0:00
0:00

0:00

Jak co roku, od marca do lipca, na brzegach południowego Bałtyku pojawiają się małe foki. Najczęściej są to szczenięta foki szarej. Rodzą się na przełomie lutego i marca głównie w północnych częściach morza, gdzie jeszcze o tej porze roku utrzymuje się lód. Z kolei w czerwcu na świat przychodzą najrzadsze w Morzu Bałtyckim foki pospolite. Od lat focze szczenięta przyjmuje ośrodek rehabilitacji fok w Helu. Niedawno dołączył do niego nowoczesny ośrodek rehabilitacji zwierząt morskich w sąsiedniej Litwie.

Do helskiego ośrodka rehabilitacji fok funkcjonującego w Stacji Morskiej imienia Profesora Krzysztofa Skóry Uniwersytetu Gdańskiego trafiło w tym roku już 56 foczych szczeniąt. W ośrodku w Kłajpedzie, w znacznie mniejszej terytorialnie Litwie, której niewielka część przylega do morza, znalazło się 20 małych fok. Oba miejsca niosą pomoc tym morskim ssakom.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

Powrót foki

Jeszcze kilkanaście lat temu foki w południowym Bałtyku były nie lada rzadkością. Był to rezultat ich zabijania przez ludzi, traktujących foki jako konkurenta w połowach ryb, a także skutek zanieczyszczeń. Dopiero po tym, jak w krajach skandynawskich wprowadzono działania ochronne dla fok, liczebność najliczniejszych w Morzu Bałtyckim fok szarych wzrosła – z 3 tysięcy w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku do około 40 tysięcy. Tymczasem jeszcze 100 lat temu w Bałtyku żyło około 100 tysięcy fok tego gatunku.

Foka szara wynurza głowę z wody
Foka szara. Fot. Paweł Średziński

Pozostałe dwa gatunki fok mają się jeszcze gorzej. Foka pospolita, wbrew swojej nazwie, jest w Morzu Bałtyckim najmniej licznym gatunkiem. Dziś ich unikatową bałtycką populację żyjącą u wybrzeży Olandii, szacuje się na około 1000 osobników.

Trzy foki pospolite w wodzie
Foki pospolite. Fot. Paweł Średziński.

Z kolei foka obrączkowana, która potrzebuje lodu i śniegu do budowy schronień dla swojego potomstwa, staje się ofiarą zmian klimatu i związanych z nimi coraz mniej mroźnych i bezśnieżnych zim. Na początku XX wieku we wschodniej części Bałtyku, w Zatoce Fińskiej i Botnickiej, żyło około 200 tysięcy fok obrączkowanych. Obecnie jest ich o wiele mniej. Niedawno szacowało się ich liczebność na 10 tysięcy, przy czym 6 tysięcy z nich żyło w wodach Zatoki Botnickiej.

Piaszczyste łachy są idealnym miejscem odpoczynku fok. Fot. Paweł Średziński

U polskich i litewskich brzegów najczęściej obserwujemy foki szare. W Polsce nie ma aż tak wielu sprzyjających siedlisk dla tego gatunku. Foka jest zwierzęciem wodno-lądowym i wymaga skrawka brzegu lub lodu, na którym mogłaby odpocząć. Takich miejsc, gdzie może to zrobić bez obaw o niepokojenie przez ludzi mamy stosunkowo niewiele. Od pewnego czasu główną ostoją fok są piaszczyste łachy w ujściu Przekopu Wisły, odizolowane od lądu, gdzie te morskie ssaki możemy obserwować regularnie.

Potencjalnie dobrymi miejscami mogłyby być odcinki plaż w parkach narodowych, ale takich skrawków wybrzeża, gdzie nie pojawiają się ludzie, najlepiej odgrodzonych pasem wody od stałego lądu, i gdzie foki mogłyby stworzyć swoją stałą kolonię, praktycznie nie mamy. Z podobnym ukształtowaniem linii brzegowej mamy do czynienia w sąsiedniej Litwie.

Maluchy na brzegu

Od końca lutego do początku maja, na polskim i litewskim brzegu pojawiają się małe foki szare. To one najczęściej trafiają do ośrodków rehabilitacji w obu krajach. Drugi gatunek fok, który rodzi na przełomie zimy i marca to foka obrączkowana, ale jej szczenięta w południowym Bałtyku pojawiają się skrajnie rzadko. Z kolei w czerwcu i w lipcu przychodzą na świat foki pospolite. Te również nie są obserwowane często, chociaż już kilka z nich uratowano w polskim ośrodku rehabilitacji w Helu.

Nie każdy maluch wymaga zabrania do szpitalika. Po pierwsze u fok szarych opieka nad szczenięciem nie trwa długo. Przez pierwsze trzy, tygodnie życia młode żywi się mlekiem matki i traci swoje szczenięce, białe futerko, nazywane lanugo. Potem musi się usamodzielnić. Samica zostawia swoje potomstwo, które odtąd pokarmu musi szukać samo. Dlatego, jeśli widzimy małą fokę na plaży, nie oznacza to, że coś złego z nią się stało. Być może właśnie zaczęła swój start w samodzielne życie.

Jak wyjaśnia mi Dominika Jonakowska, lekarka weterynarii opiekująca się fokami w ośrodku rehabilitacji fok Stacji Morskiej w Helu, pomocy wymagają najczęściej wychudzone, wycieńczone, często odwodnione maluchy. Zdarza się, że mają wtórne infekcje. Zdarzają się też pogryzienia przez inne zwierzęta. „W tym sezonie rehabilitacyjnym foki, które do nas trafiły miały bardzo dużo ran na całym ciele, na płetwach, na pysku” – mówi Jonakowska. – „Ciężko jest stwierdzić, czy to jest pogryzienie przez psa, czy przez lisa, czy przez inną fokę. Niektóre miały rany kłute, niektóre szarpane, ale zdarzają się cięższe przypadki, kiedy mamy fokę z rozbitą głową lub silnie uszkodzone płetwy”.

Decyzję o zabraniu foki do „szpitalika” w Helu podejmuje się na podstawie zespołu wytycznych, które kwalifikują malucha do leczenia. „Niska waga, stopień pokrycia ciała lanugo, osłabienie, biegunka, widoczne ropiejące urazy i rany, ciężki oddech lub brak reakcji na pojawienie się człowieka, kiedy zwierzę nie jest czujne i nie wodzi za ludźmi wzrokiem” – wylicza Dominika Jonakowska. „To niektóre z kluczowych kryteriów w procesie podejmowania decyzji w sprawie maluchów znajdowanych na plaży” – wtóruje jej, Joanna Ostrowska, opiekunka helskich fok. – „Ważne jest to, czy foka jest cała w lanugo, czy też ma tylko jego resztki, albo czy ciężko oddycha. Niezwykle istotne są uważne oględziny małej foki. Każdy przypadek jest bardzo indywidualny”.

W miejscu znalezienia foki jako pierwsi najczęściej pojawiają się wolontariuszki i wolontariusze z Błękitnego Patrolu WWF, obecni na całym polskim wybrzeżu Bałtyku. Informacje, które przekazują do Helu, pozwalają podjąć decyzję, czy foka wymaga leczenia, czy też wystarczy obserwacja malucha na plaży.

Foka szara w helskim ośrodku rehabilitacji fok. Fot. Paweł Średziński

Te szczenięta, które trafiają do helskiego ośrodka w Stacji Morskiej, przechodzą tam proces leczenia i rehabilitacji. Jeśli leczenie zakończy się sukcesem, foki wracają na wolność i zaczynają samodzielne życie. Część z nich podejmuje dalekie wędrówki, o czym dowiadujemy się ze specjalnych nadajników mocowanych na grzbiecie zwierząt, które odpadają wraz z sierścią traconą podczas linienia.

Stacja Morska UG w Helu prowadzi jedyny ośrodek rehabilitacji fok w Polsce. Kilka innych punktów istnieje w pozostałych krajach położonych nad Bałtykiem. Często są to miejsca w ramach istniejących już ogrodów zoologicznych jak w przypadku zoo w Rydze. Jednak to w sąsiedniej Litwie, w Kłajpedzie, powstało nowoczesne centrum rehabilitacji fok, które zapewnia profesjonalną opiekę potrzebującym pomocy zwierzętom. Litewskie Muzeum Morskie, w którym znajduje się ten ośrodek, od lat stara się ratować małe foki. Początki ratowania fok były bardzo różne.

Przeczytaj także:

Arūnasa pół wieku z fokami

Za twórcę ośrodka rehabilitacji fok w Helu jest uznawany nieżyjący już profesor Krzysztof Skóra. Za założyciela centrum pomocy fokom w Kłajpedzie jest uznawany Arūnas Grušas. Arūnas współpracował z założycielem helskiej placówki przez wiele lat. Do dziś wspomina swojego polskiego kolegę z nieukrywanym szacunkiem. Jak mi mówi, nie znał takiego drugiego człowieka, tak oddanego sprawie ochrony bałtyckiej przyrody.

Mój rozmówca fokami zajmuje się już od prawie pół wieku. Po tym okresie doczekał się nowoczesnego centrum, przygotowanego do leczenia potrzebujących pomocy fok. Arūnas jest uznawany za legendarną postać w Litwie, chociaż z tym się nie zgadza. „To wina dziennikarzy, że zrobili ze mnie legendę, a ja tak się nie czuję” – żartuje, kiedy rozmawiamy. Jest absolwentem biologii na Uniwersytecie Wileńskim. Do Kłajpedy trafił blisko 50 lat temu, w drugiej połowie lat siedemdziesiątych. „Od samego początku mojej pracy w Litewskim Muzeum Morskim zajmuję się fokami, które były w nim przetrzymywane. W ten sposób nabywałem doświadczenia w pracy z tymi morskimi ssakami. Natomiast moja praca z rehabilitacją foczych szczeniąt zaczęła się w latach osiemdziesiątych, na długo przed tym, kiedy powstało to nowoczesne centrum, w którym teraz jesteśmy”.

Arūnas Grušas. Fot. Paweł Średziński

Jak mówi mi Arūnas, pierwsze szczenię foki szarej na brzegu Litwy zostało znalezione 36 lat temu, w pobliżu falochronu u wejścia do kłajpedzkiego portu. Od litewskiej nazwy falochronu maluch otrzymał imię Molas. Wtedy jeszcze nie wypuszczano na wolność rehabilitowanych fok. Molas został na resztę życia w kłajpedzkim muzeum i żyje w nim do dziś. Wcześniej pływał w rozległej fosie opływającej pruski fort, w którym znajdują się muzealne ekspozycje. To tam widziałem go po raz pierwszy, kiedy odwiedzałem muzeum dekadę temu. Teraz możemy go zobaczyć w jednym z basenów, w towarzystwie dwóch innych fok szarych.

„Z roku na rok małych fok wymagających pomocy zaczęło przybywać” – kontynuuje Arūnas. –„Początkowo były to dwa, trzy szczenięta rocznie. Później nie mniej niż 10, a w ostatnich latach pod naszą opiekę trafia średnio 20 fok. Przy czym w przeciwieństwie do początków rehabilitacji w Kłajpedzie, teraz foki trafiają po leczeniu na wolność. Wcześniej, kiedy jeszcze nikt nie myślał o ośrodku rehabilitacji, wyleczone zwierzęta trafiały między innymi do ogrodów zoologicznych”.

Fot. Paweł Średziński

Ośrodek w Kłajpedzie został uruchomiony po wielu latach poszukiwania środków na jego wybudowanie. Kosztował 4 miliony euro, przy czym trzecią część sfinansowało litewskie ministerstwo środowiska. Pozostała kwota pochodziła z funduszy unijnych i środków własnych muzeum. Powstało w miejscu, gdzie wcześniej funkcjonowało laboratorium. Był tutaj basen, gdzie prowadzono badania nad połowami ryb z użyciem prądu. Laboratorium już dawno nie istnieje, a w miejscu doświadczalnego zbiornika powstał kompleks basenów dostosowanych do przetrzymywania fok. „Niezwykle ważne jest izolowanie zwierząt, które trafiają tu prosto z brzegów morza” – dodaje Arūnas. – „Dzięki nowoczesnej infrastrukturze foki mogą być umieszczane w oddzielnych basenach na zewnątrz i w specjalnych izolatkach w sąsiadującym z nimi budynku. Oprócz miejsc przetrzymywania kłajpedzki ośrodek dysponuje oddzielnymi pomieszczeniami na przygotowanie posiłków, prowadzenie diagnostyki fok i zabiegów weterynaryjnych, jeśli okażą się niezbędne.

Na archiwalnych zdjęciach, które pokazują mi pracownicy ośrodka w Kłajpedzie, możemy zobaczyć, jak rehabilitacja wyglądała dawniej. Foki trafiały do wanien, a później do baseników wykonanych z elementów zjeżdżalni montowanych w parkach wodnych. Dziś warunki są już zupełnie inne.

„Trafiają do nas przede wszystkim foki szare” – wyjaśnia mi Arūnas. – „Tylko raz zdarzyło się, że mieliśmy fokę pospolitą. Pacjenci przyjeżdżają do nas z różnymi problemami. Najczęstsze bywa niedożywienie, widoczne rany. W trakcie leczenia udaje się zdiagnozować infekcje. Podejmujemy z plaży foki osłabione, z niedowagą, takie, które ewidentnie nie są w stanie sobie poradzić. Różne mogą być przyczyny tego niedożywienia. Część samic nie ma wystarczającej ilości mleka do wykarmienia potomstwa, co może być rezultatem mniejszej dostępności ryb w morzu. Czasami odbieramy szczenięta w tak złym stanie, że zadaję sobie pytania, jak to się stało, że szczenię wciąż żyje”.

Foka szara
Foka szara w ośrodku w Kłajpedzie. Fot. Paweł Średziński

Od 36 lat pod opiekę Arūnasa trafiło łącznie 167 fok. Wśród nich są też tegoroczne szczenięta. Łącznie na leczenie przyjechało 20 fok. 19 z nich czeka dziś na wypuszczenie do morza. Są znajdowane na różnych odcinkach litewskiego wybrzeża Bałtyku, które liczy ponad 90 kilometrów. Nie ma na nim żadnej foczej kolonii, gdzie migrujące z natury foki mogłyby odpoczywać.

Stoimy z Arūnasem przy jednym z basenów, w którym pływają szczenięta, które udało się już wyleczyć. Niedługo zostaną załadowane do specjalnych skrzyń i wypłyną na otwarte morze, gdzie rozpoczną samodzielne życie. Żadna z nich nie ma jeszcze imienia, tylko numery. Litewski ośrodek co roku zwraca się do szkół w wybranym regionie Litwy, z prośbą do dzieci o wymyślenie imion dla fok. To uczniowie mogą nazwać pacjentki i pacjentów kłajpedzkiego centrum rehabilitacji.

Arūnas mówi mi, że chciałby już pójść na emeryturę, ale chyba nie jest w tej deklaracji całkiem szczery. Jak sam przyznaje, foki stały się częścią jego życia i trudno będzie o nich zapomnieć. Chociaż jest szefem ośrodka, przebywa w nim prawie codziennie, sam czyści baseny i izolatki, karmi pacjentów i pacjentki. Dogląda wszystkiego w najmniejszym szczególe.

Helski szpitalik

W Helu sezon rehabilitacji fok szarych kończy się najczęściej w czerwcu. W tym roku 56 szczeniąt przyjechało do helskiego ośrodka. Większość z nich trafiła już z powrotem do Bałtyku. Tylko kilka zostało jeszcze w foczym szpitaliku, czekając na swoją kolej. Chyba że pojawią się szczenięta foki pospolitej, które przychodzą na świat na progu lata.

Dominika Jonakowska, która sprawuje opiekę weterynaryjną nad foczymi pacjentami w Helu, podkreśla, że czas leczenia szczenięcia w foczym szpitaliku jest ograniczony do niezbędnego minimum. „Po zakończonym leczeniu, foki jeszcze przez około tydzień są obserwowane, a potem zapada decyzja o ich wypuszczeniu. To ważne, żeby upewnić się, że stan zdrowia zwierzęcia umożliwia mu powrót do Bałtyku. Ważna jest również masa foki. Jeśli osiągnie około 30 kilogramów i oczywiście jest w dobrej kondycji zdrowotnej, wtedy zapada decyzja o jej powrocie na wolność”.

foka wynurza głowę z wody
Fot. Paweł Średziński

W Helu oprócz Dominiki Jonakowskiej fokami zajmuje się zespół profesjonalnych opiekunek, oraz wolontariuszek i wolontariuszy, rokrocznie wspierających zespół ośrodka rehabilitacji. Pomimo wielu foczych pacjentów, każde zwierzę zajmuje szczególne miejsce w pamięci opiekujących się nimi ludzi. Joanna Ostrowska, która jest opiekunką, opowiada mi o pacjentce o imieniu Amber z Jantaru, która w momencie znalezienia była bardzo słaba. Wspomina, że została przywieziona przez osoby z Błękitnego Patrolu późno w nocy. Rokowania były bardzo ostrożne. „Powiedziałam reszcie zespołu, że ona musi się pozbierać. Była bardzo spokojną pacjentką. Dobrze znosiła każdy zabieg. Nie było problemu z przenoszeniem jej do basenu. Na szczęście Amber z naszą pomocą wróciła do pełni zdrowia i pływa już w Bałtyku”.

Jednak jak mówią mi Dominika i Joanna ważne w rehabilitacji jest nie tylko osiągnięcie dobrej kondycji przez foki, ale również to, żeby nie przyzwyczaiły się do człowieka. „To są jeszcze maluchy i naprawdę musimy zajmować się nimi ostrożnie. Dopiero uczą się życia. Jeżeli byłybyśmy cały czas przy takiej foce, stały nad nią, mówiły do niej, to ona przyzwyczaiłaby się do naszej obecności, szukała człowieka, kojarząc go ze źródłem pożywienia i nie byłaby dobrze przygotowana do samodzielności. Temu chcemy bardzo zapobiec w czasie leczenia i rehabilitacji”.

Po co ratować małe foki?

Można się zastanowić, po co ratować foki. Skoro śmiertelność młodych zwierząt jest czymś, co zdarza się w naturze, czy należy im pomagać – pytam moje rozmówczynie ze Stacji Morskiej. Dominika Jonakowska odpowiada bez wahania: „Te zwierzęta nie mają łatwo w Bałtyku, bo presja człowieka jest bardzo duża. Tu nie chodzi tylko o drastyczne przypadki, kiedy ktoś celowo zrani lub zabije fokę. Zanieczyszczamy Bałtyk, wyławiamy z niego ryby, lokalizujemy nowe inwestycje na morzu. To jest również nasza wina, kiedy fokę pogryzie puszczony luzem na plaży pies lub foka wplącze się w sieci rybackie. Możemy też zamęczyć zwierzę, szczególnie małą fokę, jeśli osaczymy ją na plaży, nie damy odpocząć i będziemy podchodzić do niej, żeby zrobić jej zdjęcie. Foka wychodzi na brzeg, żeby odpocząć. Stresując zwierzę, odpowiadamy za spadek odporności jego organizmu. Nawet jeśli komuś się wydaje, że nie trzeba im pomagać, to pomyślmy wtedy o tym, że to my ludzie mamy największy wpływ na to, co dzieje się z Morzem Bałtyckim i to my możemy coś zmienić na lepsze”.

Fot. Paweł Średziński

Na razie foki mogą liczyć na ogromną sympatię tak w społeczeństwie polskim, jak i litewskim. Są zwierzętami, które potrafią ukraść serce wielu osób. Szczególnie foki szare, które moim zdaniem mają w sobie coś z psa. Może, dlatego tak bardzo polubiliśmy foki, i kiedy kilka lat temu głośno było o przypadkach fok zabijanych przez ludzi, przez Polskę przetoczyła się fala oburzenia.

Na majowej konferencji z okazji otwarcia ośrodka rehabilitacji w Kłajpedzie miałem okazję wysłuchać kilkunastu osób zajmujących się badaniem nad fokami z większości krajów położonych nad Bałtykiem. Konkluzje nie były optymistyczne. Skala oddziaływania człowieka na ekosystem Morza Bałtyckiego jest tak duża, że w połączeniu ze zmianami klimatu, mniej mroźnymi zimami, brakiem lodu, który jest istotny dla fok obrączkowanych, ale ważny również dla fok szarych, jest coraz mniej przestrzeni na lądzie dla obu gatunków. To będzie wpływać na sukces rozrodczy tych ssaków. Problemem jest też samo przełowienie Bałtyku. Ryb jest mniej, ale nie dzieje się tak przez foki. To człowiek wyławiał coraz więcej ryb, zanieczyszczał wody morza, a teraz skutki tych działań odczuwa przyroda, a w konsekwencji również eksploatujący Bałtyk sektor rybołówstwa. Bez łowienia ryb w morzu i ich konsumpcji człowiek sobie poradzi. Bałtyckie ssaki, wśród nich foki, już nie.

;
Na zdjęciu Paweł Średziński
Paweł Średziński

Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych” i „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej”.

Komentarze