Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
W Pałacu Prezydenckim Andrzej Duda powołał nowy rząd Mateusza Morawieckiego. Gabinet nie ma szans na uzyskanie większości w Sejmie, więc za nieco ponad 14 dni odejdzie w niebyt
Andrzej Duda powołał starego premiera Mateusza Morawieckiego na nowego premiera, a wraz z nim nowy rząd, który jednak będzie tylko rządem przejściowym. Los nowego gabinetu jest bowiem zależny od większości sejmowej, a więc jest to los przesądzony – miną nieco ponad dwa tygodnie i rządu Morawieckiego nie będzie.
Skąd więc ten bałagan i dlaczego Duda powołał na premiera właśnie Morawieckiego, który nie ma szans na parlamentarną większość?
Wszystko odbywa się na podstawie art. 154 konstytucji, który reguluje powstawanie rządu po wyborach parlamentarnych. Upraszczając, zakłada on trzy kroki w tworzeniu rządu: w pierwszym inicjatywa należy do prezydenta, w drugim do Sejmu, w trzecim ponownie wraca do prezydenta.
Jesteśmy obecnie wciąż w pierwszej fazie. Andrzej Duda miał prawo w określonych terminach konstytucyjnych powołać na premiera dowolną osobę, posiadającą bierne prawo wyborcze w Polsce. I powołał Mateusza Morawieckiego, z całą świadomością, że Morawiecki jako przedstawiciel PiS nie ma żadnych szans na uzyskanie w Sejmie wotum zaufania.
innymi słowy, działanie prezydenta Dudy z punktu widzenia skutecznego tworzenia rządu nie ma żadnego sensu, ale prezydent miał do niego prawo.
„Dopełniamy politycznego i historycznego, konstytucyjnego zwyczaju, powołując po wyborach parlamentarnych rząd Rzeczypospolitej Polskiej, który jest formowany przez kandydata przedstawionego przez ugrupowanie, obóz polityczny, który wygrał wybory parlamentarne” – mówił Duda podczas uroczystości. Co do faktów miał rację, ale niepełną – nigdy wcześniej nie było bowiem tak, że ugrupowanie, które zdobyło najwięcej głosów, nie miało żadnej zdolności koalicyjnej.
Teraz Morawiecki ma 14 dni na wygłoszenie expose i uzyskanie wotum zaufania. Zapewne wykorzysta ten czas do samego końca, pozorując rozmowy z innymi partiami w Sejmie. Z całą pewnością jednak nie znajdzie większości i 11 grudnia zakończy swoje działanie. Jednak wszyscy tymczasowi ministrowie i wiceministrowie dostaną po dwóch tygodniach pracy trzymiesięczną odprawę.
Dopiero 12 grudnia rozpocznie się drugi krok konstytucyjny: rząd wyłoni większość sejmowa, a więc Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica. Po przegłosowaniu wotum zaufania dla nowego gabinetu, Duda będzie miał obowiązek niezwłocznie go powołać.
W nowy rządzie Morawieckiego zostało dwoje ministrów ze starego gabinetu: Mariusz Błaszczak i Marlena Maląg. Mamy też kilkoro sekretarzy stanu z poprzedniego rozdania. Oto skład rządu:
Kolejki na granicach nieco zmalały, choć nadal są gigantyczne. Protest przewoźników na przejściach z Ukrainą trwa, a ukraińskie władze wypowiadają się o nim w coraz bardziej zdecydowany sposób.
Protest przewoźników trwa już 21 dobę. Według policji kolejki do przejść na granicy polsko-ukraińskiej się zmniejszyły, choć nadal są ekstremalnie długie. Z porannych danych wynika, że w Dorohusku na przejazd przez granicę czeka ok. 580 ciężarówek, a szacowany czas sięga 125 godzin. Do odprawy w Hrebennem czeka ok. 700 tirów, a czas oczekiwania to 160 godzin, kolejka ciągnie się przez 45 kilometrów. Właściciele firm spedycyjnych twierdzą, że ukraińskie ciężarówki zdominowały polski rynek po zmianie unijnych przepisów ograniczających ich ruch po Wspólnocie.
W maju 2022 roku przywódcy unijnych krajów przyjęli rozporządzenie znoszące ograniczenia w transporcie części produktów z Ukrainy, na które wcześniej obowiązywały zezwolenia kwotowe. Według polskich przedsiębiorców zaburza to reguły konkurencji na unijnym rynku, i to nie tylko w Polsce. Ustalone w 2022 roku reguły obowiązują do maja 2024. Blokujący przejazd przewoźnicy naciskają na skrócenie tego okresu i wprowadzenia systemu zezwoleń na przewóz komercyjny, z wyłączeniem pomocy humanitarnej. Protestujący, zrzeszeni w inicjatywie Komitet Obrony Przewoźników, domagają się również kontroli firm powstałych za naszą wschodnią granicą po rozpoczęciu pełnoskalowego konfliktu w Ukrainie.
Temat budzi coraz większe emocje wśród naszych sąsiadów. W weekend protesty zdecydowanie skrytykował mer Lwowa. „Cały wasz gigantyczny wkład w zwycięstwo Ukrainy jest niwelowany przez marginalną grupę, która blokuje dostawy towarów humanitarnych do kraju drugi rok broniącego swojej niepodległości i bezpieczeństwa Europy” – pisał w mediach społecznościowych. Protestujący odpierali, że przepuszczają zarówno pomoc humanitarną, jak i paliwo.
W sobotę w Dorohusku pojawił się ukraiński wiceminister infrastruktury Serhij Derkacz. „Jeżeli protestującym chodziło o to, żeby doprowadzić do kryzysu energetycznego w Ukrainie, to im to się zaczyna udawać” – mówił tłumacząc, że w kolejkach, mimo obietnic protestujących, nadal widać cysterny z paliwem. – „Otrzymujemy przez terytorium Rzeczypospolitej Polskiej ok. 30 proc. wszystkiego, co potrzebujemy dla naszego sektora energetycznego. Kiedy mamy sytuację, że ponad miesiąc te cysterny stoją już w oczekiwaniu w kolejkach to (powoduje) bardzo duże napięcie, presję i duży problem dla naszych systemów energetycznych” – wyjaśniał Derkacz.
Łagodniej i bardziej lakonicznie o sprawie wypowiada się prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który wyraził nadzieję, że sprawy idą „w dobrym kierunku”.
Radio TOK FM podaje, że ukraińscy biznesmeni starając się zakończyć kryzys, stawiają na kontakt z Donaldem Tuskiem. Ukraińcy wcześniej prosili o spotkanie z Andrzejem Dudą. Pałac prezydencki jednak milczy. Dlatego Zrzeszenie Ukraińskiego Biznesu w Polsce chciałoby utworzenia okrągłego stołu z udziałem premiera projektowanego rządu, który mógłby pomóc w zakończeniu protestu przewoźników.
Ci nie planują iść na kompromis. Od dziś przez całą dobę blokowane jest kolejne przejście graniczne – w Medyce. Tam do protestu przyłączyli się rolnicy, domagający się od rządu interwencji na rynku taniejących zbóż.
Minister Kultury Piotr Gliński zwrócił się z wnioskiem do Rady Mediów Narodowych o dokonanie zmian w statutach TVP, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej. PiS chce w ten sposób pokrzyżować plany przyszłej koalicji.
„W razie otwarcia likwidacji likwidatorami są wszyscy członkowie Zarządu oraz kierownik komórki organizacyjnej Spółki zajmującej się obsługą prawną. W okresie likwidacji do składania oświadczeń w imieniu Spółki wymagane jest współdziałanie dwóch likwidatorów, w tym jednego będącego członkiem ostatniego Zarządu” – czytamy w piśmie Piotr Glińskiego, które ujawniła Wirtualna Polska.
Zmiany mają dotyczyć statutów TVP, Polskiego Radia oraz Polskiej Agencji Prasowej.
W poniedziałek 27 listopada Rada Mediów Narodowych stosunkiem głosów 3 do 2 wyraziła zgodę na wprowadzenie zmian.
Krok Glińskiego jest ruchem wyprzedzającym wobec zapowiedzi przyszłej koalicji o odpolitycznianiu TVP. Politycy obiecywali jeszcze w kampanii wyborczej, że media publiczne zmienią się bardzo szybko. Na drodze stoi jednak Rada Mediów Narodowych – ciało wprowadzone przez rząd PiS, którego główną funkcją jest powoływanie zarządów spółek. Powstało w celu obejścia przepisów o Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, która umocowana jest w Konstytucji.
Przyszła koalicja ma kilka scenariuszy jak szybko i bez interwencji ustawowej uzyskać wpływ na wybór zarządu TVP, Polskiego Radia i PAP. Opisywaliśmy je na łamach OKO.press. Jedną z nich jest właśnie metoda na postawienie w stan likwidacji.
Zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów z 23 marca 2020 roku prawa z akcji do TVP, Polskiego Radia oraz PAP wykonuje jednoosobowo minister kultury i dziedzictwa narodowego. Minister, występując jako walne zgromadzenie, podjąłby zgodnie z kodeksem handlowym uchwałę o postawieniu spółki TVP S.A. w stan likwidacji i ustanowił zarząd komisaryczny, którego RMN nie mogłaby odwołać. Stan likwidacji miałby być utrzymywany aż do wypracowania reform na drodze legislacyjnej.
Zmieniając statuty spółek, PiS próbuje nie dopuścić do takiego scenariusza.
Dziś o 16.30 zostanie zaprzysiężony nowy-stary rząd Mateusza Morawieckiego. Na ten rząd PiS ma pomysł, który ma także zaprzeczyć plotkom, że politycy się do niego nie garną – ma to być rząd ekspercko-polityczny. Jaki by nie był, wiadomo, że nie uzyska on wotum zaufania w Sejmie, w którym większość ma koalicja demokratyczna. Przetrwa zapewne ok. dwóch tygodni.
27 listopada Jarosław Kaczyński obwieścił, że rząd ekspercko-polityczny to jego pomysł.
Tego samego dnia Interia podała nieoficjalnie, kto wejdzie w skład rządu. Mają to być:
„Być może nawet sam zagłosuję za powołaniem tej komisji, bo tez mam właśnie dosyć kłamstw i manipulacji, które przez ostatnie 2 lata muszę wysłuchiwać na ten temat i być może warto właśnie wyjaśnić Polakom”, powiedział w RMF FM Michał Dworczyk, członek Rady Ministrów (do 2022 r. był szefem Kancelarii Premiera).
Zapowiedział też, że nie będzie członkiem żadnej komisji śledczej w nowym Sejmie, ale jeżeli zostanie wezwany na świadka, stawi się przed taką komisją.
Dworczyk powtórzył przekaz PiS o rządzie Mateusza Morawieckiego, który ma zostać zaprzysiężony dzisiaj o 16.30. Ma to być rząd ekspercki, mówił minister, więc ma inny charakter niż te dotychczasowe, złożone z polityków.
W rozmowie z PAP 27 listopada Jarosław Kaczyński przyznał, że pomysł na rząd ekspercki to jego pomysł.