Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
Na konwencji wyborczej w Białymstoku Szymon Hołownia dość jednoznacznie oskarżył koalicyjnych partnerów o „politykierstwo” i „partyjniactwo” oraz zarzucił im „wybuchy ambicji”
W Białymstoku o 10 rozpoczęła się samorządowa konwencja wyborcza Trzeciej Drogi. Wystąpili na niej liderzy formacji – szef Polski 2050 Szymon Hołownia i prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Obaj zaczęli od omawiania sytuacji wewnątrz Koalicji 15 Października.
„Na dwa tygodnie przed wyborami coś zaczyna iść nie tak. PiS uzyskuje wciąż szanse na to, by utrzymać kilka sejmików” – tak zaczął Hołownia. I szybko przeszedł do wskazywania winnych tego stanu rzeczy — czyli swych koalicyjnych partnerów.
„Zobaczcie, do czego doprowadziły niemądre kłótnie i spory w Koalicji 15 Października. Zobaczcie, do czego doprowadziło politykierstwo. Do czego doprowadziły personalne i partyjniackie — powiem to wprost — wybuchy tych, czy innych ambicji. (...) Musimy pamiętać o tym, jaka jest stawka tych wyborów.” – mówił Hołownia.
Nie przypomniał, że do publicznych spięć w koalicji doszło po tym, jak to właśnie on jako Marszałek Sejmu przełożył bez konsultacji z koalicjantami sejmową debatę o projektach ustaw aborcyjnych na 11 kwietnia. Ostro zareagował na to Donald Tusk, który zwracając się do Trzeciej Drogi, stwierdził 8 marca: „Macie prawo trwać przy swoich poglądach, ale nie będziecie narzucać poglądów i konsekwencji swoich poglądów innym, którzy mają inne poglądy i chcą o sobie decydować”. Reakcje Lewicy były wielokrotnie ostrzejsze — najdalej poszła posłanka Anna Maria Żukowska, która na platformie X napisała do Hołowni „wyp... z tym spokojem”.
Odpowiedź Hołowni na to zaprezentowana w Białymstoku brzmi „dość kłótni”.
„Musimy pokazać, że potrafimy współpracować. Że nie podzielimy losu PiS-u, który pokłócił się tak, że nie był w stanie już być wyborem dla Polaków. Musimy powiedzieć jasno i wyraźnie: dość kłótni i do przodu, bo tego oczekują wyborcy.” – mówił Hołownia.
W bardzo podobnym duchu wypowiadał się po nim Władysław Kosiniak-Kamysz
„Nikt tu nie jest bez winy. Zrobimy wszystko, by wyciągnąć wnioski, liczymy na to, że nasi koalicjanci zrobią to samo” – mówił lider PSL.
Rosyjskie służby podały, że liczba ofiar zamachu w podmoskiewskim centrum Crocus wzrosła do 93, rannych zostało ponad 100 osób. Według Kremla zamachowcy mieli zostać pojmani w pobliżu granicy z Ukrainą
Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej poinformował w sobotę 23 marca rano, że liczba ofiar śmiertelnych zamachu przeprowadzonego w piątek wieczorem pod Moskwą wzrosła do 93. W szpitalach ma przebywać nie mniej niż 115 rannych w tym ataku. Do zamachu przyznaje się ISIS. Rosyjski resort zdrowia podał dane 41 zidentyfikowanych dotąd ofiar śmiertelnych zamachu.
Rosyjska propaganda donosi również na podstawie komunikatów FSB (Federalna Służba Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej), jakoby czterech zamachowców i 7 współpracujących z nimi osób miało zostać zatrzymanych. Według prokremlowskich mediów zamachowcy mieli zostać zatrzymani w obwodzie briańskim, w którym zamierzali przekroczyć granicę z Ukrainą. Ten wątek — bardzo intensywnie eksploatowany przez rosyjską propagandę — opisuje w osobnym materiale Agnieszka Jędrzejczyk. Rosyjskie doniesienia o rzekomych powiązaniach zamachowców z Ukrainą należy traktować niezwykle ostrożnie, jako potencjalny element prowadzonej przez Kreml równolegle z działaniami zbrojnymi na froncie wojny informacyjnej.
„Po dokonaniu aktu terrorystycznego przestępcy zamierzali przekroczyć granicę między Rosją a Ukrainą i mieli odpowiednie kontakty po stronie ukraińskiej” – podała w swym komunikacie rosyjska FSB.
Co wiemy na pewno o zamachu?
Kreml twierdzi, że zatrzymał zamieszanych w atak terrorystyczny na salę koncertową Crocus po Moskwą. I że złapano ich “w obwodzie briańskim, niedaleko granicy z Ukrainą”. Władze jeszcze nie odważyły się zwalić winy na Ukrainę, ale milczą o tym, że odpowiedzialność za zamach miało wziąć Państwo Islamskie.
Zatrzymanych ma być 11 osób, w tym wszyscy czterej zamachowcy. Komunikat sformułowany jest tak, jakby sztab kryzysowy znajdował się w gabinecie Putina:
„Jak poinformował Kreml, dyrektor FSB Aleksander Bortnikow powiadomił Władimira Putina o zatrzymaniu terrorystów, którzy brali udział w ataku na salę koncertową Crocus City Hall. Trwają prace nad ustaleniem tożsamości wspólników terrorystów”. ”Zatrzymani są obecnie przewożeni do Moskwy" a
"posiadali odpowiednie kontakty po stronie ukraińskiej”.
Skąd Moskwa to wie, skoro nie wie jeszcze, kim ci ludzie są?
Wieczorem 22 marca propaganda podawała już, że zamachowcy odjechali z miejsca zdarzenia białym renault. Było to już w parę godzin po zdarzeniu. Jeśli to renault dojechało do Briańska, to pościg nie był błyskawiczny. Teraz jednak wygląda na to, że FSB szykuje już dla świata jakąś wersję, kto był winien. Bo na pewno nie FSB.
W zamachu w sali koncertowej Crocus pod Moskwą zginęły w piątek wieczorem co najmniej 93 osoby, a ponad 100 jest rannych. Sprawcy mieli strzelać do ludzi z karabinów maszynowych i podpalili budynek. Nie brali zakładników. Nie wiadomo, ile ciał jest w ruinach płonącego i zawalonego budynku. Ucieczka była utrudniona, bo – jak to w Rosji – wyjścia ewakuacyjne były zamknięte.
Poza wzmacnianiem roli Putina propaganda stara się skierować wściekłość ludzi przeciwko samym zamachowcom, a nie służbom Putina, które do zamachu dopuściły. Wysocy kremlowscy urzędnicy wzywają do zemsty, niszczenia wroga. Posuwają też wygodny w takich sytuacjach dla władzy temat: żeby przywrócić karę śmierci.
Jednocześnie propaganda Kremla podkreśla, że kondolencje i wyrazy wsparcia płyną do Moskwy z całego świata. Jakby zamach wyrwał Rosję z izolacji, którą świetnie było widać w poniedziałek, po ogłoszeniu „zwycięstwa wyborczego” Putina. Pogratulowało mu tego ledwie kilka państw.
Sam Putin nie zabrał głosu. Oficjalny komunikat głosi tylko, że rozmawiał z urzędnikami o stanie rannych. Sprawa jest dla niego trudna, że ledwie w piątek nadał do poddanych wideoprzesłanie z podziękowaniem za wsparcie w wyborach. Było ono cukierkowo-infantylne, nijak nieprzystające do obecnej rzeczywistości. Nie może jednak twierdzić, że zamachu się nie spodziewał – przecież sam, i to już w powyborczy poniedziałek wzywał FSB w publicznym wystąpieniu do rozprawienia się z rosnącym zagrożeniem terrorystycznym – ale ukraińskim. Przed zamachem ISIS ostrzegali jednak Putina Amerykanie, co przyznaje obecnie propaganda. Ale mówi też, że ostrzeżenie było tylko “ogólne".
Plac Czerwony w Moskwie został po ataku zamknięty dla publiczności. Płonie kolejna rosyjska rafineria ostrzelana przez ukraińskie drony – tym razem w Samarze.
Pięciu zamaskowanych napastników otworzyło ogień z broni automatycznej do ludzi zgromadzonych w sali koncertowej na przedmieściach Moskwy. Władze mówią o ponad 60 zabitych i 140 rannych. Do ataku przyznało się Państwo Islamskie
[Aktualizacja o 7 rano 23 marca]
Co się wydarzyło:
Do ataku doszło w sali koncertowej oddalonej ok. 28 km od centrum Moskwy. Sala funkcjonuje w centrum handlowym Crocus City Hall, może pomieścić ponad 6 tys. osób. Napastnicy mieli otworzyć ogień tuż przed rozpoczęciem koncertu rosyjskiego rockowego zespołu Picnic. „Nagle za nami rozległy się huki i strzały. Zaczęła się bieganina, wszyscy biegli do ruchomych schodów. Wszyscy krzyczeli, wszyscy biegli” – mówi jeden ze świadków cytowany przez Agencję Reutera. Zabito co najmniej 40 osób, ponad 100 zostało rannych.
Krótko przed godz. 23 czasu polskiego do ataku przyznało się Państwo Islamskie.
Pełne oświadczenie tej organizacji terrorystycznej opublikowane na koncie w serwisie Telegram brzmi następująco:
„Bojownicy Państwa Islamskiego zaatakowali duże zgromadzenie chrześcijan w mieście Krasnogorsk na obrzeżach stolicy Rosji, Moskwy, zabijając i raniąc setki osób i powodując ogromne zniszczenia w tym miejscu. Po ataku bojownicy bezpiecznie wycofali się do swoich baz”.
Wcześniej, kilka minut po godz. 21 polskiego czasu, rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, w oświadczeniu przekazanym przez rosyjską państwową agencję informacyjną TASS, powiedział: „Zaraz po rozpoczęciu ataku prezydent został o nim poinformowany. Prezydent jest stale informowany przez wszystkie odpowiednie służby o tym, co się dzieje i jakie środki są podejmowane. Prezydent wydał już wszystkie niezbędne instrukcje”.
Już na początku marca ambasada USA w Rosji ostrzegła, że „ekstremiści” planują atak w Moskwie oraz stwierdziła, że ludzie powinni unikać koncertów i tłumów oraz zwracać uwagę na swoje otoczenie. Amerykanie wydali swoje ostrzeżenie kilka godzin po tym, jak rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB) poinformowała, że udaremniła atak na synagogę w Moskwie przygotowywany przez terrorystów z Państwa Islamskiego.
Rosyjskie media mówią o „akcie terroru”. Dzieje się to po kilku dniach powyborczych zapowiedzi prezydenta Rosji Władimira Putina, że rozprawi się ze „zdrajcami”, a w Ukrainę uderzy atakiem odwetowym. Do tej pory wyglądało to na reakcję wobec ukraińskich ataków po rosyjskiej stronie frontu (obwód biełgorodzki jest całkowicie zdestabilizowany ukraińskimi atakami). Teraz jednak te groźby można powiązać z atakiem pod Moskwą.
Biały Dom kilkadziesiąt minut po ataku ogłosił, że nie ma żadnych śladów jakiegokolwiek ukraińskiego uczestnictwa w tym zamachu. Również strona Ukraińska stanowczo zaprzeczyła, żeby miała cokolwiek wspólnego z atakiem.
Niepokojącą koincydencją jest fakt, że zaledwie cztery dni temu, 18 marca, prezydent Putin zażądał od Federalnej Służby Bezpieczeństwa wzmożenia działań antyterrorystycznych, ponieważ „wróg jest silny i niebezpieczny”:
„Proszę FSB, by wraz z innymi służbami wywiadowczymi i organami ścigania, pod koordynacją Krajowego Komitetu Antyterrorystycznego, o poważne wzmocnienie działań antyterrorystycznych we wszystkich obszarach, mając świadomość, że mamy do czynienia z silnym, niebezpiecznym wrogiem, w którego arsenale są szerokie możliwości informacyjne, techniczne i finansowe” – stwierdził rosyjski prezydent na transmitowanym spotkaniu z zarządem FSB.
Świat pospieszył z kondolencjami, ale Moskwa nie wydaje się być nimi usatysfakcjonowana. Tak wynika przynajmniej z komunikatów rosyjskiego MSZ. Rosja wystąpiła o pilne zwołanie Rady Bezpieczeństwa NZ w sprawie zamachu pod Moskwą.
Rada Bezpieczeństwa ONZ odrzuciła w piątek rezolucję wzywającą do natychmiastowego zawieszenia broni w Strefie Gazy. Przygotowany przez Stany Zjednoczone dokument zawetowały Rosja i Chiny. Wcześniej podobne rezolucje wetował... Waszyngton. A dramat w Strefie Gazy trwa
Rezolucja wzywała do natychmiastowego zawieszenia broni i sześciotygodniowego rozejmu, który miałby chronić ludność cywilną oraz umożliwić efektywne dostarczanie pomocy humanitarnej do Strefy Gazy.
Jak pisze Agencja Reutera, rezolucja odzwierciedlała zaostrzające się stanowisko Waszyngtonu dotyczące polityki rządu Binjamina Netanjahu wobec Palestyńczyków w Strefie Gazy. Do te pory w trakcie trwającego konfliktu zapoczątkowanego ubiegłorocznym atakiem palestyńskiego Hamasu na Izrael, Stany Zjednoczone same trzykrotnie wetowały rezolucje wzywające do natychmiastowego zawieszenia broni.
Tym razem ambasadorka USA przy ONZ Linda Thomas-Greenfield oskarżyła Rosję i Chiny o zawetowanie rezolucji z „cynicznych” i „małostkowych” powodów. Powiedziała, że oba państwa sprzeciwiły się projektowi rezolucji tylko dlatego, że została napisana przez USA. Thomas-Greenfield skrytykowała również oba kraje za brak potępienia ataku Hamasu na Izrael z 7 października.
„Pomimo całej ich płomiennej retoryki, dobrze wiemy, że Rosja i Chiny nie podejmują żadnych realnych działań dyplomatycznych, aby przyspieszyć trwały pokój w Strefie Gazy lub w znaczący sposób przyczynić się do pomocy humanitarnej” – mówiła po głosowaniu w Radzie Bezpieczeństwa przedstawicielka Stanów Zjednoczonych.
Skąd weto Rosji i Chin? Rosjanie argumentują, że przygotowana przez USA rezolucja była „wyjątkowo upolityczniona” i zawierała zielone światło dla Izraela do przeprowadzenia operacji wojskowej w Rafah – to miasto, gdzie od momentu rozpoczęcia konfliktu schroniła się ponad połowa z 2,3 miliona mieszkańców Strefy Gazy. Również Chiny skrytykowały projekt rezolucji za brak wyraźnego sprzeciwu wobec planowanej operacji wojskowej Izraela w Rafah.
Stany Zjednoczone chciały, aby poparcie Rady Bezpieczeństwa dla zawieszenia broni było powiązane z uwolnieniem zakładników przetrzymywanych przez Hamas w Strefie Gazy. Według izraelskich danych, Palestyńczycy z w ataku z 7 października zabili 1200 osób, a 253 wzięli do niewoli. Z kolei wg źródeł palestyńskich prawie 32 tys. osób zostało zabitych w wyniku późniejszej ofensywy Izraela w Strefie Gazy.
Nie jest wykluczone, że jeszcze w piątek 22 marca Rada Bezpieczeństwa zajmie się kolejnym projektem rezolucji wzywającej do rozejmu. Prezydent Francji Emmanuel Macron zapowiedział, że jego kraj będzie współpracował z Jordanią i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, aby przekonać Rosję i Chiny do poparcia.