Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
Skrajnie prawicowa polska organizacja Ordo Iuris jest częścią siatki Agenda Europe, założonej w gronie 15 europejskich, amerykańskich i rosyjskich lobbystów – ujawnił Onet. Portal wskazuje na powiązania Agendy Europe z ludźmi bliskimi reżimowi Władimira Putina
„Agenda Europe powstała po to, by ściągnąć jak największą liczbę organizacji do realizacji ultrakonserwatywnych pomysłów legislacyjnych pod rosyjską kuratelą” – pisze w Onecie Klementyna Suchanow. Jej tekst powstał na podstawie e-maili członków Agendy Europe, do których wgląd uzyskała grupa dziennikarzy z kilku krajów – poza Onetem to przedstawiciele OpenDemocracy (Wielka Brytania), Dagens ETC (Szwecja), Investico dla De Groene Amsterdammer (Holandia), Novosti (Chorwacja).
„Kiedy czyta się e-maile, widać strukturę działania Agendy Europe” – informuje Onet. „Góra – kilkanaście członków grupy, przenosi rosyjskiego wirusa i infekuje całą grupę, tak że pozostali członkowie mogą być nieświadomi tego, co się dzieje i do czego są wykorzystywani” – czytamy w tekście Suchanow. Agenda Europe aktywnie działa na rzecz zakazu prawa do aborcji i ograniczenia praw osób LGBT.
Jak czytamy, początki Agendy Europe to między innymi wspólne podpisanie listu poparcia dla antygejowskich ustaw Putina latem 2013 r.
Z Polski w komunikacji siatki Agendy Europe aktywnie występuje Aleksander Stępkowski, do 2016 r. szef Ordo Iuris, obecnie sędzia Sądu Najwyższego, który uzyskał nominację po zmianach przeprowadzonych w wymiarze sprawiedliwości przez rządzące w latach 2015-2023 Prawo i Sprawiedliwość. Aktywny wg Onetu miał być również Jerzy Kwaśniewski, obecny szef Ordo Iuris.
Jak czytamy w portalu, w AE są też obecne inne polskie organizacje, np. CitizenGo Polska. Kiedy Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej de facto zakazał aborcji w Polsce w październiku 2020 r., Magdalena Korzekwa-Kaliszuk z CitizenGo (często występująca w mediach elektronicznych jako przedstawicielka ruchu pro-life) napisała o tym błyskiem na forum grupy, zbierając entuzjastyczne gratulacje.
Na forum Agendy Europe żywo rozmawiano również o projekcie całkowitego zakazu aborcji, który był procedowany w polskim Sejmie w 2016 r. i po raz pierwszy wywołał wówczas masowy sprzeciw społeczny, nazwany wówczas „Czarnym protestem”.
Wg informacji Onetu Stępkowski jako szef Ordo Iuris miał również robocze kontakty z Rosjanami powiązanymi z reżimem Władimira Putina. Razem z człowiekiem rosyjskiego oligarchy Konstantego Małofiejewa (agresję Rosji na Ukrainę nazwał m.in. „świętą wojną”), Pawłem Parfientiewem, Stępkowski miał wg Onetu planować wspólną pracę nad wypracowywaniem w ONZ zapisów dotyczących dostępu do edukacji seksualnej i praw reprodukcyjnych. Onet przytacza konkretny e-mail Stępkowskiego: „6 sierpnia [2015] nowy prezydent [Andrzej Duda] obejmie urząd. Postaram się zwrócić jego uwagę na tę kwestię, mimo że rząd będzie stary. Ordo Iuris będzie walczyć do końca i jeszcze dłużej!”.
Ani Stępkowski, ani Kwaśniewski nie odpowiedzieli Onetowi na wysłane do nich pytania o udział w Agendzie Europe. Wypowiedziała się jednak była prawniczka Ordo Iuris, Karolina Dobrowolska (b. Pawłowska): „Mam wrażenie, że duża część z nas (osób o poglądach nazywanych konserwatywnymi) została oszukana i wmanewrowana w polityczną grę. Opisywane przez Panią informacje uważam za niepokojące – szczególnie gdy spojrzy się na nie z dzisiejszej perspektywy. Uważam, że wymagają jak najpilniejszego wyjaśnienia, a ruch konserwatywny powinien wreszcie zdecydowanie odciąć się od Rosji”.
Dyrektywa o odbudowie zasobów przyrodniczych nie miałaby szansy na akceptację unijnych ministrów środowiska. Dlatego głosowanie zostaje przesunięte, aby wynegocjowane już prawo nie przepadło zupełnie
Nie udało się zebrać większości dla poparcia dyrektywy o odbudowie zasobów przyrodniczych (tzw. NRL – z ang. Nature Restoration Law), kluczowej części Zielonego Ładu.
Sprawa miała być poddana pod wstępne głosowanie podczas piątkowego (22 marca) spotkania ambasadorów państw członkowskich przy UE. Okazało się jednak, że Nature Restoration Law nie miałoby szansy na zdobycie większości głosów popierających. Gdyby projekt został odrzucony, wieloletnia praca tysięcy osób poszłaby na marne.
To ciekawy obrót spraw. Jeszcze w środę oraz w czwartek było wiadomo, że Polska zagłosuje przeciwko dyrektywie, ale ni stąd ni zowąd zdanie w sprawie dyrektywy zmieniły Węgry, które zadeklarowały sprzeciw. Tym samym polski głos nie był potrzebny, by prawo mogło zostać zablokowane.
Ze względu na taki obrót spraw, żeby prawo, w którego negocjacje włożono przez ostatnie dwa lata bardzo dużo pracy, nie przepadło zupełnie, belgijska prezydencja zdecydowała o wycofaniu go z obrad poniedziałkowej (25 marca) Rady ds. Środowiska.
Z jednej strony to dobra wiadomość – dyrektywa wciąż leży na stole i czeka na lepszy moment. Trudno jednak stwierdzić, czy taki moment w ogóle nadejdzie przed czerwcowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego, po których nastąpi wymiana składu unijnych instytucji.
Protesty rolników, które miały ogromny wpływ na stanowisko poszczególnych państw w sprawie dyrektywy, w tym Polski, raczej w najbliższym czasie nie ustaną. Istnieje zaś duże prawodopodobieństwo, że instytucje europejskie następnej kadencji będą jeszcze bardziej zdominowane przez niechętną Zielonemu Ładowi prawicę.
Ponadto prezydencję w Radzie w drugim półroczu 2024 roku będą sprawowały Węgry. Przy tym, że są przeciwko wejściu dyrektywy w życie, trudno liczyć na to, że będą się angażować w budowę poparcia dla tego prawa. Podobna sytuacja może mieć miejsce na początku 2025 roku, kiedy prezydencję obejmuje Polska. No chyba, że wiatr nastrojów społecznych znowu zmieni kierunek i Koalicja Obywatelska wróci do swoich zielonych postulatów z kampanii wyborczej.
Istnieje więc spore ryzyko, że dyrektywa ostatecznie przepadnie.
Stanowisko Polski w sprawie dyrektywy o odbudowie zasobów przyrodniczych, zostało narzucone przez premiera Donalda Tuska. Szefująca Ministerstwu Środowiska Paulina Hennig-Kloska z Polski 2050 rekomendowała poparcie dyrektywy. We wtorek 19 marca doszło na posiedzeniu rządu do spięcia między Hennig-Kloską a premierem w tej sprawie, o czym pisaliśmy w OKO.press.
Dyrektywa o odbudowie zasobów przyrodniczych to jeden z ważniejszych elementów Zielonego Ładu. Zobowiązuje państwa członkowskie do odbudowy siedlisk naturalnych znajdujących się w złym stanie. Chodzi o odbudowę zarówno ekosystemów morskich, jak i lądowych, w tym mokradeł, bagien czy torfowisk, które mają kluczowe znaczenie dla magazynowania wody oraz regulacji temperatur.
Zakłada także przywrócenie większej różnorodności biologicznej w ekosystemach rolniczych.
Zgodnie z nowymi przepisami do 2030 roku Unia musiałaby odtworzyć co najmniej 20 proc. zdegradowanych obszarów lądowych i morskich, a do 2050 roku – wszystkie ekosystemy wymagające odbudowy. Zakresem rozporządzenia objęte są lasy, obszary trawiaste i tereny podmokłe, a także rzeki, jeziora i rafy koralowe.
Komisja Europejska zaproponowała podniesienie ceł na import do UE produktów zbożowych z Rosji i Białorusi. Chce za jednym zamachem zabezpieczyć Unię, udobruchać rolników i uderzyć w gospodarkę Rosji
Wyższe cła mają dotyczyć m.in. pszenicy, kukurydzy i śruty słonecznikowej. Jak informuje KE w komunikacie z 22 marca 2024, nowe cła będą wystarczająco wysokie, aby w praktyce stłumić import tych produktów do UE, ale nie wpłyną na ich tranzyt do krajów trzecich.
Komisja wyjaśnia, że posunięcie to ma na trojaki cel:
„Proponujemy nałożenie ceł na rosyjski import, aby ograniczyć ryzyko dla naszych rynków i naszych rolników. Cła zmniejszą zdolność Rosji do wykorzystywania UE na rzecz swojej machiny wojennej. Podtrzymujemy nasze zobowiązanie do zachowania globalnego bezpieczeństwa żywnościowego, zwłaszcza dla krajów rozwijających się. Zachowujemy właściwą równowagę między wspieraniem naszej gospodarki i społeczności rolniczych. Jednocześnie podtrzymujemy nasze niezachwiane wsparcie dla Ukrainy” – powiedziała dziś na konferencji prasowej Ursula von der Leyen.
Podwyższone cła będą obowiązywać także dla produktów z Białorusi ze względu na „bliskie powiązania polityczne i gospodarcze tego kraju z Rosją”. Włączenie Białorusi uniemożliwi Rosji wykorzystanie tego państwa do obejścia nowych ceł. Propozycja KE nie ma wpływu na tranzyt zbóż, nasion oleistych i produktów pochodnych z Rosji i Białorusi do krajów trzecich, ma zatem nie zagrażać bezpieczeństwu żywnościowemu na świecie.
Wniosek Komisji zostanie poddany pod dyskusję w Radzie Unii Europejskiej. Jeżeli zostanie przyjęty, nowe cła bezzwłocznie wejdą w życie. W zależności od produktu mają wynieść 95 euro za tonę albo 50 proc. wartości towaru (tzw. cło ad valorem).
Z komunikatu rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa wynika, że „ingerencja kolektywnego Zachodu” sprawiła, że Rosja de facto jest w stanie wojny z Ukrainą
Podczas dzisiejszej konferencji prasowej Dmitrij Pieskow podkreślił, że status prawny „specjalnej operacji wojskowej” de iure nie uległ zmianie.
„To jest specjalna operacja wojskowa, nic się nie zmieniło. Mówię, że zasadniczo po przyłączeniu się kolektywnego Zachodu, stała się ona dla nas wojną. Nie ma to nic wspólnego z żadną zmianą prawną. Jest to specjalna operacja wojskowa de iure. Ale de facto stała się dla nas wojną po tym, jak kolektywny Zachód coraz bardziej bezpośrednio zwiększa poziom swojego zaangażowania w konflikt” – tłumaczył dziś Pieskow dziennikarzom.
Zapytany, dlaczego w takim razie wiele osób zostało ukaranych za używanie w kontekście „specjalnej operacji” słowa „wojna”, rzecznik odparł, że wszystko zależy od kontekstu.
Pieskow mówił także o nowych „podmiotach Federacji Rosyjskiej”, czyli okupowanych w wyniku wojny terytoriach Ukrainy. To obwody doniecki, ługański, chersoński i zaporoski. Rzecznik stwierdził, że część tych obwodów jest obecnie „okupowana przez kijowski reżim” i że terytoria te należy „wyzwolić”, a mieszkańców „zabezpieczyć”.
Podkreślił, że Rosja nie może pozwolić, by tuż za granicą istniało państwo, które chce wszelkimi metodami odebrać jej nowe terytoria oraz Krym.
W piątek nad ranem rosyjska armia przeprowadziła atak na infrastrukturę energetyczną Ukrainy. Zaatakowano m.in. zaporę wodną na Dnieprze
Operator ukraińskiej sieci energetycznej Ukrenergo poinformował w piątek 22 marca, że w siedmiu regionach doszło do awaryjnych przerw w dostawach prądu, a wiele obiektów energetycznych zostało uszkodzonych. To wynik zmasowanego ataku powietrznego rosyjskich wojsk, do którego doszło nad ranem.
„Dziesiątki obiektów systemu energetycznego zostało uszkodzonych. Awaryjne przerwy w dostawie prądu w siedmiu regionach” – czytamy w komunikacie Ukrenergo opublikowanym na Telegramie.
Władze Ukrainy potwierdzają, że to największy atak na ukraiński przemysł energetyczny w najnowszej historii.
Zaprzeczają jednak, by kraj był całkowicie bez prądu i by doszło do zniszczenia tamy na Dnieprze.
Tym niemniej, jak donosi „Kyiv Post” poważne straty odnotowano właśnie w mieście Zaporoże, gdzie ulokowana jest zapora wodna i związana z nią hydroelektrownia. W wyniku zmasowanego ataku (12 rakiet) zniszczonych zostało siedem budynków, a 35 zostało uszkodzonych. Są ranni. Jeden z pocisków miał uderzyć w trolejbus, który przejeżdżał drogą przecinającą zaporę. Droga jest obecnie wyłączona z ruchu.
Poważnemu uszkodzeniu uległa jedna z linii przesyłowych łączących okupowaną przez Rosjan Zaporoską Elektrownię Jądrową (największą elektrownię atomową w Europie) z systemem energetycznym Ukrainy.
„Sytuacja ta stwarza skrajne ryzyko i może doprowadzić do awarii” – napisał w komunikacie operator energii atomowej Energoatom. Eksperci ostrzegają, że jeśli kolejna linia energetyczna zostanie przerwana, elektrownia znajdzie się na skraju „blackoutu”, co zagrozi bezpieczeństwu jej pracy.
Aż 15 ataków Rosjanie przeprowadzili na obiekty energetyczne w Charkowie – piszą dziennikarze „Kyiv Post”. Miasto pogrążyło się w całkowitej ciemności i – ze względu na zatrzymanie stacji pomp – może mieć problemy z zaopatrzeniem w wodę. Nie działają trolejbusy i tramwaje. Metro obecnie służy mieszkańcom wyłącznie jako schron.
W obwodzie dniepropietrowskim rosyjskie rakiety spadły także na miasta Dniepr, Krzywy Róg i Kamieńskie. Wszędzie tu zanotowano przerwy w dostawach prądu. Ataki przeprowadzono także w obwodach sumskim, chmielnickim, winnickim, lwowskim, zakarpackim i iwanofrankowskim. W większości z nich są ranni, w części ofiary śmiertelne.