0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Robert Robaszewski / Agencja Wyborcza.plRobert Robaszewski /...

"To jeden z najbardziej restrykcyjnych przepisów na świecie" - mówił podczas komisji ds. deregulacji poseł PiS Bartłomiej Wróblewski. Chodziło o zakaz dopuszczania dzieci do udziału w polowaniach, który wprowadzono w 2018 roku, a za głosowała również większość posłów i posłanek Prawa i Sprawiedliwości. Myśliwi od początku z tym zapisem walczyli, tłumacząc potrzebę zabierania dzieci na polowania kultywowaniem tradycji czy potrzebą obcowania z przyrodą. Kilkukrotnie próbowali ten zapis wykreślić z prawa łowieckiego, o czym pisaliśmy w OKO.press:

Przeczytaj także:

2 grudnia 2022, w piątek, Nadzwyczajna Komisja ds. deregulacji pracowała nad projektem mającym znosić bariery administracyjne i prawne. Lobby myśliwskie, któremu poseł Wróblewski (przewodniczący tej komisji) wyraźnie sprzyja, wyczuło szansę na przepchnięcie zniesienia zakazu. Tak więc pod płaszczykiem znoszenia barier w projekcie ustawy znalazł się zapis, według którego dziecko nie może brać udziału w polowaniach "bez zgody rodzica lub opiekuna prawnego".

To w praktyce znosiłoby cały zakaz.

Poseł PiS mówi głosem myśliwych

Poseł Wróblewski podkreślał podczas obrad, że w niektórych krajach nastolatki mogą już nawet polować. To, jego zdaniem, argument pokazujący, jak restrykcyjne jest polskie prawo. "Zapis jest jednak na tyle kontrowersyjny, że może na tym etapie doprowadzić do trudności, jeśli chodzi o procedowanie całego projektu" - dodał, wnioskując tym samym o usunięcie punktu z całego projektu ustawy. Jednocześnie Wróblewski dał mocno do zrozumienia, że myśliwi nie odpuszczą: został złożony już społeczny projekt wykreślający zakaz zabierania dzieci na polowania. Możliwe również, że lobby łowieckie będzie próbowało wykorzystać punkt dotyczący zmian w ustawie o broni i amunicji i w nim zawrzeć korzystne dla siebie zmiany.

Na razie jednak pomysł zabierania dzieci na polowania upadł. Poseł Wróblewski podkreślał jednak, że według niego łowiectwo to "sprawa tożsamościowa". "Bez myśliwych sobie w Polsce nie poradzimy. Łowiectwo to kontakt z bronią, dzięki środowisku myśliwskiemu mamy 10 tys. snajperów do wykorzystania (!). Czy chociażby sytuacja z napięciami na wschodniej granicy nie powinna sugerować, że ta część społeczeństwa, która ma kompetencje, wkłada wysiłek w szkolenie, powinna żyć tak, jak uważa?" - ubolewał.

Skazywanie dzieci na traumę

"Jestem z rodziny myśliwych" - mówiła podczas obrad Katarzyna Piekarska, posłanka KO.

"Wiem, o czym mówię i rozumiem, że to może spowodować traumę u dziecka.

Tym bardziej dziwię się tej dyskusji i skoremu poparciu dla tej idei, bo przecież to m.in. dzięki Prawu i Sprawiedliwości ten zapis o zakazie wszedł w życie" - dodała. Podkreślała również, że myśliwi bardzo często "mylą" podczas polowań dziki z innymi zwierzętami, a nawet ludźmi. "Dzieci nie są wysokie i są mało subordynowane, może przecież wydarzyć się wypadek. To byłaby tragedia" - komentowała.

Zapytana o możliwość kompromisu, czyli na przykład zezwolenie na udział w polowaniach od 15. roku życia, odpowiedziała: lepiej poczekać do pełnoletności.

"Prawa wyborcze nabywany w wieku 18 lat. Tak samo powinno być z decyzją, czy chcemy brać udział w polowaniu, czy nie" - komentuje w rozmowie z OKO.press Małgorzata Tracz z Zielonych. "Nie ma tutaj miejsca na kompromisy. Polowania wiążą się z okrucieństwem, widokiem konających zwierząt, późniejszym ich patroszeniem. To nie jest widok dla dzieci i dla części dorosłych. Ale dorosły może sam zdecydować, czy chce być tego świadkiem, czy nie. Dzieci nie mają nic do powiedzenia" - dodaje.

Debata jeszcze powróci?

Małgorzata Tracz ma nadzieję, że kolejna porażka w przepchnięciu rozwiązań, o które walczą myśliwi, zniechęci ich do dalszych starań. "To, że poprawka została wycofana, pokazuje, że opór społeczny jest bardzo duży i wyraźny. Opinia publiczna jest przeciwko udziałowi dzieci w polowaniach" - podkreśla.

Mniej optymistycznie na sprawę patrzy Radosław Ślusarczyk z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.

"Dyskusja o dopuszczeniu dzieci do udziału w polowaniach będzie dalej podejmowania, nie mam co do tego wątpliwości. Ale ona nie ma żadnych podstaw, nie ma też społecznego poparcia.

Zgodnie z zapisami ustawy o ochronie zwierząt

zabronione jest uśmiercanie zwierząt kręgowych w obecności dzieci – nie prowadzamy przecież dzieci do rzeźni na wycieczki.

Nie rozumiem, dlaczego ten sam przepis miałby nie obowiązywać w przypadku zwierząt kręgowych wolno żyjących" - mówi Radosław Ślusarczyk. Jak dodaje, myśliwi próbują udowodnić, że są wyjątkowi, ponad prawem i potrzebni.

"Tymczasem nie są ani wyjątkowi, ani ponad prawem, a kwestia ich roli i obowiązków jest mocno dyskusyjna. W praktyce myśliwi to grupa hobbystów, którzy zarządzają majątkiem Skarbu Państwa i dobrostanem przyrody. Mają bardzo małe poparcie społeczne, również wśród rolników, którym wypłacają minimalne odszkodowania za straty na polach. Jakbym spróbował myśleć w ich kategoriach, to i tak bym nie zrozumiał, dlaczego w takim momencie forsowane są przepisy, które mogą jeszcze bardziej zniechęcić społeczeństwo do ich działalności" - dodaje Ślusarczyk.

Myśliwi nie chcą badań

Chociaż udało się wykreślić punkt dotyczący udziału dzieci w polowaniach, to projekt po pracach komisji został powiększony o inny punkt, na którym myśliwym niezwykle zależy. Chodzi o obowiązkowe badania lekarskie, które każdy polujący musi przejść. Taki obowiązek wpisano do prawa łowieckiego w 2018 roku. Myśliwi dostali jednak bardzo długi okres na przystosowanie się do nowej rzeczywistości — mieli aż pięć lat na przedłożenie wyników badań. Termin mija 1 kwietnia 2023.

Od tamtej pory środowisko łowieckie bardzo wyraźnie protestowało przeciwko temu obowiązkowi.

"Sami myśliwi przyznają, że średnia wieku to ponad 50 lat. Około 40-50 proc. członków Polskiego Związku Łowieckiego nie przeszłoby badań.

Skoro co drugi lub trzeci myśliwy nie miałby odpowiedniego wyniku badania lekarskiego, to jak mamy czuć się bezpieczni w lasach?

Myśliwi przecież cały czas mylą kogoś z dzikiem, od żony, przez psa, po żubra. Giną zwierzęta, giną koledzy myśliwych. Brak badań jest zagrożeniem dla ludzi i dla przyrody" - dodaje Ślusarczyk.

Jego zdaniem znoszenie obowiązku badań lekarskich pod płaszczykiem likwidacji barier administracyjnych jest próbą przepchnięcia przepisów tylną furtką. Zapis znoszący obowiązkowe badania lekarskie dopisano w art. 12 - dotyczącym broni palnej i amunicji. Pozostałe zapisy w tym punkcie dotyczą m.in. wydawania pozwoleń na broń i sportów "o charakterze strzeleckim".

Radosław Ślusarczyk podkreśla również, że badania lekarskie osób posiadających broń są kwestią bezpieczeństwa publicznego. "Chodzi tutaj o badania, które mają wpływ na zdrowie i życie ludzi: okulistyczne, psychiatryczne, psychologiczne. Dzięki nim powinniśmy mieć pewność, że osoba, która posiada broń, jest zrównoważona, nie ma żadnych zaburzeń i dobrze widzi cel, do którego strzela. To podstawa, skoro dajemy myśliwym dostęp do broni, którą mogą wyrządzić krzywdę osobom trzecim, a nawet samemu sobie" - mówi i dodaje - "Proszę zauważyć: okresowe badania okulistyczne i psychotechniczne musi przechodzić policjant czy operator koparki. A myśliwi chcieliby być poza tym prawem".

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze