0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Marcin Stêpień / Agencja GazetaMarcin Stêpień / Age...

Gdyby rząd chciał nieść realną pomoc uczniom, którzy napotykają na bariery materialne w dostępie do edukacji, a jednocześnie dobrze "zaadresować" pomoc z budżetu, nie musiałby tworzyć nowego programu wsparcia uczniów. Wręcz przeciwnie, zamiast wydawać prawie 1,5 mld zł rocznie na jednorazowe świadczenie skierowane do wszystkich, rząd powinien skorzystać z obowiązującej ustawy o systemie oświaty.

Zwrócił nam na to uwagę Jerzy Wiśniewski, prezes fundacji zajmującej się badaniami oświatowymi "Evidence Institute", a przed laty pracownik MEN. W liście do OKO.press napisał:

"A dlaczego rząd nie chce skorzystać z możliwości, jakie daje wciąż obowiązujący art. 90r ustawy o systemie oświaty, czyli możliwości przyznania potrzebującym (kryterium dochodowe) stypendium szkolnego w wysokości od 99,2 do 248 zł miesięcznie (sic!)? Ano dlatego, że stypendia szkolne przyznają gminy, to kto skorzystałby przed wyborami samorządowymi? No właśnie. A wystarczyłoby zwiększyć wielkość rezerwy celowej i podwyższyć próg dochodowy umożliwiający przyznanie stypendium".

Pytanie brzmi: czy rządowi zależy na dobru uczniów i uczennic czy raczej na głosach wyborców?

Powszechna wyprawka szkolna w wysokości 300 zł to założenie programu "Dobry Start", ogłoszonego przez rząd PiS. Pierwsze pieniądze rodzice i opiekunowie uczniów i uczennic w Polsce dostaną we wrześniu 2018 roku. W uzasadnieniu do projektu rozporządzenia Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej zaznaczyło, że jego

głównym celem ma być "wyrównywanie szans wśród uczniów, dlatego wsparciem z programu zostaną objęte rodziny z dziećmi na utrzymaniu w wieku szkolnym bez względu na dochód".

Co to za wyrównanie szans skoro takie same pieniądze dostaną dzieci i wnuki z rodzin 37 polskich miliarderów i miliona stu tysięcy bezrobotnych?

Przeczytaj także:

OKO.press sprawdza propozycję czytelnika

Rozdział 8 ustawy o systemie oświaty szczegółowo określa zakres pomocy materialnej dla uczniów.

Art. 90b: "Uczniowi przysługuje prawo do pomocy materialnej ze środków przeznaczonych na ten cel w budżecie państwa lub budżecie właściwej jednostki samorządu terytorialnego.

Pomoc materialna jest udzielana uczniom w celu zmniejszenia różnic w dostępie do edukacji, umożliwienia pokonywania barier dostępu do edukacji wynikających z trudnej sytuacji materialnej ucznia, a także wspierania edukacji uczniów zdolnych".

Stypendia i zasiłki są przyznawane w rodzinach o niskich dochodach - w szczególności w tych, w których występują: bezrobocie, niepełnosprawność, ciężka lub długotrwała choroba, wielodzietność, alkoholizm lub narkomania, a także w przypadku zdarzeń losowych.

Kryterium dochodowe uprawniające do pobierania stypendium szkolnego od października 2015 roku wynosi 514 zł netto na osobę w rodzinie. Wysokość przyznanego stypendium zależy od dochodu i wynosi od 99,20 do 248 zł miesięcznie.

Obecnie próg dochodowy uprawniający do pobierania stypendium jest niski, a jego wysokość nie rośnie proporcjonalnie do rosnących dochodów gospodarstw domowych.

Z ostatnich dostępnych danych GUS wynika, że średni dochód na 1 członka rodziny w 2016 roku wynosił 1475 zł.

Profesor Ryszard Szarfenberg założył, że w latach 2017 i 2018 dochód na jedną osobę w gospodarstwie domowym zwiększy się o podobną kwotę jak między rokiem 2015 i 2016 roku, czyli średnio o 89 zł.

To by oznaczało, że dziś dochód na osobę wynosi ok. 1653 zł.

Natomiast próg dochodowy uprawniający do pobierania stypendium szkolnego wzrósł po raz ostatni w październiku 2015 roku - z 456 do 514 zł. Nawet na wsi średni dochód na jedną osobę ponad dwukrotnie przewyższa próg uprawniający do pobierania stypendium. W 2016 roku średni dochód wynosił w tej grupie 1214 zł.

Stypendia nie wyprawka

Żeby móc szerzej wspierać materialnie uczniów na podstawie obowiązującej ustawy należałoby zdecydowanie podnieść próg uprawniający do pobierania stypendium szkolnego. Zamiast wydawać prawie 1,5 mld zł rocznie na jednorazowe świadczenie skierowane do wszystkich, minister edukacji mógłby zwiększyć dotację celową dla gmin na wypłacanie stypendium.

Problem w tym, że politycznie ta propozycja będzie działała na korzyść samorządów, które odpowiedzialne są za wypłacanie stypendiów.

Pytanie czy rządowi faktycznie więc zależy na dobru uczniów i uczennic, czy raczej na głosach wyborców?

Zostawiając odpowiedź czytelnikom, OKO.press przypomina inne pomysły na wyrównywanie szans w polskich szkołach, które na łamach OKO.press opisał Piotr Pacewicz.

Podręczniki tylko dla podstawówki, potem już nie

Szczególnie sprawiedliwe byłoby wyrównanie sytuacji uczniów i ich rodziców w podstawówkach i szkołach ponadpodstawowych. Te pierwsze objęte są daleko idąca pomocą państwa, te drugie jej pozbawione.

Poprzedni rząd, PO-PSL, wprowadził darmowe podręczniki, czyli komplety książek kupowanych przez szkoły, z przeznaczeniem do trzyletniego użytku, ale tylko dla podstawówek i gimnazjów.

Rząd PiS skrócił edukację ogólną, ale tej zasady nie zmienił – funduje książki tylko do podstawówek.

Oznacza to, że rząd „zaoszczędził” na podręcznikach kosztem uczniów.

Zgodnie z ustawą o finansowaniu zadań oświatowych z 2017 roku na podręczniki w podstawówkach państwo przeznaczy:

  • w 2018 roku – 404 mln zł,
  • w 2019 – 286 mln zł,
  • w 2020 – 393 mln zł,
  • w 2021 – 439 mln zł.
Suma tych dotacji z lat 2018-2021 to 1,522 mld, czyli mniej więcej tyle, ile PiS będzie rozdawał ROCZNIE rodzicom! Zamiast dawać prezenty można by zafundować podręczniki do szkół ponadpodstawowych, nawet jeśli jest ich więcej i są droższe. I starczyłoby jeszcze na dowożenie młodzieży.

Dojazdy do liceów i techników – to by było wyrównanie szans!

Zgodnie z ustawą oświatową gmina musi zapewnić bezpłatny transport i opiekę dzieciom, jeśli odległość do przedszkola przekracza 3 km, do podstawówki – 4 km i do gimnazjum – 5 km.

Skala tej pomocy jest ogromna:

  • do szkół podstawowych dowożonych jest 4,3 proc. dzieci w miastach i 28,3 proc. na wsi;
  • do gimnazjów – 10 proc. w miastach i aż 45,4 proc. na wsi.

Prezent od PiS można by przeznaczyć na pokrycie kosztów dojazdów młodzieży do szkół ponadpodstawowych. To wielki problem społeczny.

Dojazd do liceum czy technikum jest często barierą w kontynuacji nauki, uboższych rodzin po prostu na nie nie stać.

Marzenie o nauce i inne nierówności do wyrównania

Można by także przeznaczyć te ogromne pieniądze (choćby ułamek…) na sfinansowanie zajęć dodatkowych w szkołach, zarówno zwiększających kompetencje słabszych uczniów, jak rozwijających pasje i zainteresowanie. Wiadomo, że skorzystałyby na tym szczególnie dzieci z domów o mniejszym kapitale kulturowym.

A gdyby tak zupełnie wprost wesprzeć edukację dzieci z terenów wiejskich, uboższych kulturowo? Dla nich likwidacja gimnazjów, czyli skrócenie edukacji ogólnej z dziewięciu lat (6 + 3) do ośmiu, oznacza mniej szans na wyrównywanie szans edukacyjnych i potem życiowych.

Fundacje wyrównujące szanse uboższej młodzieży (np. program EFC „Marzenie o nauce„) przeznaczają ok. 10 tys. rocznie na osobę: za te pieniądze może ona zamieszkać w mieście (bursa, pokój wynajęty), uczyć się w liceum, a potem iść na studia. Zostaje jeszcze na skromne wydatki.

Za 1,5 mld można by wesprzeć 150 tys. dzieci realizujących swoje marzenie o nauce. O takim wydarzeniu mówiłby cały edukacyjny świat.

Więcej dla uczniów z niepełnosprawnościami?

Rząd PiS wprowadził rozporządzeniem z lipca 2017 program o nazwie wyprawka szkolna przeznaczony dla 21,5 tys. uczniów z niepełnosprawnościami. Zostanie on – i bardzo dobrze – sfinansowany z rezerwy celowej i innych środków budżetowych.

To przykład sensownego zadbania o uczniów o szczególnych potrzebach edukacyjnych. Można by rozwinąć takie działania, w koordynacji z innym programem zapowiadanym przez rząd „Dostępność plus”.

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze