0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: FOT . Agencja GazetaNIESZKA SADOWSKA / Agencja Wyborcza.plFOT . Agencja Gazeta...

8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, nawiązka na rzecz Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w wysokości 8 tys. zł, pełen zwrot kosztów sądowych adwokackich w wysokości 6 tys. zł. i podanie wyroku do wiadomości publicznej. To kara dla myśliwego, który brutalnie zabił potrąconą przez samochód sarnę.

Skazał go Sąd Rejonowy w Ostrołęce. Teraz wyrok podtrzymał sąd II instancji.

„Myśliwy skazany prawomocnym wyrokiem za znęcanie się nad sarną. Niesłychanie ważmy, wręcz przełomowy wyrok sądu” – komentuje Marcin Kostrzyński, wiceprezes Fundacji Niech Żyją!. „Zwierzęta ranne w wypadkach drogowych powinny być ratowane, jeśli jednak ich obrażenia nie dają szans na przeżycie i tylko wtedy powinny być poddawane eutanazji. Nie dobijane w dowolny sposób, tylko uśmiercane humanitarnie by oszczędzić im cierpienia. Niestety często jest inaczej” – dodaje.

Zamiast broni – nóż

Do zdarzenia doszło w grudniu 2021 roku. Mężczyzna jadący trasą tuż pod Ostrołęką zauważył ranną sarnę na poboczu. Widział, że zwierzę cierpi, więc chciał mu pomóc. Zadzwonił na policję. Funkcjonariusze po obejrzeniu zwierzęcia zdecydowali, że trzeba skrócić jego cierpienie.

Tą samą drogą jechał akurat Roman Głodowski, prezes Stowarzyszenia Nasz Bóbr. Kiedy zobaczył radiowóz i leżące blisko niego zwierzę, zatrzymał się.

„Zapytałem policjantów, czy mogę podejść do sarny. Zgodzili się, potwierdzili też, że już zadzwonili po pomoc. Nie umieli jednak wskazać, czy przyjedzie weterynarz, czy myśliwy. Kiedy tylko podszedłem do sarny, wiedziałem, że bez odpowiedniego sprzętu nic nie zrobię. Mogła mieć uszkodzony kręgosłup, mogła mieć złamaną miednicę – ale tego nie byłem w stanie stwierdzić. Widząc mnie, próbowała uciec, ale nie potrafiła się podnieść. Miała ranę na tylnej nodze, była unieruchomiona, leżała i czekała na pomoc. Bardzo cierpiała. Odsunąłem się, żeby nie powodować u niej większego stresu” – relacjonował w rozmowie z OKO.press Głodowski.

Na miejsce przyjechał w końcu myśliwy. Nie przyniósł jednak broni, którą mógłby szybko uśmiercić zwierzę. Miał ze sobą krótki, tępy nóż.

Dowody zbrodni

[UWAGA: drastyczny opis]

Stanął na kończynach sarny i zaczął podrzynać jej gardło. Roman Głodowski opowiadał: „Zachowałem się zupełnie irracjonalnie, wbiło mnie w ziemię, zamroziło. Kiedy ochłonąłem, zacząłem na niego krzyczeć”.

Zwierzę cierpiało, przeraźliwie wyło z bólu. Myśliwy szarpnął sarnę za głowę, prawdopodobnie chcąc złamać jej kręgosłup. Policja nie reagowała.

Dopiero po całej tej krwawej zabawie myśliwy postanowił strzelić do sarny. „Może po to, żeby mieć alibi, że wcale się nad nią nie znęcał, tylko zabił od strzału?” – zastanawiał się świadek zdarzenia.

Myśliwy, kiedy zorientował się, że to nie Głodowski potrącił sarnę i że jest osobą zajmującą się dzikimi zwierzętami, zaczął prosić go, żeby „nie robił problemów”. Przepraszał, przyznawał, że źle się zachował. Głodowski jednak zebrał dowody, zrobił zdjęcia ciału sarny, nagrał rozmowę z myśliwym i skontaktował się z Fundacją Niech Żyją!.

Co mówią przepisy?

„Od razu wiedzieliśmy, że trzeba złożyć zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Myśliwy według nas złamał szereg przepisów. Przede wszystkim te, które zobowiązują, żeby wezwany rzetelnie ocenił stan zwierzęcia. A jeśli nie da się mu pomóc, jest zobowiązany bezzwłocznie je uśmiercić” – mówiła wtedy adwokatka reprezentująca Fundację Karolina Kuszlewicz.

Izabela Kadłucka – prezeska Fundacji Niech Żyją!, zoopsycholożka wyjaśnia: „Zgodnie z przepisami ustawy o ochronie zwierząt uśmiercanie zwierząt może odbywać się wyłącznie w sposób humanitarny polegający na zadawaniu przy tym minimum cierpienia fizycznego i psychicznego. Uśmiercić zwierzę może lekarz weterynarii przez podanie środka usypiającego lub osoba uprawniona do użycia broni palnej poprzez zastrzelenie. To niedopuszczalne by zabijać ranne, potrącone zwierzę z wykorzystaniem noża poprzez podcięcie gardła”.

W ustępie 1a czytamy: „Uśmiercanie zwierząt może odbywać się wyłącznie w sposób humanitarny polegający na zadawaniu przy tym minimum cierpienia fizycznego i psychicznego”.

Z kolei w ustępie 4: „W razie konieczności bezzwłocznego uśmiercenia, czynność tę dokonuje się przez: 1) podanie środka usypiającego – przez lekarza weterynarii; 2) zastrzelenie zwierzęcia wolno żyjącego (dzikiego) – przez osobę uprawnioną do użycia broni palnej”.

Myśliwy odwołuje się od wyroku

Myśliwy nie przyznał się do winy w toku sprawy. Podczas przesłuchań okazało się, że znał policjantów, którzy go wezwali – sam jest emerytowanym funkcjonariuszem. Jego syn pracuje w policji.

Sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Ostrołęce. 30 października ogłoszono wyrok skazujący, co opisywaliśmy szczegółowo w OKO.press:

Przeczytaj także:

Zarówno oskarżony, jego obrońca, jak i mec. Karolina Kuszlewicz reprezentująca koalicję Niech Żyją, odwołali się od niego. Myśliwy chciał całkowitego uniewinnienia lub warunkowego umorzenia sprawy.

„Byłam zadowolona z wyroku Sądu I instancji w zakresie skazania, ale wnioskowałam o karę bezwzględnego pozbawienia wolności i zakaz wykonywania polowań na 5 lat” – mówi w rozmowie z OKO.press mec. Kuszlewicz.

„Odwołałam się, bo moja przyzwoitość wobec zwierząt nakazuje mi, żeby żądać za ich krzywdę kar surowych”

- dodaje.

Jak relacjonuje Karolina Kuszlewicz, obrońca myśliwego (który również jest myśliwym) argumentował w apelacji, że ustawa o ochronie zwierząt często się zmienia. Dlatego myśliwy, który zabił sarnę, miał nie znać zapisów prawa.

„Przepis o obowiązku użycia broni palnej uchwalono 12 lat temu. Czynny myśliwy, który nie zna przepisów, jest po prostu niebezpieczny” – mówi adwokatka. „Obrońca przekonywał również o znikomej szkodliwości społecznej czynu. Myśliwy miał być przekonany, że sarna nie żyje. Cała argumentacja była oparta na twierdzeniu, że zły ekolog chce zaszkodzić myśliwym. Obrońca stwierdził, że ta sprawa ma wymiar propagandowy, cokolwiek to miało znaczyć. Nie było w tym żadnego elementu skruchy – myśliwy wyraził żal, ale wobec swojej sytuacji, a nie cierpienia sarny. Niesamowite, jak zaskoczeni są myśliwi, gdy odpowiedzialność karna za ich czyny staje się faktem – widzę to często na rozprawach” – dodaje.

„Wygraliśmy”

Sąd Okręgowy w Ostrołęce w czwartek, 14 grudnia, utrzymał wyrok skazujący. Nie zgodził się jednak na zaostrzenie kary, o co wnioskowała Karolina Kuszlewicz. Utrzymał więc 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, nawiązkę i zwrot kosztów sądowych oraz adwokackich.

„Wygraliśmy tę sprawę. Jesteśmy zadowoleni, mimo tego, że nasza apelacja nie została uwzględniona” – mówi adwokatka. „Myśliwy, który dopuścił się czynu nagannego, będzie nim naznaczony. To postępowanie miało trzy cele: pierwszym było wykazanie, że to, co mówi świadek o zabiciu sarny, to prawda. Drugim było skazanie myśliwego za przestępstwo. Jego nazwisko będzie wpisane do Krajowego Rejestru Karnego. A trzecim jest prewencja: wymiar sprawiedliwości daje znać, że takie czyny podlegają karze. Wszystkie udało się osiągnąć. Dodatkowo czyn myśliwego będzie społecznie napiętnowany, bo informacja o wyroku będzie wisiała przez miesiąc w Urzędzie Miasta w Ostrołęce” – dodaje.

„Ten wyrok to sygnał z naszej strony i ze strony wymiaru sprawiedliwości, że to koniec bezkarności myśliwych. Zwierzę nie mogło się bronić. Nie mogło uciekać. Nie ma w tym przypadku mowy o znikomej szkodliwości społecznej. Uważam, że było to brutalne przestępstwo” – podkreśla.

„Praktyka musi się zmienić”

„Zachowanie myśliwego pokazało, że cierpienie potrąconej w wyniku wypadku sarny, nie miało żadnego znaczenia. Ani jej cierpienie, ani to, by zadbać o jej jak najszybszą, jak najmniej bezbolesną śmierć” – komentuje Izabela Kadłucka. „Bardzo nas cieszy ten wyrok. Jest bardzo istotny, bo jak dowiadujemy się z rozmów z myśliwymi, ten przypadek nie jest odosobniony. Z różnych powodów myśliwi niekoniecznie chcą używać broni w takich sytuacjach, dlatego zabijają zwierzęta ranne w kolizjach, używając noża. Przepisy nie pozwalają tu jednak na dowolność. Myśliwy ma uprawnienie do dokonania uśmiercenia zwierzęcia tylko z broni palnej, a nie wedle swoich zwyczajów. Wyrok pokazuje, że jest to niedopuszczalne”.

Marcin Kostrzyński – wiceprezes Niech Żyją! – dodaje, że myśliwi nie mają kompetencji, by ocenić stan zdrowotny zwierzęcia.

„Proponują zabicie, dobicie rannego zwierzęcia. Nie ma innej opcji, wzywając myśliwego, policja wzywa kogoś w rodzaju kata. Nie praktykuje się usypiania środkami farmakologicznymi by »nie popsuć mięsa«. Jeśli nie ma możliwości oddania strzału, myśliwi decydują się na inny sposób. Właśnie tak było w przypadku tej sarny” – mówi Kostrzyński.

"Praktyka wzywania myśliwych do wypadków z udziałem zwierząt musi się zmienić.

Policja powinna wzywać dyżurnego lekarza weterynarii, który ma kompetencje, by ocenić stan zdrowia zwierzęcia. Jeśli zachodzi taka konieczność – może poddać zwierzę eutanazji. Do tego czasu wszystkie osoby, które są świadkami podobnych zdarzeń, proszę, by nie byli obojętni. Od policji oczekuję, by stanowczo reagowała w podobnych przypadkach. Sąd uznał, że skazany dopuścił się przestępstwa. Jest to jasna i jednoznaczna wykładnia dla stróżów prawa" – zaznacza.

Niewidzialna ofiara

Karolina Kuszlewicz podkreśla, że było o krok od tego, by myśliwy nie został ukarany. Jest byłym policjantem, a na miejscu byli obecni koledzy po fachu. Gdyby nie interwencja Romana Głodowskiego, przestępstwo nie wyszłoby na jaw.

„Gdyby nie determinacja organizacji społecznych nikt nigdy nie usłyszałby o tej sarnie. Byłaby niewidzialną ofiarą, jakich wiele” – mówi Kuszlewicz. „Z perspektywy myśliwego to zwierzę nic nie znaczyło – dla nas ona jest ważna. Za każdym razem, gdy cieszę się ze skazania w takiej sprawie, przypominam sobie, że jej źródłem jest konkretne zwierzę, które bardzo cierpiało. Niech więc ta sprawa na symbolicznym poziomie będzie naszym hołdem ze współczucia”.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze