0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

“Chorwaci przeżywają szok cenowy, widzimy wyraźnie, że ceny na półkach w Chorwacji są znacząco, skokowo wyższe z tygodnia na tydzień.

Za mediami mogę podać, że ceny wzrosły o 70 proc.
Dziś już wiemy, że to liczby z kosmosu. Ceny w Chorwacji w ciągu miesiąca według Eurostatu wzrosły o 0,2 proc.
Konferencja prasowa,10 stycznia 2023

mówił 10 grudnia premier Mateusz Morawiecki.

Za jakimi mediami? Tego już nie podawał. Było to ekstremalnie wątpliwe, by inflacja w jednym miesiącu nagle podskoczyła w Chorwacji do 70 proc. Ale dane o wzroście cen poznajemy zawsze dopiero na koniec miesiąca.

Za słowami premiera ruszyła cała kampania medialna, w której przekonywano: euro w Polsce to zły pomysł, bo wzrosną ceny. A kto chce euro? Platforma Obywatelska! Czyli dzień jak co dzień w propagandzie PiS: opozycja chce dla ciebie źle, Polaku.

Spot numer jeden: opozycja chce waszej zguby

PiS opublikowało dwa spoty straszące euro i chaosem w Polsce, gdy opozycja dojdzie do władzy. Ten z 11 stycznia pokazywał prawdziwe nagłówki, ale bez żadnych liczb. A następnie wypowiedzi Donalda Tuska, Szymona Hołowni, Rafała Trzaskowskiego, Radosława Sikorskiego i Izabeli Leszczyny, którzy mówią o przyjęciu euro pozytywnie (lub neutralnie).

Nagłówki są dwa.

Drugi artykuł wspomina o podwyżkach od 10 do 20 proc., ale dane te pochodzą przede wszystkim z przykładów anegdotycznych. Pierwszy artykuł nie podaje żadnych danych, wspomina jedynie kontrole państwowego inspektoratu i oburzenie ministra gospodarki, Davora Filipovicia. Nie mieliśmy więc tutaj żadnych precyzyjnych danych ani informacji o rzeczywistej skali problemu zawyżania cen, który niewątpliwie był rzeczywisty. Bo przejście na nową walutę to skomplikowany proces, a część sprzedawców i usługodawców może chcieć go wykorzystać, zaokrąglając ceny w górę.

Przeczytaj także:

Spot numer dwa: Indie Chorwacją Europy?

18 stycznia PiS opublikowało kolejny spot, w którym można było zobaczyć medialne nagłówki o siedemdziesięcioprocentowym wzroście cen. Premier Morawiecki miał rację, nie podając nazw żadnych mediów, które mówiły o tak dużej podwyżce cen w Chorwacji. Bo nikt takiej liczby jako wzrostu cen w Chorwacji nie podawał. Jedyne wytłumaczenie to komunikaty chorwackiej inspekcji, gdzie można było znaleźć informacje o pojedynczych problemach z podnoszeniem cen nawet do 80 proc. Ale nie to sugerował premier.

W spocie pojawia się nagłówek na pierwszej stronie gazety, w którym czytamy: "chaos po wprowadzeniu euro w Chorwacji. Ceny wzrosły o 70 proc.".

Nagłówek i gazeta są… fikcyjne. W sieci nie znajdziemy źródła dokładnie takiego hasła. A w spocie następnie widzimy kilka bardzo szybko następujących po sobie nagłówków prasowych. Jak przeanalizował w OKO.press Michał Danielewski, są to między innymi takie artykuły:

Autorzy spotu najpewniej mieli nadzieję, że nikt tego nie sprawdzi. Nagłówki są przecież o ekonomii i inflacji, więc o co chodzi?

Ale ani Indie, ani Turcja, ani USA nie mają u siebie euro. A doskonale wiemy, że z wysoką inflacją mierzy się cały świat – choć w ostatnich miesiącach można zauważyć coraz więcej dobrych sygnałów z gospodarki, mówiących o dezinflacji w wielu miejscach.

Inflacja w Chorwacji: na południu bez zmian

Wystarczyło poczekać do końca miesiąca i cała opowieść PiS o inflacji w Chorwacji rozleciała się pod naporem twardych danych. Na informacje o polskiej inflacji w styczniu musimy jeszcze poczekać do 15 lutego, natomiast Eurostat podał już dane dotyczące strefy euro. I po raz pierwszy w tym gronie znajduje się Chorwacja.

Inflacja w Chorwacji w styczniu wyniosła 12,5 proc. To mniej o 0,2 punktu procentowego niż w grudniu. Inflacja jest tam dosyć stabilna – od czerwca oscyluje pomiędzy 12 a 13 proc. Pamiętajmy jednak, że podstawowy wskaźnik porównuje ceny w danym miesiącu i w tym samym miesiącu poprzedniego roku. Jak w takim razie wyglądają zmiany cen z miesiąca na miesiąc? W końcu to w tym miesiącu wprowadzono euro, więc najistotniejsza dla nas jest zmiana miesięczna. Premier mówił aż o 70 proc. Jak się spodziewacie, nie miał racji. Jeśli miał na myśli inflację roczną, pomylił się nieco ponad pięć razy, jeśli zmiany zaraz po wprowadzeniu euro, wówczas pomylił się aż 350 razy.

Ponieważ w stosunku do grudnia ceny w Chorwacji wzrosły średnio o 0,2 proc.

Warto dodać do tego dane chorwackie, które różnią się, ale tylko nieznacznie. Chorwacki urząd statystyczny ogłosił, że w styczniu inflacja wyniosła 12,7 proc., mniej o 0,4 punktu procentowego niż w grudniu. W ujęciu miesięcznym ceny pozostały na tym samym poziomie. Tutaj nie będziemy liczyć, o ile pomylił się premier, ponieważ próba dzielenia przez zero przyprawi o niepotrzebny stres wszystkich, którzy wiedzą co nieco o matematyce.

Śpieszmy się więc śledzić medialne kampanie PiS, tak szybko znikają. Bo trudno wyobrazić sobie, by przydatność narracji „euro oznacza ogromną inflację” wykraczała poza styczeń 2023.

Dezinflacja w strefie euro

A skoro jesteśmy już przy temacie inflacji w strefie euro, warto też przyjrzeć się najnowszym danym. W ujęciu miesięcznym mamy spadki cen dla 10 krajów, wzrost w ośmiu. Średnia to spadek o 0,4 proc. Brakuje danych dla Słowenii i Niemiec. W najważniejszej liczbie – inflacji rocznej – wskaźnik jest mniejszy niż w grudniu w 13 z 18 krajów, dla których mamy dane. Największa zmiana to Belgia, gdzie inflacja spadła z 10,2 proc. do 7,5 proc. Liderem inflacji w Europie na dobre zostaje Łotwa, trzeci miesiąc na czele tej niechlubnej tabeli z 21,6 proc. To wzrost od grudnia z 20,7 proc.

W całej strefie euro inflacja spada z 9,2 proc. do 8,5 proc. To najniższy poziom od maja 2022.

Apokalipsa

„Chciałbym przedstawić nasze spojrzenie na wejście Chorwacji do strefy euro — mają oni teraz do czynienia z chaosem cenowym, rosną gwałtownie ceny paliwa. Chaos inflacyjny, który daje się we znaki Chorwatom, jest dla nas bardzo poważnym ostrzeżeniem” – mówił premier Morawiecki 10 stycznia. Jak w takim razie nazwać inflację w Polsce? Czy mamy do czynienia z apokalipsą? Atakiem proinflacyjnych zombie? PiS wybrał dziwaczną strategię – straszenie inflacją w kraju, gdzie nigdy nie osiągnęła ona poziomów, jakie znamy z ostatnich miesięcy w Polsce. I przy odrobinie krytycznej analizy byłoby jasne, że nie osiągnie, także po przyjęciu euro.

Przytoczmy raport Najwyższej Izby Kontroli z 2019 roku pod tytułem „Czy Polska powinna przystąpić do strefy euro?”. Czytamy w nim:

„Doświadczenia kolejnych przyjmujących euro krajów pokazywały, że przy odpowiednim przygotowaniu wzrostu cen można niemal całkiem uniknąć. Łączny wzrost cen w ciągu trzech miesięcy po wprowadzeniu euro wyniósł na Słowacji 0,1 proc., w Estonii 1,5 proc., na Łotwie 1 proc., a na Litwie ceny spadły o 0,5 proc.”.

W tamtych krajach nie przyjmowano jednak euro w czasie bardzo wysokiej inflacji. A i tak wygląda na to, że Chorwacja poradziła sobie z tym zadaniem bardzo dobrze. Dokładne konkluzje wymagają głębszej analizy. Być może wprowadzenie euro było lekkim czynnikiem proinflacyjnym, ale trend dezinflacyjny był na tyle silny, że zrównoważył problemy z wprowadzeniem euro.

Tak czy inaczej, fakty są jasne: inflacja w Chorwacji nie podskoczyła po wprowadzeniu euro. W ciągu miesiąca ceny wzrosły nieznacznie albo wcale. A premier skompromitował się, mówiąc o wymyślonych liczbach.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze