0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Patryk Ogorzalek / Agencja Wyborcza.plFot. Patryk Ogorzale...

Liczba ciężarówek w kolejkach przekracza tysiąc, na przejazd przez granicę trzeba czekać nawet kilkanaście dni, a w sprawę na dobre zaangażowali się politycy. Takie są skutki protestu polskich przewoźników, którzy domagają się zmiany zasad obecności ukraińskich spedytorów na naszym rynku. Po śmierci jednego z ukraińskich kierowców czekającego na przejazd sprawą zainteresowało się też ukraińskie MSZ. Mężczyzna miał umrzeć z przyczyn naturalnych, ale ambasador Ukrainy Wasyl Zwarycz po tym wydarzeniu zażądał od polskich władz interwencji i doprowadzenia do jak najszybszego końca protestu.

Protest przewoźników: chcą powrotu „normalności”

O zakończeniu trwającej od 6 listopada akcji protestacyjnej nie ma jednak mowy. Polscy kierowcy wręcz ją zaostrzyli. Do tej pory blokują przejścia w Korczowej, Hrebennem i Dorohusku. Od czwartku, razem z rolnikami z inicjatywy Oszukana Wieś, są również w Medyce, gdzie w poniedziałek ma zacząć się blokada terminala granicznego.

Czego domagają się kierowcy firm spedycyjnych, skupieni w Komitecie Obrony Przewoźników? Jak mówią, chodzi im o powrót do „normalności”, czyli sytuacji sprzed początku pełnoskalowej inwazji rosyjskich wojsk na Ukrainę. „Przed wybuchem wojny przewozy towarów były objęte limitowanym zezwoleniami, a polscy i ukraińscy przewoźnicy dostawali po 160 tys. pozwoleń” – wyjaśniał w radiu TOK FM Tomasz Borkowski, przewoźnik oraz członek Komitetu Obrony Przewoźników i Pracodawców Transportu. – „Unia Europejska w czerwcu ubiegłego roku zniosła zezwolenia i to doprowadziło do nienormatywnego rozrostu firm ukraińskich. Przez to, że transport przestał być regulowany, rozrasta się w sposób niekontrolowany i po prostu zagraża naszym firmom.”

Polscy przedsiębiorcy narzekają na różnice w kosztach prowadzenia biznesów w Polsce i Ukrainie, przez co przegrywają konkurencję z firmami zza naszej wschodniej granicy. Domagają się również audytu pochodzenia kapitału tamtejszych przedsiębiorstw.

Przedsiębiorcy przekonują, że nie są antyukraińscy

Przewoźnicy przekonują, że walczą nie tylko o polską sprawę. W podobnej sytuacji mają być przedsiębiorcy z firm transportowych z innych „przyfrontowych” krajów Unii. Do zmiany porozumienia o ruchu ciężarówek wzywają również szefowie branżowych związków z Czech, Węgier, Słowacji i Litwy. We wspólnym oświadczeniu podkreślają, że odcinają się od antyukraińskich postaw, a w ich proteście chodzi jedynie o przywrócenie równowagi na rynku.

Przeczytaj także:

„Niemniej jednak my, jako wspólnota UE, jesteśmy również odpowiedzialni za europejski rynek wewnętrzny, w tym za branżę transportową. Praktyczne wdrożenie umowy UE-Ukraina w sprawie drogowego przewozu towarów znacznie przekroczyło jej pierwotne zamierzenia i obecnie powoduje poważne problemy na unijnym rynku, szkodząc konkurencyjności unijnych przewoźników drogowych. Zawieszenie zezwoleń dwustronnych doprowadziło do ogromnego wzrostu przewozów na terenie UE realizowanych przez przewoźników spoza Unii” – czytamy w piśmie przedstawicieli przewoźników.

Protest przewoźników: Konfederacja przejmuje inicjatywy

Spedytorzy odcinają się od ksenofobicznych postaw, jednak pod nieobecność przedstawicieli rządu przy protestujących pojawiają się politycy, którzy wielokrotnie próbowali zyskiwać na antyukraińskich hasłach. Mowa o Konfederacji, której politycy od kilku dni wyrażają mocne wsparcie dla polskich przedsiębiorców. Obecni przy przejściu w Korczowej politycy formacji donoszą między innymi o napięciach pomiędzy polskimi a ukraińskimi kierowcami – ci drudzy mają kierować w stronę pierwszych obraźliwe hasła. Od polityków formacji dostaje się również policji, która pod eskortą miała przepuszczać przez granicę „po kilkadziesiąt samochodów” na godzinę, mimo że porozumienie pomiędzy mundurowymi a protestującymi miało mówić o najwyżej kilku ciężarówkach na godzinę.

View post on Twitter

Konfederacja o sytuacji na polsko-ukraińskiej granicy chce rozmawiać z premierem. Tym uzasadnia fakt, że jako jedyna siła polityczna przyjęła zaproszenie od Mateusza Morawieckiego do konsultacji przed powołaniem nowego rządu PiS-u.

„Stąd w naszej delegacji Rafał Mekler, jeden z liderów protestu przewoźników, polskich przedsiębiorców, którzy w wyniku bezrefleksyjnej, głupiej i szkodliwej polityki i rządu, i UE tracą polski rynek, który przynosi 6 procent PKB. Tracimy go w tej chwili na rzecz zagranicznych firm, a przewoźnicy marzną na granicach” – mówił Krzysztof Bosak, jeden z liderów Konfederacji.

Rolnicy też niezadowoleni

Po zaangażowaniu się Konfederacji sprawą zainteresowała się również Koalicja Obywatelska. Na granicę – bez zaskoczeń – pojechał lider wchodzącej w skład KO Agrounii, który w Medyce szukał wspólnego języka z obecnymi tam rolnikami z Oszukanej Wsi. Ta sama organizacja sprzeciwiała się wpuszczaniu ukraińskiego zboża do Polski. Dziś, mimo zablokowania jego importu do Polski wbrew decyzji Unii Europejskiej, wciąż zwracają uwagę na swoje problemy.

„Na każdym hektarze kukurydzy tracimy 2 tys. zł. Koszt upraw to 5,5 tys. zł, a zarabiamy 3,5 tys. zł. To efekt zeszłorocznego zalewu taniej kukurydzy z Ukrainy. Do tego od przyszłego roku wzrośnie o 21 proc. podatek rolny. Chcemy, żeby rząd nas wspierał, ale sami musimy działać. Wykończyli polskie rolnictwo, wykańczają transport. Kto będzie następny?” – mówił portalowi Money.pl Roman Kondrów, protestujący rolnik z Podkarpacia.

W podobnym tonie wypowiadał się Kołodziejczak, zwracając uwagę na raport NIK, krytyczny wobec działań byłego ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka.

„Wszystkie dane, które były negatywne dla Polski, mieli podane jak na tacy. Jednak Henryk Kowalczyk ciągle zapewniał, że wszystko jest pod kontrolą. Było całkiem inaczej. Na dodatek pisowscy politycy zapewniali UE, że w Polsce wszystko jest w porządku i tym samym opóźnili jakiekolwiek reakcje wspólnoty. Świadomie zdradzili nasze, polskie interesy”- mówił w Medyce Kołodziejczak.

Jak wielokrotnie wskazywaliśmy w OKO.press, ceny zbóż w Polsce ściśle podążają za cenami europejskimi, opowieść o szczególnym wpływie ukraińskiego zboża na polski rynek bardzo luźno koresponduje z faktami.

Protest przewoźników trwa, rząd bez recept

Protestujący zarzucają polskiemu rządowi bezczynność. W wypowiedziach rządzących temat faktycznie pojawia się rzadko, znacznie ustępując na przykład obietnicom Mateusza Morawieckiego dla ewentualnych koalicjantów. „Postulujemy do strony ukraińskiej, by doszło do zmodyfikowania zasad dojazdu samochodów ciężarowych do granicy z Polską i aby uwzględniono postulaty protestujących przedsiębiorców, którzy dzisiaj protestują na polsko-ukraińskiej granicy” – mówił minister infrastruktury Andrzej Adamczyk.

Być może rządzącym brakuje determinacji, bo wie, że z narastającym problemem będzie musiał radzić sobie kolejny gabinet utworzony przez Donalda Tuska. Najbliższą okazją do opanowania kolejnego polsko-ukraińskiego kryzysu będzie nadchodzące posiedzenie ministrów ds. transportu krajów członkowskich UE.

„Ministerstwo Infrastruktury przygotowuje stosowny wniosek i mam nadzieję, że jednym z głównych tematów rozmów będzie dyskusja nad skutkami tej umowy. W naszej ocenie po stronie władz UE pozostaje konieczność przeprowadzenia ewaluacji skutków, jakie powstały w efekcie realizacji umowy pomiędzy Ukrainą a UE, a także zmiany w jej zakresie, konieczne do zachowania stabilności rynku transportowego w poszczególnych państwach wspólnoty”- mówił wiceminister infrastruktury Rafał Weber.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze