0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.plJakub Porzycki / Age...

“Ja po prostu muszę coś robić”- mówi nam Oleg w przerwie od rozdawania żywności uchodźcom. Bezczynność by go dobiła — bo w końcu jego córka jest w Ukrainie. Wybrała się na ferie zimowe do dziadków, do Dniepropietrowska. Teraz jest już za Lwowem — po 900 kilometrach podróży przez ogarnięty wojną kraj. Niedługo powinna przejechać przez granicę w podkarpackim Krościenku (ukr. Крошценко), gdzie Oleg kilka lat temu osiadł z rodziną. Bieszczadzkie miasteczko jest jednym z mniejszych przejść na polsko-ukraińskiej granicy. Tu pomoc przybywa nieco rzadziej niż do Dorohuska, Medyki czy Korczowej. O wsparcie mniejszych przygranicznych miejscowości poprosił prezydent Przemyśla Wojciech Bakun. U niego wszystkiego jest już pod dostatkiem.

Przeczytaj także:

Oleg stoi w jednym z dwóch punktów, gdzie osoby przekraczające granicę mogą dostać żywność. Polowe stoły uginają się od bananów, drożdżówek, zapakowanych w folię kanapek. Razem z nim pod ogrodowym namiotem i przy niewielkim dostawczaku z robotą uwija się kilka osób. Patrzą uważnie pod nogi, żeby nie potknąć się o jedną z wielkich toreb wypchanych po brzegi dżemami, przetworami, jedzeniem dla dzieci czy pieczywem. Z wielkich termosów leje się gorąca herbata, między osobami czekającymi przy granicy chodzi mężczyzna i rozdaje kanapki.

Kilka kroków dalej swoje stanowisko ustawiła Agrounia. W obrendowanych polarach smażą jajecznicę na kiełbasie, zachęcają głośno do częstowania się, a na tle tego obrazka powstaje filmik na Facebooka. O tym, co dzieje się na granicy żywiołowo opowiada lider Agrounii Michał Kołodziejczak wśród ciężarówek wypełnionych ziemniakami i jajkami.

Stoisko, przy którym pracuje Oleg. Fot. Katarzyna Kojzar

Czekając w Krościenku

Stoimy przez chwilę na poboczu, między przejściem granicznym a punktem z herbatą i żywnością. Dalej nie możemy iść, policja założyła biało-czerwone taśmy i pilnuje, czy nikt ich nie przekracza. Razem z nami stoją ci, których najbliżsi mają niedługo przekroczyć granicę. Mężczyzna w pomarańczowej kurtce nerwowo przestępuje z nogi na nogę, wbijając wzrok w przejście graniczne. Chwilę później podjeżdża furgonetka, a z niej wyskakują dzieciaki — prosto w ramiona pomarańczowej kurtki. Trudno się nie wzruszyć na ten widok.

Obok słychać dziecięcy płacz i zamieszanie. To grupa kobiet z wózkami i walizkami. Trzymają kubki z gorącą herbatą, uspokajają dzieci, pilnują, żeby ich pluszaki nie wpadły do pośniegowego błota. Strażak, który koordynuje sytuację na przejściu, pyta, czy na kogoś czekają. Na transport, mówi jedna z nich, będzie za dwie godziny. “Nie będziecie tu marznąć z dzieciakami” - ordynuje strażak. Po dwóch minutach cała grupa siedzi już w wozie strażackim i rusza w stronę punktu recepcyjnego.

“Lepiej nie przyjeżdżać samemu na granicę po odbiór uchodźców” - mówi nam Wojciech Szott, dyrektor Ustrzyckiego Domu Kultury. “Trzeba zgłaszać się do punktów recepcyjnych. Dzięki temu tutaj, przy przejściu, nie będą tworzyć się korki” - dodaje. W punktach wolontariusze najlepiej wiedzą, kto gdzie chce jechać i czy potrzebuje transportu.

Magazyny pełne darów

Pytamy Olega, jak można pomóc, czy czegoś w punkcie przy granicy brakuje? “Właściwie nic nam nie potrzeba, ludzie przyjeżdżają z pomocą, żywności wystarczy dla wszystkich” - twierdzi Oleg, przekrzykując warkot agregatu prądotwórczego. To, co mówi nam Oleg, zgadzałoby się z tym, co przekazują władze. Pomoc zalała punkty ustawione przy granicach. Nie brakuje produktów spożywczych i ciepłej odzieży.

Wszystkie te rzeczy trafiają potem do punktów recepcyjnych. W gminie Ustrzyki Dolne, gdzie znajduje się Krościenko, takie punkty są dwa: w nieczynnej szkole w Łodynie i dopiero co utworzony, w świetlicy wiejskiej w Równi. Dary są gromadzone w hali sportowej w Ustrzykach Dolnych i sali sportowej w Krościenku, ale urząd gminy prosi, żeby już nic więcej tam nie przywozić. Magazyny pękają w szwach.

“To ważne, abyście na razie wstrzymali kolejne dostawy. Będziemy Was informować jeżeli w naszych magazynach zrobi się więcej miejsca. Nasze magazyny w Ustrzykach Dolnych i pozostałych miejscowościach są PRZEPEŁNIONE” - piszą urzędnicy i proszą, żeby obserwować Ustrzyki Dolne na Facebooku. Bo przecież możliwe, że za kilka dni wszystkie ubrania i jedzenie zostaną rozdane.

Po drodze na granicę kupiliśmy kilka polarowych koców. Jakoś tak głupio było jechać z pustymi rękami. Zostawiamy je w punkcie recepcyjnym w Łodynie, w wielkim ogrodowym namiocie, który stał się magazynem. Wchodzimy do niego za wolontariuszką. Rzeczywiście, darów nie brakuje, cały namiot wypełniony jest pudłami i siatkami pełnymi ubrań i prowiantu.

Drzwi dawnej szkoły w Łodynie się nie zamykają — co chwilę wchodzą kolejni uchodźcy, przywożeni przez strażaków.

Zima w Bieszczadach

W sieci coraz częściej słychać prośby o wysyłanie pomocy do Ukrainy. Pomóc można również walczącym. Opatrunki, opaski uciskowe, odzież termiczna, ubrania w nierzucających się w oczy kolorach — to lista zakupów, które można przynosić do siedziby Chełmskiego Stowarzyszenia Strzeleckiego "Magnum". Możliwe, że niedługo właśnie tego zabraknie na froncie. Za polską granicę trafia coraz więcej pomocy. Widać to również w Krościenku. Przez ponad godzinę pod szlabany podjeżdża pięć dostawczaków oznaczonych polskimi i ukraińskimi barwami — niektóre nawet z przyczepami. Wbrew informacjom, które pojawiły się w sieci, każdy chętny może wjechać na ukraińską stronę przez przejście Krościenko-Smolnica.

Jednocześnie nie widzimy zbyt wielu osób, które przechodziłyby granicę z Ukrainy do Polski. Oleg mówi nam, że kolejka ma kilkadziesiąt kilometrów, długie godziny stania. “System po ukraińskiej stronie padł i wszystkie dokumenty są sprawdzane ręcznie. Starają się to zrobić jak najszybciej, ale niestety to zajmuje dużo czasu” - mówi nam Wojciech Szott.

W Bieszczadach zima na całego.

W nocy z poniedziałku na wtorek temperatura ma spaść do minus sześciu stopni.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze