0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: archiwum prywatne rodziny Piwkoarchiwum prywatne ro...

"Nasz pies umierał w strasznym cierpieniu" - mówi w rozmowie z OKO.press Anna Piwko, opiekunka Bąbla. "Bąbel był cudownym psem. Mieszkał z nami przez półtora roku, adoptowaliśmy go ze schroniska w Celestynowie. Był żywiołowy, wszędzie było go pełno. Szybko pokochał całą naszą rodzinę, był nieodłącznym towarzyszem, który wniósł do naszego życia dużo dobrej energii, której bardzo wtedy potrzebowaliśmy. Straciliśmy członka rodziny" - dodaje.

Myśliwy usłyszał już wyrok za zabicie psa - półtora roku ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania nieodpłatnej, kontrolowanej pracy na cele społeczne (30 godzin miesięcznie). Myśliwy miał również przekazać 2 tys. zł na schronisko dla bezdomnych zwierząt i pokryć część kosztów sądowych.

Obie strony - zarówno myśliwy, jak i opiekunowie Bąbla - złożyli od tego wyroku odwołanie. Zdaniem rodziny Piwko kara była zbyt łagodna. Myśliwy, jak mówią, powinien przede wszystkim dostać zakaz posiadania broni.

"Żeby już nigdy nie strzelał i nie skrzywdził nikogo tak, jak naszego psa i nas" - mówi Anna Piwko. "Mam nadzieję na sprawiedliwy wyrok. Który będzie sygnałem ostrzegawczym dla innych myśliwych i być może zapobiegnie kolejnej takiej sytuacji, że ktoś podczas spaceru traci swojego towarzysza" - dodaje.

Myśliwy zabił psa i uciekł

Był 26 listopada 2021 roku, wczesne popołudnie. Pan Tomasz wyszedł z zaadoptowanym 1,5 roku wcześniej psem na spacer w rodzinnej miejscowości Tarnawatka-Tartak (woj. lubelskie). Szli po polu skoszonej kukurydzy, Bąbel skakał wokół swojego opiekuna, nie oddalał się od niego.

W pewnym momencie podczas spaceru po polu zatrzymał się, może 20 metrów od Tomasza Piwko. Wtedy padł strzał.

"Wrzeszczałem do niego, żeby pomógł, ale on uciekł. Minuta i już go nie było" - tak pan Tomasz Piwko opisywał w "Dzienniku Wschodnim" reakcję myśliwego, który zabił psa Bąbla.

Przeczytaj także:

Myśliwy zszedł z ambony, wsiadł do auta i odjechał. Pan Tomasz wziął 20-kilogramowego psa na ręce i zaniósł do domu. Stamtąd pojechali prosto do weterynarza.

Bąbel żył jeszcze tylko przez godzinę. Rana była tak duża, że nie dało się go uratować.

pies zabity przez myśliwego
Pies Bąbel. Fot. archiwum prywatne rodziny Piwko.

Pies czy lis? Myśliwy nie odróżnia

Opiekunowie Bąbla powiadomili o tym policję. Szybko udało się namierzyć podejrzanego. Okazał się nim 69-letni myśliwy Wiesław Ś. z Tomaszowa Lubelskiego, członek Koła Łowieckiego "Sokół" nr 65.

W sprawę zaangażował się wiceminister klimatu i środowiska Jacek Ozdoba. To on złożył zawiadomienie do prokuratury i Polskiego Związku Łowieckiego w tej sprawie.

Wiesław Ś. usłyszał zarzut zabicia zwierzęcia, za co grozi do trzech lat pozbawienia wolności.

W sądzie w Tomaszowie Lubelskim tłumaczył, że pomylił Bąbla z lisem. Według zeznań świadków na polu rzeczywiście tego dnia pojawił się lis - chudy i wyliniały, wyglądający na chorego. Trudno by było pomylić go ze skaczącym, merdającym dużym ogonem kudłatym Bąblem.

20 stycznia 2023 roku odbyła się kolejna rozprawa w sprawie zabicia psa. OKO.press było na miejscu. Pojawili się również aktywiści i aktywistka ruchów antyłowieckich z ogromnym banerem "Myśliwi zagrożeniem dla społeczeństwa". Podkreślali, że Wiesław Ś. nie tylko zabił psa, ale również spowodował zagrożenie życia i zdrowia Tomasza Piwko. Czekają na sprawiedliwy wyrok.

Ten wciąż jednak nie zapadł.

Sąd przewiduje, że wyda go na następnym posiedzeniu, 17 lutego.

"Pomyłki" powodują tragedie

Pomyłka z innym zwierzęciem to najczęstsza wymówka, po jaką sięgają myśliwi - pisaliśmy o tym w OKO.press wielokrotnie. Przykładów z ostatnich kilku miesięcy jest wiele. Wiemy o dwóch łosiach - matce z młodym - zabitych przez myśliwego w Rutkach na Podlasiu. Ich zabójca mówił najpierw, że pomylił je z dzikiem, potem zmienił wersję, tłumacząc się pomyłką z jeleniem. Wiemy o czterech żubrach, które zginęły, bo myśliwi "przestraszyli się" albo rzekomo pomylili je z watahą dzików i oddali strzał. W listopadzie pod Pułtuskiem myśliwy strzelił do kolegi, choć chciał strzelić do lisa.

Wcześniej jedną z najbardziej tragicznych historii "pomyłek" było zabicie 16-letniego Imanaliego pod Opolem Lubelskim. Chłopak z kolegami poszli wieczorem do sadu, a kiedy podjechał samochód, schowali się pod drzewami. Nie wiedzieli, że przyjechał myśliwy. Chwilę później usłyszeli strzał, Imanali upadł na ziemię. Nie przeżył. Myśliwy uciekł z miejsca zdarzenia, a w sądzie tłumaczył się pomyłką z dzikiem. Dostał karę czterech lat i dziewięciu miesięcy pozbawienia wolności, musi zapłacić też zadośćuczynienie rodzinie Imanaliego. Babcia chłopca, jego pełnomocniczka, a także prokuratura uważają, że to zbyt łagodna kara.

Psie ofiary krwawego hobby

W OKO.press opisywaliśmy również historię psa Pongo, który wieczorem wyszedł na nieogrodzone podwórko. Nie oddalał się od domu. W pewnym momencie jego opiekunka usłyszała strzał i skowyt psa.

Pongo zginął na miejscu. Myśliwy, który oddał strzał, tłumaczył się w sądzie pomyłką z dzikiem.

Tragedie z udziałem myśliwych zdarzają się niemal każdego tygodnia. 14 stycznia 2023 w miejscowości Zduny (woj. pomorskie) na spacerowej ścieżce przy jeziorze postrzelona została suczka Wendy. Była na spacerze ze swoim opiekunem, jego znajomymi i kilkorgiem psów. W pewnym momencie podbiegła do jeziora - kilka kroków od całej grupy. Wtedy padł strzał.

"Słyszę okropny pisk psa, praktycznie zawodzenie. Nie zarejestrowałem, co się stało. Po chwili Wendy przyszła do mnie. Po prawej stronie miała rozszarpany pyszczek i ranę na łopatce. Krew była wszędzie" - mówił jej opiekun w rozmowie z TVN24.

Strzał oddał 72-letni myśliwy z powiatu tczewskiego. Policja informuje, że miał ważne pozwolenie na broń. Według relacji świadków zdarzenia, myśliwy miał świadomie wycelować do Wendy i twierdzić, że "do psów można strzelać".

Suczka została zabrana do weterynarza. Przeżyła, choć czeka ją długie i kosztowne leczenie.

Zbyt łagodne kary

Wyroki w sprawach, w których oskarżonymi są myśliwi, sprawdziły w 2017 roku organizacje EKOSTRAŻ i Czarna Owca Pana Kota. W sumie przeanalizowano 46 spraw. Głównie dotyczyły zabicia zwierzęcia domowego albo dzikiego bez posiadania odpowiedniej zgody na odstrzał.

Czarna Owca Pana Kota podaje przykład wyroku Sądu Rejonowego w Gorzowie Wielkopolskim. Chodziło o psa, zastrzelonego podczas spaceru ze swoją opiekunką. Oskarżony myśliwy tłumaczył, że „na skutek niewłaściwego rozpoznania celu z uwagi na zapadające ciemności, mgłę oraz porastającą obrzeże drogi roślinność był przekonanym, że oddaje strzał do dzika”.

Sąd warunkowo umorzył na okres dwóch lat próby postępowanie oraz nakazał myśliwemu zapłatę świadczenia pieniężnego na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej (czyli na rzecz skarbu państwa) 10 tys. zł. "Ofiara nie otrzymała żadnej rekompensaty! Gorzej, dowiedziała się z uzasadnienia sądu wielu rzeczy o sobie m.in. tego, że właściwie sama sobie była winna (podobnie jak ofiary gwałtu zawsze są same sobie winne, a nie jest winny gwałciciel), że o mały włos nie została zastrzelona: »nosiła ciemne ubrania, bez żadnych elementów wyróżniających (...)«" - czytamy w raporcie organizacji.

Jak informują autorzy raportu, aż 21,5 proc. spraw przeciwko myśliwym skończyło się umorzeniem. Ponad 45 proc. wyroków stanowiło pozbawienie wolności w zawieszeniu, a większość kar to po prostu grzywny.

Zazwyczaj nieadekwatnie niskie.

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze