na fotel premiera” - mówiła kobieta.

Chodzi o wypowiedź premiera Morawieckiego na antenie Polsat News 24 stycznia 2018, gdy brał udział w Światowym Forum Ekonomicznym w Davos.

"Bank Zachodni był jednym z nielicznych banków, który wtedy tych kredytów nie udzielał" - mówił premier.

„Pan Morawiecki jest moralnie odpowiedzialny za śmierć mojego męża i za to, że od dziewięciu lat walczę z Bankiem Zachodnim WBK i spłacam kredyt denominowany do franka szwajcarskiego" - mówiła dalej Husiew w TVP i nie dawała sobie przerwać. "Będzie świadkiem w mojej sprawie, dołożę wszelkich starań, zrobię wszystko, by – jako prezes Banku Zachodniego – przyszedł na salę sądową i odwołał kłamstwa, jakie wmawia ludziom”.

Kluczy w Polsacie

Morawiecki miał okazję wyjaśnić sprzeczność między swoimi deklaracjami o świadectwem kobiety, gdy o tę sprawę zapytała dziennikarka Polsatu. Warto przytoczyć wypowiedź Morawieckiego w całości, ze względu na jej osobliwą urodę.

"Trzy banki, w tym Bank Zachodni WBK, którym miałem przyjemność kierować, rzeczywiście cały czas traciły swoich klientów i do 2008 roku, do wybuchu kryzysu, nie udzielały takich kredytów" - odparł Morawiecki. "I ze względu na to, że utraciliśmy wtedy, jako bank udział w rynku z 12 proc. do 2 proc., wszystkie te banki w ostatniej fazie dla swoich najlepszych klientów, dla wybranych klientów rzeczywiście bardzo niewielkiej kwoty tych kredytów udzielały, w porównaniu do całego rynku, który po prostu wtedy, w czasach, kiedy nadzór bankowy pozwalał na to rzeczywiście takich kredytów udzielały. Ja sam osobiście w wielu wywiadach, można sobie to odnaleźć, wyzwałem do tego żeby nadzór bankowy zabronił tego typu praktyk".

Czyli nie czuje się pan odpowiedzialny za kredyty? - pytała dziennikarka Polsatu

"Po prostu, no jak najbardziej ubolewam, że taka sytuacja wtedy miała miejsce, sam nawoływałem do tego żeby takie praktyki były jak najszybciej ukrócone, ponieważ to nie było dobre dla całej gospodarki polskiej" - odpowiedział premier.

Co właściwie powiedział Morawiecki

Spróbujmy wyciągnąć ze słów Morawieckiego sedno, sparafrazować je sine ira et studio. Co powiedział premier?

  • Jego bank jednak udzielał kredytów frankowych.
  • Łączna kwota udzielonych kredytów była "bardzo niewielka" i tylko "dla wybranych, najlepszych klientów".
  • Morawiecki apelował, żeby nadzór finansowy zabronił udzielania kredytów we frankach.
  • Nie odpowiedział na pytanie, czy czuje się odpowiedzialny.

To pierwsze twierdzenie jest całkowicie sprzeczne z tym, co premier mówił jeszcze parę miesięcy temu ("BZ WBK był jednym z nielicznych banków, który wtedy tych kredytów nie udzielał"). Ale jest prawdziwe.

"Rozwijając sieć placówek nie mogliśmy nie wprowadzić tej oferty" - mówił Morawiecki w 2008 roku o kredytach hipotecznych. "(...) Choć mało prawdopodobne jest tak duże umocnienie złotego, aby raty się wyrównały, a

nie chcemy po raz kolejny pozwolić sobie zabrać udziału przez inne banki tylko dlatego, że one sprzedają kredyty we frankach, a my nie".

Jaki odsetek nowych kredytów udzielanych przez BZ WBK to kredyty frankowe? - pytał dziennik Parkiet. "33 procent, ale wciąż dynamicznie rośnie" - chwalił się Morawiecki.

W cytowanej rozmowie z dziennikiem Parkiet Morawiecki faktycznie mówi o tym, że głęboko wierzy, że "KNF wypracuje najlepsze rozwiązania, które uchronią cały sektor bankowy i jego klientów, zwłaszcza tych najmniej uświadomionych, przed potencjalnymi czynnikami ryzyka, związanymi z kredytami w ogóle, a w szczególności w obcych walutach", ale też rozbrajająco przyznaje "nie mogliśmy pozostać całkowicie poza tym rynkiem".

I nie pozostali.

Kredyty na ponad 2 mld złotych

Według "Gazety Wyborczej", która powołuje się na sprawozdania finansowe banku, w 2007 roku BZ WBK miał w portfelu kredyty frankowe na ok. 0,5 mld zł. Morawiecki był prezesem od maja 2007 do listopada 2015, kiedy poszedł do rządu.

W latach 2008-09 kredytów frankowych było już ok. 2,3 mld zł. Do wzrostu ich wartości przyczyniło się umocnienie franka szwajcarskiego, ale to tłumaczy tylko cześć wzrostu - reszta to nowe kredyty.

"To powinno być łącznie 6-7 tys. umów" - mówił Polsat News w lutym 2018 Arkadiusz Szcześniak, prezes stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu.

BZ WBK udzielał mniej kredytów od najbardziej agresywnych graczy (jak przypomina Wyborcza, Bank Millenium w 2010 roku miał w swoim portfelu kredyty we frankach na ponad 10 mld zł, a rok później już na blisko 20 mld zł), ale nie jest to tak marginalna kwota, jak sugeruje teraz premier (i z pewnością nie jest to okrągłe zero jak twierdził wcześniej). W 2009 bank ograniczył udzielanie kredytów w walutach obcych.

W 2017 roku BZ WBK pokazał w sprawozdaniu kredyty we frankach na kwotę 8,4 mld zł - to efekt przejęcia w 2012 roku Kredyt Banku wraz z jego kredytami walutowymi.

Najbardziej zdumiewający w słowach premiera - poza manipulacją, mało spektakularną jak na możliwości Morawieckiego - jest fakt, że zupełnie nie czuje się on odpowiedzialny za to co robił.

Udzielał kredytów frankowych, bo regulator nie dość mu to utrudnił, o on nie chciał wypaść z rynku kredytów hipotecznych. Winny jest jedynie KNF.

Morawiecki płakał, jak udzielał. Tak jakby ktoś go zmuszał do bycia prezesem banku (i zarabiania stu kilkudziesięciu tysięcy zł miesięcznie prezesowskiego wynagrodzenia).

Na tym jednak nie kończy się przygoda Morawieckiego z kredytami frankowymi.

Akcje Morawieckiego - wzrost o 36 procent

Gdy w listopadzie 2015 Mateusz Morawiecki obejmował tekę ministra rozwoju, jak każdy członek rządu miał obowiązek złożyć oświadczenie majątkowe. Złożył je, ale początkowo nie chciał go ujawnić – zrobił to dopiero pod naciskiem mediów. Powściągliwość byłego prezesa banku BZ WBK była zrozumiała – jego majątek robi wrażenie i nie najlepiej koresponduje z budowanym przez marketingowców PiS wizerunkiem „rządu zwykłych ludzi”.

Przeczytaj także:

OKO.press pisało o pokaźnej ilości akcji banku, które były w posiadaniu ministra a później premiera Morawieckiego, na których kurs Morawiecki miał on potencjalny wpływ poprzez pełniony urząd.

Według oświadczenia majątkowego Morawiecki posiadał bowiem m.in. 13 711 akcji BZ WBK oraz prawa do 3857 kolejnych akcji tego banku.

Gdy 16 listopada 2015 roku Morawiecki obejmował urząd ministra rozwoju jedna akcja banku BZ WBK była warta 269 zł. 11 grudnia 2017 roku cena akcji wyniosła 365,50 zł. Parę dni później, po medialnej burzy, Morawiecki zadeklarował, że sprzeda akcje.

W ciągu nieco ponad dwóch lat akcje banku zyskały na wartości o 36 proc. Oznacza to, że

wartość samych akcji należących do Morawieckiego (nie licząc praw do akcji, których też ma sporo) wzrosła o ponad milion złotych.

PiS łaskawy dla banków

Jeszcze ciekawsza jest historia skomplikowanych związków obecnej partii Morawieckiego z kredytami frankowymi. Pamiętne są protesty PiS przeciw tzw. rekomendacji S z 2006 r., w której KNF postulował bardziej rygorystyczne zasady udzielania kredytów walutowych.

PiS sprzeciwiał się wówczas "ograniczeniom w dostępności do kredytów walutowych, których głównym skutkiem będzie zmniejszenie możliwości nabywania przez obywateli (szczególnie przez młode osoby) własnych mieszkań".

Po dramatycznym wzroście kursu franka PiS zmienił zdanie.

„Jest wiele osób, które są w rozpaczliwej sytuacji, które na przykład straciły pracę i dzisiaj nieruchomości, które kupili, z uwagi na zmiany kursowe są wielokrotnie mniej warte niż kredyt, który mają do spłacenia, biorąc pod uwagę także odsetki. To jest sytuacja kuriozalna” – mówił w kampanii wyborczej Andrzej Duda.

Spotykał się wówczas m.in. z przedstawicielami ruchu „Stop bankowemu bezprawiu”. Duda zaproponował proste rozwiązanie: przewalutowanie kredytów frankowych na złotówki po kursie z dnia zawarcia umowy kredytowej.

Duda zapowiadał, że w ciągu 100 pierwszych dni jego urzędowania powstanie projekt ustawy zakładającej pomoc osobom zadłużonym we frankach szwajcarskich. Pomoc dla frankowiczów obiecywała też Beata Szydło. Ustawy nie ma do dziś.

Koszty przewalutowania z pierwszej wersji prezydenckiej ustawy analitycy z Domu Maklerskiego Trigon oszacowali na 40 mld zł z uwzględnieniem kosztów zwrotu tzw. spreadów (czyli opłat pobieranych przez banki przy przeliczaniu rat kredytów z waluty na walutę). Przy tej ustawie największy koszt poniósłby bank PKO BP (8,4 mld zł) i mBank (6,1 mld zł). BZ WBK, któremu do listopada 2015 roku szefował Morawiecki, straciłby na tej operacji 4 mld złotych.

Ale nie straci, bo kolejne projekty grzęzną w Sejmie. Negatywnie o projektach przewalutowania wypowiadali się przedstawiciele ministerstwa finansów (którym Morawiecki kieruje od września 2016 roku), jak i NBP i KNF (wszyscy mianowani już po wyborach). Ustawowe przewalutowanie kredytów frankowych zagraża ich zdaniem stabilności finansowej polskiego sektora bankowego.

W zamrażarce leży kolejny, stosunkowo łagodny dla banków projekt (tym razem KNF i NBP nie zgłaszają zastrzeżeń). Giełda śledzi tę epopeję z uwagą. Np. 2 sierpnia 2016 roku, gdy Kancelaria Prezydenta ogłosiła zaskakująco łagodny dla banków projekt ustawy, kursy akcji banków wystrzeliły w górę. BZ WBK zyskał 9,38 proc. Wg najnowszych deklaracji polityków PiS ustawa ma zostać uchwalona jesienią, a w każdym razie członkowie komisji finansów "mają taką nadzieję".

„Ja sądzę, że powinni wziąć sprawy we własne ręce i walczyć w sądach” – podsumował w 2017 roku problemy frankowiczów roku prezes PiS Jarosław Kaczyński, nieoczekiwanie życzliwy w ocenie polskiego sądownictwa.

Najnowszy Raport NIK o kredytach frankowych w latach 2005 - nie pozostawia suchej nitki na nikim. Winni problemów z kredytami frankowymi są i politycy i instytucje nadzoru finansowego, i - last but not least - szefowie banków.

;

Udostępnij:

Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze