Jeśli PKW podejmie dobrą (czytaj sprawiedliwą) decyzję, to będzie to zła decyzja, bo naruszy prawo, a jeśli podejmie decyzję złą (bo niesprawiedliwą), to będzie ona dobra (bo zgodna z prawem) – tak wygląda dylemat Marciniaka, który najwyraźniej przyjmuje konserwatywną linię KBW
Aktualizacja: W tym tekście pisanym w czwartek 29 sierpnia 2024 w południe po konferencji przewodniczącego PKW uznawałem, że Sylwestrowi Marciniakowi bliższe jest konserwatywne stanowisko KBW, ale, że dylemat, którym dzieli się z publicznością, przypominający paradoks kreteńskiego filozofa, oznacza, że „może się wstrzyma od głosu? Bo w końcu nie wiadomo, jak z tymi Kreteńczykami było...”. Sądząc po wynikach głosowania w PKW (5 głosów za odrzuceniem sprawozdania PiS, 3 za przyjęciem, 1 – wstrzymujący się) ta uwaga znalazła potwierdzenie w rzeczywistości, bo wiadomo, że za głosowało pięciu nominatów partii koalicji rządzącej, przeciw – dwaj posłowie PiS i sędzia TK. Czyli wstrzymał się Marciniak
Wchodząc na posiedzenie PKW jej przewodniczący sędzia Sylwester Marciniak, wygłosił tajemniczą formułę, która zabrzmiała jak paradoksy starożytnych filozofów, jak choćby Epimenidesa z Krety.
„Idealnie byłoby, gdyby można było rozstrzygnąć sprawę nie tylko zgodnie z prawem i sprawiedliwie. Istnieje jednak także możliwość, że będzie rozstrzygniecie sprawiedliwe, ale niezgodne z prawem, czy wręcz niesprawiedliwe”.
22 wieki temu Epimenides uznał, że „Kreteńczycy zawsze kłamcy, złe bestie, brzuchy leniwe”. Zostało to uznane za paradoks, bo jeśli mówił prawdę, to kłamał (bo sam jest Kreteńczykiem), a jeśli kłamał, to znaczyło, że Kreteńczycy mówią prawdę, a więc nie może być Kreteńczykiem, którym jest.
Mam nieodparte wrażenie, że Marciniak, zastępca przewodniczącego PKW od 2104 i przewodniczący od 2020, podzielił się z nami podobną rozterką, którą można wyrazić tak:
Jeśli PKW podejmie dobrą (czytaj sprawiedliwą) decyzję, to będzie to zła decyzja, bo naruszy prawo, a jeśli podejmie decyzję złą (bo niesprawiedliwą), to będzie ona dobra (bo zgodna z prawem).
Zapewne oznacza to, że Marciniak uznaje konserwatywną interpretację kodeksu wyborczego, jaką przedstawili w opinii z 29 lipca 2024 roku eksperci Krajowego Biura Wyborczego.
Kluczowe dla tamtej opinii (i jak sądzę dla Sylwestra Marciniaka) jest literalne rozumienie art. 144 kodeksu wyborczego, który – przypomnijmy kolejny raz punkt 3e –
zabrania komitetowi wyborczemu „przyjęcia korzyści majątkowych o charakterze niepieniężnym z naruszeniem przepisu art. 132 § 5”.
A ten drugi artykuł 132 wymienia pięć niewinnych form niepieniężnych (czyli świadczonych nieodpłatnie) form udziału osób fizycznych w agitacji wyborczej, np. rozdawanie ulotek albo powieszenie na swoim balkonie baneru z trzema głupimi minami Tuska i wielkim czerwonym tytułem „Nie zasługuje na kolejną szansę” (przynajmniej momentu, gdy sąd w trybie wyborczym baneru zakazał).
Problem w tym, jak rozumieć owe „przyjęcia korzyści majątkowych”, czyli które formy agitacji na rzecz kandydatek i kandydatów PiS, czy partii jako całości, można uznać za naruszenie zakazu.
KBW trzyma się literalnie przepisów i twierdzi, że do naruszenia kodeksu wyborczego doszłoby wyłącznie w sytuacji „świadomego przyjęcia” przez Komitet niedozwolonych korzyści majątkowych.
Co więcej, przez „przyjęcie” należy rozumieć złożenie stosownego oświadczenia woli przez pełnomocnika finansowego komitetu lub co najmniej przyjęcie przez niego do wiadomości przekazania komitetowi korzyści majątkowej i wykorzystanie jej.
Humorystyczne – choć zgodne z tym samym art. 144 kodeksu wyborczego – jest dodatkowe uzasadnienie stanowiska KBW. Otóż KBW wysłał Komitetowi Wyborczemu PiS kilkanaście doniesień o wyborczych przekrętach, jakie przyszły do PKW i zapytał, co PiS na to.
Pełnomocnik Komitetu PiS uprzejmie wyjaśnił, że „nie zlecał wykonania materiałów wyborczych, o których mowa w w/w materiałach, nie zlecał również żadnemu organowi administracji publicznej jakiegokolwiek zapotrzebowania na agitację, nie miał wiedzy o opisanych w niektórych pismach sytuacjach i nie miał wpływu na ewentualne działania swoich kandydatów lub osób trzecich”.
I wyraził oburzenie, bo "jest pokrzywdzonym w sprawach, w których osoby trzecie bez zgody, wiedzy i akceptacji Komitetu Wyborczego podejmują wątpliwe działania na własną rękę”.
A skoro komitet wyborczy PiS nie był zaangażowany w nielegalną agitację, to nawet jeśli jakaś agitacja miała miejsce, nie ma powodu, by odrzucać sprawozdanie PiS.
Konkluzja KBW (i jak sądzę Marciniaka) jest radykalna: „Nie może być podstawą odrzucenia sprawozdania obiektywny wpływ działań innego podmiotu na polepszenie szans wyborczych komitetu wyborczego, o ile działania te dokonywane były bez porozumienia z komitetem”.
Analiza KBW narusza poczucie sprawiedliwości, bo dla wszystkich (łącznie z Marciniakiem i politykami PiS, a nawet ekspertami KBW*) jest przecież oczywiste, że przekręty wyborcze były, i to wyjątkowo bezczelne.
Jeśli jednak KW ma zgodnie ze swoją misją i Konstytucją RP naprawdę kontrolować proces wyborczy, to musi wyjść poza tak wąskie rozumienie art. 144.
Podejście konserwatywne KBW prowadzi bowiem do (kolejnego)
paradoksu, tym razem zaszytego w prawie wyborczym, który polega na tym, że przepis, który miałby uniemożliwiać nielegalną agitację, nie pozwala na jej stwierdzenie.
Bo przecież jeśli ktoś prowadzi nielegalną agitację, to nie informuje o tym komitetu wyborczego, a jeśli informuje, to nie jest ona nielegalna.
Inaczej mówiąc, jeśli jakieś ministerstwo (Rodziny, Sprawiedliwości, MON) wspierało kampanię wyborczą PiS za publiczne pieniądze, organizując festyny z udziałem kandydatów PiS albo delegując swoich urzędników do agitacji wyborczej, to nie po to, żeby się tym chwalić przed światem i zgłaszać to komitetowi wyborczemu PiS.
KBW przestrzega wręcz PKW, co może robić wrażenie na ostrożnym z natury Marciniaku: „oceniając zgodność gospodarki finansowej komitetów z przepisami Kodeksu wyborczego, nie można dokonywać rozszerzającej wykładni przepisów, których naruszenie skutkuje odrzuceniem sprawozdania, ponieważ w demokratycznym państwie prawnym zakazy nie mogą być interpretowane rozszerzająco”.
Na co zwolennicy sprawiedliwości wyborczej mogą użyć pośredniego argumentu, że PKW zdarzało się wychodzić poza tak absurdalnie wąskie rozumienie prawa wyborczego.
Jak przypomnieliśmy w OKO.press, Sylwester Marciniak już raz w grudniu 2022 roku podpisał uchwałę PKW, w której odrzucono roczne sprawozdanie Polski 2050 na gruncie ustawy o partiach politycznych. Analogia daleka, ale argumentacja nasuwa skojarzenie z tym, co byłoby sprawiedliwym werdyktem w kwestii wyborczych przekrętów PiS.
Ugrupowanie Szymona Hołowni miało w 2021 roku kłopoty z założeniem konta i korzystało z pośrednictwa bliskich mu organizacji m.in. Stowarzyszenia Polska 2050 oraz Instytutu Strategie 2050. PKW wyszedł wtedy poza partyjne sprawozdanie i dotkliwie ukarał Hołownię.
PKW uznała wtedy, że niezgodne z prawem działania Polski 2050 polegały na przyjmowaniu korzyści majątkowych od Stowarzyszenia Polska 2050 oraz od Instytutu Strategie 2050
w postaci promowania działalności Partii, które niewątpliwie mają swoją wartość.
(...) Działalność ta bez wątpienia wpływała na budowanie wizerunku i upowszechnianie informacji o partii Polska 2050 (...) To zaś oznacza, że Polska 2050 przyjęła od tych podmiotów korzyści majątkowe o charakterze niepieniężnym”.
W kontekście wręcz nachalnej agitacji na rzecz kandydatek i kandydatów PiS przez rządowe instytucje w okresie kampanii przed wyborami 15 października (od 8 sierpnia) szczególnie mocno brzmi kolejne stwierdzenie.
Przyjęcie sprawozdania Polski 2050 oznaczałoby zdaniem PKW, że „partia może bez ograniczeń pozyskiwać środki od różnego rodzaju podmiotów, polegające nie tylko na promocji jej działalności czy programu (...), ale także na pokrywaniu przez nie kosztów transportu członków partii będących jednocześnie członkami tych organizacji lub tylko osobami wspierającymi ich działalność, kosztów noclegów, wykorzystywanych przez nie urządzeń itp.”.
Dokładnie w taki sposób finansowana była agitacja na rzecz PiS prowadzona poza oficjalną kampanią podczas rozmaitych imprez publicznych, w spotach, w mediach itd.
Marciniak podkreśla, że jego głos liczy się tak jak głos każdego członka (sami panowie, rzecz jasna) PKW. Wie, że rozkład sił jest taki:
W tej sytuacji głos Marciniaka za przyjęciem sprawozdania, czy dokładniej za odrzuceniem odrzucenia, nie będzie miał znaczenia, ale przewodniczący PKW chciał wysłać opinii publicznej „sygnał Epimenidesa”, że wie, że i tak źle, i tak niedobrze.
Może się wstrzyma od głosu? Bo w końcu nie wiadomo, jak z tymi Kreteńczykami było...
Żarty żartami, ale problem jest. Politycy koalicji 15 października, zamiast naciskać – momentami bezceremonialnie – na PKW, powinni czym prędzej
uzdrowić kodeks wyborczy, tak by jego zapisy w jednoznaczny sposób zabraniały tego, co jesienią 2023 wyprawiały ministerstwa i inne rządowe agendy PiS.
Wybory
Jarosław Kaczyński
Koalicja 15 października
Koalicja Obywatelska
Nowa Lewica
Państwowa Komisja Wyborcza
Polska 2050
Prawo i Sprawiedliwość
PSL
Sylwester Marciniak
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze