Myśliwi są największą w kraju grupą cywilnych użytkowników broni. Dzięki PiS i PSL nie będą przechodzić regularnych badań lekarskich i psychologicznych.
Sejm zdecydował: myśliwi nie będą musieli poddawać się badaniom lekarskim i psychologicznym co pięć lat. Dla środowiska łowieckiego to ogromny sukces, ale też nagroda pocieszenia. W tej samej ustawie lobby próbowało przepchnąć dopuszczenie dzieci do udziału w polowaniach. To się jednak - po raz kolejny - nie udało.
Chodzi o ustawę "w celu likwidowania zbędnych barier administracyjnych i prawnych". Zawarto w niej szereg poprawek do różnych ustaw - m.in. dotyczących gospodarki odpadami, posiadania broni, wsparcia dla małych przedsiębiorców, przeciwdziałania alkoholizmowi czy postępowań administracyjnych. Podczas dyskusji sejmowej, posłowie i posłanki opozycji zwracali uwagę na zbyt duży rozstrzał tematów ujętych w projekcie. Niektórzy podkreślali z mównicy, że tylną furtką zwalnia się myśliwych z obowiązkowych badań.
To nie przeszkodziło jednak w jego przyjęciu.
W artykule 11 wprowadzone zostały zmiany do ustawy o broni i amunicji. To przepisy, które szczegółowo określają, jak można uzyskać pozwolenie na broń. Ustalają również, kto powinien przechodzić obowiązkowe badania lekarskie i psychologiczne. Według dotychczasowych zapisów muszą to robić ci, którzy mają broń w celach ochrony osobistej, ochrony osób i mienia oraz w celach łowieckich. Badania muszą być wykonywane co pięć lat.
Myśliwych włączono do tego obowiązku w 2018 roku, przy okazji zmian w prawie łowieckim (wtedy zdecydowana większość posłów i posłanek poparła także zakaz udziału dzieci w polowaniach). Dostali jednak bardzo długi okres na przystosowanie się do nowej rzeczywistości — mieli aż pięć lat na przedłożenie wyników badań. Termin mijał 1 kwietnia 2023.
Organizacje społeczne apelowały o przyspieszenie tego terminu. Powstała nawet petycja w tej sprawie. "Tak długi i nieuzasadniony okres karencji skutkuje poważnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa publicznego i ryzykiem kolejnych ofiar. Dlatego należy go pilnie skrócić" - pisała w 2020 roku antyłowiecka Koalicja Niech Żyją!. Przy okazji przypomniała najgłośniejsze "pomyłki" myśliwych. W tym zabicie 16-letniego Imanaliego przez myśliwego. Sprawca, jak się potem okazało, cierpi na zaburzenia związane z kontrolowaniem agresji. Za znęcanie się nad rodziną ma założoną Niebieską Kartę.
"Myśliwi są największą w kraju grupą cywilnych użytkowników broni, używając jej w przestrzeni publicznej. W rękach prawie 130 tysięcy członków PZŁ znajduje się blisko 70 proc. całej broni palnej zarejestrowanej w Polsce (ok. 300 000 jednostek). Jednocześnie wśród myśliwych jest wiele osób starszych; średnia wieku członków PZŁ wynosi 52 lata. Oznacza to, że od kilkunastu lat, a nawet od kilku dekad, osoby te nie przeszły żadnych badań lekarskich warunkujących posiadanie broni" - komentowali aktywiści.
Z kolei środowisko łowieckie od początku sprzeciwiało się obowiązkowi regularnych badań, mówiąc wprost: to zmniejszy liczbę myśliwych. Miłosz Kościelniak-Marszał z łowieckiego Instytutu Analiz Środowiskowych wyliczał w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że w efekcie ich liczba może spaść nawet o 40 proc. "Obecnie nic nie stoi na przeszkodzie, by podstawą odebrania pozwolenia na broń były tak powszechne choroby, jak np. cukrzyca" – mówił.
"Obowiązkowe badania psychologiczne muszą przechodzić setki tysięcy osób, by móc wykonywać swoją pracę. Mówimy tu o zawodowych kierowcach, operatorach maszyn, górnikach. Jako państwo objęliśmy ich badaniami ze względu na ochronę bezpieczeństwa publicznego. Autorzy ustawy chcą zwolnić z tego obowiązku myśliwych, którzy biegają po łąkach, lasach, prywatnych terenach, z nabitą bronią, strzelając do tego, co się rusza. W tym do kolegów, a nawet postronnych ludzi korzystających z przyrody" - mówiła posłanka Zielonych Małgorzata Tracz podczas środowej (25 stycznia 2023) debaty w Sejmie.
Zgłosiła jednocześnie poprawkę, która wykreśla zapis zwalniający myśliwych z badań lekarskich i psychologicznych. Sejm głosował nad zmianami 26 stycznia.
Poprawkę poparło 189 posłów i posłanek. Za była cała KO (poza dwiema nieobecnymi osobami), Polska2050, Konfederacja i PPS. Poprawka miała też poparcie Lewicy, choć przeciwko byli dwaj posłowie: Marek Dyduch i Arkadiusz Iwaniak. Przeciw głosowało 261 osób, w tym całe Prawo i Sprawiedliwość oraz PSL (poza posłem Janem Łopatą).
"Cykliczne przeprowadzanie okresowych badań dotyczy osób prywatnych, mających pozwolenie na broń oraz funkcjonariuszy uzbrojonych służb. To jest konieczność, która w ogóle nie podlega żadnym odstępstwom"- komentuje prof. Marcin Urbaniak z Katedry Etyki Ogólnej Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, który zajmuje się m.in. dobrostanem zwierząt. "Oczywiste zatem jest, że myśliwi - osoby regularnie korzystające z broni palnej i z jej pomocą realizujące odstrzał zwierząt - również muszą podlegać standardom, które dotyczą wszystkich pozostałych osób uprawnionych do posiadania broni. Proszę wyobrazić sobie absurd sytuacji, gdy oto nagle uzbrojone służby mundurowe stwierdzą, że regularne badania psychologiczne czy okulistyczne wyrządzają krzywdę np. funkcjonariuszom policji" - dodaje.
Zdaniem naukowca cykliczne wykonywanie badań przez myśliwych jest konieczne co najmniej z dwóch powodów:
I dodaje:
"Krótko mówiąc, uchylenie przepisu o obowiązkowych badaniach myśliwych nie posiada żadnego racjonalnego uzasadnienia".
Posłowie PiS pod pozorem likwidowania barier administracyjnych chcieli nie tylko zwolnić myśliwych z badań i wprowadzić pozwolenie na udział dzieci w polowaniach, ale również ułatwić wycinkę drzew.
Projekt wprowadzał nowelizację ustawy o ochronie przyrody. Jej przeciwnicy nazwali nowy pomysł PiS "lex Szyszko 2". Nawiązali tym samym do ogromnych wycinek, do których doprowadziły pomysły nieżyjącego już ministra środowiska Jana Szyszko.
Obecnie wycinka na prywatnej posesji bez zgłoszenia jest możliwa tylko w przypadku mniejszych drzew. Nowela miała to zmienić. Początkowo proponowano zwiększenie obwodów drzew, które można ciąć bez ograniczeń, o 20 cm w stosunku do obowiązujących przepisów. W toku prac zgodzono się na "złoty środek" - 10 cm.
Sabina Lubaczewska z Fundacji EkoRozwoju komentowała w OKO.press, że zmiany wysyłają do obywateli sygnał: „Drzewa są nic nie warte, można je wycinać do woli”. Jak dodała, manipulowanie przepisami dotyczącymi wycinki wprowadza niepotrzebne zamieszanie, a nawet może zachęcać do zachowań niezgodnych z prawem – czyli np. „czyszczenia działki”, żeby móc ją łatwiej sprzedać pod inwestycje.
Ostatecznie jednak komisja ds. deregulacji, która zajmowała się ustawą, wykreśliła z projektu szkodliwy zapis.
Cała ustawa trafiła teraz do Senatu.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.
Komentarze