Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
„Konstytucja nakładała na nas konieczność przeprowadzenia wyborów w określonym terminie. Chcieliśmy zapewnić bezpieczeństwo wszystkich Polaków i stąd te działania” – tak konieczność przeprowadzenia wyborów w trybie korespondencyjnym uzasadnia Michał Dworczyk podczas przesłuchania przed sejmową komisją śledczą. Dworczyk przyznał, że to właśnie on przygotował treść decyzji o tych wyborach dla premiera Morawieckiego. Przyznał też, że to premier podpisał decyzję o tym, by organizację wyborów przekazać Poczcie Polskiej.
Dworczyk odmówił tez odpowiedzi na pytanie dotyczące maili ujawnionych na stronie Poufna Rozmowa. Przesłuchanie ma potrwać do godziny 15.
„To moja pierwsza wizyta zagraniczna po tych trzech miesiącach, prawie trzech miesiącach na stanowisku marszałka Sejmu i cieszę się, że ma miejsce właśnie na Litwie, na zaproszenie mojej wspaniałej koleżanki Viktoriji Čmilytė-Nielsen” – mówił dziś podczas wizyty w Wilnie marszałek Sejmu Szymon Hołownia – „Bo to pokazuje, jak ważne są więzi między rodzeństwem. Rodzeństwo ma między sobą trudne momenty, ale ma też wiele pięknych i naszym zadaniem jest dzisiaj w tej bezprzykładnie trudnej sytuacji, w jakiej się wspólnie znaleźliśmy, przyspieszanie procesów, szukania rozwiązań w obszarze tego wszystkiego, co nas dzieli, żeby jak najwięcej zrobić w tych obszarach, które nas łączą”.
Marszałek przekontwał:
„Chcę zapewnić, że Litwa, że państwa bałtyckie zawsze będą naszym strategicznym partnerem w budowaniu europejskiego i światowego bezpieczeństwa, potrzebujemy siebie nawzajem”.
Andrzej Duda odnosi się do swoich słów o Krymie z 2 lutego. I znów wygląda na to, że mówi coś więcej, niż chciał powiedzieć
„Nie wiem czy Ukraina odzyska Krym. On jest szczególny również ze względów historycznych” – powiedział w piątek 2 lutego prezydent Andrzej Duda w wywiadzie dla „Kanału Zero”. Mówił też, że „jeśli popatrzymy historycznie, to przez więcej czasu był w gestii Rosji”.
Słowa polskiego prezydenta komentowano na całym świecie, w Polsce wywołały spore oburzenie.
W sobotę 3 lutego prezydent doprecyzował swoje słowa, co z uznaniem przyjął minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski: „Napaść rosyjska na Ukrainę i okupacja międzynarodowo uznanych terytoriów Ukrainy, w tym Krymu, to zbrodnia. Ta wojna nie może się zakończyć zwycięstwem Rosji. Trzeba zatrzymać, pokonać i zablokować na przyszłość rosyjski imperializm. Ukraina musi wygrać, bo tę wojnę musi wygrać Wolny Świat” – napisał prezydent w mediach społecznościowych.
Na briefingu prasowym podczas swojej wizyty w Kenii odniósł się do tych słów jeszcze raz:
„Jeżeli chodzi o mój piątkowy wywiad, proszę też brać pod uwagę konwencję tego wywiadu. To nie była napięta rozmowa z politykiem, to był wywiad, który traktowaliśmy po części, oczywiście po części jako taką spokojną, luźną rozmowę na różne tematy, niekoniecznie bardzo poważne, ale ten rzeczywiście, którego dotknęli panowie redaktorzy był bardzo poważny i po części ja wybiegłem moimi myślami także do różnych dyskusji, które słyszę na arenie międzynarodowej, natomiast jeżeli chodzi o nasze stanowisko wobec rosyjskiej agresji na Ukrainę i tego, w sposób musi zakończyć się ta wojna, to przywrócenie prymatu prawa międzynarodowego. To oznacza powrót Ukrainy do jej międzynarodowo uznanych granic, do pełnej kontroli nad terytoriami, które są międzynarodowo uznanymi terytoriami Ukrainy, czyli również Krymu, chcę to z całą mocą podkreślić”.
Wypowiedź prezydenta jest chaotyczna. Ale zdaje się on tutaj sugerować, że w dyskusjach, które słyszy na arenie międzynarodowej mówi się, że Ukraina niekoniecznie odzyska Krym. Nawet jeśli jest tak rzeczywiście – co bardzo możliwe – prezydent nie powinien publicznie tego przyznawać. Może to kolejny raz dać paliwo dla rosyjskiej propagandy.
Dziennik pisze, że w ostatnim czasie w NBP zwolniło się nawet 200 etatów. Wiele osób wypchnięto na emeryturę. Pozycje zajmują teraz osoby związane z PiS i z poprzednim rządem
„Nie jesteśmy zaangażowani w politykę, nie jesteśmy ani za PiS, ani za PO, pracujemy w NBP od wielu lat, ale wszystko ma swoje granice. W ostatnim roku w NBP zwolniło się nawet 200 etatów. To efekt tego, że osoby, które były w wieku emerytalnym albo miały już uprawnienia emerytalne, były wypychane na emeryturę. Teraz rozumiemy, że miało to swój cel – przygotować miejsce pod spadochroniarzy, którzy stracą posady po przegranych przez PiS rządach” – mówi „Gazecie Wyborczej” osoba pracująca w Narodowym Banku Polskim.
Według informacji, do których dotarł dziennik, do masowego przyjmowania nowych osób związanych z poprzednim obozem rządzącym przygotowywano się w NBP od miesięcy.
W ostatnim czasie do pracy w NBP przyjęci zostali między innymi:
Prezes NBP, profesor Adam Glapiński, jest byłym bliskim współpracownikiem Jarosława Kaczyńskiego. W latach 90. wspólnie zakładali poprzednią partię braci Kaczyńskich, Porozumienie Centrum. Funkcję prezesa Narodowego Banku Polskiego pełni od 2016 roku. Trwa jego druga kadencja, która skończy się w 2028 roku – już po kolejnych wyborach parlamentarnych. Comiesięczne konferencje prasowe prezesa Glapińskiego teoretycznie poświęcone są bieżącej sytuacji makroekonomicznej i prowadzonej przez NBP polityce pieniężnej. Ale ich treść często daleko wykracza poza ten zakres. W ich trakcie, szczególnie przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi, wielokrotnie chwalił rząd PiS i krytykował ówczesną opozycję, a w szczególności Donalda Tuska (nazywając go ironicznie „moim ulubionym politykiem”). NBP, który ma obowiązek pozostawać politycznie neutralny, dawno porzucił pozory.
W grudniu tego roku członek zarządu NBP Paweł Mucha ujawnił, że prezes Glapiński w 2023 roku otrzymał premie między 140 tys. do ponad 200 tys. zł za kolejne kwartały. Mucha w zarządzie NBP jest nominatem prezydenta Dudy. Jest skonfliktowany z kierownictwem banku. W listopadzie zeszłego roku inni członkowie zarządu wydali oświadczenie potępiające Muchę.
Pokazuje to, że nawet pochodzenie z obozu PiS nie daje gwarancji, że taka osoba się nie zbuntuje. Osobami zbliżonymi do PiS w NBP nie da się zarządzać tak, jak członkami partii. A to pokazuje z kolei, że przez cztery kolejne lata kolejne wewnętrzne konflikty mogą w NBP wybuchać jeszcze częściej.
„Toczą się różne głosy, najczęściej pojawia się nazwisko Magdaleny Biejat. Myślę, że jeśli będzie zgoda ugrupowań, które tworzą komitet wyborczy, a ogłosiliśmy taki w sobotę, to największe szanse ma dzisiaj Magda Biejat” – mówił dziś w TVN24 wicepremier Krzysztof Gawkowski z Lewicy.
Magdalena Biejat jest dziś członkinią Lewicy Razem, senatorką Lewicy i wicemarszałkiną Senatu. W poprzedniej kadencji została posłanką, uzyskując drugi najlepszy wynik na liście Lewicy z czwartego miejsca.
1 lutego Biejat w TVN24 mówiła:
„Mogę powiedzieć, że oczywiście chciałabym, żeby kandydatem Lewicy była kobieta. Jestem zainteresowana. Ta rozmowa jest na stole, to jest jedna z możliwości”.