Morawiecki uspokaja, że szkolna wyprawka nie ogranicza "innych naszych programów", w tym darmowych podręczników. Po pierwsze, ograniczy. Po drugie, podręczniki dał rząd PO-PSL. Samozachwyt Morawieckiego rymuje się propagandowym filmem, w którym wyprawka przywraca radość życia trzem małżeństwom wyposażonym w sumie w 11 dzieci
W towarzystwie trzech ministerek (Elżbiety Rafalskiej, Anny Zalewskiej i Joanny Kopcińskiej) premier Morawiecki wychwalał 12 czerwca 2018 program "dobry start" nazywany przez władzę także "wyprawką szkolną" oraz "300 dla ucznia":
"Cieszę się, że z rozmów z Polakami, które teraz odbywamy w wielu miejscach Polski, przebija taka ogromna radość, ogromne zadowolenie".
Potem jednak powiedział coś podwójnie zaskakującego.
[Wyprawka szkolna] ma pomoc polskim rodzinom na przednówku szkolnym, jak to niektórzy nazywają, niezależnie od innych programów i oczywiście utrzymujący inne nasze programy związane z rozpoczęciem roku szkolnego, jak chociażby darmowe podręczniki.
Falszywe jest użycie określenia "inne nasze programy", bo to przypisywanie sobie zasług poprzedniego rządu. A przecież o polityce społecznej rządu PO-PSL premier mówił 6 czerwca w Sejmie, że to były "mrzonki neoliberałów" i podkreślał, że "nie słuchaliśmy tych różnych Balcerowiczów, którzy mówili, że sprawy społeczne to koszt".
Namawiał nawet polityków opozycji, by "zrobili nareszcie coś dobrego i odwołali swoją politykę antyspołeczną".
Tymczasem to właśnie rząd PO-PSL wprowadził darmowe podręczniki, czyli komplety książek kupowanych uczniom przez podstawówki i gimnazja, z przeznaczeniem do trzyletniego użytku.
Nie całkiem prawdziwe jest zdanie, że rząd "utrzymuje" program darmowych książek, bo go właśnie redukuje. PiS skrócił bowiem edukację ogólną o rok i ograniczył darmowe podręczniki do podstawówki. Czyli zamiast dziewięciu lat za darmo, zostaje osiem.
Według szacunków OKO.press,
za jedną trzecią ogromnej sumy na szkolną wyprawkę (rocznie 1,4 mld - według min. Rafalskiej) możnaby sfinansować darmowe podręczniki dla wszystkich szkół ponadpodstawowych! I zamiast zwijać - rozwinąć pomoc państwa.
Miałoby to znaczenie dla zmniejszenia nierówności edukacyjnych, które likwidacja gimnazjów powiększa. Usunęłoby także nieuzasadnioną różnicę w obciążeniu finansowym rodziców dzieci młodszych i starszych.
Zdaniem Morawieckiego Polacy doceniają, że "rząd PiS w taki sposób gospodaruje finansami publicznymi państwa, że wyprawka jest możliwa do zrealizowania na zasadzie powszechnej, pełnego podkreślenia wiarygodności naszych działań".
Tuż po północy we wtorek 12 czerwca na twitterze kancelarii premiera ukazał się propagandowy filmik, z którego biła wdzięczność rodziców.
Bohaterami są trzy małżeństwa (zapewne odgrywane przez aktorów, mają tylko imiona) wyposażone w zaskakująco dużą liczbę dzieci: Andrzej i Magda - czworo, Olga i Piotr - czworo, Jan i Emilia - troje.
Najpierw skarżą się, jak było im do tej pory ciężko sfinansować początek roku szkolnego. Wyprawka wszystko zmieniła:
Coś między spotem wyborczym a reklamą szamponu czy piwa, które daje szczęście.
W uzasadnieniu do projektu rozporządzenia o "dobrym starcie" ministerstwo rodziny i pracy uznało, że jego
głównym celem ma być „wyrównywanie szans wśród uczniów, dlatego wsparciem z programu zostaną objęte rodziny z dziećmi na utrzymaniu w wieku szkolnym bez względu na dochód”.
Jak już pisało OKO.press, gdyby rząd chciał naprawdę nieść realną pomoc uczniom, którzy napotykają na bariery materialne w dostępie do edukacji, a jednocześnie dobrze „zaadresować” pomoc z budżetu, nie powinien tworzyć nowego jednorazowego świadczenia dla wszystkich, lecz skorzystać z ustawy o systemie oświaty i przyznać potrzebującym stypendium szkolne (od 99,2 do 248 zł miesięcznie). Wystarczyłoby zwiększyć wielkość rezerwy celowej i podwyższyć próg dochodowy umożliwiający przyznanie stypendium.
Taki program nie miałby jednak propagandowej siły, zwłaszcza, że stypendia rozdzielane są przez gminy.
Kwota 1,5 mld mogłaby także na innych zasadach wpisać się w sensowny projekt:
Nic z tych rzeczy. Dostaną wszyscy: zamożni i biedni, uczniowie szkół prywatnych i podstawówek w bieda dzielnicach, miast jak na Zachodzie Europy i wsi, jak za wschodnią granicą. Wszyscy tyle samo.
A przy okazji zarobią producenci pomocy szkolnych, bo rzucone na rynek 1,4 miliarda wywoła wzrost cen.
Szczególnie sprawiedliwe byłoby wyrównanie sytuacji uczniów i ich rodziców w podstawówkach i szkołach ponadpodstawowych. Te pierwsze objęte są daleko idąca pomocą państwą, te drugie jej pozbawione. Tu w grę wchodziłoby rozszerzenie programu darmowych podręczników (patrz wyżej).
Pieniędzy na "wyborczą wyprawkę" starczyłoby - poza podręcznikami - jeszcze na przykład na dowożenie młodzieży do szkół ponadpodstawowych. Bo także na dojazdach PiS zaoszczędził skracając edukację ogólną.
Skala dowożenia dzieci była ogromna (dane z 2016/2017 roku):
Teraz finansowane będą tylko dojazdy do szkoły podstawowej. Zamiast wyprawki możnaby zafundować dojazdy młodzieży do szkół ponadpodstawowych. Miałoby to duże znaczenie, bo dojazd do liceum czy technikum bywa w biednych rodzinach barierą w kontynuacji nauki.
A gdyby tak wprost wesprzeć edukację dzieci z terenów wiejskich, uboższych kulturowo? Dla nich likwidacja gimnazjów, czyli skrócenie edukacji ogólnej z dziewięciu lat (6 + 3) do ośmiu, oznacza mniej szans na wyrównywanie szans edukacyjnych i potem życiowych.
Fundacje wyrównujące szanse uboższej młodzieży (np. program EFC "Marzenie o nauce") przeznaczają ok. 10 tys. rocznie na osobę: za te pieniądze może ona zamieszkać w mieście (bursa, pokój wynajęty), uczyć się w liceum, a potem iść na studia. Zostaje jeszcze na skromne wydatki.
Za 1,4 mld można by wesprzeć 140 tys. dzieci realizujących swoje marzenie o nauce. O takim wydarzeniu mówiłby cały edukacyjny świat.
Rząd PiS wprowadził rozporządzeniem z lipca 2017 program o nazwie... wyprawka szkolna przeznaczony dla 21,5 tys. uczniów z niepełnosprawnościami. Zostanie on - i bardzo dobrze - sfinansowany z rezerwy celowej i innych środków budżetowych.
To przykład sensownego zadbania o uczniów o szczególnych potrzebach edukacyjnych. Można by rozwinąć takie działania, w koordynacji z innym programem zapowiadanym przez rząd "Dostępność plus". I choć częściowo zmniejszyć dyskryminację tej grupy społecznej.
A dlaczego nie szkole? Na pomoce szkolne czy laptopy?
Gdyby sumę 1,4 miliarda podzielić na liczbę szkół (28,7 tys.), wypadłoby
średnio na szkołę - po 49 tys. zł. Masa pieniędzy.
Można by ją przeznaczyć na kupno pomocy szkolnych, hurtem, w rozsądnych cenach i odpowiednim wyborze, a dzieci miałyby lżejsze tornistry. Ale szkoły mogłyby też zaszaleć z nowoczesną edukacją (choć w epoce minister Zalewskiej nie byłoby to pewnie łatwe).
Autor tego artykułu brał kiedyś udział w ostatecznie niezrealizowanym programie "Laptop dla każdego ucznia", nabierając zresztą stopniowo wątpliwości, na ile sam sprzęt rozdawany dzieciom poprawiłby edukację.
Lepsze wyniki daje wprowadzenie do klas - zgodnie z pomysłem legendarnego Sugaty Mitry - "przestrzeni edukacyjnej", w której kilkuosobowe zespoły uczniowskie rozwiązują problemy i uczą się korzystając z jednego komputera.
Półtora miliarda starczyłoby na stworzenie po jednej takiej pracowni XXI wieku i przeszkolenie powiedzmy dwojga nauczycieli we wszystkich polskich szkołach.
Strasznie szkoda, że władza wyda z budżetu ogromne pieniądze niczego nie doskonaląc, niczego nie modernizując, nie rozwiązując problemów, nie naprawiając żadnych krzywd.
Poza jedną krzywdą, jakiej w wyborach 2018 i 2019 mogło doznać PiS i jego prezes.
Wszystkie te kontrpropozycje mają jednak - z punktu widzenia rządu - zasadnicza wadę: nie są tak efektowne.
Bo w tle "dobrego startu" jest oczywista kalkulacja wyborcza: oto PiS daje każdej rodzinie, wspiera wszystkich, jest dobry dla każdego dziecka itp. Z punktu widzenia "głównego celu programu", jakim jest rzekomo wyrównywanie szans edukacyjnych, marnowane są ogromne środki. Ale z punktu widzenia szans wyborczych PiS ten sposób wydania prawie półtora miliarda złotych z budżetu może być bardziej opłacalny. Taka jest "ekonomia polityczna populizmu".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze