0:000:00

0:00

"Pongo był naszą rodziną. Mówiliśmy do niego »synku«, spał w domu, w tym łóżku, które sobie akurat wybrał. Jak wyjeżdżaliśmy do miasta, zostawał ze starszą sunią w kojcu. Kochaliśmy go. Myśliwy nie zastrzelił »tylko psa«. Myśliwy zastrzelił nam członka rodziny. To tak, jakby zabił nam dziecko" - pani Jolancie, kiedy opowiada o Pongu, łamie się głos.

W nocy z 28 na 29 lipca 2020 Pongo, niespełna czteroletni husky, wyszedł na podwórko na wieczorne siku. Pani Jolanta wypuściła psy i krzątała się między domem i tarasem.

„Nagle usłyszałam skowyt psa i strzał. Zbiegłam na dół i zobaczyłam odjeżdżający samochód. Bez chwili zastanowienia wsiadłam do swojego auta i zaczęłam jechać za nim. Jednak zauważyłam, że coś leży w polu. Zatrzymałam się, włączyłam światła awaryjne i podeszłam bliżej. Zobaczyłam mojego Ponga. Leżał w polu, już nie żył” – relacjonuje. „Tu nigdy wcześniej nie było polowań. Nasz dom jest otoczony polami, do lasu mamy kilka kilometrów. Nigdy wcześniej nie słyszeliśmy tu strzałów. Na początku w ogóle nie potrafiłam zrozumieć, co się stało. Kilka minut wcześniej mój pies biegał szczęśliwy, teraz leżał z dziurą w ciele. To wszystko zdarzyło się 70-80 metrów od naszego domu” – dodaje pani Jolanta.

Pongo mieszkał z panią Jolantą od czterech miesięcy. Wcześniej był psem sąsiadów, ale zawsze w trakcie spacerów przybiegał się przywitać. Ciągnęło go do tej rodziny. W końcu, po wielu takich spotkaniach pani Jolanta umówiła się z sąsiadami, że Pongo zostaje.

Od śmierci huskiego minął ponad rok. "Będę walczyć do końca, żeby człowiek, który zrobił to naszej rodzinie, poniósł konsekwencje" - mówi pani Jolanta. Pierwsza rozprawa odbyła się 7 października 2021 w Sądzie Rejonowym w Mrągowie.

Pomylił Ponga z dzikiem

„Bardzo niewiele podobnych spraw trafia do sądu” – mówi w rozmowie z OKO.press mec. Karolina Kuszlewicz, która reprezentuje rodzinę Ponga. „Te sprawy są trudne dowodowo. Jeśli mamy sytuację, że myśliwi postrzelą psa czy inne zwierzę, do którego prawo nie pozwala strzelać, zazwyczaj to tylko oni są świadkami. Zwierzę, ofiara, sama nie opowie swojej wersji wydarzeń, więc, jeśli chodzi o tzw. osobowe źródła dowodowe zostają sami myśliwi. Można odtwarzać przebieg zdarzenia po urazach, jakich doznało zwierzę, po śladach kół i butów. Jeśli jednak zwierzę zostanie znalezione kilka godzin po zastrzeleniu, czy w innym miejscu, bo zdoła przepełznąć kawałek, albo jeśli pada deszcz – bardzo trudno znaleźć dowody. W tym przypadku się udało” – tłumaczy.

Przeczytaj także:

Przede wszystkim dlatego, że pani Jolanta bardzo szybko zareagowała, powiadomiła policję i zabezpieczyła teren. Okazało się, że pies zginął z broni myśliwskiej. „Kiedy rodzina Ponga się do mnie zgłosiła, sprawdzałam artykuły w lokalnych mediach na jego temat. Wszędzie powtarzało się, że sprawca jest nieznany. Tak bardzo często kończą się podobne sprawy, wygodnie dla myśliwych. Tym razem na szczęście udało się ustalić podejrzanego, a prokuratura zdecydowała się wnieść akt oskarżenia. Na ławie oskarżonych zasiada konkretny myśliwy” – wyjaśnia mec. Kuszlewicz.

Myśliwy, Tomasz M., podczas rozprawy przyznał się do oddania strzału. Tłumaczył jednak, że zabicie Ponga było przypadkowe. Myślał, że strzela do dzika.

„Jak twierdzi, miał wykonywać w tym miejscu odstrzał sanitarny. Jeśli rzeczywiście byłaby to pomyłka z dzikiem, to podszedłby do zastrzelonego zwierzęcia. Powinien zebrać ciało, bo przecież mamy ASF. A gdyby zobaczył, że ranił psa, powinien mu udzielić pomocy. Nie zrobił tego, odjechał z miejsca zdarzenia. Jedna i druga opcja jest nie do przyjęcia, jeśli chodzi o standardy postępowania myśliwego”– komentuje prawniczka.

Podczas rozprawy zeznawali także inni członkowie koła łowieckiego, które zawiesiło Tomasza M. po zastrzeleniu psa. Wyjaśniali, że według reguł wykonywania odstrzału sanitarnego nie wolno strzelać do nierozpoznanego celu. Na pytanie, czy można zostawić ranne zwierzę w terenie – odpowiadali, że nie. Jeden z nich dodał, że to byłoby niehumanitarne.

Mandat za psa bez smyczy

"Na razie moja klientka jest jedyną osobą ukaraną w tej sprawie" - mówi Karolina Kuszlewicz. "Dostała mandat za puszczanie psa luzem" - dodaje. Dom pani Jolanty jest nieogrodzony. Pongo wyszedł kawałek za swoje podwórko. Jak tłumaczy pani Jolanta, pies nie biegał sam po lesie. Po prostu wyszedł przed dom.

Za spuszczanie go ze smyczy zapłaciła 100 złotych.

"Na sali rozpraw myśliwy mnie przeprosił. Przyjęłam te przeprosiny, ale żal w sercu będę miała na zawsze. Mam też wątpliwości, czy to było z jego strony szczere. Chwilę po przeprosinach dowiedziałam się, że ten mandat dostałam z jego inicjatywy. On zgłosił mnie na policję" - mówi pani Jolanta. Jak dodaje, spojrzenie mu w oczy po raz pierwszy od zastrzelenia Pongo, był trudny. Po raz kolejny zobaczy go 8 listopada, na następnej rozprawie. "Chciałabym, żeby myśliwi wiedzieli, że nie są bezkarni. Zwierzęta, tak jak ludzie, mają emocje, czują ból. Nie rozumiem, jak można strzelić do psa i po prostu odjechać, zostawiając go w polu” – mówi.

Edi, Lusia, Luna

To kolejny myśliwy, który „myślał, że to dzik”. Tak samo tłumaczył się człowiek, który strzelił do 16-letniego Imanaliego z Kazachstanu, który był na wymianie uczniowskiej w Polsce. Chłopak zginął. Identycznej wymówki użył dyrektor szkoły w Załakowie (woj. pomorskie), który strzelił do swojego 14-letniego ucznia. Chłopiec trafił do szpitala z poważnym uszkodzeniem nogi.

Psy są bardzo częstymi ofiarami myśliwych. Choć możemy się spodziewać, że do mediów dostaje się jakiś procent wszystkich takich tragicznych wydarzeń. Wystarczy wpisać w wyszukiwarce hasło "myśliwy zabił psa", żeby zobaczyć, jak często powtarzają się takie sytuacje.

Przykłady? Sierpień 2015, okolice Zielonej Góry. Trzyletni sznaucer Edi został postrzelony w kręgosłup. Zginął na miejscu. Maj, 2019, Wisznice, woj. lubelskie. Myśliwy strzelił do Luny, owczarka niemieckiego, po czym uciekł. W sądzie tłumaczył, że pomylił ją z dzikiem. Został skazany na 3 miesiące ograniczenia wolności i prace społeczne. Styczeń 2020, Bukowiec, woj. kujawsko-pomorskie. Myśliwy śmiertelnie postrzelił suczkę Lusię. Jak wyjaśniał, myślał, że celuje do lisa.

Trzy lata pozbawienia wolności

„Na dziki można polować cały rok, bez limitów, bez okresów ochronnych. To z punktu widzenia obrony myśliwego, to najlepsze, co może powiedzieć. Trzeba się jednak zastanowić, co to w ogóle znaczy ta »pomyłka z dzikiem« i czy ona może zwalniać z odpowiedzialności? Dla mnie to tworzenie pozorów narracyjnych, że z przyczyn niezależnych od myśliwego doszło do wypadku. Tymczasem nie wolno strzelać do nierozpoznanego celu, nikt nie ma prawa do pomyłki” – mówi mec. Karolina Kuszlewicz.

„Prowadzę również sprawę zastrzelonego Imanaliego. Usłyszałam na sali w gruncie rzeczy bardzo podobne wytłumaczenie jak w przypadku zastrzelenia Ponga. Oskarżony prowadził samochód, gdy było już ciemno, nagle zobaczył ruch »dzika« wysiadł, wycelował i strzelił. Mam wielkie wątpliwości do tego, jak przebiega w takich sytuacjach proces myślowy rozpoznawania celu. Raz słyszę, że kluczem były święcące się oczy, innym razem – jak w przypadku Imanliego – oskarżony wspominał nawet, że widział łapę. Moim zdaniem – w wielu przypadkach górę bierze co najmniej pochopność. A jeśli tak – wówczas jest to świadome naruszenie reguł bezpieczeństwa, prowadzące do poważnych tragedii. Ani Imanali, ani pies Pongo nie byli przebrani za dzika. Nie można tak po prostu się pomylić. To trzeba ukrócić, wprowadzić okresy ochronne na dziki, bo teraz hasło »pomyliłem z dzikiem« stało się wręcz automatem. O pomyłkach z dzikiem powstają już memy, one nie biorą się znikąd.” – dodaje prawniczka.

Według ustawy o ochronie zwierząt z 1997 r. kara za zabicie zwierzęcia to nawet trzy lata pozbawienia wolności. Jeśli dokonano tego ze szczególnym okrucieństwem, sprawca może dostać nawet pięć lat pozbawienia wolności.

Na jaką karę dla Tomasza M. liczy pani Jolanta? „Przede wszystkim kluczowy jest wyrok skazujący, by na jego podstawie móc doprowadzić do zakazu posiadania broni. Żeby ten człowiek już nikogo nie skrzywdził tak, jak Ponga”.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze