Agata Szczęśniak, Piotr Pacewicz, OKO.press: I jak się pani czuje po przejściu z Platformy Obywatelskiej do Szymona Hołowni?
Joanna Mucha*: Bardzo dobrze. Znacznie lepiej niż się spodziewałam.
A czego się pani spodziewała?
Hejtu w mediach społecznościowych, ale był mniejszy, niż zakładałam. I ostracyzmu ze strony platformerskich kolegów. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, spotkałam się jednak ze zrozumieniem. Około pięćdziesięciu osób z klubu skontaktowało się ze mną, żeby powiedzieć, że rozumieją z czego wynika ta decyzja i że relacja między nami będzie dobra. To było nawet wzruszające.
Poza tym mam poczucie, że zrzuciłam z siebie jakieś ograniczenie.
Czuję się wolna, mogę mówić to, co uważam, a przez długi czas broniłam spraw, które były czasami nie do obrony.
Trafiłam też do miejsca, które jest bardzo profesjonalne. Nie spotkałam się wcześniej z takim profesjonalizmem w polskiej polityce.
Aborcja
Wśród głosów oburzenia po opublikowaniu wyroku tzw. Trybunału Konstytucyjnego, który de facto zakazał legalnej aborcji, pani wypowiedź dla TVN24 zabrzmiała delikatnie: „O tym trzeba rozmawiać z ekspertami, chcę rozmawiać na ten temat z ludźmi, którzy na tym się znają i na tej podstawie wypracować stanowisko”. Choć powiedziała pani też, że jest za liberalizacją. Wystarczyło kilka dni i już zaraziła się pani językiem Szymona Hołowni: „trzeba rozmawiać”, „posłuchajmy ekspertów”?
W pierwszym zdaniu powiedziałam, że jestem za liberalizacją ustawy, dopytywana, czy to oznacza aborcję do 12. tygodnia życia odpowiedziałam, że szczegóły będę chciała wypracować z ekspertami. Rozumiem, że atakujący moją wypowiedź nie potrzebują eksperckiej wiedzy i wydaje im się, że ustawa aborcyjna jest zero-jedynkowa.
Mnie się wydaje, że jest w niej sporo szczegółów do wypracowania i o te szczegóły chcę zapytać tych, którzy znają się lepiej ode mnie, zresztą – również tych atakujących, którzy pracowali z dziewczynami dokonującymi aborcji.
Jaka procedura w przypadku dziewczyn, które nie ukończyły 18 lat? Jakie poradnictwo przed i wsparcie po zabiegu? Jaki czas od momentu zgłoszenia się na zabieg do jego wykonania? To zaledwie kilka z pytań, na które trzeba odpowiedzieć.
W wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” powiedziała pani, że będzie przekonywać Szymona Hołownię do poparcia liberalizacji ustawy. W rozmowie z OKO.press lider Polski 2050 stwierdził jednak, że nie należy zmieniać ustawy z 1993 roku. Jak zamierza pani go przekonać?
Nie sądzę, żebym była w stanie przekonać Szymona, by zmienił poglądy w kwestii aborcji jako takiej. Myślałam raczej o tym, żeby próbować przekonać go, że jedną rzeczą są jego poglądy, a drugą to, w jaki sposób państwo to reguluje. Innymi słowy – że aborcja to nie jest sprawa państwa tylko ludzi.
Weźmy nowoczesne chadecje europejskie: wielu przywódców ma poglądy podobne do poglądów Szymona, ale w państwach, w których rządzą, dostęp do aborcji jest znacznie większy niż w Polsce.
Ale chciałabym się cofnąć o krok. Od kilku dni zastanawiam się, dlaczego wszyscy tak skupiają się na różnicach między mną i Szymonem. Jest milion rzeczy, które mnie z nim łączą, a wszyscy pytają o jedną czy dwie, które nas dzielą. Mamy podobną energię, coś, co nazywamy DNA, wrażliwość na ludzi, na ekologię, zoom na przyszłość. To jest podstawa. Czy ktoś zakłada, że w PO albo w dowolnej innej partii wszyscy mają identyczne poglądy? Przecież to bzdura.
Dlaczego w ogóle my-Polacy tak bardzo poszukujemy różnic, zamiast budować na podobieństwach?
Czy to można w nas zmienić? Nie rozumiem tego podejścia i uważam, że jest szkodliwe, zresztą nie tylko w polskiej polityce.
Ale aborcja to sprawa, która poruszyła miliony osób w naszym kraju. I właśnie o tę różnicę między wami mnóstwo ludzi chciałoby zapytać.
No dobrze. Powiedzmy, że jest różnica, Szymon ma takie poglądy, ja mam inne. Powiedzieliśmy to sobie jasno. Ale zgadzamy się, że niechcianych ciąż powinno być w Polsce jak najmniej. Zgadzamy się, że edukacja seksualna prawie nie istnieje, że ogromna część Polek nie ma dostępu do ginekologa. O poradnictwie antykoncepcyjnym w ogóle nie ma mowy. I jeśli zajmiemy się tym wszystkim, zaproponujemy dobre rozwiązania, to ile niechcianych ciąż wyeliminujemy? 50 proc.? 60? 70?
A jeśli będziemy stali naprzeciwko i ja będę krzyczała: „Mordujesz kobiety!”, a on odkrzykiwał: „A ty mordujesz dzieci!”, to ile problemów rozwiążemy? Zero.
Robi pani unik. W całej Europie, dosłownie w całej, za wyjątkiem Malty, Andory i Watykanu, wszędzie, czy rządzi prawica, czy lewica, kobieta ma prawo podjąć decyzję o przerwaniu ciąży. Dlaczego nie w Polsce?
I ja jestem przekonana, że tak powinno być.
Po protestach Strajku Kobiet prawo aborcyjne stało się fundamentalną kwestią pozycji kobiety i stosunku do kobiety. Czy zostawiamy decyzję jej sumieniu, bo człowiek ma prawo decydować o swoim życiu? Czy też władza za nią decyduje, symbolicznie rodzicami jej dziecka stają się Kaczyński z Przyłębską? To nie jest problem czysto techniczny, edukacja seksualna sprawy nie załatwi. Nie zdradza pani swego feminizmu?
Po pierwsze wiem, jaki jest stosunek Szymona do kobiet, do ich udziału w życiu publicznym, decydowaniu o sobie.
Poza aborcją wszystkie inne jego poglądy są progresywne.
Druga kwestia: pierwszą parlamentarzystką, która przeszła do Polski 2050 była Hania Gill-Piątek, która ma jednoznaczne poglądy na prawo do przerywania ciąży, drugą jestem ja. Szymon mówi wyraźnie, że każde z nas będzie postępowało w tej sprawie tak, jak uważa.
Nie zapominajmy, że Polacy też są podzieleni. Nie ma wyjścia, które będzie komfortowe dla nas wszystkich. Jedyne, co możemy robić, to w cywilizowany sposób ze sobą rozmawiać, umówić się na jakąś procedurę wypracowania uregulowań prawnych.
Miałam 19 lat, jak zaszłam w ciążę, 20 lat, jak się urodził Stasiek, naprawdę rozumiem, jaka wrażliwość stoi za poglądami Szymona. Możemy się przekonywać, ale w jakimś momencie dojdzie do rozstrzygnięcia i zagłosujemy w różny sposób. I to jest okej.
Szymon Hołownia jest za referendum, pani też?
Byłam sceptyczna wobec idei referendum, obawiałam się, że rozpęta się pandemonium wojny polsko-polskiej.
Ale mówię w czasie przeszłym, bo dosłownie w ostatni weekend poświęciłam parę godzin, żeby poczytać o referendum w Irlandii [w maju 2018, uchylony został zapis w konstytucji o prawie nienarodzonego do życia – red.].
I muszę przyznać, że zmieniłam zdanie. Jeśli dochodzenie do referendum potraktować jak zaprojektowany i ustrukturyzowany proces, jeśli założyć, że najważniejszym celem jest to, że musimy nauczyć się rozmawiać z sobą niezależnie od tego, jakie mamy poglądy, jeśli przyjąć założenie, że nie wiemy, kto wygra, ale umawiamy się z sobą, że obie strony akceptują wynik i szanują się wzajemnie – to to ma sens.
W Irlandii najpierw pracował panel obywatelski. Dostał pełne wsparcie eksperckie. Ten panel wypracował pytanie referendalne. A referendum – jak wiemy – doprowadziło do uchylenia poprawki do konstytucji, zgodnie z którą przeprowadzanie aborcji było zabronione.
Po zakończeniu rządów PiS, po panelu obywatelskim, po debacie publicznej wspartej wiedzą ekspercką… Tak, wtedy referendum jest opcją, którą należy rozważyć.
I można sparafrazować słynne słowa Churchilla na temat demokracji: że jest opcją najgorszą, ale nikt nie wymyślił lepszej. Bo jak inaczej rozwiązać ten spór? Nie pogodzimy się wszyscy, z naszymi wrażliwościami. Jedyne, co możemy zrobić, to zgodzić się, w jaki sposób tę różnicę ze sobą uzgodnimy.
Odejście
Co panią z Platformy wypchnęło?
Dopiero ostatnie lata. Zaczęło się od objęcia steru PO przez Grzegorza Schetynę [w styczniu 2016 – red.]. Ta kaskada jego wypowiedzi. Platforma jako totalna opozycja? Kompletnie się z tym nie zgadzałam.
Pani często cytuje to zdanie, ale Schetyna mówił co innego: w odpowiedzi na totalną władzę będziemy totalną opozycją. Nie chciał przez to powiedzieć, że będziemy wyłącznie krytykować, niczego nie proponować, będziemy tylko reaktywni itd. Chciał powiedzieć, że będziemy równie zdeterminowani jak władza.
Jak Mazowiecki mówił o grubej kresce, to też miał coś innego na myśli niż to, co później z tej grubej kreski zostało, prawda?
No właśnie. Wypowiedź o grubej kresce została zmanipulowana. Czy pani nie uprawia czegoś podobnego?
Nie, bo polityk musi brać odpowiedzialność za to, w jaki sposób jego słowa są interpretowane. A prawda jest taka, że Grzegorz Schetyna faktycznie pozwolił, żebyśmy jako Platforma, stali się wyłącznie partią anty-PiS.
Reagowałam już histerycznym śmiechem, kiedy w mediach czy na konferencjach prasowych słyszałam: „Nie ma naszej zgody”. W sensie komunikacyjnym to najgorsze, co może zrobić polityk. Pokazanie kompletnego braku sprawczości i pomysłu „na tak”.
Z partiami populistycznymi wygrywa się alternatywną propozycją. Stwierdzenie Grzegorza Schetyny, nawet jeśli nadinterpretowane, naprawdę wepchnęło nas w bezrefleksyjne uprawianie polityki.
Żeby było jasne: też jestem bardzo krytyczna w stosunku do PiS. Ale oni często stawiają diagnozy, nad którymi trzeba się pochylić, a nie można tylko mówić: to jest złe, bo to powiedział PiS.
Na przykład?
Jeśli PiS mówi, że wymiar sprawiedliwości w Polsce działał źle, to jedyną odpowiedzią Platformy jest: „Tak. Ale oni go psują jeszcze bardziej”. A trzeba naprawdę przyjąć do wiadomości, że przeciętny człowiek, który szedł do sądu przed 2015 rokiem, miał poczucie, że nie ma dla niego sprawiedliwości. Bo w powiecie rządzi człowiek, który terroryzuje pół miasta, a prokurator nie chce nadepnąć mu na odcisk. Bo syn adwokata, mimo że popełnił przestępstwo, jest bezkarny. A kiedy ten człowiek sam idzie do sądu, to sąd wydaje niesprawiedliwy wyrok i jeszcze uzasadnia go w sposób, którego nie da się zrozumieć.
Kiedy w 2007 roku pierwszy raz weszłam do Sejmu, to na dyżury poselskie ludzie przychodzili głównie oburzeni na sądy. Albo postaramy się zaproponować naprawę tego, co złe, albo jakaś część Polaków będzie nadal myślała, że sprawiedliwość jest tylko dla tych panów w garniturach z Warszawy.
Pod naszym tekstem o pani przejściu do Szymona Hołowni była masa komentarzy typu: dlaczego odchodzi zamiast naprawiać? W OKO.press często pisaliśmy krytycznie o PO, ale to ciągle najpotężniejsza partia opozycyjna z dużym potencjałem. Nie można było Platformy trochę rozruszać, zamiast rzucać się w objęcia Hołowni?
Ależ ja ostatnie cztery lata niczego innego nie robiłam, tylko próbowałam naprawić Platformę! Sprawdziłam datę: dokładnie cztery lata temu organizowałam pierwsze z serii spotkań, na których mówiłam, na czym polega paradygmat (przepraszam za brzydkie słowo) populistów i dlaczego tak trudno z tym walczyć. I dlaczego musimy wypracować właściwą odpowiedź.
Przygotowywałam prezentacje multimedialne, zapraszałam ludzi, jeździłam po Polsce.
W „dołach partyjnych” to było przyjmowane z zaciekawieniem. Natomiast „góra” była kompletnie niezainteresowana. Mówili, że „politykę trzeba robić”.
W 2017 roku przygotowałam dokument nazwany przez media manifestem [zobacz tekst w Wyborczej – red.]. Myślałam, że to wywoła jakąś refleksję, dyskusję. Ale nie, jak krew w piach.
Potem wystartowałam na szefową Platformy, bo uznałam, że moi kontrkandydaci nie widzą, że Platforma jest w kryzysie tożsamości, że nie wyrwie się z niego, jeśli nią porządnie nie potrząśniemy. W filmikach, które publikowałam na Facebooku, mówiłam o chorobach Platformy, na przykład o totaliozie.
Co to jest totalioza?
Totalna opozycja. Zakleszczenie, które zwalnia z myślenia.
PiS otwiera tylko usta, a my jak psy Pawłowa: „Nie ma naszej zgody”. Do takiego uprawiania polityki wysiłek intelektualny nie jest potrzebny.
Objechałam całą Polskę, byłam prawie we wszystkich województwach, wielu ludzi mówiło, że mam rację. Ale w parlamencie, wśród kolegów, którzy podejmują decyzje, nie było rezonansu, jak grochem o ścianę.
Widziałam, że nie wygram tych wyborów. Pomyślałam, że może przez Instytut Obywatelski uda mi się do kolegów dotrzeć. Miałam pomysł na instytut jako na to miejsce, które pozytywistycznie pracuje nad zmianą poglądów, perspektyw czy priorytetów członków Platformy i jej sympatyków. Pracowałam nad tą ideą kilka miesięcy, ale Instytut też mi odebrano.
Doszłam do ściany. Jedyną opcją było wycofać się z polityki. I taką decyzję podjęłam. Parę miesięcy temu stwierdziłam, że wycofam się z polityki. Wróciłam na uczelnię i tak miało zostać.
Można to też interpretować inaczej: poddała się pani, zrezygnowała z walki o szefostwo w Platformie. Mogła pani nie wygrać, ale walczyć do końca. Nie była pani w stanie zbudować frakcji, która by stanęła za panią.
To prawda.
Żeby było jasne, uważam, że to moja porażka polityczna.
Nie potrafiłam znaleźć poparcia dla tego, co głosiłam i w co wierzyłam. Taka jest prawda. Ale nie chciałam przez kolejne trzy lata trwać i udawać, że trudno, to ja tylko będę pisała interpelacje i siedziała pod miotłą.
Kandydowanie do europarlamentu w 2019 roku było pomysłem na polityczną emeryturę?
Przyznam szczerze, że cieszę się, że tamtej kampanii nie wygrałam. Po przegranej doszłam do wniosku, że nie chciałam jej wygrać, działałam na szkodę własnej kampanii. Europa nie jest dla mnie, albo może jeszcze nie teraz. Nie czuję jej. Wolę zostać w Polsce.
Zdrada?
Proszę opowiedzieć o rozstaniu i o przejściu. Kto był uprzedzony o pani decyzji i kogo się pani radziła?
Uprzedziłam partnera i synów, nikogo więcej.
Koledzy z Platformy dowiedzieli się z mediów?
Domyślili się niedługo przed konferencją prasową. Nie mam problemu z podejmowaniem decyzji, więc i tej nie konsultowałam z nikim. Wolałam nikogo nie uprzedzać, bo….
No właśnie. Co by się stało, gdyby pani lojalnie poinformowała kierownictwo Platformy, że przechodzi do Hołowni? Co mogliby zrobić?
Nie mogę mówić o kuchni politycznej, to są rzeczy dość obrzydliwe.
Jakieś szantaże, naciski…
Uprzedzenie kolegów byłoby działaniem na własną szkodę polityczną. Nie powiem nic więcej.
Również pani sympatycy, wyborcy, dowiedzieli się z mediów, a nie od pani.
Każdy, kto jest w polityce wie, że uprzedzanie o tego typu ruchach, niesie potężne ryzyko.
Wiele naszych czytelniczek i czytelników pisało, że powinna pani oddać mandat. Można to odczytywać dosłownie albo metaforycznie – jako ogromne rozczarowanie.
Tak, pojawia się argument zdrady. Odpowiem tak: czuję się zatrudniona przez Polskę, a nie przez partię. Polska jest moim pracodawcą i weryfikatorem tego, czy zdradzam, czy nie. Moim priorytetem jest to, żeby zmieniać Polskę na lepsze, więc trzeba wygrać wybory.
Dobieram narzędzia, które to umożliwiają – to pierwszy argument. Chciałabym podkreślić, że nie zmieniłam poglądów, wchodząc do Polski2050, co zresztą wyraziłam w deklaracji ideowej.
Drugi: nie znam proporcji, ale ogromna część moich wyborców mówiła, że głosują na mnie, nie dlatego, że jestem w PO, lecz mimo tego, że jestem w Platformie. Oni przyjęli moją decyzję akceptacją.
I jeszcze jedno. Przyjmijmy takie założenie, że jeśli powstaje nowy ruch polityczny to poseł, który chciałby do niego przejść, musi zrezygnować z mandatu. Oznaczałoby to, że nowy ruch musi funkcjonować w polityce bez obecności w parlamencie.
Oznaczałoby to dodatkowe zamurowanie sceny politycznej.
Nowe ugrupowanie nie ma subwencji, musi utrzymywać się samo. Bez uczestnictwa w debacie parlamentarnej miałoby jeszcze wyższą poprzeczkę do przeskoczenia. Czy na pewno chcemy takiej sceny politycznej?
A jeśli ważną rolę gra partia, której tak naprawdę pasuje bycie wieczną opozycją – też tego chcemy?
Czy chcemy, żeby nowy ruch, który powstaje między jednymi i kolejnymi wyborami, był poza parlamentem? Żebyśmy nie byli w stanie ocenić, jak pracuje w Sejmie?
Dopóki nie przekroczy progu wyborczego. Najpierw wyborcy decydują, czy w ogóle chcą, żeby taki ruch był w Sejmie.
Nie, to nie jest dobre założenie. Nie możemy tego nowego ruchu sprawdzić, zobaczyć, jak będzie sobie dawał radę w parlamentarnej robocie. Moim zdaniem to byłoby szkodliwe dla demokracji.
Einstein mówił, że obłęd polega na tym, żeby robić cały czas to samo, oczekując innego rezultatu.
Platforma robi po raz kolejny to samo, czyli przegrywa wybory, a my wciąż oczekujemy, że kolejne wybory wygra.
Znam tę partię od środka, nie wygra żadnych wyborów, bo Platforma oczekuje, że ktoś wygraną przyniesie na tacy, a nikt na tacy jej nie przyniesie.
Ktoś nam powiedział, że tuż przed odejściem dostała pani w Platformie propozycję, żeby zająć się pandemią, szczepieniami itd. Temat wymarzony dla opozycji.
Kiedy rozpoczęła się epidemia COVID-19, przygotowałam serię publikacji, które miały się ukazać w Instytucie Obywatelskim. To był kwiecień 2020. Nie uzyskałam zgody, żeby zostały ogłoszone na stronach Instytutu. Propozycję, o której mówicie, przedstawiono mi w grudniu. Uznałam, że to nieporozumienie i wyraz skrajnego braku szacunku do tematu i do mnie.
Hołownia
Pisałam, że przejście do Hołowni to dla pani lek na polityczną depresję, to sformułowanie usłyszałam od jednego z pani kolegów z klubu. Co przeważyło: zniechęcenia Platformą, czy coś, co przyciągnęło panią w samym Hołowni?
Moja relacja z Platformą doprowadziła do decyzji o wyjściu z polityki. Ale decyzja o przejściu do Szymona nie była automatyczna.
Zaczęliśmy rozmawiać ze sobą i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że łączy nas więcej, niż się spodziewałam. Przyglądałam mu się od kampanii prezydenckiej, wiele jego wypowiedzi było intrygujących, a niektóre zbieżne z tym, co myślałam.
Na początku chciałam już spoza polityki służyć mu radą, doświadczeniem. Pomysł, żebym wstąpiła do ruchu pojawił się później.
Mogłaby pani sobie przypomnieć ten moment? Kto komu to zaproponował pani Hołowni, czy Hołownia pani?
Mamy wspólnego znajomego, który powiedział, że powinnam się spotkać z Szymonem, bo to świetny człowiek i to, co robi, niesie nowy powiew. Do tego dołożył się zbieg okoliczności, przypadkowo spotkaliśmy się z Szymonem na mieście. Zamieniliśmy dwa, trzy zdania, okazało się, że mamy swoje numery telefonów.
Nie miała pani żadnych wątpliwości?
Mam wrażenie, że Hołownia jest inny niż jego wizerunek. Poza kwestią aborcji i małżeństw jednopłciowych, bo przecież jest za związkami partnerskimi – jest bardzo progresywny, również w tym, jak priorytetyzuje tematy. Ekologia jest na samej górze.
Tak, on jest politycznym kaznodzieją. Ale to dobrze, ludzie chcą go słuchać.
Ja nie umiem tak gadać! I cieszę się, że jestem w organizacji, w której ktoś to potrafi, jak nikt inny w Polsce. Cieszę się też widząc, jak ten ruch działa, jaka tam jest machina. To frajda.
Czy miałam obawy? Jasne. Najważniejszą rzeczą dla mnie jest to, by odzyskać demokratyczną Polskę. Oczywiście, że się boję, że czegoś nie zauważam, że w czymś się mylę, że moja decyzja przyczyni się do rozdrobnienia opozycji. Ale wszystkiego innego już próbowaliśmy a teraz – trzy lata przed wyborami – jest najlepszy moment, żeby postawić wszystko na jedną kartę.
A pamięta pani tę decydującą rozmowę z Hołownią? Czy to on powiedział: a może byś się po prostu do nas zapisała? Czy pani powiedziała: to może ja bym się zapisała?
Nie mogę zdradzać kuchni, ale to się inaczej odbywa. Za długo jestem w polityce, żeby decyzje mogły wyglądać w ten sposób.
Powiedziała pani, że jest zaskoczona profesjonalnym podejściem Hołowni. Co takiego odróżnia Hołownię, od powiedzmy Tuska?
Mówię o machinie politycznej, żeby było jasne. Czasy się zmieniły, przyszła rewolucja mediów społecznościowych, komunikatorów itp. Za rządów Tuska tego nie było, więc trudno byłoby porównywać.
W całej tej maszynerii Polski 2050 każdy wie, za co odpowiada, w jaki sposób jego praca jest ewaluowana. Rzeczy, o które w Platformie nigdy się nie nie można było doprosić, tutaj są czymś oczywistym. Mailingi, które dostaję każdego dnia rano, są profesjonalnie przygotowane, mamy świetnie zorganizowaną grupę zajmującą się przygotowaniem nas do posiedzeń parlamentarnych.
Może łatwiej pracować na troje parlamentarzystów niż na stu pięćdziesięciu?
Na pewno nie! Nawet fizycznie nie jesteśmy w stanie być na wszystkich komisjach czy debatach. Ale doradztwo, wsparcie eksperckie, pomoc przy przygotowaniu do programów w mediach, przy poszukiwaniu danych – jeśli wymienimy jakikolwiek ważny temat, to w Polsce 2050 jest grupa i osoba, która na to odpowiada. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam.
A jaka będzie pani rola?
Zobaczymy. Na razie jestem jedną z dwóch posłanek i to oznacza duże obciążenie pracą. Jestem ekspertką w obszarze ekonomii zdrowia, więc na pewno będę starała się uczestniczyć w tym obszarze. Ekologia jest mi bliska. I oczywiste rzeczy: kwestie polityczne, PR, też to lubię, znam się i chętnie się zaangażuję.
Wybory
Czy ta „machina Hołowni” wystarczy, żeby odebrać władzę PiS?
Hołownia wygra wybory, niezależnie od tego, czy będą za pół roku, czy za trzy lata. Wygra, będzie miał wynik lepszy niż PiS. Bo nasz program jest programem nadziei.
W koalicji z innymi partiami dzisiejszej opozycji będziemy rządzić i zmieniać Polskę.
A o czym pani zdaniem Polki i Polacy rozmawiają dziś przy stole?
Są pokłóceni i wiele rodzin do stołu nie siada razem. Pojednanie, doprowadzenie do tego, żeby ludzie znowu zaczęli ze sobą rozmawiać, to jedno z najważniejszych wyzwań.
A jeśli już rozmawiają, to moim zdaniem najczęściej o tym, jak im jest źle w pracy, jak bardzo są sfrustrowani.
Praca to moim zdaniem najważniejszy i nieuświadomiony na poziomie politycznym polski problem.
Tam są zaszyte najróżniejsze patologie, śmieciowe zatrudnienie, szara strefa, folwarczne stosunki w pracy, powszechny mobbing i molestowanie na skalę większą, niż się nam wydaje.
A złość na Kościół katolicki?
Tak, to kolejny temat. Mnie również oburza odejście Kościoła od Ewangelii i wyolbrzymienie do karykaturalnych rozmiarów etyki seksualności w dodatku głoszonej w oparach oskarżeń o pedofilię. Biskupi, którzy sieją nienawiść zamiast miłości bliźniego – ten temat też pojawia się w rozmowach Polaków. Polska 2050 przygotowała właśnie dokument o rozdziale Kościoła od państwa. Całościowe rozwiązanie, które uzdrowiłoby życie publiczne. Platforma nie była w stanie ruszyć tego tematu.
Lewica – owszem. A czy Lewica próbowała panią do siebie przeciągnąć?
Nie, nie było takiej propozycji. Mam miłe relacje z ludźmi Lewicy. Jest nić porozumienia, chociaż żeby było jasne, ja nie jestem typowym lewicowcem.
Polityka
Wstąpiła pani do Platformy w 2003 roku. Dlaczego zdecydowała się pani na politykę i dlaczego akurat na Platformę?
Nawet wcześniej. W 1998 roku, jako dwudziestodwulatka, zapukałam do drzwi mojej płońskiej organizacji Unii Wolności. Nawet wystartowałam w wyborach do rady miasta. Ale potem urodził się mój drugi syn i na działalność polityczną nie było czasu.
Kiedy powstała Platforma Obywatelska, od razu wiedziałam, że będę chciała z nią związać swoje losy. Więc jak Krzyś trochę podrósł, zapukałam do biura świętej pamięci profesor Zyty Gilowskiej. W tamtym czasie nie było łatwo zapisać się do Platformy. Okazało się jednak, że pani profesor i ja pracujemy w tym samym Instytucie Ekonomii na KUL i sprawa się uprościła.
A dlaczego do polityki?
Dla mnie to było tak oczywiste, że nawet nie umiem odpowiedzieć. Jestem Polką, obywatelką, członkinią tego społeczeństwa i powinnam pracować na jego rzecz. Byłam przewodniczącą samorządu w liceum, angażowałam się w dziesiątki społecznych inicjatyw. Polityka była naturalną konsekwencją, musiałam tylko wybrać miejsce, które mi najbardziej światopoglądowo odpowiadało.
Można angażować się na różne sposoby. Mogła pani zostać ekspertką.
I chciałam. Taki miałam pomysł na siebie. Zapisywałam się do Platformy dwa lata po tym, jak skończyłam studia. Myślałam o pracy na uczelni, o doktoracie. Chciałam być ekspertem, który swoją wiedzę oddaje partii politycznej.
Kolejny ważny moment na politycznej drodze to ministra sportu.
Nie, kluczowe było wejście do Sejmu. W 2007 roku wystartowałam z tzw. niebiorącego miejsca jako bardzo młoda osoba. Rzuciłam się na głęboką wodę. Nie byłam wcześniej w samorządzie, jak większość posłanek i posłów. Potem były kolejne wybory w 2011 i dopiero Ministerstwo Sportu.
Nie najszczęśliwszy etap.
Media mnie postanowiły zjeść żywcem. Ale dobrze wspominam ten czas. Przygotowałam turniej Euro 2012, który nie miał prawa być gotowy na czas. Oddałam Stadion Narodowy, który również – wydawało się – nie miał szans być gotowy. Rozpoczęłam olbrzymią reformę sportu powszechnego, której nie zdołałam dokończyć, bo zostałam odwołana. Pięć dużych programów, które wymyśliłam i wdrożyłam: „Mały Mistrz” dla dzieci z klas 1-3, „Umiem pływać”, program Multisport dla dzieci z klas 4-6, „Stop zwolnieniom z WF-u”. Gdyby były prowadzone według mojego planu dzisiaj miałyby zasięgi populacyjne.
Wprowadzałam zmianę w finansowaniu inwestycji sportowych. No i rozpoczęłam wielką reformę w sporcie wyczynowym. Dosłownie dwa dni przed odwołaniem poprosiłam o ocenę moich działań szefów związków sportowych. Mam do dziś tę kartę, zachowałam na pamiątkę. Wśród stu ocen były trzy negatywne, kilka neutralnych, zdecydowana większość pozytywnych albo bardzo pozytywnych. Grono, które było odbiorcą moich reform oceniło mnie wysoko. Dodam, że oceniali anonimowo.
Ma pani pretensje do Tuska, ciche lub głośne?
Błędem Tuska było to, że mnie wstawił do ministerstwa sportu i błędem było to, że mnie z niego odwołał, kiedy wszystko zaczęło chodzić jak w zegarku.
Wolałaby pani inne stanowisko?
Zawsze marzyłam o ministerstwie zdrowia. Mam doktorat z ekonomii zdrowia. Nigdy nie ukrywałam, że ministerstwo zdrowia było moim marzeniem.
To jest pani może jedną z trzech osób w Polsce. Żaden polityk nie chce być ministrem zdrowia.
Bo to jest misja samobójcza, co niestety pokazał przykład Franciszki Cegielskiej [ministry z rządzie Jerzego Buzka 1999-2000]. To stajnia Augiasza, którą trzeba wyczyścić. Bez nadziei na czyjąkolwiek wdzięczność. Natomiast patrząc misyjnie, to można tam wiele zrobić dla ludzi, wprowadzić efektywność do systemu, czyli mówiąc w skrócie: dać więcej zdrowia za te pieniądze, które mamy… Porywające, wspaniałe zadanie.
W rządzie Hołowni będzie pani ministrem zdrowia?
Najpierw wygrajmy wybory.
Kobiecość
Pani działalność w ministerstwie sportu obserwowałem z bliska, bo współpracowaliśmy w programie „WF z Klasą” Centrum Edukacji Obywatelskiej i „Wyborczej”. Potwierdzam, że pani się angażowała w propagowanie fajnie rozumianego sportu szkolnego. Ale jako ministra sportu musiała pani paść ofiarą męskich stereotypów.
Tak. Ale mam wrażenie, że już nie jestem klasyfikowana jako polityczka – kobieta. Udało mi się osiągnąć taki poziom, że jestem po prostu pełnoprawnym politykiem, u którego płeć się nie liczy. Natomiast przez pierwsze lata to było wieczne zderzanie się ze stereotypem. Nie zliczyłabym wywiadów, które rozpoczynały się od pytania: czy uroda pomaga, czy przeszkadza w polityce?
Jak pani odpowiadała?
Nie ma dobrej odpowiedzi. Kobieta z tego pytania nie może wyjść z twarzą.
P.P.: Co na to Agata, która mogłaby się zetknąć z podobnym pytaniem?
A.S.: Ja nie jestem polityczką, a jako dziennikarka w życiu bym takiego pytania nie zadała.
A drugie pytanie, było zawsze o rodzinę, jak łączę politykę z obowiązkami domowymi. Mężczyzn się o to nie pyta. W pewnym momencie zaczęłam mówić, że takie pytania są wyrazem stereotypów, które sprawiają, że kobiety nie są w polityce traktowane poważnie i że takich pytań nie wolno zadawać. Ale wcześniej próbowałam odpowiadać, bo byłam nauczona, że jak jest pytanie, to się odpowiada.
Ten stereotyp już się połamał. Znacznie więcej dziewczyn udało się wprowadzić do polityki. Jest już łatwiej. I mam w tym swój udział, bo przecież jestem członkinią Rady Programowej Kongresu Kobiet. Starałyśmy się o parytety. Udało się przekonać Donalda Tuska do kwot na listach wyborczych. Kobiet jest więcej, ich pozycja jest inna.
Odrodzenie
A czy uważa pani, że przez te lata zmienił się jakoś sposób uprawiania polityki? Relacja między politykami a wyborcami? Nie chodzi o to, że korzystacie z mediów społecznościowych. Ale czy coś się zmieniło na fundamentalnym poziomie?
Nie można odpowiedzieć abstrahując od rządów populistów. Po pierwsze, społeczeństwo nam się podzieliło na plemiona i nierzadko bronią swoich reprezentantów nawet zaciskając zęby ze złości. Po drugie, zeszliśmy na poziom rudymentariów, sami sobie i naszym wyborcom opowiadamy o najbardziej podstawowych założeniach państwa prawa, niezależności mediów, trójpodziale władzy.
Czasem myślę, że tej narodowej lekcji państwa demokratycznego nie można zmarnować!
No i trzecia refleksja, najmniej pozytywna. PiS zabrał opozycji wszelkie narzędzia – nie odpowiada merytorycznie na interpelacje, nie udziela informacji publicznych a ważne debaty sejmowe organizuje w nocy. W tej sytuacji niezależne media przejęły pałeczkę tych, którzy odkrywają prawdę o rządzących.
Kiedyś to politycy dawali tematy mediom – teraz media dają tematy politykom, a oni czasem – można mieć wrażenie – ścigają się na to, kto się bardziej oburzy.
To teraz na serio. Co musi się wydarzyć, żeby opozycja wygrała wybory?
Za dwa, trzy lata Polacy będą już chcieli zapomnieć o PiS-ie. Będą myśleli o partii Kaczyńskiego jak o traumatycznym śnie. Tym, co nas poniesie będzie nadzieja, zupełnie nowy projekt, nowy pomysł na Polskę.
Mam nadzieję, że to da nam wielki impuls rozwojowy. Ale on będzie inny niż transformacja po 1989 roku, która polegała głównie na rozwoju instytucji demokratycznych, wolnego rynku i wchodzeniu do struktur międzynarodowych. Mam nadzieję na głęboką wewnętrzną przemianę społeczeństwa, tego w jaki sposób ze sobą wspólnotowo żyjemy jako naród, jakie są relacje w mniejszych wspólnotach.
To odrodzenie to może być coś pięknego. Myślę, że to napędzi ludzi, tak jak przez osiem lat napędzały ich negatywne emocje.
Są grupy społeczne, dla których PiS był a nawet jest taką nadzieją, częściowo zresztą spełnioną.
Myślę, że wiele osób miało w sobie wiele żalu, frustracji, złości i te wszystkie emocje musiały znaleźć ujście. PiS pozwolił na to, żeby je z siebie wyrzucić bez jakichkolwiek ograniczeń.
PiS dał przyzwolenie na nienawiść, zawiść, na obsobaczanie wszystkiego, czego się nie rozumie, co obce.
Ale jestem przekonana o tym, że ludzie mają już tego dość i każdego dnia będą mieli coraz bardziej dość. Myślę, że zatęsknimy za dobrymi emocjami. I o tym będą następne wybory.
Nie da się sprowadzić rządów PiS do złych emocji. To też podniesiona stawka godzinowa czy wymieniane miliony razy 500 plus.
Ale jako idealistka jestem przekonana, że ludzi można przekonać do nowych idei nie tylko kasą, ale też tym, jak możemy budować fajne, wspólne życie, w którym będziemy się wszyscy lepiej czuli.
Trochę w tej recenzji elektoratu PiS zabrzmiała pani, jak ortodoksyjna platformerka. Aleksander Smolar zwracał uwagę w OKO.press, że transfer pieniędzy był też transferem godności, pozytywnej emocji.
Nie skończyłam poprzedniej myśli. Część niezadowolenia, wyobcowania, poczucia, że władza nas nie dostrzega, poczucia oszukania – była jak najbardziej uzasadniona. Problem polega na tym, że często to, co było do poprawienia w Polsce w 2015 roku, dzisiaj stoczyło się w obszary kompletnej patologii. A problemy wielu ludzi jak nie były rozwiązane, tak nie są.
Kiedyś Kowalski w urzędzie chciał załatwić trudną sprawę i nie był w stanie zrozumieć urzędnika. Dzisiaj jest w gorszej sytuacji, bo ten urzędnik jest niekompetentny i opryskliwy, bo ma „plecy” u polityka PiS. Natomiast ja marzę o kraju, w którym ten Kowalski będzie czuł, że władza go wspiera, chce pomóc, niektóre rzeczy zrobi za niego.
Nieoczekiwane trochę jest pani moralne przesłanie. Czy aura naprawy świata panuje w ruchu Hołowni? Mówi się tam w kategoriach doskonalenia etycznego?
Nie umiem odpowiedzieć, za krótko tu jestem, niewiele osób poznałam osobiście. Ale potrafię odpowiedzieć na podstawie rozmów z Szymonem. To, co nas łączy, to przepuszczanie każdej rzeczy, każdej idei, pomysłu przez konkretny przykład pani lat 58, mieszkającej w 10-tysięcznym mieście, która mało zarabia, jej mąż jest chory, a dzieci wyjechały do dużego miasta. Co ta zmiana oznacza dla niej? Albo dla pana, który od lat nie wyszedł z domu, bo jest niepełnosprawny, a blok nie ma windy. Albo dla nastolatki z mieszkania komunalnego bez toalety.
Czy to kwestia moralności? Czy po prostu założenie, że dopiero kiedy państwo i społeczeństwo będzie działało dla tej kobiety, dla tego mężczyzny, dla tej nastolatki – wszystkim będzie dobrze? Jeśli ludzi zaniedbanych przez państwo otoczy się wsparciem, to będzie mniej frustracji, złości, patologii, przestępczości, dysfunkcjonalnych rodzin. Mniej rzeczy społecznie trudnych.
Czyli lepszy świat.
Zawsze byłam idealistką, zawsze będę.
*Joanna Mucha (rocznik 1976), dr ekonomii zdrowia, wykładała na KUL, od 1998 w Unii Wolności, od 2003 do 2021 w Platformie Obywatelskiej. Czterokrotna posłanka z Lublina: 2007 (21 tys. głosów), 2011 (46 tys.), 2015 (43 tys. ) i 2019 (58 tys.), aktywna w komisji zdrowia. Od listopada 2011 do listopada 2013 ministra sportu w drugim rządzie Tuska, odpowiadała za przygotowanie Euro 2012, prowadziła kilka programów aktywizacji sportowej uczennic i uczniów. W grudniu 2019 zgłosiła start w wyborach na szefową PO, w styczniu poparła Borysa Budkę. Członkini Kongresu Kobiet. 29 stycznia 2021 ogłosiła, że opuszcza Platformę i przystępuje do Polski 2050 Szymona Hołowni.
Szymon Hołownia, cokolwiek o nim powiedzieć, działa i występuje jak chyba nikt inny po stronie antypisowskiej. Wszędzie go pełno.
A co ostatnio robi Rafał Trzaskowski (na którego sam głosowałem)? Czy on w ogóle znajduje czas by się na chwilę wyrwać z gabinetu prezydenta wielkiego miasta? Ilu z Was kojarzy nazwę tego jego ruchu, który miał się stać masowy, ale który od narodzin jest martwy? Przypomnę: nazwa brzmiała "Nowa Solidarność".
błąd. nazwa jego ruchu to Wspólna Polska
Rafał Trzaskowski jet prezydentem stolicy. To się przekłada na liczne obowiązki o dużym znaczeniu dla kilku milionów mieszkańców Warszawy. Co robi Hołownia poza krytykowaniem, deprecjonowaniem, wbijaniem szpil wszystkim, którzy z nim nie są?
Rafał Trzaskowski zapowiadał coś jeszcze, gadanie o nadmiarze obowiązków nic nie zmieni. Jeśli coś zapowiadasz, wywiązuj się. Jeśli tego nie robisz, zawodzisz tych, którzy uwierzyli w twoje zapowiedzi. Ad SH proponuję wejść na strony Strategie 2050, stowarzyszenia i wolontariatów regionalnych, a dopiero potem pisać coś na ten temat.
Tak, PiS obsobacza, PO jest jak pies Pawłowa, a Mucha obsrywa portret z byłymi kolegami.
Mógłbym się zgodzić, gdyby nie to że to między innymi panu Hołowni zawdzięczamy drugą kadencję Dudy w pałacu. W drugiej turze prezydenckich niby oficjalnie poparł Trzaskowskiego, ale w każdym publicznym wystąpieniu opowiadał jakim to Trzaskowski jest słabym kandydatem bez własnego programu. Ewidentnie grał na demobilizację wyborców bo ewentualną wygraną Trzaskowskiego uważał za zagrożenie dla startu Polski 2050. I w sumie miał rację, ale na człowieka który swoją własną karierę postawił ponad zło drugiej kadencji Dudy, nigdy nie zagłosuję.
Nigdy też nie zapomnę, jak wspierająca Hołownię z całych sił TVN w drugiej turze prezydenckich lansowała tezę, że brak debaty prezydenckiej to wina obydwu kandydatów.
NIGDY ! Dlaczego ? Bo wygrana Dudy skazała demokratyczną Polskę na 4 lata bez nadziei. Choćby teraz obóz rządzący się rozpadł i mielibyśmy przyśpieszone wybory które wygrała by opozycja, to co z tego ? Do obalenia weta Dudy w postaci odsyłania ustaw przed podpisem do Przyłębskiej, potrzeba wygranej większością konstytucyjną. A to nierealne.
Dlatego dla mnie Hołownia jest skreślony. NA ZAWSZE. I choćbym w przyszłości miał w prezydenckich Hołownia vs Ziobro, to pójdę i oddam nieważny głos. W imię zasad.
Nie wiem, który elektorat Hołownia tak zdemobilizował skoro to właśnie największy procent jego wyborców poparło Trzaskowskiego w drugiej turze (nawet większy niż wyborców Biedronia). Gdyby nam powiedział "głosujcie na Trzaskowskiego bo to świetny kandydat" to nie tylko straciłby wiarygodność i zaufanie, ale większość jego sympatyków zwyczajnie nie poszłaby głosować. Osoby w jego ruchu to ludzie rozczarowani dotychczasową polityką i obiema głównymi partiami, ale genralnie uważający wtedy kandydata PO po prostu za mniejsze zło i jakiekolwiek nieszczere zachwalanie go miałoby jedynie odwrotny skutek. Hołownia bardzo dobrze o tym wiedział, zresztą sam to przyznał.
Co do TVN promującego Hołownię w wyborach to chyba jakiś żart, "niezależne" media skrzętnie go ukrywali, w myśl zasady o kim się nie mówi tego nie ma. Podobnie banowano jakiekolwiek pozytywne materiały i opinie na jego temat na tzw demokratycznych/opozycyjnych stronach na fb.
Argument z Biedroniem jest słaby, bo Lewica w drugiej turze wyborów prezydenckich też zniknęła. A po wyborach tłumaczyła się nie nie była "zaproszona". Lewicy, Hołowni i PSL nie zależało na wygranej Trzaskowskiego z dokładnie tych samych względów. Obawiali się że to zwycięstwo zbytnio wzmocniłoby PO.
W rezultacie około 15% wyborców Hołowni jak i Biedronia nie zagłosowało na Trzaskowskiego. Mimo że światopoglądowo byli jego naturalnym wyborcami. Bo ich kandydaci dali do zrozumienia, że to tylko "mniejsze zło" więc nie warto.
Kwestionowanie wsparcia TVN dla Hołowni jest niepoważne. Począwszy od wyborów kopertowych, gdy w TVN zaczęła się nagonka na Kidawę-Błońską, jak to jej poparcie spada do zera. A tymczasem po jej deklaracji bojkotu wyborów kopertowych deklarowana frekwencja w sondażach spadła z 60% do 40%. 20% wyborców znikło z sondaży, bo sondaże uwzględniają tylko deklarujących udział w wyborach. TVN manipulowało wyborcami że poparcie dla MKB spada do zera. Żeby wylansować swojego kumpla Hołownię. Gdy w TVN zjawiał się Trzaskowski to był magiel. A gdy Hołownia albo Kobosko to spijanie z dziubków.
Czytając wypowiedzi takiego betonu jak pan Kowalski baaardzo żałuję, że w drugiej turze zagłosowalam na RT. Zrobiłam to tylko dzięki namowom SH i temu, że nie był nachalny, cierpliwie tłumaczył, że choć nie jest nam po drodze, musimy to zrobić. To, ile jest wart ten twój kandydat, potwierdza się w tym momencie. Tyle miało się dziać… Dalej do was nie dociera, że zmanipulowano nami wszystkimi jak dziećmi. Dogadali się w swoim duopolu. KO po raz kolejny przegrała, a razem z nimi my wszyscy. Za porażkę obwiniaj TYLKO swojego lidera i jego obóz polityczny i dorośnij wreszcie.
Mnie bardzo oburzyło to, że zamiast przyłączyć się do bojkotu wyborów kopertowych MKB , pozostali kandydaci wyraźnie się ucieszyli z tego, że nie będzie startowała i tym samym ich szanse się zwiększą. I to wszystko z Konstytucją na ustach. Na której straży jako przyszli prezydenci stać mają obowiązek. Wszyscy oni w tym momencie stracili wiarygodność.O tego czasu zaczął się skok Hołowni w sondażach, jego mało kulturalne wypowiedzi o MKB, jego ego wpadło w samozachwyt i utrwaliło go w przekonaniu, że wygra wybory. To że ta wygrana byłaby niemoralna jakoś mu nie przeszkadzało. A jego późniejsze, również prostackie, insynuacje, jakoby PiS zgodził się na zmianę MKB na RT w porozumieniu z PO po to, aby uniemożliwić mu wygraną, potwierdziły tylko, że jest to wyjątkowy narcyz bez absolutnie żadnych zasad, wbrew temu, co publicznie głosi. I nadziwić się nie mogę, że ludzie tego nie dostrzegają ( to wersja optymistyczna), albo dostrzegają, ale im to zupełnie nie przeszkadza. I w tym kontekście straciłam szacunek dla Joanny Muchy 🙁 .
Mam inne podejście do utraty szacunku względem działaczy politycznych. Ad szacunku jak się Pani odnajduje w kwestii ustawy o podwyżkach, na którą większość polityków, których- jak rozumiem obdarza Pani szacunkiem- przyklasnęła ochoczo? To już Pani nie przeszkadza? Tu nie stracili szacunku dogadując się z rzekomym wrogiem publicznym nr 1 czyli zjednoczoną prawicą? Jeśli chodzi o słowa SH względem parcia do wyborów, to nie słyszała Pani, że mówił wprost, iż w razie wygranej złoży mandat i doprowadzi do uczciwych wyborów, bo wie, że taki mandat byłby nic niewart, ale Dudzie by to nie przeszkadzało i dlatego nie chciał ustąpić pola? Powtarzał to konsekwentnie. tego Pani już nie słyszała?
Pani argumenty, jakoby p. Hołownia "stracił wiarygodność i zaufanie swoich zwolenników" gdyby nie poparł kandydata demokratycznego w drugiej turze wyborów prezydenckich oraz to, że p. Hołownia "dobrze o tym wiedział, zresztą sam to przyznał", to usprawiedliwienie najgorszego rodzaju politykierstwa. Czegoś, co jest stawianiem wyżej siebie, swojego ugrupowania, swojej polityki względem interesów Państwa i Narodu.
Właśnie takie przytoczone przez Panią argumenty potwierdzają krytyczne opinie na temat S. Hołowni wyrażane tutaj jako komentarze.
Ilu zwolenników lewicy w imię nie zagłosowało na Trzaskowskiego w drugiej turze (bo to wredna Platforma od umów śmieciowych) ? I tak to w imię zasad mamy Dudę. Czy naprawdę historia nigdy nas niczego nie nauczy ? Może czasem warto wybrać mniejsze zło ?
Jakie mniejsze zło ?
Przy czym wszyscy walą tymi umowami śmieciowymi w PO, nie wspominając o tym, że dla wielu ludzi umowy te są świadomym i lepszym wyborem. Dla setek tysięcy studentów dorabiających w knajpach, sklepach etc, dla ludzi pobierających świadczenia socjalne i korzystających z mieszkań socjalnych, którzy pracując nie mogą przekroczyć progu dochodów uprawniających ich korzystania z tych świadczeń, więc albo pracują kompletnie na czarno, albo wybierają śmieciówki na odpowiednio niską kwotę, a resztę kasy otrzymują pod stołem. Co z uczciwością wiele wspólnego nie ma, ale tak to niestety funkcjonuje w Polsce. Do tego dochodzi spora liczba facetów oficjalnie na śmieciówkach, a faktycznie uchylających się od płacenia alimentów. To, że później te dwie ostanie grupy nie będą miały emerytury, niespecjalnie ich interesuje, bo przyzwyczaili się być na garnuszku państwa. Polska na pomoc socjalną przeznacza kupę kasy, ma jeden z najwyższych wskaźników procentowych w stosunku do PKB w krajach Unii. Wyższy niż w Niemczech.
Niestety, dla mnie Hołownia to drugie PO. Brak odwagi i wyrazistych poglądów. Dodatkowo ściągani polityków jak dla mnie ma niewiele z Ruchem tylko tworzeniem kolejnej partii, która skończy jak Kukiz. Również nigdy nie zapomnę komu zawdzięczam Dudę
Tak, Dudę zawdzięczamy PO, bo zamiast wesprzeć kandydata który naprawdę miał duże szanse z nim wygrać, wolało ratować własną pozycję wiecznej opozycji zmieniając kandydata na takiego z którego Duda mógł pokonać, bo miał bagaż wszystkich grzechów PO i negatywnego elektoratu.
Obawiam się że w drugiej turze PIS zniszczyłby Hołownię. W mediach "publicznych" byłby na okrągło płaczący nad Konstytucją, a w internecie domagający się całkowitego zakazu aborcji u Cejrowskiego.
Ja natomiast jestem przekonany, że byłoby zgoła odwrotnie – co pokazywały wszystkie badania i projekcje. Ale wierzyć można sobie w co się chce.
Pani Lucynko to się nazywa syndrom sztokholmski. Naprawdę nie jest pani zakładnikiem partii matki, która przegrywa wiele razy pod rząd, a wy z uporem maniaka wierzycie, że będzie dobrze. Nie, nie będzie dobrze i za przegraną proszę winić partię matkę. Najwyższa pora zmierzyć się z faktami.
To że katolicy spalili na stosach przed kościołami, 3 miliony kobiet to oczywiście zrozumiałe, bo były czarownicami, ale czy może mi pan Hołownia jako wzorowy katolik powiedzieć, dlaczego z czarnymi kotami?
Jeśli Pan nie wie, prosze zapytać Pana przyjaciela prezesa, on kocha koty, wiec będzie coś wiedział.
I tyle w temacie z katolickimi sadystami.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Rizumiem, że gdyby to było 3 tysiące, to nic wielkiego się nie stało?
Schetyna wybrany w 2916 🙂 miejmy nadzieję ze nie jest to jakaś tragiczna przepowiednia
Myślałem, że tylko pis ma fermę troli, a tu proszę… Oskarżanie Hołowni o wygraną Dudy? Przebiliście kurwizję. Podajcie sobie ręce trole popis-u.
Nie, oni uważają, że mają rację i tacy są najgorsi. Trol to przynajmniej wie, że głupoty pisze… Pozdrawiam.
Pani Mucha brzmi fałszywie – dorabia ideologię do brzydkiego postępku. Dla kariery była w PO i dla kariery poszła do Hołowni. Skoro taka ideowa to mogła zrzec się mandatu i wtedy z czystą kartą stanąć w szeregach nowej partii. Palikot mógł i wszedł do sejmu to i jej powinno się udać skoro, jak uważa, jest taka dobra, ale przecież nie o to jej, ani Hołowni, chodziło… W obecnej sytuacji dołączyła do grona przeniewierców.
A czy partia to mafia, że nie wolno jej opuścić? Zapewne dla kariery, ale jej się chce robić karierę i politykę. PiSowi również się chce, dlatego PiS nam wiecznie panuje.
Program Muchy cyr. Umiem pływać….
Podoba mi się Hołownia jako człowiek i polityk. Nie podoba mi się że za moment będzie u niego połowa Po. Należy zrozumie że mamy dość i PiS i po. Zbieranie "pływaków" z po którzy chcą załapać się na sukces Hołowni jest błędem. Słowa o dziadersach dot. I PO.
Mi tam się Hołownia nie podoba ani jako człowiek ani jako polityk. Mucha też nie moja bajka. Sprawiają przynajmniej wrażenie, że im się chce robić politykę, zamiast w niej być. Na dzisiejsze standardy opozycji to wyjątek.
"Pani Mucha brzmi fałszywie – dorabia ideologię do brzydkiego postępku. Dla kariery była w PO i dla kariery poszła do Hołowni."
PO to jakaś sekta?
Nie wiem, może mi się tylko zdaje, ale odnoszę wrażenie, że zwolennicy Hołowni zachowują się jak fanatycy. Coś jak Świadkowie Jehowy. Nikt im nie powiedział, że jest to odstręczające???
Hołownia jest jak kaznodzieja, więc ma wyznawców swojej dobrej nowiny. Zresztą, większość twardego elektoratu jakiekolwiek partii w Polsce to wyznawcy. W końcu jesteśmy krajem wyznaniowym.
Lepszy kaznodzieja niż laleczka bawiąca się na dyskotekach…
To chyba kwestia gustu, czy nie?
No nie, babeczkom RT się podoba. Na tym też trochę pojechał…
Barbara Welo: "No nie, babeczkom RT się podoba."
Nie jestem babeczką ale też uważam go za przystojnego, chociaz wolę Joannę Muchę 😉
"może mi się tylko zdaje, ale odnoszę wrażenie, że zwolennicy Hołowni zachowują się jak fanatycy." Tylko ci się zdaje, tak jak wielu innym. Jeśli mógł być w tym jakiś cień prawdy w pierwszych miesiącach (kampanii i krótko potem) to na pewno nie obecnie. To, ze ktoś gada jak "kaznodzieja", nie znaczy, że tworzy sektę. Szczególnie w miarę jak ruch dojrzewa, krzepnie i rozrasta się widać jak wielu różnych ludzi o różnych poglądach (mimo wszystko) łączy – chyba raczej coś całkiem odwrotnego niż sekta… Sam należę do umiarkowanych zwolenników i wcale nie popieram ślepo (albo w ogóle) wszystkiego co mówi/w co wierzy SH i tak jest ze znaczną częścią (jak nie większością) innych, kończąc na (lub począwszy od) reprezentacji parlamentarnej. I nikt tego nie ukrywa (ani też nie widzi w tym żadnej słabości, raczej przeciwnie) – ale wygodne choć głupie stereotypy mają się wciąż dobrze (najlepiej oczywiście wśród tych co najmniej mają ze sprawą wspólnego).
Dokładnie tak. Ja na przykład skupiam się na akcjach charytatywnych i tam, gdzie się przydam, pomagam. Żaden tam ze mnie katotalib, lewak czy "wyznawca", raczej "normals" , który się uaktywnił. Nie interesują mnie struktury, ale chętnie korzystam z ich bazy informacyjnej, kto i gdzie tej pomocy potrzebuje. Polegam na ludziach, którzy weryfikują potrzebujących i to jest super. Ktoś mógłby powiedzieć- ale przecież takich grup pomocowych jest dużo. Ja odpowiem- czy żle, że jest jeszcze jedna, która chce działać pod konkretnym szyldem? Zamiast cieszyć się, że coś się dzieje, a widzę, że na opozycję parlamentarną wpływa to konstruktywne, to odwieczne narzekanie. Jak piszę czasem w obronie SH, bo jest bezmyślnie atakowany ad personam, co
mnie wkurza, to natychmiast dyskredytuje się mnie nazywając członkiem sekty. Czasem zupełnie nie rozumiem tych krytykujących. Z jednej strony walą, że marazm i PiS to dyktatura, z drugiej gdy coś się dzieje, natychmiast węszą spisek, piszą o dopychaniu się do koryta, że nie wierzą, że nie ufają. Na litość, a co on jest matka czy ojciec żeby mu wierzyć czy ufać? Czy tak wierzą i ufają komuś z opozycji? Nie sądzę. Najlepsi są ci, którzy obwiniają SH za kolejną kadencję Dudy i wypisują: NIGDY PRZENIGDY NIE ZAGŁOSUJĘ, BO NIE SIADŁ NA KOLANACH RAFALALI. Ale to ja jestem członkiem sekty…
Rzecz w tym, że ja nie pisałem o samym Hołowni, tylko jego zwolennikach, a ci wypowiadający się zwykle wykazują się w swoich wypowiedziach agresją, histerią, nieobce jest im rzucanie obelgami i w sumie zachowują się faktycznie jak wyznawcy jakiejś sekty. Osobiście mnie to mocno odstręcza od takich ludzi.
Generalnie, może to jest sposób na scementowanie tej wspólnoty, ale na jej poszerzanie, w sensie partii politycznej, to już na pewno nie. Trochę mi to zalatuje pisem z ich guru Kaczyńskim i… w mniejszym stopniu PO z czasów Tuska – stricte partia wodzowska.
W przypadku samego Hołowni wygląda mi to na wystudiowane dążenie do przywdziania szatek "mocnego człowieka" – młodszej i light wersji "Naczelnika Kaczyńskiego". Jeśli nie przegnie z tym, może osiągnąć sukces. Czy i jaki? Czas pokaże, ale niech nie zapomina, że niektórych zbyt głęboko, wykopanych rowów nie da się zasypać, a tych już teraz w Polsce mamy zbyt wiele.
Dokładnie to samo mogę powiedzieć o zwolennikach PO, o ich histerii i pretensjach do wszystkich wkoło, gdy RT nie podołał, mimo tego, że większość z nas zagłosowała tak, jak należało. Ten odwieczny ton wyższości jednych nad drugimi. Tu "wykształciuchy", tam "ciemny lud", wyzwiska jak policzkowanie. Widać już tak jest, że potrzebujemy w każdym pokoleniu "naczelnika", który co raz złapie nas za "mordę".
A nie przyszło Pani do głowy, że być może Hołownia ze swoją nieustanną, choć zawoalowaną deklaracją posłusznej współpracy z kościołem, może po prostu niektórych odpychać?
To kościół jakieś kilkanaście lat temu zrobił odwrót od wartości europejskich. Polska scena polityczna musiała i dostosowała się do takowej narracji i gdzie teraz jesteśmy? Od '89 roku polityka w Polsce jest zależna od interesów kościoła. Hołownia będzie co najwyżej podwykonawcą kościelnej woli, jeśli swoją ofertą posługi przebije pozostałych. Polska się nie zmieni, dopóki kościół tego nie zechce. Nie ma znaczenia czy agendę kościoła będzie realizował PiS czy Hołownia czy Po. W rozumieniu Polaków nie istnieje inna wspólnota, poza kościelną. Jeśli kościół zdecyduje że Polacy mają się kochać to się będą kochać, jak mają się nienawidzić to się będą nienawidzić.
W zależności od woli kościoła Hołownia może okazać się ludzkim panem, albo zamordystą. W moim odczuciu pokładanie nadziei w Hołowni jest naiwne, bo jedyne nadzieje na ewentualną zmianę należy pokładać w interesie kościoła. Czy będzie on zbieżny z interesem kraju tego nie wiemy.
c.d.n.
c.d.
Polakom idee demokratyczne czy społeczeństwo obywatelskie są obojętne, bo nie mieliśmy do czynienia ani z demokracją ani społeczeństwem obywatelskim. Mieliśmy zaś do czynienia z kościołem. Pojawienie się Hołowni na scenie politycznej, nie ma znaczenia, choć z pewnością jeśli wolą kościoła będzie pojednanie Polaków, to pewnie łatwiej będzie to zrobić rękami nowego Hołowni niż starego Kaczyńskiego. Z jednej strony, można się spodziewać, że zmiana narracji kościoła jest w jego interesie, ale nie zapominajmy, że oprócz kościoła są inni gracze do których Polska się nie zalicza, choć o nią się rozchodzi. Zanim kościół zmieni narrację, to dla Polski może być za późno. Ja przewiduję, że do 2030 roku Polska będzie częścią nieoficjalnego związku radzieckiego, tak jak obecnie Białoruś czy Ukraina. Pewien zaś jestem dwóch rzeczy. Tego, że Hołownia będzie posłuszny woli kościoła i tego, że niezależnie od losów Polski, kościół będzie miał się tutaj świetnie. Natomiast winę za taki stan rzeczy ponosimy my, bo nie dopuszczamy myśli, że politykę kraju można uprawiać z pominięciem kościoła. Hołownia elegancko wpisuje się w powyższe oczekiwania elektoratu, stąd jego rosnąca popularność. W efekcie kościół realizuje swój interes, z pominięciem interesu kraju.
Panie Janie rozumiem Pana argumenty, tylko nie zgodzę się z narracją, że SH będzie podwykonawcą KK z prostej przyczyny- od lat toczy boje z instytucjonalnym kościołem, a owoce nagonki na niego wyraźnie widać choćby w przaśnych i skrajnych wypowiedziach zindoktrynowanego do szpiku tu obecnego Ropczyńskiego. Wahadło skrajności odbija się w lewą stronę i uważam, że to jest nie do zatrzymania. Mamy starzejące się społeczeństwo, które ostatnie grosze na ten kościół daje, ale młodych w kościołach jak na lekarstwo. Skończy się indoktrynacja, bo nie będzie kogo indoktrynować. Będą mieć za swoje, skoro od lat do hierarchów KK nic nie dociera. Cdn
C.d. Mnie natomiast drażnią i męczą bieguny tego wahadła. Z jednej strony narodowe symbole- flaga, godło, znaczek Polski Walczącej, obecnie bezpardonowo zawłaszczone przez bezszyjnych "panów" z nadmiarem testosteronu i ubytkami w zwojach mózgowych. Ostentacyjne i propagandowe wpychane do gardeł nas wszystkich słowo "narodowe". Wszystko jest teraz narodowe…Z drugiej strony tęcza- teraz jak dziecko rysuje w przedszkolu tęczę, to nauczyciel dwa razy się zastanowi, czy wywiesić rysunek, bo może mieć obawy, że wywoła burzę światopoglądową wśród rodziców i to samo w sobie jest już chore. Polaryzacja jest straszna i dzieje się to nie tylko u nas. Polacy są tym okropnie zmęczeni. Myślę, że dlatego SH może zyskiwać na sondażach. Kto w niego wali najbardziej? Skrajna lewica i skrajna prawica. Tych uwiera najmocniej.
Pani Barbaro, ale sekularyzacja w Polsce trwa od wielu lat. Od dawna nie jesteśmy tak rozmodlonym, zapełniającym po brzegi kościoły narodem jak w latach 90tych. Mimo to potęga kościoła i jego wpływy stale rosną, właśnie dzięki woli wyborców, którzy dają mandat politykom zwiększającym wpływy kościoła. To pewnego rodzaju paradoks, ale silnie ugruntowany. Media powszechnie uważane za liberalne, lub nawet lewicowe, bardzo chętnie promują tych "dobrych" hierarchów kościoła a odbiorcy tych mediów lubią się rozczulać nad wrażliwością owych duchownych. Gdyby kościół zmienił narrację, to zapełnił by się po brzegi wiernymi od prawa do lewa a obrzydzona dziś do kościoła młodzież z rozkoszą by uczestniczyła w pielgrzymkach. Wydaje mi się, że kościół zaczyna sobie zdawać z tego sprawę, że to w ich interesie leży zmiana narracji a model zamordystyczny, zaplanowany na długo przed rewolucją informacyjną, stracił na aktualności.
Natomiast takie zmiany przy obecnych kadrach będą postępować powoli. Hołownia jeszcze w polityce jako takiej nie zaistniał, więc jego ewentualna walka z instytucjonalnym kościołem, wcale nie musi się przełożyć na jej kontynuację, kiedy do polityki wejdzie na dobre. Kiedy Hołownia mówi, że jest katolikiem, to nie słyszę słów kierowanych do mnie, bo mnie nie interesuje cudze wyznanie. Słyszę zaś słowa kierowane do kościoła, by na niego postawił. Nową jakością w polskiej polityce, byłby fakt, gdyby milczał o swoim wyznaniu.
Oczywiście jest wiele do uporządkowania w tej kwestii, ale kluczową w moim mniemaniu, jest usunięcie religii ze szkół. Jakie i dla kogo ma znaczenie czy ocena z religii wlicza się w średnią. Ocena z religii sama w sobie jest absurdem. To są działania pozorowane, które mają zwabić rozdrażniony kościołem elektorat, ale de facto nic nie wnoszą i nie zmieniają. c.d.n.
c.d.
Co do wahadła odbijającego na lewą stronę. Niby można by mieć takie wrażenie, ale…
Podczas pierwszych miesięcy pandemii, kiedy leżałem sobie na łące zachwycając się wiosną, pomyślałem, że kurde. Polacy z taką powagą podeszli do sprawy, zaczęli sobie pomagać, nastroje zelżały. W zasadzie to gdyby PiS zszedł z wysokiego C i zaczął coś działać w służbie zdrowia, to by wszyscy ich kochali. Ale nie minęło czasu małowiele i zaczęła się polaryzacja, pojawili się pandemiosceptyczni, a chwilkę później preludium Jędraszewskiego o tęczowej zarazie i prześladowania LGBT. Atmosfera pogromowa a przy niespotykanej dotąd frekwencji prezydentem został człowiek, który owe nastroje wespół zespół z kościołem podgrzewał.
Może część Polaków jest coraz bardziej zmęczona, ale większość się raczej rozkręca.
Moim zdaniem sytuacja jest beznadziejna, bo politykę musieliby zacząć robić ludzie, kompletnie niezależni od kościoła a takich polityków Polacy nigdy nie wybiorą. Nieważne jak skompromitowany byłby kościół. Inaczej losy całego państwa zależą od interesu kościoła, niezależnie kto jest na scenie politycznej.
O ile uważam, że słowa Hołowni są jak najbardziej na miejscu i sensowne, to w Polskich realiach nie zapowiadają zmian, które ten kraj potrzebuje.
Panie Janie trudno się z panem nie zgodzić. W wielu punktach mam podobną albo identyczną opinię, ale mimo wszystko uważam, że w tak zindoktrynowanym, chamsko przekupywanym socjalem społeczeństwie, warto budować od podstaw, warto choć małymi krokami starać się coś zmieniać. Nie widzę innej drogi. Hołownia to robi, zaczęli go traktować poważnie albo przynajmniej sprawiają pozory, że sią mu przyglądają. Przyklasnę każdemu, niezależnie od opcji politycznej, który zacznie pracować z ludźmi, zacznie ich słuchać, przestanie traktować z wyższością. Taki jest np. Bury u nas na lubelszczyźnie. On się nie boi ludzi. Wyrwał senat z łap PiSu w naszym okręgu. Ciężko haruje we własnej firmie, pracownicy go szanują, zrezygnował z uposażenia, jawnie sprzeciwił się ustawie o podwyżkach. Dlaczego niezależnemu człowiekowi się chce pchać w to wszystko? Co go przytłoczyło w KO, że woli współpracować z Hołownią? To nie są pytania bez odpowiedzi. Małe kroki i konsekwencja- to jest sposób dotarcia do ludzi, jacy by nie byli. Pozdrawiam.
Ja również się z Panią zgadzam w wielu kwestiach i mi również imponują politycy, którzy rozumieją służbę wobec społeczeństwa. Ja akurat za takiego nie uważam Hołowni, ale rozumiem, że może być tak postrzegany.
Wykazuję jednak uzasadnione obawy wobec Hołowni w związku z jego dość ostentacyjnym jak na polityka katolicyzmem, co na jednych działa jak lampka ostrzegawcza. Bo sam fakt, że są to deklaracje obliczone jednak na odpowiedni elektorat i współpracę z kościołem może nie nieść ze sobą pozytywnych zmian.
Inne obawy mogą budzić jego pomysły dotyczące referendów, które w obecnych nastrojach mogą być zrzuceniem odpowiedzialności i ugruntowaniem, bo z mandatu społecznego, patologicznych sytuacji. Vide aborcja. Zrzucenie zaś na samorządy czy szkoły decyzji o liczbie lekcji religii, może tworzyć jeszcze większe zagrożenie. Wówczas nieprawomyślni będą znani z imienia i nazwiska wszystkim sąsiadom. Atmosfera jest jaka jest i nie zelży zbyt szybko. Jeśli ludzie dadzą w końcu upust swojej zawiści i nienawiści, to dzięki Hołowni, nieprawomyślni będą na widelcu jak Żydzi w Jedwabnem.
PO zapomniało o połowie społeczeństwa a raczej traktowało je niezbyt elegancko. PiS tę połowę ukochał i dał przyzwolenie na chamstwo w ramach odwetu. Teraz nastały czasy, że chamstwo trzeba wziąć za mordy, jednocześnie dając coś w zamian i zająć się polityką kraju.
Obawiam się, że PiS władzy po prostu nie odda. Oni zrobili już gorsze rzeczy a jakoś ulice nie płoną. No i co wtedy zrobimy my niezadowoleni z obecnej Polski? Nie wiem czy Hołownia to lider na te czasy, bo tu nie opozycja powinna się tworzyć a ruch oporu. No chyba, że ktoś w końcu zacznie uprawiać brudną acz skuteczną politykę w stylu PiSu. Czy Hołownia jest tym kimś, wątpię.
@Barbara Welo
Z hejterami nie dyskutuję!!!
Panie Sztuber wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić te wykrzykniki? Paranoję się leczy.
Spójrz w lustro hejterko!!!
Ja świetnie się odnajduję w swoim odbiciu, ale jak rozumiem ty masz z tym problem. Tylko dlaczego uważasz, że twoje problemy są moimi problemami?
Hejtuj dalej i wierz – Twoje powołanie!!!
Sz.P. Sztuber jesteś pan wyznawcą KO i ok, pańska sprawa. Ja nie mam już na nich czasu. Jeszcze przez chwilę wierzyłam, że gdy Budka przejmie stery, coś drgnie. Szybko otrzeźwiałam. Zcierał się Pan ze mną przed wyborami prezydenckimi z tak niesamowitym przekonaniem, że ma pan rację, a wszyscy inni żyją urojeniami, niestety mamy to, co mamy, bo stało się dokładnie tak, jak pisałam. Nie dociera do pana argumentacja niewpisująca się w pański tok myślenia i jak rozumiem to jest powód żeby ulżyć sobie w moją stronę i starać się mnie zdyskredytować. Nie jest to możliwe, bo w przeciwieństwie do pana wyrosłam z bajek, zatem nie traktuję pańskich słów poważnie. Nie uwierzę politykom, którzy przegrali tyle razy pod rząd. Nie uwierzę politykom, którzy na sztandarach mają wypisaną wojnę na śmierć i życie z PiS-em, a potrafią się z nimi cichaczem układać w sprawie dotacji dla partii tylko po to żeby było, jak było. Jeśli pan potrafi przełknąć takie "kwiatki", pańska sprawa. Nikt panu nie broni żyć w ułudzie.
Świetnie! Więc proszę nie komentować moich wpisów i nie zwracać się do mnie. Nie zamierzam więcej z hejterką dyskutować. A jeśli będzie się pani "ulewać" to będę każdy wpis komentował jak wyżej.
Panie Sztuber nie jest świetnie. Pisze Pan o sekciarskim zachowaniu, a sam je prezentuje książkowo. ZADAM PYTANIE: nie gniotą Pana w dupsku "kwiatki", które wymieniłam? Syndrom sztokholmski? Póki co, żyjemy w wolnym kraju i komentować będę, kogo uważam za stosowne. Odbijam piłeczkę i mogę napisać to samo o Panu: proszę nie reagować na moje komentarze pańskich komentarzy. Pozdrawiam serdecznie, pańska ulubiona "hejterka", która miała czelność sprzeciwić się linii jedynie słusznie myślącego Pana Sztubera. Łubiu dubu, niech nam żyje prezes naszego klubu!
@Barbara Welo
A jednak jedno (sic!) słowo prawdy strasznie uwiera hejterko???
Z hejterami nie dyskutuję!!!
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Jak dla mnie to ni w ząb nie pojmujesz ani jednego zdania z Orwella, bo on akurat pięknie maluje mechanizmy stosowane przez obecnie rządzących, nie opozycji parlamentarnej, bo ta druga to tylko kukła do bicia na obecną chwilę. Twoje hasełka z plastikiem i teflonem możesz odnosić do miernych, biernych, ale wiernych podnóżków prezesa, niestety z głową państwa na czele. Nie oczekuję, że zrozumiesz. Najpierw musiałbyś przejść odwyk i wyłączyć wszelkie kanały kipiące bezmyślną propagandą. Tylko że z każdym uzależnieniem jest tak, że najpierw musisz sam przed sobą się przyznać, że jesteś chory, a to trudny proces i trzeba do niego dojrzeć. Może z czasem przyjdzie refleksja…
W przyszłym wcieleniu na 100%.
Fajnie zmieniła się idea wyborów w ciągu 30 lat. Wpierw głosowało się na jakieś autorytety, którym najbliżej było ideologicznie obywatelowi. Potem z coraz mniejszą parą, potem mieszanka mniejszego zła z głosowaniem na ziomeczków i populistów, którzy najbardziej przypominają naszego kumpla od wódki lub nas samych, a teraz będzie się głosować na polityków, którym w ogóle chce się robić politykę a nie w niej być. Nie wierzę w entuzjastyczne prognozy Muchy, ale rozumiem i popieram, że tak mówi. Oby więcej kobiet z energią Muchy, czy kobiet z Lewicy zaistniało w polityce. Choćby i z energią Pawłowicz bo choć to żulernia mentalna, to energią przebija całą platformę. Generalnie więcej kobiet do polityki.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Grzegorz Ropczynski "To dlaczego w krajach Europy zachodniej gdzie antykoncepcja jest i edukacja seksualna jest w pełni dostępna w np. Anglia 2019 ponad 200 tys aborcji "
To dlaczego w Pańskim Salwadorze, gdzie żadna aborcja nie jest dozwolona, i kobiety siedzą w więzieniu nawet za poronienie, występuje plaga nielegalnych aborcji?
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
"Argument w stylu "a u was bija murzynów".
To jest bardzo dobry argument, Panie Faryzeuszu. Wzięty prosto z Ewangelii:
"A czemu widzisz źdźbło w oku brata swego, a belki w oku swoim nie dostrzegasz? Albo jak powiesz bratu swemu: Pozwól, że wyjmę źdźbło z oka twego, a oto belka jest w oku twoim? Obłudniku, wyjmij najpierw belkę z oka swego, a wtedy przejrzysz, aby wyjąć źdźbło z oka brata swego."
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
"Czy według ciebie – aborcja na zadanie jest tylko i wyłącznie rozumiana jako jeszcze jedna metoda antykoncepcji?"
To Pan powiedział, nie ja.
Aborcja, niezależnie jak ją zdefiniujemy, nie znika (stety/niestety) w cudowny sposób (z wyjątkiem oficjalnych statystyk) w momencie gdy zostaje zakazana – owszem, staje się wtedy tylko dużo bardziej niebezpieczna i utrudniona/kosztowna. I w tym jest "point" a nie w jej nazywaniu. A w kwestiach etycznych – nawet w najbardziej liberalnych krajach istnieje ograniczenie CZASOWE zabiegów i przez (znaczną) większość ciąży (gdy można już mówić o rozwijającym się konkretnym nienarodzonym człowieku z układem nerwowym itd,) aborcja NIE jest dozwolona. U nas oczywiście nie byłoby inaczej. Fundamentalistyczna wizja kryształowego moralnie świata forsowana poprzez tzw. "ewangelizację prawem" ma się oczywiście nijak do takiego rozwiązania – ale i tak, choć jej promotorzy tego nie widzą/nie chcą widzieć, do niego doprowadzi – i to dużo szybciej niż myślą.
A tak z innej beczki (i na poważnie). Cieszę się, że OKO użyło słowa "ministra". Jeśli już mamy czymś zastąpić "panią minister" itp. to forma "ministra" brzmi znacznie lepiej niż… hmmm… "ministerka"? "Ministerka" brzmi jak taka mała "ministra".
A przy okazji pisania tego komentarza, dowiedziałem się (z Wikisłownika!), że słowa "ministra" i "magistra" istnieją też w łacinie. Skoro wzięliśmy z łaciny "ministra" to możemy i "ministrę".
Również zamiast "psycholożki" wolałbym "psychologę". Ale "pani psycholog" też jest ok. Jak kto woli. Mam nadzięję, że pani Mucha nie będzie jedyną "panią minister" o której się mówi "ministra".
"Również zamiast "psycholożki" wolałbym "psychologę". Ale "pani psycholog" też jest ok."
Powinniśmy być sprawiedliwi. Jeśli kobieta może być sędzią to mężczyzna powinien być sędzinem.
A dlaczego nie? Skoro mamy końcówki męskie i żeńskie, to dlaczego ich nie stosować? Bo na danych stanowiskach zazwyczaj byli mężczyźni? W Hiszpanii też mają męskie i żeńskie końcówki i ich używają bez żadnego problemu.
"W Hiszpanii też mają męskie i żeńskie końcówki i ich używają bez żadnego problemu."
Język polski trochę się różni od hiszpańskiego. Po co go oszpecać?
Oszpecać stosując żeńskie końcówki? Doktor- śliczne Doktora- szpetnie, Profesor- ślicznie Profesora- szpetnie.
Pielęgniarka – ślicznie Pielęgniarz – szpetnie? Skoro nie mamy pana pielęgniarki, to może pozbądźmy się pani doktor.
"Platforma oczekuje, że ktoś wygraną przyniesie na tacy, a nikt na tacy jej nie przyniesie. "
To jest syndrom neoliberalnego skrzydła postsolidarnościowych polityków.
Historia przyniosła im władzę na tacy, więc oczekują że się to powtórzy.
Najgorsze jest to, że może się powtórzyć. Jak już PiS tak zaora ten kraj i tak się skompromituje, że nie będzie czego zbierać. Odnoszę wrażenie, że opozycja właśnie na to czeka a to że takie czekanie zaszkodzi obywatelom? A co ich obywatele obchodzą?
Jan Kowalski "Najgorsze jest to, że może się powtórzyć."
Raczej nie może. Gdy komuniści pokojowo oddali władzę, oddali ją w ręce opozycji, która składała się z dysydentów a nie profesjonalnych polityków.
Ponieważ prawdziwi opozycjoniści byli raczej nieliczni, stanowiska musiały być rozdzielone między ich przypadkowymi sympatykami i znajomymi.
Aby uformowała się prawdziwa klasa polityczna potrzeba paru pokoleń. Pojawienie się Muchy, Hołowni, Zanberga a nawet Bosaka jest dobrym znakiem. Tusk wydaje się być zawodowym politykiem ale zwiał.
Ja raczej zakładam scenariusz, że totalnie skompromitowany PiS przegra wybory na rzecz mniejszego zła a nie ugrupowania do którego elektorat będzie przekonany. Więc to jednak władza podana na tacy zdobyta bez wysiłku.
"Więc to jednak władza podana na tacy zdobyta bez wysiłku."
Nie sądzę aby opozycja przejęła władzę bez wysiłku, chociaż na to liczy.
Powiem krotko bo za duzo pustych slowotokow juz bylo. Podoba mi sie jej werwa, czuc ze uwiera ja przesna Polska i ma swiadomosc mialkosci platformy. Nie jest uwiklana w postkomunizm wiec potencjal duzy mozna z tego wycisnac w naszej polskiej demokracji. Ma kobieta racje ze chce pracowac dla Polski a nie partii. Pamietam ja z pierwszego lubelskiego marszu rownosci jako jeszcze taka niepewna ale juz czujaca to dynamike mlodych ludzi. Tylko ona z tej calej platformianej polski lokalnej sie tam pojawila udowadniajac kto jest "z ducha" prawdziwym liberalem na miano nowoczesnych Europejczykow. Dobrze robi wywolujac nowy polityczny ferment.
Zgadzam się, zwłaszcza, że jako mieszkanka Lublina widziałam to na własne oczy. Pozdrawiam.
chyba zorientowała się kiedy wskoczyć do szalupy ratunkowej Poland 2050! pogratulować refleksu!
Z wywiadu wynika, że Pani Mucha nie wie co trzeba zrobić, żeby opozycja wygrała wybory. Polacy mają się zmęczyć PiSem, obudzić ze snu i mieć nadzieję. Mhm.
Możliwe że nie wie, za to wie, czego nie należy robić. Wie też, że PO nie wygra z PiS, a Polska 2050 wygra. Na moje oko Pani Mucha wie sporo.
Wartą uwagi inicjatywą społeczną jest ustawa Zakrzewskiego. https://dzienniklodzki.pl/ustawa-zakrzewskiego-rewolucja-w-polskim-szkolnictwie/ar/c5-15618172