COP 14 - Poznań 2008, COP19 - Warszawa 2013, COP24 - Katowice 2018. Jak na kraj, którego energetyka opiera się na węglu, Polska gości konferencję ds. zmian klimatu ze zdumiewającą regularnością. Rząd PiS zamiast kompleksowej wizji zmiany funduje nam "greenwashing", czyli "ekościemę" - za miliony złotych organizuje propagandowy pokaz. Kto w to wierzy?
COP24 w Katowicach to trzeci szczyt klimatyczny, organizowany przez Polskę w ciągu ostatnich 10 lat.W 2008 roku ekipa Platformy Obywatelskiej przejęła po upadłym rządzie PiS organizację szczytu w Poznaniu, a pięć lat później sama zorganizowała konferencję w Warszawie.
Teraz rząd PiS organizuje kolejny COP - Conference of parties.
Jak na kraj który "węglem stoi", gdzie CO2 jest gazem "cudownym", a minister środowiska wycina lasy, które potem mają pochłaniać emisje, aktywność Polski na polu walki o lepszy klimat wydaje się zaskakująca.
Dlaczego spośród 196 państw-sygnatariuszy Konwencji to właśnie kraj nad Wisłą tak często gości negocjacje o przyszłości planety Ziemia?
Mamy co najmniej kilka wiarygodnych i wzajemnie się uzupełniających hipotez:
Pozycję Polski można porównać do ucznia, który mimo kilku jedynek z przedmiotu "ekologia", uparcie zgłasza się do referatu.
Powoli jednak kończą nam się kredki i papier, bo organizacja szczytu to duży wydatek dla budżetu państwa i ogromny wysiłek organizacyjny. Czy robienie zadań "na szóstkę" pomoże nam zdać do następnej klasy?
Pokazujemy, że najpierw wypadałoby poprawić wszystkie niedostateczne. Albo przynajmniej przestać się wychylać.
Termin greenwashing oznacz mniej więcej tyle co "zazielenianie" lub, bardziej kolokwialnie "ekościema". Odnosi się do działań z zakresu PR - udawanego sprzyjania środowisku, by ukryć działanie na jego szkodę.
Przypomnijmy: polska energetyka jest w 80 proc. oparta na węglu. Podobnie jak większość poprzednich rządów, rząd PiS próbuje udawać, że da się połączyć energetykę węglową z celami klimatycznymi, na które naciska Unia Europejska i ONZ.
Podczas pierwszego dnia szczytu w Katowicach w tym tonie wypowiadał się prezydent Andrzej Duda: "Użytkowanie własnych zasobów naturalnych, czyli w przypadku Polski węgla, i opieraniu o te zasoby bezpieczeństwa energetycznego, nie stoi w sprzeczności z ochroną klimatu i z postępem w dziedzinie ochrony klimatu" - mówił.
Jak pokazywaliśmy w OKO.press - jednak "stoi w sprzeczności". Co prawda upadek nieefektywnego przemysłu ciężkiego po 1989 roku dał wyraźne zmniejszenie emisji w porównaniu z 1988 rokiem, ale od 2012 roku polska emisja CO2 znowu rośnie. A zasoby węgla, z których korzysta Polska, są coraz częściej importowane z zagranicy - głównie z Rosji (w 2018 import węgla na opał wyniesie ok. 15 mln ton).
Po co więc Polska zabiega o organizację szczytów klimatycznych? Czy zależy nam, by cały świat zobaczył, że zupełnie nie umiemy zatroszczyć się o klimat?
To typowy przykład greenwashing.
Po pierwsze, rząd próbuje kreować wizerunek "czempiona klimatu". Co zresztą doskonale obrazuje propagandowy filmik wypuszczony na tę okazję przez MSZ. Resort ministra Czaputowicza dowodzi w nim, że Polska to już niemal druga Dania.
Po drugie, to okazja, by przedstawić światu polską wizję walki ze zmianami klimatu: co prawda spalamy węgiel, ale ekologicznie, a dwutlenek doskonale pochłaniają gęste polskie lasy. Retorykę tę, wielokrotnie prezentowali politycy PiS, a podczas szczytu ponownie wykorzystał ją prezydent Duda:
"Gospodarka realizowana przez Lasy Państwowe jest czymś wzorcowym w skali światowej. A pamiętajmy, że lasy pochłaniają CO2" - powiedział.
Wreszcie, organizując prestiżową konferencję rząd PiS pokazuje, że go stać. Przyjezdni z całego świata mają zobaczyć, że za rządów PiS jesteśmy krajem rozwiniętym i nowoczesnym, któremu nie straszne przygotowanie skomplikowanej imprezy.
Rządzący najwyraźniej liczą, że po szczycie uczestnikom pozostaną przede wszystkim miłe wspomnienia oraz wrażenie, że ta Polska chyba rzeczywiście jest ekologiczna, skoro tak się stara.
Greenwashing dotyczy zresztą nie tylko gospodarza COP. To też okazja dla paliwowego lobby, by pokazać się z tej bardziej zielonej strony.
Część kosztów ponoszą partnerzy konferencji, wybierani przez gospodarzy szczytu spośród przesłanych zgłoszeń. W tym roku zostali nimi m.in. Jastrzębska Spółka Węglowa, grupa energetyczna Tauron, Polska Grupa Energetyczna oraz PGNiG - firmy, które w wielkim stopniu przyczyniają się w Polsce do emisji gazów cieplarnianych.
To nie pierwszy przypadek, że firmy czerpiące ogromne zyski z wydobycia i przetwarzania paliw kopalnych, sponsorują i oficjalnie wspierają konferencję klimatyczną. Szacuje się, że ok. 20 proc. kosztów szczytu w Paryżu w 2015 roku poniosły francuskie spółki energetyczne EDF i Engie, a także giganci branży transportowej Air France i Renault-Nissan. Wszystkim im daleko do miana "przyjaznych środowisku".
Nie lepiej sytuacja wyglądała podczas szczytu w Warszawie. W 2013 roku reporterzy pisali o udziale General Motors i BMW, amerykańskiego klimato-sceptycznego think-tanku Heartland Institute, a także Grupy Lotos, której logo widniało na 11 tysiącach płóciennych toreb - pamiątek ze szczytu.
Organizacja szczytu klimatycznego to spory wydatek dla budżetu państwa, które musi dysponować wolnymi środkami na ten cel oraz odpowiednim zapleczem infrastrukturalnym.
To między innymi ze względu na duże koszty zdarza się, że choć dany kraj jest oficjalnie gospodarzem COP, inny podejmuje się trudu zorganizowania szczytu. Było tak np. w ubiegłym roku, gdy zamiast na Fidżi, uczestnicy spotkali się w niemieckim Bonn.
O kosztach wprost informują autorzy oficjalnego przewodnika ONZ "How to UNFCCC COP". Znajdziemy w nim szczegółowy opis przygotowań do konferencji, włącznie z szacowaną liczbą butelek wody dla prelegentów.
Państwo goszczące podpisuje z Sekretariatem UNFCCC umowę, w której zobowiązuje się m.in. do zapłacenia za podróże i wyżywienie pracowników ONZ. Do tego dochodzą koszty wynajmu sal konferencyjnych, ochrona, tłumaczenie, strona internetowa, projekt logo i wiele innych wydatków.
Całkowity koszt tego przedsięwzięcia można oszacować dopiero po jego zakończeniu - dużo zależy od liczby uczestników. Szacuje się, że koszt szczytu w Kopenhadze w 2009 roku wyniósł ok. 182 miliony euro, a konferencji w Paryżu w 2015 roku - 170 milionów euro.
Ile zapłaci polski rząd za trzeci w ciągu dziesięciu lat szczyt klimatyczny? W styczniu koszty COP24 w Katowicach szacowano na 127 mln zł - to tyle miał przeznaczyć na ten cel Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Wkład z budżetu miasta Katowice miał wynieść 12 mln zł.
Organizatorzy jednak się przeliczyli. W lipcu specustawa została znowelizowana, a
budżet na konferencję zwiększony dwukrotnie - do 252 milionów złotych.
Rząd tłumaczył, że powodem zwiększonych kosztów jest rosnąca liczba uczestników (spodziewano się ok. 30 tysięcy przyjezdnych), a także konieczność budowy dodatkowej infrastruktury i wypłacenia ekwiwalentów służbom zabezpieczającym szczyt.
Ograniczenia kosztów do 100 milionów złotych chcieli posłowie Platformy Obywatelskiej. Szczyt w Warszawie w 2013 roku kosztował nawet trochę mniej - ok. 90 milionów złotych.
Zaskakujące, ale rozrzutność poprzedniego rządu krytykowali wtedy będący w opozycji politycy PiS. Pod lupę wzięto zwłaszcza koszty wynajmu Stadionu Narodowego, które miały wynieść ponad 26 mln zł.
Zainicjowany przez poprzedni rząd PiS szczyt w Poznaniu zamknięto z budżetem 70 mln zł - to także dwa razy więcej niż początkowo szacowano.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze