19-letniemu Wojtkowi Łobodzińskiemu neonaziści najpierw grozili pobiciem na blokadzie marszu, a potem w sieci. W końcu dopięli swego: wczoraj student został złapany przez jednego z nich na terenie Uniwersytetu Warszawskiego i skatowany tuż za bramą uczelni. Przed bramą UW odbyła się pikieta solidarnościowa
Wojtek Łobodziński brał udział w blokadzie marszu neonazistów 1 maja 2018 roku w Warszawie. Już wtedy zamaskowani bojówkarze z organizacji „Szturmowcy” (nazwa nawiązuje do nazistowskiego pisma "Der Stürmer") grozili mu, że po marszu znajdą go i pobiją.
Potem - 9 maja - groźby pojawiły się w internecie. Szturmowcy grozili na Facebooku studentom ze „Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego”, którego przedstawiciele blokowali ich przemarsz:
„Marksiści akademiccy zajebiemy was kurwy! Śmierć lewackiej kurwie z uniwersytetu!”
Groźby były też kierowane do studentów, w tym do Wojtka, indywidualnie. Sebastian Słowiński, student UW, działacz Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego, mówił: "Przekazaliśmy władzom uczelni materiały, które zawierają groźby wobec członków SKA. Uniwersytet Warszawski może zgłosić je policji".
16 maja 2018 neonaziści dopięli w końcu swego. Gdy Wojtek Łobodziński (student I roku filozofii) siedział na ławce pod budynkiem Starego BUW-u na kampusie UW, dopadł go znacznie przewyższający go gabarytami osiłek. Popychał go, groził, że „jeśli nie zachowa się jak mężczyzna”, to Szturmowcy znajdą go w domu i skatują.
Wywiązała się szarpanina. Wtedy zainterweniowała Straż Uniwersytecka i wyprowadziła obu poza bramę UW. Neonazista zdjął bluzę, pod którą miał koszulkę z krzyżem celtyckim. Doszło do bójki. Po chwili student upadł na ziemię i półprzytomny starał się zasłaniać rękami głowę. Neonazista usiadł na nim i bił go mocno pięścią po twarzy, głowie, tułowiu, brzuchu.
„Przez pół nocy jeździliśmy z Wojtkiem od szpitala do szpitala” - mówi OKO.press Kuba Pietrzak, kolega Łobodzińskiego. „Miał podejrzenie pęknięcia kości czaszki i złamania żeber. Na szczęście ostateczna diagnoza była mniej dramatyczna: wstrząśnienie mózgu i obite żebra. Nad ranem Wojtek mógł już zasnąć u siebie w domu”.
Zapytaliśmy Wojtka, dlaczego nie uciekł przed neonazistą:
"Nie uciekam przed faszystami, nawet gdyby było ich pięciu, zrobiłbym to samo. Gdybym uciekł, to pewnie znaleźliby mnie w pięciu pod domem i zmasakrowali.
Tym razem też zresztą mogło być różnie - gdyby nie pomoc mojego kolegi Filipa Kopczyńskiego, który na koniec odepchnął neonazistę, to nie wiem, co by mi zrobił. Gdy tylko mnie puścił, zacząłem wymiotować. Mam ukruszone kilka zębów. W szpitalu dostałem opiaty, wszystko mnie boli, czuję się fatalnie".
Czy zgłosił sprawę na policję?
„Nie zgłosiłem na policję, bo wszyscy wiemy, jak się kończy wzywanie policji. To grozi jeszcze większym, za przeproszeniem, wpierdolem.
Zresztą, nie pierwszy raz pobili mnie faszyści na ulicy. Działacze i działaczki antyfaszystowskie nie mogą czuć się bezpiecznie już od dawna. To już czwarty raz, gdy dostałem.
Po raz pierwszy jednak pojawiło się to na Uniwersytecie Warszawskim. Na UW wraca powoli faszystowska polityka jak w latach 30. - najpierw ulotki, nienawistne graffiti, a teraz bojówkarze."
Filip Kopczyński, kolega Wojtka i jedyny świadek zdarzenia, potwierdza jego słowa. "Neonazista nie wyglądał na studenta. Wydaje mi się, że dowiedział się kiedy Wojtek kończy zajęcia i czekał na niego pod budynkiem".
Studencki Komitet Antyfaszystowski wydał w tej sprawie oświadczenie: „Sprzeciwiamy się atakom, brutalizacji form wyrazu oraz obecności narodowych bojówkarzy na terenie naszej uczelni. Chodzi o uniwersalność tej sytuacji, w której ofiarą pada człowiek, każdy atak na studenta jest atakiem na społeczność uniwersytecką, każdy faszystowski atak na studentów i studentki jest gwałtem zadanym misji uniwersytetu, ogólnie przyjętym zasadom humanizmu”.
17 maja przed bramą główną Uniwersytetu Warszawskiego odbyła się pikieta solidarnościowa z pobitym studentem pod hasłem "Dość faszystów na UW", zorganizowana przez Studencki Komitet Antyfaszystowski.
Zapytaliśmy Straż Uniwersytecką, dlaczego nie pomogła Wojtkowi Łobodzińskiemu. Komendant Straży poinformował OKO.press, że mężczyźni pokłócili się na terenie UW. Strażnicy chcieli ich rozdzielić i wyprowadzić osobnymi wyjściami, lecz ci woleli wyjść jednym wyjściem.
Co do bójki, która miała miejsce już poza terenem UW, to Straż Uniwersytecka nie ma żadnych możliwości, by interweniować. Wojtek Łobodziński potwierdza tę wersję i mówi, że nie ma pretensji do Straży.
Jak informuje Katarzyna Łukaszewska z biura prasowego UW, strażnicy zdali relację z tych zdarzeń rektorowi. Poinformowali, że 16 maja, około godziny 13.00 jeden ze strażników został zaalarmowany przez przechodniów o awanturze w uliczce pomiędzy dawną biblioteką a budynkiem prorektorskim. "Gdy dotarł na miejsce, zastał trzech kłócących się mężczyzn. Ta część kłótni, której świadkami byli strażnicy, nie odnosiła się - według relacji straży - do sporów światopoglądowych. Strażnicy nie byli świadkami agresji fizycznej. Poprosili mężczyzn o uspokojenie się i rozdzielenie, sugerując żeby mężczyźni opuścili kampus dwiema różnymi bramami. Jednak, zgodnie z relacją strażników mężczyźni chcieli wyjść z kampusu razem".
"Rektor poprosił straż uniwersytecką o zabezpieczenie monitoringu. Nagranie z monitoringu, na którym widać fragment przebiegu zdarzeń, zostało zabezpieczone. Jeśli zajdzie taka potrzeba, może zostać udostępnione odpowiednim służbom" - pisze w odpowiedzi na pytania OKO.press Katarzyna Łukaszewska.
Wojtek Łobodziński nie jest już członkiem Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego, z którym rozstał się ostatnio w wyniku oskarżeń o seksistowskie zachowania. Neonazista odnosił się do tego wydarzenia, przed pobiciem nazywając Wojtka „gwałcicielem”.
Studencki Komitet Antyfaszystowski poruszył ten wątek w swoim oświadczeniu: „Chcemy podkreślić, że napaść na Wojtka miała pobudki ściśle polityczne - związane z jego działalnością antyfaszystowską. Bojówkarz groził mu w związku z udaną blokadą nazistowskiego marszu 1 maja. Dorzucił także argument o przemocy seksualnej jakiej dopuścił się Wojtek. chcemy podkreślić, że te zachowania spotkały się z naszą reakcją i potępiamy je, ale nie mają w tym kontekście nic do rzeczy - bo faszyści nie atakują mizoginów, tylko lewicowców.
Po drugie, nie mniej ważne - narodowcy to ostatnia grupa, która może oceniać czyjś seksizm - na sztandarach mają wypisaną męską dominację, kobietom o innych poglądach publicznie grożą gwałtem (jak 1 maja) i są zadeklarowanymi przeciwnikami praw reprodukcyjnych i wszelkiego równouprawnienia.
Feministki i antyfaszystki same radzą sobie z walką o swoje prawa (tak jak w tym przypadku) i nigdy nie zgodzą się, by turbo-przemocowcy wycierali sobie mordy kwestiami seksizmu i walki z nim".
Zapytany o tę sprawę Wojtek powiedział OKO.press: "Jest mi szczególnie przykro, że bazując na pomówieniach, niektóre osoby ze środowiska lewicowego wyrażają w mediach społecznościowych radość z faktu, że zostałem pobity".
Dziennikarz FRONTSTORY.PL. Wcześniej w OKO.press i Superwizjerze TVN. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Czterokrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Dziennikarz FRONTSTORY.PL. Wcześniej w OKO.press i Superwizjerze TVN. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Czterokrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Dziennikarz, filozof, kulturoznawca, doktorant na Wydziale „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książki "Fluks. Wspólnota płynów ustrojowych" (PWN 2017). Zajmuje się współczesną filozofią polityczną.
Dziennikarz, filozof, kulturoznawca, doktorant na Wydziale „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książki "Fluks. Wspólnota płynów ustrojowych" (PWN 2017). Zajmuje się współczesną filozofią polityczną.
Komentarze