Spadek bezpieczeństwa żywnościowego, większe ryzyko powodzi, zagrożenie dla pasażerów samolotów i zahamowanie inwestycji o znaczeniu obronnym. Tak ministrowie z PSL widzą skutki zakazu polowań na siedem gatunków ptaków. O tym, na które ptaki będzie można polować, przesądzą prawdopodobnie względy polityczne
Zakończyły się konsultacje publiczne i uzgodnienie międzyresortowe rozporządzenia Ministra Klimatu i Środowiska zmieniającego rozporządzenie w sprawie ustalenia listy gatunków zwierząt łownych. Projekt ten przewiduje wprowadzenie zakazu polowania na jarząbka, słonkę, łyskę, krzyżówkę, głowienkę, cyraneczkę i czernicę. Liczba oraz obszerność uwag, których doczekał się ten krótki projekt, pokazują ogromne zainteresowane instytucji państwowych i samorządowych tematem. Tyle że ogromna ich część pochodzi ze środowiska łowieckiego, które rękami i nogami broni się przed ograniczaniem liczby gatunków łownych, wykorzystując do tego ministerstwa oraz urzędy marszałkowskie.
Ograniczenie polowań zgodnie krytykują Ministerstwo Rolnictwa, Ministerstwo Obrony, Ministerstwo Infrastruktury i Ministerstwo Rozwoju.
Zupełnym przypadkiem wszystkimi tymi resortami kierują politycy PSL.
Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi ostrzega, że zakaz polowań na siedem gatunków ptaków (z ponad 400 gatunków, które żyją w Polsce), może przyczynić się do szerzenia grypy ptaków (HPAI). Związek między zakazem zabijania dzikich kaczek, jarząbków, słonek i łysek a tą groźną dla ptaków chorobą jest dość karkołomny. Mianowicie resortowi rolnictwa chodzi o „efektywność nadzoru nad tą jednostką chorobową” u ptaków dziko żyjących: „Każde uszczuplenie listy gatunków zwierząt łownych o zwierzęta będące rezerwuarem wirusów chorób zakaźnych, spowoduje zmniejszenie ilości materiału do badań monitoringowych” – podnosi resort i dodaje, że „takie działanie nie tylko osłabi ochronę hodowli drobiu, ale wpłynie negatywnie na bezpieczeństwo żywnościowe kraju”.
Resort rolnictwa stoi również na stanowisku, że wejście w życie projektowanego rozporządzenia znacząco utrudni lub wręcz uniemożliwi realizację wielu prac hydrotechnicznych czy melioracyjnych w rolnictwie, gdyż niektóre gatunki kaczek bytują w urządzeniach melioracji wodnej.
Kolejną podnoszoną kwestią jest to, że ptaki wyjadają karmę dla ryb, zatem zakaz polowań uderzy w rybactwo.
Ministerstwo Rolnictwa uważa też, że autorzy projektu posłużyli się starymi danymi dotyczącymi liczebności ptaków i ich zabijania przez myśliwych, mimo że ze stanowiska Ministerstwa Klimatu wynika, że dane pochodzące z państwowego monitoringu są aktualne. Ta kwestia rzekomo nieaktualnych badań przewija się w wielu zgłoszonych opiniach podmiotów, które nie mają w swoich zdaniach kwestii ochrony przyrody ani ornitologii. Można z tego wnioskować, że informacje na ten temat czerpią z jakiegoś wspólnego źródła. Do tego źródła zainteresowanego tym, żeby argument mocno wybrzmiał.
A najbardziej zainteresowani w utrąceniu projektu rozporządzenia są myśliwi.
Wykreślenie siedmiu gatunków ptaków z listy zwierząt łownych (obecnie na liście tej znajduje się 13 gatunków ptaków) będzie utrudniać, a nawet uniemożliwiać dokonywanie licznych inwestycji m.in. związanych z budową infrastruktury drogowej, kolejowej czy lotniczej, a także budową mostów i innych obiektów inżynieryjnych, oznacza ono bowiem konieczność uzyskiwania każdorazowo zezwoleń na ewentualnie usuwanie gniazd tych ptaków uzasadnione realizacją inwestycji – tak uważa z kolei Ministerstwo Obrony Narodowej.
Jak wyjaśnia MON, objęcie ochroną kilku gatunków kaczek, jarząbka, łyski i słonki może zaszkodzić operacji Feniks, która ma na celu pomoc w odbudowie infrastruktury na terenach powodziowych. Mało tego – będzie także miało wpływ na obronność. Resort obrony tłumaczy to tym, że w ramach programu „Tarcza Wschód” prowadzi działania polegające m.in. na wybudowaniu elementów infrastruktury fortyfikacyjnej. Uzyskiwanie zezwoleń na ewentualną ingerencję w ptasie gniazda „może prowadzić do zahamowania wielu inwestycji, w tym przede wszystkim tych o znaczeniu obronnym, co w aktualnej sytuacji geopolitycznej nie powinno mieć miejsca”.
Ministerstwo Infrastruktury martwi się natomiast bezpieczeństwem lotnisk, gdyż w trakcie postępowań administracyjnych zmierzających do uzyskania zgód na płoszenie ptaków nie będzie możliwe zarządzanie obecnością gatunków objętych ochroną na terenie lotniska, co spowoduje znaczące obniżenie poziomu bezpieczeństwa operacji lotniczych i narazi na ryzyko utraty zdrowia i życia pasażerów i załogi statków powietrznych.
Resort jednak nie wyjaśnia, czemu na bezpieczeństwo pasażerów wpływa akurat te kilka gatunków ptaków, na które aktualnie można polować, a które resort klimatu chce wyjąć z listy gatunków łownych. W Polsce nie można polować na ponad 400 gatunków ptaków, które tutaj żyją.
Ministerstwo Infrastruktury wiąże też zakaz polowań na siedem gatunków ptaków z większym zagrożeniem powodziowym, gdyż „istnieje wysokie ryzyko, że część zadań związanych z utrzymaniem wód i mienia Skarbu Państwa, do realizacji których zobowiązane ustawą Prawo wodne jest PGW Wody Polskie może zostać niezrealizowana, albo ich zakres zostanie znacznie ograniczony”.
Projekt rozporządzenia krytykuje też Ministerstwo Rozwoju i Technologii. Resort ten uważa, że wnioskodawca powinien rozważyć alternatywne, a jednocześnie mniej uciążliwe (ministerstwo nie doprecyzowało, dla kogo mniej uciążliwe, ale można się z treści domyślić, że dla myśliwych) formy interwencji. Czyli zamiast zakazać polowania na niektóre gatunki ptaków, wprowadzić moratorium albo zawęzić okresy możliwego odstrzału.
W konsultacjach wypowiedziały się tez zainteresowane strony, czyli Polski Związek Łowiecki oraz organizacje przyrodnicze. Tradycyjnie już myśliwi, nie tylko rękami ministrów i marszałków, ale też PZŁ, bronią się przed skróceniem listy gatunków łownych, choć PZŁ deklaruje skłonność do kompromisu i akceptację moratorium (czyli wyłączenia z polowań na określony czas) na trzy gatunki ptaków.
Po drugiej stronie są przyrodnicy, którzy nie tylko popierają wprowadzenie zakazu polowań na siedem gatunków ptaków, ale chętnie rozszerzyliby go na kolejne gatunki i przedstawiają coraz to nowe argumenty na poparcie swojego stanowiska. Przykładowo Fundacja Zielonej Doliny Odry i Warty, organizacja zajmująca się czynną ochroną gatunków i siedlisk związanych z mokradłami, podkreśla, że został udokumentowany jednoznacznie negatywny wpływ polowań na ptaki na wartość przyrodniczą mokradeł dolnej Odry i dolnej Warty. Permanentne płoszenie doprowadza do wyjałowienia siedlisk z migrujących, zimujących, żerujących czy też nocujących na mokradłach ptaków. Dokumentacja ta potwierdza jednoznacznie, iż w wyniku polowań dochodzi do degradacji najcenniejszych siedlisk bagiennych w kraju.
Przyrodnicy pomysł resortu środowiska przyjmują pozytywnie, doceniając, że zakaz ma obejmować także popularne krzyżówki.
„Po raz pierwszy w historii ochrona gatunkowa tworzona jest w oparciu nie o pojedynczy, zagrożony gatunek, którego liczebność spada, ale o cały kontekst życia tego gatunku. Czyli o to, czym jest ekologia – siecią zależności między organizmami a środowiskiem. Ochrona pojedynczego gatunku, zagrożonego wyginięciem, będzie mniej skuteczna, jeśli wciąż będą możliwe polowania, a tym samym pomyłki z gatunkami chronionymi i płoszenie gatunków chronionych. Polowania to konsekwencje dla całego ekosystemu. Ruch ministerstwa dotyczy tego, żeby nie strzelać do żadnych kaczek, bo jak wiemy, kaczki krzyżówki są mylone z gatunkami chronionymi” – komentuje Izabela Kadłucka, biolożka i psycholożka, prezeska Fundacji Niech Żyją.
Projekt rozporządzenia Ministra Klimatu i Środowiska cieszy się ogromnym zainteresowaniem nie tylko ministerstw, myśliwych i przyrodników, ale również kilku marszałków województw, chociaż zazwyczaj, gdy projekt rozporządzenia nie odwołuje się bezpośrednio do spraw leżących w gestii samorządów, te przeważnie nie wypowiadają się na jego temat w ogóle.
Wicemarszałek Województwa Lubelskiego Marek Wojciechowski (z PiS) podniósł, że „podczas polowań wykonywanych przez myśliwych na ptactwo bardzo często pozyskiwane są drapieżniki łowne oraz IGO (inwazyjne gatunki obce – red.)”, zatem zakaz polowań zaszkodzi przyrodzie, a poza tym wpłynie negatywnie „na stan polskiej kynologii myśliwskiej i spadek ilości psów ułożonych do polowania” oraz „doprowadzi do paraliżu wielu dziedzin gospodarki”.
W opinii Wojciechowskiego znalazło się też miejsce na pean na część myśliwych: „W obecnych ukształtowanych przez człowieka warunkach środowiskowych, poprawa warunków bytowania zwierzyny jest następstwem działań człowieka, do których należy również działalność myśliwych obejmujących troską zarówno gatunki łowne, jak i chronione. To myśliwi, zagospodarowując obwody łowieckie, poprawiają te warunki”.
Marszałek Województwa Opolskiego Szymon Ogłaza (z PO) wskazuje, że zakaz polowań wpłynie „na funkcjonowanie przedsiębiorców oraz na rodzinę, obywateli i gospodarstwa domowe, gdyż całkowicie pominięto podmioty świadczące usługi turystyczne obejmujące polowania, dla których brak możliwości organizowania polowań na ww. gatunki nie jest ekonomicznie obojętny”.
Wygląda na to, że decyzja o skróceniu listy zwierząt łownych zapadnie nie w Ministerstwie Klimatu i Środowiska, ale wyżej, gdyż po konsultacjach publicznych i uzgodnieniach międzyresortowych widać silny opór PSL-u wobec projektu i to nie tylko resortu rolnictwa, który zwyczajowo staje okoniem wobec pomysłów wychodzących z resortu klimatu, a zmierzających do ograniczenia przywilejów myśliwych czy zwiększenia ich kosztem ochrony przyrody. Tym razem lobby myśliwskie uruchomiło wszystkie możliwości, a że informacja o tym, którzy przedstawiciele władz są równocześnie członkami PZŁ nie jest jawna, trudno sprawdzić, którzy autorzy opinii są myśliwymi i jako tacy są zainteresowani tym, żeby nie skracać listy gatunków łownych.
Pytanie, co dalej z projektem rozporządzenia? Jaką decyzję podejmie Donald Tusk, gdyż jak ćwierkają wróble w okolicach Ministerstwa Klimatu i Środowiska, to do premiera będzie należała ostateczna decyzja. Nature Restoration Law, ochrona wilków w UE, bobry po powodzi, wycinka drzew nad Bugiem – kolejne decyzje rządu dotyczące przyrody budzą rozczarowanie tych wyborców, dla których to są ważne tematy. Czy tym razem będzie inaczej?
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
Komentarze