0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Porzycki ...

„Nie przełożymy ręki do tego, by jeszcze bardziej utrudniać życie myśliwym i leśnikom” – zapowiadał w TOK FM Stefan Krajewski z PSL. Ludowcy swojego postanowienia trzymają się kurczowo i to dzięki ich głosom myśliwi (po raz kolejny) uniknęli obowiązkowych badań lekarskich i psychologicznych.

Projekt w tej sprawie złożyła grupa posłów i posłanek Polski 2050, proponując, by myśliwi do 70. roku życia przechodzili badania psychologiczne i lekarskie co pięć lat, a po 70. roku życia – co dwa lata. "Obecnie myśliwi przechodzą badania lekarskie i psychologiczne wyłącznie przy uzyskiwaniu pozwolenia na posiadanie broni. Obywatele uzyskujący pozwolenie ze względu na potrzeby ochrony osobistej i osoby zawodowo trudniące się ochroną osób i mienia muszą ponawiać takie badania co pięć lat. Nie ma żadnego uzasadnienia dla takiej różnicy, choćby z tego powodu, że to myśliwi strzelają częściej niż przedstawiciele pozostałych grup” – napisali w uzasadnieniu projektu nowelizacji ustawy o broni i amunicji.

Te – choć przekonujące i logiczne argumenty – PSL, Konfederacja i PiS uznali za stygmatyzujące myśliwych, szkodliwe i niepotrzebne. Po prawie dwugodzinnej debacie w Sejmie, posłowie i posłanki zagłosowali za odrzuceniem projektu w pierwszym czytaniu. Badania myśliwych trafiły do śmietnika.

„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.

Wojna myśliwych z badaniami

Myśliwi od lat rękami i nogami bronią się przed badaniami lekarskimi i psychologicznymi. Nic dzwinego – średnia wieku członków Polskiego Związku Łowieckiego (PZŁ) przekracza 50 lat. Jeden z najaktywniejszych w mediach myśliwych, adwokat Miłosz Kościelniak-Marszał powiedział kilka lat temu, że w efekcie badań okresowych liczba członków PZŁ może spaść nawet o 40 proc. Podobne argumenty powtarzały się i w trakcie konsultacji projektu Polski 2050. Jak część myśliwych straci uprawnienia, kto obroni nas przed afrykańskim pomorem świń? Kto będzie dbał o polską przyrodę, lasy i nasze bezpieczeństwo? Bo – jak wiadomo – teraz dbają o to myśliwi.

Przeczytaj także:

Nieważne, że rzeź dzików była krytykowana nawet przez łowieckich naukowców jako ślepa uliczka w zapobieganiu ASF. Nieważne, że regularnie zdarzają się śmiertelne postrzelenia uczestników polowań i spacerowiczów, co z bezpieczeństwem wiele wspólnego raczej nie ma. A w końcu – nieważne, że giną chronione zwierzęta, bo ktoś „pomylił je z dzikiem”. To jest przecież cena za ochronę przyrody, którą z takim zacięciem realizują myśliwi.

W 2018 roku wydawało się, że ich walka jest przegrana. PiS, który dziś tak żarliwie broni prawa myśliwych do niechodzenia do lekarza, przyjął wtedy nowelizację ustawy prawo łowieckie. Nowela zobowiązała do przeprowadzenia badań każdego, kto posiada broń w celach łowieckich. Myśliwi mieli aż pięć lat na przedłożenie wyników. Termin mijał 1 kwietnia 2023, a rozporządzeniem ministra klimatu i środowiska wydłużono go do końca miesiąca.

W ostatniej chwili lobby łowieckie wpłynęło jednak na zapisy w procedowanej ustawie dotyczącej „likwidowania zbędnych barier administracyjnych i prawnych”, która wprowadzała zmiany do wielu innych ustaw jednocześnie. W tym m.in. do ustawy o broni i amunicji. Myśliwym udało się dopisać zniesienie obowiązku badań, a Sejm ustawę w tym kształcie przyjął.

Temat badań lekarskich i psychologicznych wrócił jesienią 2024, kiedy Polska 2050 przedstawiła swój projekt. Zapytałam PZŁ, dlaczego myśliwi nie chcą się badać.

Myśliwi odpowiadają

Związek nie zgadza się z porównywaniem myśliwych do osób, które posiadają broń do celów obrony osobistej. „Należą do szczególnej kategorii posiadaczy broni palnej, którzy z założenia mogą posiadaną broń wykorzystywać przeciwko drugiemu człowiekowi. Osoby te w sytuacji zagrożenia muszą reagować natychmiast i podejmować decyzje decydujące o ludzkim życiu. Na myśliwych nie ciąży tego rodzaju presja. Dodatkowo nie bez znaczenia pozostaje fakt, iż osoby posiadające pozwolenie na broń do celów ochrony osobistej oraz ochrony osób i mienia mają prawo noszenia broni (w rozumieniu ustawy o broni i amunicji – każdy sposób przemieszczania załadowanej broni przez osobę posiadającą broń) na co dzień i w miejscach publicznych, podczas gdy osoby posiadające pozwolenie na broń do celów łowieckich mogą ją nosić tylko w obwodzie łowieckim i w trakcie wykonywania polowania”.

Polska 2050 w uzasadnieniu podaje, że „w 2023 roku popełniono łącznie 603 przestępstwa z użyciem broni palnej, w tym 39 zabójstw (w tym także usiłowania) oraz 7 uszczerbków na zdrowiu”.

PZŁ odpowiada, że statystyki przestępstw popełnionych z użyciem broni palnej nie mają związku z posiadaniem broni palnej przez myśliwych. „Z analizy [zawartych w uzasadnieniu ustawy] statystyk nie wynika, ile z przestępstw zostało popełnionych z użyciem broni palnej posiadanej legalnie, a ile z broni posiadanej nielegalnie”. Przywoływanie takich statystyk – pisze dalej PZŁ – może wprowadzać parlamentarzystów w błąd.

Argumentami przeciwko przyjęciu ustawy miało być również możliwy paraliż komend policji, kiedy w jednym momencie wpłyną wszystkie wyniki badań myśliwych z całej Polski oraz zbyt mała liczba uprawnoonych lekarzy i psychologów. „Dodatkowo wykonanie badań wymaga odbycia wizyt u kilku specjalistów, często w różnych lokalizacjach. Tym samym myśliwi są zagrożeni tym, że stracą pozwolenie na broń nie ze względu na to, że nie przeszli badań, ale ze względu na to, że nie mieli możliwości ich wykonać w terminie” – czytamy.

Sprawa Imanaliego

Mnie wszystkie te argumenty nie przekonują. Zaczynając od końca – termin wykonania badań nie jest wyryty w skale. Gdyby projekt nie został odrzucony w pierwszym czytaniu, podczas prac w komisjach można byłoby go przesunąć tak, żeby każdy myśliwy zdążył się przebadać.

Statystyki policyjne, według których dokonano 603 przestępstw z użyciem broni tylko w 2023, jak słusznie zauważa PZŁ, nie uszczegóławiają, kto i jakiej broni użył. Możliwe, że te przestępstwa, w których sprawcami byli myśliwi, to mniejszość. Ale to nie zmienia faktu, że do wypadków i postrzeleń podczas polowań dochodzi regularnie, co Polska 2050 wylicza w uzasadnieniu projektu ustawy.

„Jako przykład można wymienić wypadek z listopada 2021, kiedy 57-letni Eugeniusz S., myśliwy z Nadarzyna, podczas polowania w gminie Rokitno przypadkowo postrzelił swojego kolegę, 64-letniego Wojciecha O., który dwa dni później zmarł wskutek poniesionych obrażeń. Innym przykładem jest sytuacja z 12 września 2021 roku. W Załakowie (powiat kartuski) 60-letni Piotr L., dyrektor lokalnej szkoły i podłowczy Koła Łowieckiego Szarak, postrzelił 14-letniego ucznia swojej szkoły podczas polowania w skutek pomylenia go z dzikiem. W ciągu ostatnich pięciu lat podczas polowań doszło do co najmniej 13 wypadków śmiertelnych związanych z polowaniami”.

Jedną z najgłośniejszych spraw było zastrzelenie 16-letniego chłopca z Kazachstanu w 2020 roku. Myśliwy, który później tłumaczył się pomyłką z dzikiem, cierpiał na zaburzenia związane z kontrolowaniem agresji. Miał Niebieską Kartę. Gdyby musiał przejść badania psychologiczne, być może udałoby się uniknąć tragedii.

Myśliwi przestrzegają prawa? Tak, ale wybiórczo

W tym tygodniu – 9 stycznia 2025 – „Wyborcza” informowała o wyroku, jaki usłyszał 60-letni myśliwy, który w lipcu 2024 zabił na polowaniu swojego zięcia. Mężczyzna został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. 60-latek wysiadał z samochodu, trzymając broń. Ta nagle wystrzeliła, raniąc w szyję 28-latka siedzącego za kierownicą. Postrzelenie było śmiertelne.

Nie możemy oczywiście przesądzać, czy ten wypadek miał jakikolwiek związek ze stanem zdrowia myśliwego. Dowodzi jednak, że myśliwi niekoniecznie dbają o bezpieczeństwo – choć PZŁ próbuje uspokajać, że naładowaną broń można „mieć przy sobie tylko podczas polowania”. Gdyby 60-letni myśliwy tego przestrzegał, jego zięć wciąż by żył.

„Sam sposób przewożenia broni był w tym wypadku niewłaściwy” – zwracał uwagę prowadzący sprawę 60-latka Mariusz Jakubiak, szef Prokuratury Rejonowej we Włoszczowie. „Na czas transportu sztucer powinien zostać bezwzględnie rozładowany” – dodał.

Łowczy krajowy Eugeniusz Grzeszczak pochwalił się ostatnio galerią zdjęć z polowania noworocznego. Na jednej z fotografii widać, jak myśliwy stoi między innymi uczestnikami polowania i celuje z broni między nich.

Regulamin polowań nakazuje trzymanie lufy do dołu lub do góry. Takie „pozowanie” do zdjęcia jest nie dość, że niebezpieczne, to też niezgodne z prawem.

Co z tego więc, że myśliwi według prawa mogą używać broni tylko w określonych sytuacjach, skoro ignorują te przepisy?

Lewactwo, ekooszołomy...

Podczas debaty w Sejmie posłanki i posłowie, którzy poparli ten projekt, wyliczali szereg wypadków na polowaniach, a także zabójstw i samobójstw dokonanych bronią myśliwską. Tłumaczyli, że przecież każdy z nas, zatrudnionych, musi regularnie wykonywać badania medycyny pracy. Że skoro inni posiadacze broni muszą się badać, to myśliwi też powinni. Padały deklaracje „nie jesteśmy przeciwko łowiectwu, ale chcemy zadbać o bezpieczeństwo wszystkich użytkowników lasu”. Powtarzano statystyki, które przytoczyła Polska 2050 w uzasadnieniu projektu. Wyliczano, ile chronionych zwierząt zginęło w wyniku „pomyłki” myśliwego – jak chociażby wilk Lego z Borów Tucholskich, którego myśliwy miał wziąć za lisa.

Po drugiej stronie nie usłyszałam ani jednego merytorycznego argumentu. Krzyczano o obrażaniu i stygmatyzowaniu myśliwych. O tym, że obowiązek badania myśliwych przeciążyłby system ochrony zdrowia (poseł Marcin Porzucek, PiS). O ekooszołomach i „lewactwie, które szczuje kochających przyrodę” (poseł Artur Szałabawka, PiS). Poseł Artur Łącki z Koalicji Obywatelskiej wyjaśniał, że pomyłek z dzikiem nie ma. „To tylko linia obrony”, mówił. Uciśnieni myśliwi muszą przecież jakoś się bronić, bo są karani, jeśli strzelą do człowieka albo chronionego zwierzęcia.

...i niebieskie włosy

Najbardziej spodobał mi się argument o tym, że postulatów dotyczących badania myśliwych nie powinniśmy brać pod uwagę, bo popiera je resort klimatu i środowiska. A to ministerstwo, w którym pracują „ludzie z niebieskimi włosami” (znów poseł Szałabawka).

I ostatni, a nawet ostateczny, argument, który padł z mównicy kilkukrotnie – myśliwi bronią naszych granic. To znaczy, jeszcze nie bronią, ale jeśli pojawią się „najeźdźcy” (poseł Szałabawka po raz trzeci), to w nich cała nasza nadzieja.

Jeśli mojego bezpieczeństwa ma bronić grupa 50-letnich i starszych panów, którzy ostatnio badali się 20 albo 30 lat temu, to wcale nie czuję się uspokojona. Wręcz przeciwnie.

Widocznie jednak posłowie i posłanki uznali, że wpuszczanie do lasów ludzi z bronią, którzy mogą mieć problemy ze wzrokiem albo psychiką, to świetny pomysł. Projekt został odrzucony przy poparciu 225 osób. 203 posłów i posłanek chciało dalej pracować nad zmianami w prawie, a jedna osoba wstrzymała się od głosu.

Za odrzuceniem, poza Konfederacją i PiS-em, głosowali jednogłośnie posłowie i posłanki PSL. To ich głosy przesądziły o odrzuceniu projektu. Nic, tylko brawa bić. I czekać na kolejną fatalną „pomyłkę z dzikiem”.

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze