0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Michal Lepecki / Agencja GazetaMichal Lepecki / Age...

Jedną ze zmian w Prawie łowieckim, jaką przyjęto na posiedzeniu Sejmu 6 marca 2018 r. jest zakaz używania żywych zwierząt do szkolenia psów myśliwskich i ptaków łowczych. Taką poprawkę do ustawy zgłosił PiS. Przegłosowany zapis brzmi tak:

"Używanie żywych zwierząt jako przynęty w charakterze pomocy szkoleniowych wiąże się z narażeniem ich na ból, niepotrzebny stres i cierpienie" - czytamy w uzasadnieniu poprawki. O brutalnych realiach życia zwierząt, na których myśliwi szkolą swoje psy do polowań OKO.press pisało tu:

Przeczytaj także:

Jednak Polski Związek Łowiecki nie przestaje bronić tego rodzaju szkoleń i narażenia zwierząt na "ból, niepotrzebny stres i cierpienie". Podczas dyskusji w senackiej komisji wszelkie zastrzeżenia etyczne były traktowane przez PZŁ jako "reakcje emocjonalne". Przedstawiciele Związku usiłowali je deprecjonować.

Bartłomiej Popczyk z PZŁ straszył senatorów, że zakaz takich szkoleń uniemożliwi ochronę przez ptaki drapieżne bezpieczeństwa lotów w pobliżu lotnisk. "Wszyscy państwo latacie samolotami, bo to jest najszybsza forma transportu. Ptaki są wykorzystywane do zabezpieczania operacji lotniczych na wszystkich lotniskach w Polsce. Jeżeli nie będziemy mieli możliwości układania tych ptaków to [...] kto nam będzie zabezpieczał operację lotnicze?" - pytał retorycznie myśliwy.

To manipulacja. Pan myśliwy Popczyk nie wspomniał o tym, że szkolenie ptaków drapieżnych pracujących na lotniskach nie obejmuje treningu na zwierzętach. A skoro tak, to poprawka nie zagraża potrzebnej praktyce wykorzystywania m.in. rarogów i sokołów do zabezpieczania lotnisk.

Zabijanie ptaków na lotniskach wykluczone

Ptaki drapieżne spełniają bardzo pożyteczną funkcję. Wyszkolone i prowadzone przez tzw. sokolników sokoły, jastrzębie czy rarogi płoszą ptaki. I w ten sposób niwelują ryzyko kolizji ptaków z lądującymi czy startującymi samolotami. To świetnie odstrasza np. mewy, które na lotniskach stwarzają największe zagrożenie.

Co prawda, na lotniskach do straszenia ptaków używa się np. armatek hukowych, atrap drapieżników, a z głośników emituje się głosy ptaków drapieżnych. Ale ptaki dość szybko się do nich przyzwyczajają. Dlatego nic nie działa na nie bardziej odstraszająco niż widok prawdziwego drapieżnika.

OKO.press zapytało o szczegóły pracy i szkolenia drapieżników Wojciecha Wiadernego, właściciela firmy "Sokoleoko", który od lat zajmuje się zabezpieczeniem lotnisk przy użyciu ptaków drapieżnych.

"Rola ptaków drapieżnych na lotniskach polega na płoszeniu - a nie zabijaniu - ptaków, które stanowią zagrożenie dla startujących i lądujących samolotów" - mówi nam sokolnik.

"Dlatego w procesie szkolenia ptaka drapieżnego, który ma pracować na lotnisku, nie trenuje się go na żywych zwierzętach. Bo absolutnie wykluczone jest przyuczanie go do polowania i - w konsekwencji - do zabijania"

- dodaje Wiaderny. I zaznacza, że sokolnik musi zapanować nad naturą drapieżnika w taki sposób, by ten wysoko wzlatywał i gonił ptaki, ale ich nie chwytał. I zawsze do niego wracał.

Straszenie przez PZŁ senatorów, że zakaz szkoleń na żywych zwierzętach oznacza koniec ptaków drapieżnych na lotniskach i - w konsekwencji wzrost ryzyka wypadków lotniczych - to po prostu nieprawda.

Uchwalony przepis jest dobry

O zakaz wprowadzony do ustawy Prawo Łowieckie OKO.press zapytało mec. Karolinę Kuszlewicz, prawniczkę specjalizująca się w ochronie zwierząt, autorkę bloga prawniczego "W imieniu zwierząt i przyrody".

Mec. Kuszlewicz podkreśliła, że to nie właściwe miejsce w polskim systemie prawa, w którym powinno się regulować kwestię szkolenia ptaków drapieżnych dla potrzeb płoszenia innych gatunków na lotniskach.

"Przede wszystkim dlatego, że zakaz ogranicza się jedynie do zwierząt łownych. Tymczasem ptaki drapieżne płoszą na lotniskach nie tylko tzw. zwierzynę, czyli m.in. ptaki znajdujące się na liście gatunków, na które można polować. Ale również inne, takie jak mewy czy wrony, które nie mieszczą się w zakresie regulacji Prawa łowieckiego, a podlegają ochronie m.in. na podstawie ustawy o ochronie zwierząt" - tłumaczy nam prawniczka.

W związku z tym, z prawnego punktu widzenia, temat używania ptaków drapieżnych na lotniskach jest szerszy i w ogóle nie mieści się w spornym przepisie. A na dodatek ustawa o ochronie zwierząt uznaje za przestępstwo straszenie ptaków bez powodu.

"Zatem praca ptaków na lotniskach wymyka się jednej i drugiej ustawie, więc mamy tu pewną lukę prawną. I ta kwestia pozostaje do uregulowania" - mówi.

"Nie należy jej jednak łączyć z uchwalonym przez Sejm przepisem, który zakazuje - poza polowaniami i odłowami – płoszenia, chwytania, przetrzymywania, ranienia i zabijania zwierzyny. Ten jest prawidłowy i w tej postaci może zostać" - dodaje.

Polowania tylko dla przyjemności

Ale samo okolnictwo - czyli polowanie z ptakiem - może budzić uzasadnione kontrowersje. A to dlatego, że z punktu widzenia gospodarki łowieckiej polowania z ptakami drapieżnymi nie pełnią dziś istotnej funkcji.

"Pozyskanie zwierzyny tą metodą jest marginalne i statystycznie nieistotne" - mówi OKO.press ornitolog dr hab. Przemysław Chylarecki z Muzeum i Instytutu Zoologii Polskiej Akademii Nauk.

Poza tym, w ten sposób pozyskuje się tylko małe ptaki, zwykle nie większe od gołębia lub kaczki. "Polowania na ptaki o takich gabarytach - z punktu widzenia jednego z głównych celów gospodarki łowieckiej, jakim jest przeciwdziałanie szkodom od dzikich zwierząt - nie mają żadnego sensu, ponieważ te zwierzęta nie są żadną istotną przyczyną strat gospodarczych" - mówi dr hab. Chylarecki.

"Są to więc polowania dla czystej przyjemności myśliwych".

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze