Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
W dzień po ogromnym ataku powietrznym Rosji na całą Ukrainę Ukraińcy ostrzelali nadgraniczny rosyjski Biełgorod. Moskwa jest w furii: stało się w czasie celebrowanych świąt nowego roku, tuż przed orędziem Putina
W sobotnim ataku zginęło — wedle danych rosyjskich, których sprawdzić się nie da – 21 osób, w tym 3 dzieci, 110 osób zostało rannych, w tym 17 dzieci. Armia ukraińska uszkodziła w Biełgorodzie 30 budynków mieszkalnych, 344 mieszkania, trzy domy prywatne oraz kilka obiektów socjalnych, w tym szkoła, liceum i przedszkole — opowiada teraz propaganda Kremla. Kiedy relacjonuje podobne zniszczenia w Ukrainie, zawsze podkreśla, że to nie Rosja, tylko obrona ukraińska strzelając do nadlatujących pocisków wywołała straty.
Sobotni ostrzał nastąpił po tym, jak Rosja przeprowadziła w nocy z czwartku na piątek największy atak powietrzny na Ukrainę od początku inwazji na pełną skalę, w wyniku którego zginęło co najmniej 40 osób, a ponad 150 zostało rannych. Kilka godzin później w rosyjskim ostrzale Charkowa co najmniej 26 osób zostało rannych.
Rosja zapowiedziała odwet za Biełgorod — i rzeczywiście 31 grudnia ostrzelała ponownie Charków ogłaszając, że to właśnie ten odwet.
Ukraińskie ataki na rosyjskie regiony przygraniczne trwają niemal codziennie od ponad roku i czasami powodują ofiary wśród ludności cywilnej. Był to jednak jeden z najbardziej śmiertelnych incydentów, jakie kiedykolwiek odnotowano.
Rosja zażądała nadzwyczajnego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ w tej sprawie. Przedstawiciel Rosji Wasilij Nebenzja określił atak jako „celowy akt terroryzmu zaplanowany przeciwko ludności cywilnej” i stwierdził, że trafiony został kompleks sportowy, w którym przebywały dzieci, oraz lodowisko z dziećmi.
Przedstawiciel Serhij Dwornyk odpowiedział na to, że „jedynym sposobem na powstrzymanie ludzkich cierpień” jest „zatrzymanie samej wojny” – wzywając Rosję do zaprzestania agresji i wycofania wojsk.
Jego uwagi podzielili zachodni sojusznicy Ukrainy, którzy bezpośrednio zrzucili winę na Rosję i Putina: „Putin powinien być uczciwy wobec własnego narodu co do prawdziwych i rosnących kosztów tej wojny” – powiedział przedstawiciel USA w Radzie John Kelley. „Jesteśmy tu dzisiaj ponownie, ponieważ Kreml nie chce zaprzestać nielegalnej inwazji.”
W samej Rosji atak sprawił, że w kilku regionach odwołano część noworocznych uroczystości. Urzędnicy wysokiego szczebla zapowiadają pomoc dla poszkodowanych, niektórzy nawet pojechali na miejsce. Ale nie Putin. Propaganda podała tylko, że został poinformowany o zdarzeniu.
Tymczasem dziś cała Rosja czeka na orędzie Putina. Zamiar oglądania go zadeklarowało ankieterom państwowej sondażowni 90 proc. pytanych Rosjan.
Donald Tusk wygłosił pierwsze od 10 lat telewizyjne orędzie noworoczne jako szef rządu. "Wszystkim nam marzy się normalność, zgoda i pewność jutra. To zadanie na nadchodzący rok. Postawimy sprawy z głowy na nogi, zaufamy nauce oraz ekspertom – mówił premier. Publikujemy całe jego wystąpienie
Premier Donald Tusk wygłosił orędzie o godz. 20 na antenie TVP 1. Publikujemy je w całości:
"Drodzy Państwo, powoli żegnamy rok 2023. Co to był za rok! W historii Polski zapisze się jako rok przełomu. Chcę wam za ten rok bardzo podziękować. Był trudny, pełen wielkich emocji, sporów, ale też obywatelskiego przebudzenia i triumfu demokracji: udało nam się pobić rekord wyborczej frekwencji. Mijające miesiące nauczyły nas że niemożliwe staje się możliwe i oto dziś ja – w telewizji publicznej – już jako premier Rzeczpospolitej mogę powtórzyć przed wami ślubowanie, które złożyłem podczas Marszu Miliona Serc: zwyciężymy (to już się stało), rozliczymy zło (to już się dzieje), naprawimy krzywdy (to też już zaczynamy)
i najważniejsze – pojednamy.
Wiem, że pojednanie będzie prawdopodobnie najtrudniejszym zadaniem, ale wierzę, że i tym razem niemożliwe stanie się możliwe. Wierzę, że Polacy odradzą się jako jedna wspólnota, jako wielki, silny naród. I nie spocznę, póki to się nie stanie.
Polska to kraj cudów i wspaniałych ludzi. Gdybyście tylko mogli usłyszeć te wszystkie komplementy, zachwyty nad Polakami i ich mądrością, jakie słyszałem od przywódców państw i globalnych autorytetów... Ja miałem przyjemność tego słuchać przy okazji odbierania gratulacji, ale to wielkie uznanie jest dla każdej i każdego z was. To Wy w 2023 roku zadziwiliście świat, to dzięki wam popłynęła z Polski nadzieja dla wszystkich ludzi pragnących wolności.
Możemy być dumni i bardzo wam za to dziękuję.
Wszystkim nam marzy się normalność, zgoda i pewność jutra. To zadanie na nadchodzący rok. Postawimy sprawy z głowy na nogi, zaufamy znowu nauce oraz ekspertom i zdrowemu rozsądkowi. W polityce międzynarodowej odbudujemy naszą pozycję i znaczenie. Kłótnie z sojusznikami zastąpimy twardą, ale przyjazną rozmową o naszych interesach i szukaniem tego, co wspólne. W tych niebezpiecznych czasach Polska nie będzie już samotna, a że są niebezpieczne potwierdziło się choćby wczoraj, kiedy naruszona została nasza przestrzeń powietrzna.
Dlatego tak ważne jest dziś mówić prawdę i tylko prawdę. Przywrócimy słowom ich prawdziwe znaczenie, a patriotyzm nigdy już nie będzie zasłoną dla nieuczciwości, czy zwykłego złodziejstwa. Będziemy ze sobą uczciwie i z szacunkiem rozmawiać, to wam gwarantuję.
Nasza ojczyzna odrodzi się jako nowoczesne, silne państwo, wasze państwo. Pracujące dla każdej i każdego z was, bo ono należy do was i tylko do was.
Jutro bawmy się i zapomnijmy choćby na chwilę o codziennych troskach, a od poniedziałku, czy od wtorku, a właściwie dla większości z was od środy, ale bierzemy się wszyscy do wspólnej pracy, żebyśmy za rok uznali, że 2024 był dla nas wszystkich, dla Polski, rokiem szczęśliwym i bezpiecznym. Rokiem dostatku i pojednania.
Szczęśliwej Polski już czas. Tego nam wszystkim serdecznie życzę".
Wcześniej w sobotę 30 grudnia szef Kancelarii Premiera Jan Grabiec poinformował Polską Agencję Prasową, że Tusk odwołał członków rad: Instytutu Strat Wojennych, Instytutu De Republica, Instytutu Europy Środkowej, Instytutu Pokolenia i Instytutu Zachodniego. Grabiec dopytywany, czy odwołanie członków rad oznacza likwidację tych instytutów, odpowiedział, że to miałoby się odbyć innym aktem prawnym: „Zanim premier podejmie decyzję dotyczącą losów tych instytutów, dokonany zostanie przegląd ich działalności, audyt, ocena tego, co tam się wydarzyło i wówczas pan premier podejmie decyzję, jaką rolę mają pełnić te instytuty w przyszłości”.
Tysiące ludzi zebrało się w sobotę 30 grudnia w centrum Belgradu, by zaprotestować przeciwko fałszerstwom, które ich zdaniem miały miejsce w wyborach parlamentarnych 17 grudnia
Protesty opozycji w Serbii trwają już od kilkunastu dni. Jak informuje Reuters, była to największa taka demonstracja od momentu ogłoszenia wyników wyborów parlamentarnych. Według wstępnych danych z 96 proc. komisji podanych przez serbską Państwową Komisję Wyborczą rządząca od 2012 roku Serbska Partia Postępowa (SNS) prezydenta Aleksandara Vučića zdobyła 46,7 proc. głosów, a jej koalicjant – Socjalistyczna Partia Serbii (SPS) – 6,6 proc. Łącznie daje to około 148 miejsc w liczącym 250 posłów, jednoizbowym parlamencie i pewną większość na kolejną kadencję.
Opozycyjna Serbia Przeciwko Przemocy, która zajęła drugie miejsce w wyborach z wynikiem 23,6 proc. poparcia, oskarżyła SNS o powszechne fałszowanie głosów. Władze zaprzeczają. Ale wstępny raport misji obserwacyjnej OBWE wskazuje na nieprawidłowości w procesie wyborczym:
"Przedterminowe wybory parlamentarne z 17 grudnia, choć technicznie dobrze zarządzane i oferujące wyborcom wybór alternatyw politycznych, były zdominowane przez zdecydowane zaangażowanie prezydenta, co w połączeniu z przewagą systemową partii rządzącej stworzyło niesprawiedliwe warunki.
Dzień głosowania naznaczony był licznymi niedociągnięciami proceduralnymi, w tym wymienić należy niekonsekwentne stosowanie zabezpieczeń podczas głosowania i liczenia głosów, częste przypadki naruszenia tajności głosowania oraz liczne przypadki głosowania grupowego.
Choć ramy prawne w Serbii zapewniają odpowiednią podstawę do przeprowadzenia demokratycznych wyborów, kilka kluczowych kwestii pozostaje nierozwiązanych. Chodzi zwłaszcza o zapobieganie niewłaściwemu wykorzystywaniu urzędów publicznych i zasobów państwowych, rozdzielenie funkcji publicznych od działań związanych z kampanią wyborczą, a także o skuteczne mechanizmy zapobiegania zastraszaniu i presji na wyborców, w tym i naciskom i kupowaniu głosów" – czytamy w raporcie OBWE.
Jak pisaliśmy w OKO.press, jeśli chodzi o manipulowanie wyborami, Serbia mogłaby służyć jako źródło inspiracji dla wszelkich „demokracji nieliberalnych” w Europie. Samo głosowanie, mimo licznych przekupstw, fałszerstw i nacisków, jest z grubsza uczciwe. Problem tkwi jednak w tym, że poprzedza je wielotygodniowa kampania, mająca zapewnić w nim zwycięstwo Aleksandarowi Vučiciowi i jego ludziom. I to przy użyciu całego arsenału, jakim dysponuje serbskie państwo.
Tysiące protestujących pod serbskimi flagami i transparentami z napisem „Nie akceptujemy” wiwatowało w sobotę 30 grudnia na cześć Mariniki Tepic, liderki opozycyjnego sojuszu Serbia Przeciwko Przemocy. Polityczka od 18 grudnia prowadzi strajk głodowy przeciwko fałszerstwom wyborczym. „Te wybory muszą zostać unieważnione” – powiedziała wg Reutersa Tepic do protestujących zgromadzonych przed hotelem Moskwa.
Jovana Djokovic, 29-letnia programistka, powiedziała Reutersowi, że przyjechała na protest ze swoimi rodzicami z Kraljeva, miasta położonego 177 kilometrów na południe od Belgradu: „Przyszłam tutaj, aby wyrazić swój sprzeciw wobec wyników wyborów. Wybory nie były uczciwe”.
Sobotni protest był wspierany przez organizacje studenckie i inicjatywę skupiającą osoby publiczne, w tym wybitnych intelektualistów i aktorów, nazwaną ProGlas. Pełne wyniki wyborów ze 100 proc. komisji zostaną opublikowane przez Państwową Komisję Wyborczą najwcześniej za kilka tygodni.
Dziś w samo południe zaczął się strajk ostrzegawczy w sieci Kaufland. Pracownicy domagają się m.in. podwyżek i wzrostu zatrudnienia.
Dwugodzinny strajk ostrzegawczy w sieci Kaufland organizuje Międzyzakładowa Organizacja OPZZ Konfederacja Pracy, która jest w sporze zbiorowym z pracodawcą.
Związek domaga się:
“O 12:00 powstrzymujemy się od pracy, nie wybijamy żadnego wyjścia, nie zgłaszamy podjęcia strajku, pracodawca dawno został o nim poinformowany i jest zobowiązany zabezpieczyć market, oraz umożliwić pracownikom spółki podjęcie akcji strajkowej. Strajk jest w pełni legalny, potwierdziło to nawet wczoraj ministerstwo pracy i nikt nie może Wam uniemożliwiać w nim udziału” – napisali dziś rano związkowcy z Kauflanda.
Ostatnie zdanie odnosi się do komunikatu zarządu Kaufland Polska. Twierdzi on, że “strajk ostrzegawczy jest nielegalny”, bo w “spółce nie doszło do wszczęcia sporu zbiorowego” a organizacja związkowa nie przeprowadziła referendum strajkowego.
Związek odpowiada, że spór zbiorowy został wszczęty i na dowód pokazuje korespondencję z Ministerstwem Rodziny, Pracy i Polityki społecznej, która to potwierdza.
Ministerstwo pisze też, że “ani przepisy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, ani też konstrukcja tych przepisów opisująca kolejne etapy prowadzenia sporu zbiorowego, nie skazują wprost na konieczność przeprowadzenia referendum strajkowego w przypadku strajku ostrzegawczego”.
Taki strajk jest możliwy na etapie mediacji, na którym spór zbiorowy w Kauflandzie znajduje się teraz. Związkowcy skarżą się, że firma zbojkotowała rokowania – wcześniejszy etap w procedurze sporu zbiorowego.
“Strajk wynika z odmowy prowadzenia dialogu wokół podwyżek wynagrodzeń przez spółkę” – pisze prawnik związkowy Grzegorz Ilnicki.
“OPZZ Konfederacja Pracy otrzymała jasny komunikat – damy podwyżki, jakie sami chcemy i niczego uzgadniać nie będziemy.
Będzie to więc kolejny strajk, który bezpośrednio sprowokowali menedżerowie. Po Parocu i Solarisie widać wyraźnie, że strajki w Polsce wybuchają, gdy buta menedżerów zastępuje zdrowy rozsądek i gdy brakuje partnerskiego traktowania pracowników”.
Strajk ostrzegawczy jest legalnym środkiem walki o spełnienie postulatów pracowniczych opisanym w „Ustawie o rozwiązywaniu sporów zbiorowych” z 1991 roku.
Sam spór zbiorowy to wieloetapowa procedura, a zorganizowanie legalnego strajku – już pełnego, nie ostrzegawczego – jest możliwe tylko po przejściu wszystkich obowiązkowych etapów. Etapami procedury są:
Na każdym etapie tego procesu pracodawcy mają okazję, by go spowolnić. Np. nie podpisując kolejnych protokołów rozbieżności z rokowań i mediacji, albo utrudniając związkowi przeprowadzenie referendum. Dlatego polskie prawo o rozwiązywaniu sporów zbiorowych jest krytykowane przez związki zawodowe.
„Pracodawcy robią naprawdę wiele, żeby utrudnić całą procedurę. W Polsce jak ktoś zorganizował strajk, to znaczy, że przeszedł wielomiesięczną gehennę” – mówiła OKO.press Katarzyna Rakowska, związkowczyni i socjolożka badająca spory zbiorowe w Polsce.
Ale pomimo tych przeszkód udaje się w Polsce organizować legalne i skuteczne strajki. W ostatnich latach to m.in. strajk w fabryce Solaris Bus & Coach w Bolechowie, strajk w zakładach Paroc w Trzemesznie czy strajk w International Paper w Kwidzynie.
Więcej o torze z przeszkodami, jakim jest spór zbiorowy w Polsce, pisaliśmy m.in. w tych tekstach:
Aktualizacja: zgodnie z planem strajk zakończył się o godzinie 14.
„Teraz pozostawiamy stronie pracodawcy kilka dni na przemyślenia… Myślę, że parę rzeczy warto w rozmowach ze stroną społeczną po tym wydarzeniu zrewidować” – napisał przewodniczący OPZZ Konfederacji Pracy Michał Lewandowski.
Druga runda mediacji zaplanowana jest na 4 stycznia.
W piątek rano od strony granicy z Ukrainą doszło do naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez obiekt, który według Sztabu Generalnego był rosyjską rakietą manewrującą. W sobotę 31 grudnia 480 żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej było zaangażowanych w poszukiwania ewentualnych elementów obiektu, operacja miała miejsce w okolicach Zamościa, a o akcji w sobotni poranek poinformowało Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych. Celem jest definitywne potwierdzenie, że na terytorium Polski nie pozostał jakikolwiek element rosyjskiej rakiety.
Po godzinie 15. Dowództwo Operacyjne poinformowało o zakończeniu akcji. Żadnych elementów rakiety na wyznaczonym obszarze nie znaleziono.
Do incydentu doszło w następstwie zmasowanych ataków rosyjskich na Ukrainę w nocy z czwartku na piątek. Wojska rosyjskie użyły co najmniej 110 pocisków rakietowych i znacznej liczby dronów-kamikaze. Część celów ataku znajdowała się w zachodniej Ukrainie – w rejonie Lwowa a nawet położonego tuż przy polskiej granicy Jaworowa.
„W gotowości do użycia pozostawały systemy obrony powietrznej. Ponadto w rejon przekroczenia przez rakietę polskiej przestrzeni powietrznej skierowane zostały samoloty F-16, które patrolowały ten obszar. Dodatkowo, w celu weryfikacji danych z systemów radiolokacyjnych, do prześledzenia trajektorii lotu obiektu na powierzchni ziemi zostały skierowane siły i środki z wojsk lądowych, sił powietrznych, a także wojsk obrony terytorialnej” – podawał polski Sztab Generalny. Odbyła się również narada z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy, wicepremiera szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza, szefa Sztabu Generalnego gen. Wiesława Kukuły oraz Dowódcy Operacyjnego gen. Macieja Klisza.
Również w piątek chargé d'affaires ambasady Rosji został wezwany do polskiego MSZ. „Zapewniam, że jesteśmy w stanie zareagować szybko i skutecznie, jeśli to się powtórzy. Przekazałem panu chargé d’affaires, aby przestali testować granice naszego państwa” – powiedział po spotkaniu wiceminister spraw zagranicznych Władysław Teofil Bartoszewski.