0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: 24.05.2021 , Zbrudzewo kolo Sremu , mlode sarny - kozleta sarnie pilnowane z dystansu przez matke - koze . Sarna , mlode . Fot. Lukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl24.05.2021 , Zbrudze...

W Sądzie Rejonowym w Ostrołęce zapadł wyrok na myśliwego, który zabił sarnę, a przed jej śmiercią się nad nią znęcał. Sąd ukarał go ośmioma miesiącami pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Myśliwy będzie musiał również zapłacić nawiązkę i zwrócić koszty sądowe.

Mężczyzna, emerytowany policjant, w grudniu 2021 roku został wezwany do pomocy potrąconej sarnie. Nie ocenił jej stanu, nie skrócił też cierpienia. Wyjął nóż i urządził krwawą zabawę kosztem cierpiącego zwierzęcia.

Pomóc zwierzęciu

2021 rok, zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Mężczyzna jadący trasą tuż pod Ostrołęką zauważył ranną sarnę na poboczu. Widział, że zwierzę cierpi, więc chciał mu pomóc. Zadzwonił na policję.

Patrol zjawił się na miejscu. Sarna bała się ludzi, chciała uciekać, ale nie mogła. Unosiła przód ciała, ale tylne kończyny miała niewładne. Najprawdopodobniej ktoś ją potrącił i uciekł z miejsca zdarzenia. Policjanci zdecydowali: dzwonimy po kogoś od dzikich zwierząt.

„Wracałem samochodem do domu, kiedy zobaczyłem przy drodze zaparkowany radiowóz policyjny. Zwolniłem, a kiedy mijałem policjantów, zauważyłem krew na śniegu. Kawałek dalej leżała sarna – przytomna, ruszała się. Mam doświadczenie w ratowaniu dzikich zwierząt, więc postanowiłem się zatrzymać” – opowiada Roman Głodowski, prezes Stowarzyszenia Nasz Bóbr. „Zapytałem policjantów, czy mogę podejść do sarny. Zgodzili się, potwierdzili też, że już zadzwonili po pomoc. Nie umieli jednak wskazać, czy przyjedzie weterynarz, czy myśliwy. Kiedy tylko podszedłem do sarny, wiedziałem, że bez odpowiedniego sprzętu nic nie zrobię. Mogła mieć uszkodzony kręgosłup, mogła mieć złamaną miednicę – ale tego nie byłem w stanie stwierdzić. Widząc mnie, próbowała uciec, ale nie potrafiła się podnieść. Miała ranę na tylnej nodze, była unieruchomiona, leżała i czekała na pomoc. Bardzo cierpiała. Odsunąłem się, żeby nie powodować u niej większego stresu” – relacjonuje Głodowski.

Przeczytaj także:

Chwilę później zauważył samochód terenowy. „Od razu zorientowałem się, że to musi być myśliwy” – mówi Roman Głodowski.

Myśliwy podszedł do policjantów, przywitał się z nimi. Wrócił do samochodu, otworzył tylną klapę i coś wyjął. Roman Głodowski myślał, że myśliwy przygotowuje broń. To drastyczne rozwiązanie, ale strzał powoduje szybką śmierć. Nie przedłuża cierpienia.

Myśliwy zabił sarnę

[Uwaga: opis zdarzenia jest drastyczny]

„Tymczasem myśliwy podszedł do sarny, stanął butami na jej tylnych kończynach i zaczął jej podrzynać gardło przy pomocy krótkiego, tępego noża. Robił to na naszych oczach. Zostawił na jej szyi kilkanaście cięć”- opowiada Głodowski. „Nie mogę sobie wybaczyć, że nie zareagowałem od razu. Zachowałem się zupełnie irracjonalnie, wbiło mnie w ziemię, zamroziło. Kiedy ochłonąłem, zacząłem na niego krzyczeć. Nie przebierałem w słowach, wydzierałem się »kurwa, co ty robisz, jak możesz!«. Znęcał się nad tym zwierzęciem, które przeraźliwie krzyczało z bólu. Policjanci odwrócili się na pięcie i odeszli. On w tym momencie puścił głowę sarny. Wciąż się ruszała. Wydarłem się, żeby wziął wreszcie strzelbę. Nie słuchał mnie, silnym ruchem szarpnął zwierzę za głowę, prawdopodobnie chcąc złamać jej kręgosłup” – wspomina.

Całe zdarzenie przez telefon słyszał znajomy Romana Głodowskiego. Byli na łączach jeszcze zanim myśliwy przyjechał na miejsce, razem zastanawiali się, jak pomóc zwierzęciu. Może zorganizować sarnie miejsce w ośrodku rehabilitacji?

„Nie rozłączyłem się, Paweł słyszał wszystko” – mówi Głodowski. „W końcu podszedłem do policjantów, zapytałem, dlaczego nie reagują. Jeden z nich odpowiedział, że nie był w stanie na to patrzeć. W tym momencie usłyszeliśmy, że padł strzał. Myśliwy postanowił do niej strzelić. Może po to, żeby mieć alibi, że wcale się nad nią nie znęcał, tylko zabił od strzału?” – zastanawia się.

Roman Głodowski zrobił martwej sarnie zdjęcia. Wiedział, że sprawa musi skończyć się w sądzie, dlatego od razu zaczął zbierać dowody. Włączył nagrywanie.

Najgorszy świadek dla myśliwego, dobry dla sprawy

„Powiedziałem myśliwemu, kim jestem. Na początku myślał, że jestem sprawcą kolizji. Kiedy zorientował się, że to nie ja potrąciłem sarnę, zaczął mnie przepraszać. Mówił, że się źle zachował, prosił, żebym nie robił afery, nie robił mu żadnych problemów. Bo przecież idą święta” – relacjonuje świadek zdarzenia.

Po kilku minutach rozmowy myśliwy zapakował ciało sarny do auta i odjechał.

„Pół roku wcześniej wymyśliłem projekt, który powoli realizuję: aplikację »Uratuj zwierzę«, dzięki której ktoś, kto trafia na ranne zwierzę, dostaje informację, jak mu pomóc i gdzie zadzwonić. Chcemy umieścić tam kontakty do ośrodków rehabilitacyjnych i jednostek, z którymi gminy podpisują umowy na pomoc dzikim zwierzętom” – mówi Głodowski. "Wcześniej działałem w ruchach prozwierzęcych, byłem w radzie fundacji Niech Żyją. Zajmuję się ochroną bobrów.

Myśliwy nie mógł trafić na gorszego świadka. Dla sprawy to dobrze, że na mnie trafiło.

Takich sytuacji są tysiące. Policja wzywa myśliwych, bez wiedzy weterynaryjnej, którzy zabijają zwierzę – nawet nie zastanawiając się, czy można je wyleczyć, czy nie. Liczy się ich słowo, a nie fakty. To jest chory system, chore państwo i to powinno się zmienić. Szczególnie że, jak się sam przekonałem, skrócenie cierpienia zwierzęcia, którego ma dokonać myśliwy, może być przeprowadzone w okrutny, bestialski i niezgodny z prawem sposób" – podkreśla.

Nie tylko okrucieństwo – to też łamanie prawa

„Roman Głodowski zaraz po zdarzeniu skontaktował się z fundacją Niech Żyją, którą reprezentuję” – mówi w rozmowie z OKO.press mec. Karolina Kuszlewicz. „Był wstrząśnięty, przesłał zdjęcia i nagranie. Od razu wiedzieliśmy, że trzeba złożyć zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Myśliwy według nas złamał szereg przepisów. Przede wszystkim te, które zobowiązują, żeby wezwany rzetelnie ocenił stan zwierzęcia. A jeśli nie da się mu pomóc, jest zobowiązany bezzwłocznie je uśmiercić. Ustawa o ochronie zwierząt wyraźnie określa, że powinien zrobić to za pomocą broni palnej. Chodzi o szybkość działania” – wyjaśnia adwokatka.

Kwestię uśmiercania zwierząt reguluje art. 33 ustawy o ochronie zwierząt. W ustępie 1a czytamy: „Uśmiercanie zwierząt może odbywać się wyłącznie w sposób humanitarny polegający na zadawaniu przy tym minimum cierpienia fizycznego i psychicznego”.

Z kolei w ustępie 4:

"W razie konieczności bezzwłocznego uśmiercenia, czynność tę dokonuje się przez: 1) podanie środka usypiającego – przez lekarza weterynarii; 2) zastrzelenie zwierzęcia wolno żyjącego (dzikiego) – przez osobę uprawnioną do użycia broni palnej".

„Zastrzelenie zwierzęcia jest oczywiście drastycznym rozwiązaniem, ale najbardziej humanitarnym, jeśli nie ma opcji udzielania mu pomocy. W tym wypadku myśliwy urządził sobie okrutną zabawę na świadomym, przytomnym zwierzęciu, które nie może uciec. Jednocześnie policja zupełnie nie interesuje się zdarzeniem, odwraca wzrok, nie reaguje. Policjanci też mają możliwość sprawdzenia stanu zwierzęcia. Nie zrobili tego, po prostu oddali pełne pole łowczemu. Pomimo tego, że podczas uśmiercania sarny świadek krzyczał, artykułował, że to nie powinno tak wyglądać, że to łamanie prawa, nie zareagowali. Nie wszczęli potem postępowania z urzędu. Gdyby nie świadek, nigdy nie dowiedzielibyśmy się o tej straszliwej sprawie” – komentuje mec. Kuszlewicz.

Sprawą, po zawiadomieniu fundacji Niech Żyją, zajęła się Prokuratura Rejonowa w Ostrołęce. Postępowanie zakończyło się wniesieniem aktu oskarżenia. Myśliwy został oskarżony o znęcanie się nad zwierzęciem i zabicie go w sposób niezgodny z prawem. Grozi za to kara do 3 lat pozbawienia wolności.

Żywa, cierpiąca istota

„Podczas przesłuchiwania jednego z policjantów, którzy byli wtedy na miejscu, okazało się, że znają myśliwego. Jest emerytowanym policjantem, również jego syn pracuje w policji. Jednocześnie podczas przesłuchania funkcjonariusze twierdzili, że w zasadzie niewiele widzieli i nie są w stanie potwierdzić relacji Romana Głodowskiego dotyczących tego, co zrobił zwierzęciu myśliwy” – mówi Karolina Kuszlewicz. „Jestem zbulwersowana postawą policji. To tak, jakby ktoś kilka metrów od funkcjonariuszy dźgał nożem psa, a policja alarmowana przez ludzi, nie reagowałaby na to i po prostu by odjechała. Ta biedna sarna w tak krótkim czasie została wielokrotnie skrzywdzona przez człowieka. Zarówno przez tego, kto je potrącił, myśliwego, jak i biernych funkcjonariuszy. Tylko mężczyzna, który zadzwonił po policję i Roman widzieli w tej sarnie żywą, cierpiącą istotę. Chcę, żebyśmy spojrzeli na nią jak na podmiot krzywdy” – dodaje.

Myśliwy nie przyznawał się w toku procesu do winy. Podczas postępowania nie wyraził skruchy w odniesieniu do zwierzęcia.

„Obrona próbowała udowodnić, że rany na ciele sarny wcale nie wynikają z użycia noża, sugerowała, że są ranami postrzałowymi. Na zdjęciach wyraźnie widać jednak, że sarna ma niemal odciętą głowę. Myśliwy utrzymuje, że zachował się zgodnie z prawem – a przecież mamy nagranie, na którym prosi, żeby nie robić afery, bo idą święta” – dodaje prawniczka.

Wnioskowała o karę roku bezwzględnego pozbawienia wolności, nawiązkę oraz zakaz wykonywania polowań. Prokuratura wnosiła o 3 miesiące bezwzględnego pozbawiania wolności.

Wyrok na myśliwego bez zakazu polowań

Sąd Rejonowy w Ostrołęce 30 czerwca 2023 ogłosił wyrok na myśliwego. Skazał go na osiem miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, a także nawiązkę na Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w wysokości 8 tys. zł i pełen zwrot kosztów sądowych oraz adwokackich. W sumie to ok. 14 tys. zł. Ponadto wyrok sądu zostanie podany do wiadomości publicznej. Informacja o wyroku przez miesiąc będzie wisieć w urzędzie miasta w Ostrołęce.

Karolina Kuszlewicz komentuje: to bardzo dobra wiadomość, że doszło do skazania myśliwego za przestępstwo.

„Ten wyrok mówi »dość« poczuciu bezkarności myśliwego, które według mnie musiało być naprawdę duże, skoro dopuścił się swojego czynu w obecności policji. Podanie wyroku do publicznej wiadomości ma na celu społeczne napiętnowanie czynu oskarżonego i to jest ważne” – mówi. "Na pewno jednak będziemy rozważać apelację w zakresie kary i środków karnych. Według sądu wcześniejszy brak karalności myśliwego powoduje, że można zastosować warunkowe zawieszenie kary. Ja uważam, że to, co zrobił, było nie tylko okrucieństwem, ale także gigantycznym sprzeniewierzeniem się obowiązkom, a to z kolei jest okolicznością obciążającą.

Przyjechał tam, by zająć się cierpiącym zwierzęciem, udzielić mu pomocy, a tymczasem wykorzystał jego zależne położenie i to cierpienie zdecydowanie zwiększył.

Populizm penalny zupełnie do mnie nie przemawia i rzadko biję się o kary bezwzględnego więzienia, ale uważam, że tu mamy właśnie ten przypadek, gdy trzeba to rozważyć. Skala poczucia bezkarności w tej sprawie jest według mnie uderzająca" – podkreśla Karolina Kuszlewicz.

Jak dodaje, wyrok stał pod znakiem zapytania – w końcu świadkami byli policjanci, zeznający, że nie widzieli, jak myśliwy dźgał sarnę i nie słyszeli jej krzyków. Jedynym dowodem była więc relacja i materiały zebrane przez osobę, która miała odwagę zareagować. Sąd, ogłaszając wyrok, podkreślił, że zeznania Romana Głodowskiego są wiarygodne i dają podstawę do odtworzenia historii z grudnia 2021. Zaznaczał, że myśliwy zachował się niehumanitarnie.

Kara dla myśliwego to też prewencja

„Sam oskarżony był poruszony podczas ogłoszenia wyroku. Myślę, że go odczuje. Szkoda, że wcześniej nie znalazł litości wobec cierpiącej sarny” – mówi prawniczka.

Wyrok na myśliwego nie jest prawomocny.

„Podczas postępowania przesłuchaliśmy pana, który zgłosił policji, że na poboczu leży sarna. Mówił, że chciał pomóc cierpiącemu zwierzęciu. Te słowa wyjątkowo uderzają, jeśli pomyślimy o tym, co zdarzyło się później” – komentuje Karolina Kuszlewicz i dodaje: „Kara dla myśliwego jest oczywiście wymierzeniem sprawiedliwości za to, co zrobił. Ale to również ogólna prewencja. Widzieliśmy już wiele takich przykładów ujawnionych przez organizacje społeczne czy media: polowania po alkoholu, znęcanie się nad zwierzętami, szczucie sarny psami. Obawiam się, że wśród części myśliwych panuje patologiczne przekonanie, że skoro dane zwierzę jest na liście gatunków łownych, to można zrobić z nim wszystko. Myśliwi muszą wiedzieć, że nie są bezkarni, nawet jeśli czują się na tyle pewnie, że urządzają barbarzyńską zabawę w obecności policji, bez obaw o konsekwencje”.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze