Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
Rząd przyjął ustawę, która podniesie wynagrodzenia pracownikom pomocy społecznej – w tym pracownikom socjalnym, pracownikom systemu pieczy zastępczej i opieki nad dziećmi do lat 3. To długo wyczekiwana i obiecywana podwyżka
O przyjętej przez Radę Ministrów ustawie poinformowała w serwisie X ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Lewicy.
Podwyżka dla 190 tys. osób pracujacych w pomocy społecznej ma wejść w życie od lipca 2024 r.
„To dobra wiadomość z okazji Dnia Pracy Socjalnej dla tej ważnej grupy pracowników, to wsparcie dla samorządów, ale przede wszystkim to wsparcie dla ich najbardziej potrzebujących mieszkańców” ‑ napisała Dziemianowicz-Bąk.
Zaakceptowany przez rząd projekt ustawy przewiduje dofinansowanie wynagrodzeń wypłacanych pracownicom i pracownikom przez samorządy. Podwyżki obejmą osoby zatrudnione na umowę o pracę w jednostkach organizacyjnych pomocy społecznej (ośrodkach pomocy społecznej, powiatowych centrach pomocy rodzinie, centrach usług społecznych, domach pomocy społecznej, placówkach specjalistycznego poradnictwa, w tym rodzinnego, ośrodkach interwencji kryzysowej, ośrodkach wsparcia, w tym: ośrodkach wsparcia dla osób z zaburzeniami psychicznymi, dziennych domach pomocy, domach dla matek z małoletnimi dziećmi i kobiet w ciąży, schroniskach dla osób bezdomnych, schroniskach dla osób bezdomnych z usługami opiekuńczymi, klubach samopomocy), systemie pieczy zastępczej i wspierania rodziny (asystenci rodziny, koordynatorzy rodzinnej pieczy zastępczej, pracownicy placówek opiekuńczo-wychowawczych, osoby zatrudnione do pomocy w rodzinach zastępczych zawodowych i rodzinnych domach dziecka na podstawie umowy o pracę, pracownicy regionalnych placówek opiekuńczo-terapeutycznych, pracownicy interwencyjnych ośrodków preadopcyjnych, pracownicy placówek wsparcia dziennego), instytucjach opieki nad dziećmi w wieku do lat 3, które prowadzone są przez samorządy (żłobki, kluby dziecięce, dzienni opiekunowie).
O sytuacji źle wynagradzanych – ponad 70 proc. z nich zarabia w okolicach płacy minimalnej – pracowników socjalnych pisaliśmy w OKO.press wielokrotnie. Donald Tusk, jeszcze jako lider opozycji, obiecywał im podwyżki wielokrotnie. Np. w maju 2022 r. mówił, że „ich zarobki są tak mizerne, że aż przykro o tym mówić”.
W październiku 2023 r., w kampanii wyborczej, złożył wprost obietnicę „poważniejszego wsparcia” dla całego sektora.
Po kampanii wyborczej ciężar podwyżek dla tej grupy pracowników i pracownik premier przerzucił jednak na samorządy (a przynajmniej próbował). W grudniu 2023 r. w piśmie do premiera protestowała przeciwko temu Polska Federacja Związkowa Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej. „Pojawiło się rozgoryczenie. Że po raz kolejny daje się nam nadzieję, a następnie się nas pomija” – mówił wtedy OKO.press przewodniczący Polskiej Federacji Związkowej Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej Paweł Maczyński.
Projekt podniesienia im płac przygotował rząd PiS wkrótce przed wyborami, ale nie wprowadził go w życie, zostawiając problem następcom.
Premier Donald Tusk na konferencji prasowej odrzucał oskarżenia PiS o niedotrzymanie obietnic. Wątpiącym w rząd obiecał „przyspieszenie". Ogłosił też wakacje składkowe dla mikroprzedsiębiorców oraz zapowiedział wniosek o Trybunał Stanu dla prezesa NBP.
Podczas konferencji prasowej Kancelarii Premiera Donald Tusk odpowiadał na pytania dziennikarzy. „Przez 3 miesiące zrobiliśmy więcej niż jakikolwiek inny rząd w historii III RP” – mówił, dodając, że jeśli czegoś nie udało się dokonać (dziennikarze policzyli, że z obiecanych „100 konkretów na 100 dni” zrealizowano w całości 8, a częściowo 4) jest to wina obstrukcji poprzedników. Mówił m.in. o problemach budżetowych odziedziczonych po PiS, „zabetonowaniu” państwa przez pisowskich nominatów oraz „zadymach pod sejmem”, które blokują „dobre zmiany”.
Premier przywoływał także inne okoliczności: wojny i problemów rolnicwa wynikających z „zielonego ładu”, na który – przypomniał – zgodzili się w całości jego poprzednicy.
„Dużo energii i czasu pochłonęła wojna. Działamy w warunkach, w których musimy planować duże wydatki finansowe na bezpieczeństwo Polski, także na pomoc [Ukrainie]. Cała misja odbudowy pozycji Polski w Europie ‑ tu nie chodzi o prestiż, tu chodzi o to, żebyśmy znowu stali się jednym z kluczowych państw europejskich”.
Wyliczał sukcesy: podwyżki dla nauczycieli, wypłacenie 800+ („mimo że sytuacja budżetowa w związku z wojną wcale nie jest przecież ani w Europie ani w Polsce jakoś przesadnie różowa”), także odbudowa niezależnego sądownictwa, media publiczne „znowu oddane ludziom”.
„Czy metody się podobały komuś, czy nie, to jest jedna sprawa. Ale to, co mi się bardzo podoba, to że nie mam żadnego i nie mam zamiaru mieć żadnego wpływu na to, co dzieje się w mediach publicznych”.
Krytykujących go polityków PiS nazwał „sługami korupcji oraz kłamstwa”.
„Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że dobrze wykorzystaliśmy te trzy miesiące” – mówił, obiecując „przyspieszenie” i zrealizowanie wszystkich obietnic.
Odniósł się do liberalizacji prawa aborcyjnego, które Koalicja Obywatelska obiecywała przed wyborami. „Nie chciałbym i nie będę odpowiadał na przykład za poglądy polityków inne niż moje w sprawie legalnej, bezpiecznej aborcji” – mówił, obciążajac odpowiedzialnością koalicjantów z Trzeciej Drogi.
„W warunkach zabetonowania pisowskiego państwa my naprawdę musimy bardzo dużo energii wkładać w to, żeby ten beton rozkuć zanim w ogóle jakakolwiek zmiana jest możliwa” – podkreślał Tusk, apelując o cierpliwość.
„Bez kompleksów mogę ocenić te trzy miesiące. Wszystkich, którzy podobnie jak ja chcieli i więcej, i szybciej proszę: nie traćcie wiary. Z każdym tygodniem z każdym miesiącem te zmiany będą postępowały szybciej. Gwarantuję”.
Podczas konferencji Tusk zapowiedział wakacje od składek dla mikroprzedsiębiorców. Projekt zwiększenia kwoty wolnej od podatku do 60 tys. odsunął jednak na „do końca kadencji”.
„Ilość pieniędzy, które musimy wydatkować na szeroko pojęte bezpieczeństwo, nie tylko militarne, ale szeroko pojęte bezpieczeństwo przed zagrożeniem wojennym każe nam niezwykle ostrożnie myśleć o tej zmianie, czyli o przegłosowaniu kwoty wolnej od podatku” – tłumaczył. „Na pewno za naszej, tej kadencji, kwota wolna 60 tys. będzie nie tylko moim marzeniem”.
Tusk mówił także o wyborach samorządowych – m.in. poparł jednoznacznie Jacka Sutryka na prezydenta Wrocławia – i odpowiedział na pytanie w sprawie Trybunału Stanu dla prezesa NBP Adama Glapińskiego. „Wniosek o Trybunał Stanu dla Adama Glapińskiego jest przygotowany i gotowy, zostanie złożony w najbliższych dniach” – powiedział krótko. (Postawienie prezesa NBP przed Trybunałem wymaga bezwzględnej większości głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.)
Prawo i Sprawiedliwość zaczyna rozliczać rząd z obietnic, przede wszystkim z programu „100 konkretów na 100 dni”. Jarosław Kaczyński zarzuca Koalicji Obywatelskiej kłamstwo wyborcze.
W piątek 22 marca mija sto dni od zaprzysiężenia rządu Donalda Tuska. Z tej okazji Prawo i Sprawiedliwość szykuje „ofensywę rozliczeniową” wokół programu Koalicji Obywatelskiej „100 konkretów na 100 dni”. Do tej pory według różnych wyliczeń rządowi udało się zrealizować 8-12 obietnic. Kilkanaście kolejnych jest w trakcie realizacji, kilkadziesiąt pozostałych jest wciąż nierozstrzygnięta.
We wtorek po południu odbyła się konferencja prasowa liderów PiS. Wystąpili podczas niej prezes Jarosław Kaczyński, dwójka byłych premierów — Mateusz Morawiecki i Beata Szydło, a także m.in. Marlena Maląg, Katarzyna Sójka, Piotr Müller, Sebastian Kaleta, Radosław Fogiel.
Kaczyński swoje wystąpienie zaczął od stwierdzenia, że programy wyborcze służą do pozyskiwania głosów. Realizacja obietnic wyborczych to podstawowy mechanizm demokracji.
„Ale jeżeli tego nie czynią, jeżeli zapowiadają coś, o czym z góry wiedzą, że to jest nie do zrealizowania, no to wtedy mamy do czynienia już czymś zupełnie innym. To jest operacja manipulacyjna, to jest po prostu próba prowadzenia społeczeństwa w błąd dla uzyskania celów, o których społeczeństwo, obywatele nie są informowani” – mówił Kaczyński. „Jedynym celem tego rodzaju akcji jest uzyskanie głosów. Oczywiście to w demokracji jest ważne, ale jeżeli to jest uzyskiwane poprzez kłamstwo, takie ewidentne kłamstwo, to wtedy nie mamy już do czynienia z demokracją. Mamy do czynienia z systemem, można powiedzieć, nienazwalnym, bo nie ma nazwy, która w sposób precyzyjny określa tę metodę rządzenia”.
Jako przykład niezrealizowanej obietnicy Jarosław Kaczyński wymienił podniesienie kwoty wolnej od podatku do 60 tysięcy złotych.
Polityk mówił o tym, że społeczeństwo zostało zmanipulowane. Zdaniem Kaczyńskiego przeciwnicy polityczni nie tylko obiecywali na wyrost, ale także kłamali na temat jego partii i metod rządzenia. Nawiązywał do narracji opozycji podczas pierwszych rządów PiS w latach 2005-2007.
„Po roku 2015 to wszystko jeszcze się wyraźnie zaostrzyło. Już wprost mówiono o dyktaturze i pewna część społeczeństwa mimo absurdalności tego stwierdzenia to przyjmowała. Przypominacie sobie państwo ten okrzyk: ”Precz z Kaczorem dyktatorem„? Otóż, ten okrzyk jakby wyrażał w takim spersonalizowany skrócie właśnie tę tezę. Tezę całkowicie nieprawdziwą, śmieszną, mnie aż wstyd powtarzać te oczywistości, że w żadnej dyktaturze nie może działać potężna opozycja jeszcze do tego określająca sama siebie jako opozycję totalną, że media nie mogą być w zdecydowanej większości skierowanej przeciwko rządzącym, a tak przecież było, że opozycja nie może panować w sądach, a przecież sądy są nasze, słynne sformułowanie jednego z ówczesnych posłów PO (...) Myśmy wtedy naprawdę byli bardzo tolerancyjni i sądzę, że Polska była najbardziej tolerancyjnym państwem w Europie, no może nawet do przesady tolerancyjnym” – stwierdził Jarosław Kaczyński.
„Kara będzie liczona w milionach złotych. Przedsiębiorstwo próbowało zrobić manewr, który jest z jednej strony niezgodny z prawem, a z drugiej strony nieetyczny” – mówił wiceminister rolnictwa Stefan Krajewski
We wtorek rano gościem TVP Info był wiceminister rolnictwa Stefan Krajewski.
„Na dniach nałożymy pierwszą karę na firmę, która za rządów PiS-u wprowadziła zboże deklarowane jako techniczne, a później próbowała wykorzystać to zboże do celów konsumpcyjnych i paszowych” – zapowiedział polityk.
„Kara będzie liczona w milionach złotych. Przedsiębiorstwo złamało prawo. Próbowało zrobić manewr, który jest z jednej strony niezgodny z przepisami prawa, a z drugiej strony nieetyczny, niemoralny” – dodawał.
Wiceminister pytany był o to, czy firma, która zostanie ukarana, znajduje się na liście firm sprowadzających zboże z Ukrainy, o której od tygodni mówi wiceminister Michał Kołodziejczak.
„Ta lista, która pojawiła się jeszcze za czasów rządu dwutygodniowego, znalazło się tam dużo firm i podmiotów, które dziś żądają przeprosin od polskiego rządu” – powiedział Stefan Krajewski.
Listę firm rząd PiS utworzył i opublikował w listopadzie 2023 na podstawie danych z podlegających mu inspekcji. Protestujący wtedy rolnicy domagali się tego ze względu na doniesienia, że zboże, które miało być przez Polskę jedynie tranzytowane, w dużej części pozostawało na krajowym.
Przypomnijmy, pierwsze embargo na produkty w Ukrainy, w tym zboża, wprowadzono już 15 kwietnia. O zbożu technicznym prasa branżowa donosiła już pod koniec 2022 roku.
Wiceminister Krajewski wyjaśniał w rozmowie z TVP Info, że przypadek firmy, która ma zostać ukarana, dotyczy wydarzeń sprzed embarga.
„Czym innym jest sprowadzanie zboża do celów technicznych, a potem próba wprowadzenia go na rynek konsumpcyjny, czy paszowy. Czym innym jest lista firm, które tak naprawdę prawa mogły nie złamać, bo takiego zakazu nie było” – wyjaśniał polityk. ”Dziś mamy konkretnie zapisane prawidła. Jeśli ktoś dzisiaj, pomimo embarga sprowadza produkty, to musi ponieść odpowiedzialność".
„Korzystając z list PiS, koledzy z Suwerennej Polski trafili do Sejmu, Senatu, trafią do samorządów. Rozumiem, że mają plany startowania w eurowyborach. Sami grają na siebie. To szkodzi całemu środowisku” – tak Michał Dworczyk komentuje dyskusję, którą zapoczątkował Patryk Jaki
Od kilku dni politycy Suwerennej Polski oraz politycy PiS należący do frakcji Mateusza Morawieckiego ostro ścierają się w internecie. Wszystko zaczęło się od filmu z wystąpieniem Patryka Jakiego, który wytyka błędy Zjednoczonej Prawicy. Najmocniej dostaje się Mateuszowi Morawieckiemu (za „podpisywanie dziadostwa w UE”) oraz prezydentowi Andrzejowi Dudzie (m.in. za zawetowanie Lex TVN i Lex Czarnek).
W odpowiedzi na wypowiedzi zareagował między innymi Paweł Jabłoński, sekretarz stanu w MSZ w rządzie PiS, nazywając Jakiego „chłopczykiem w krótkich spodenkach”, a Suwerenną Polskę „frakcją krzykaczy-radykałów, przez którą PiS stracił umiarkowanych wyborców”.
W wielowątkowej dyskusji uczestniczą także m.in. Piotr Müller, Waldemar Buda, Dariusz Matecki, Sebastian Kaleta.
We wtorek rano Michał Dworczyk, były szef Kancelarii Premiera w rządzie Morawieckiego, został o całą sytuację zapytany w rozmowie w RMF FM.
„Od dłuższego czasu część polityków Suwerennej Polski, w tym Patryk Jaki, krytykuje mniej lub bardziej otwarcie działania Prawa i Sprawiedliwości. Jeżeli tak bardzo negatywnie oceniają to, co się dzieje w naszej formacji, tak krytycznie oceniają kierownictwo, to zastanawiam się, co jeszcze robią w Zjednoczonej Prawicy” – mówił polityk. „Dzisiaj to jest rodzaj układu pasożytniczego”.
Poproszony o wyjaśnienie, co ma na myśli, powiedział:
„Korzystając z list PiS, koledzy z Suwerennej Polski trafili do Sejmu, Senatu, trafią do samorządów. Rozumiem, że mają plany startowania w eurowyborach. Sami grają na siebie. To szkodzi całemu środowisku”.
Dworczyk dodał też, że politycy PiS do tej pory nie reagowali na publiczne zaczepki polityków SP. „Dzisiaj część parlamentarzystów – w tym ja – ma tego dosyć. Uważam, że to jest nieuczciwe” – mówił. Stwierdził też, że Patryk Jaki „szuka indywidualnej popularności politycznej”.
Jaki jest od 2019 europarlamentarzystą. Dworczyk został spytany o to, czy polityk powinien ponownie trafić na listy PiS do PE. „Jeżeli będzie lojalny wobec Zjednoczonej Prawicy, jeżeli będzie akceptował linię PiS-u – jak najbardziej tak. W przeciwnym razie uważam, że nie powinien” – odpowiedział były szef KPRM.
We wtorek na antenie Polsat News o spory z Patrykiem Jakim został zapytany Piotr Müller:
„Przykro mi to powiedzieć, ale myślę, że nie rozumie mechanizmu politycznego, który obowiązuje w Unii Europejskiej” – odpowiedział polityk PiS. „Atrakcyjne jest twierdzenie, że można jednym ruchem coś zablokować, niestety to jest sytuacja dużo bardziej skomplikowana”.
„Uważam, że kwestiach dyskusji związanych z UE potrzeba dużo więcej chłodnej kalkulacji. Chciałbym, żeby w UE była możliwość wetowania rozwiązań, które proponuje Komisja Europejska, ale niestety w większości spraw obowiązuje większość kwalifikowana, a nie jednomyślność. Wbrew temu, co twierdzą niektórzy po prawej stronie, między innymi Konfederacja, nie było możliwości wetowania niektórych rozwiązań” – dodawał.
Poranne wypowiedzi polityka PiS Patryk Jaki skomentował na Twitterze, pisząc, że sam nie chce przeciągania wewnętrznej kłótni, dlatego odmówił udziału w tych programach.
„Jak widać jednak ludzie Morawieckiego nie mają takiej intencji i chętnie te rozmowy wzięli. Kilka dni temu też wyciągnęli stary wycięty z kontekstu film (którego nikt wcześniej nie widział) a teraz dalej dobijają obóz ku uciesze Tuska” – napisał Jaki.
Polityk SP wymienił następnie listę błędów środowiska Mateusza Morawieckiego. W tym m.in. „uzależnienie wypłaty środków od kamieni milowych” „test bezstronności sędziego".