Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
Zgodnie z przewidywaniami i obawami po roku 2023 w kolejce do zostania nowym rekordzistą ciepła ustawia się właśnie rok 2024.
Według danych unijnej agencji klimatycznej Copernicus miniony miesiąc był najcieplejszym styczniem w historii, gdy średnia temperatura powietrza wyniosła 13,14°C i była wyższa o 0,7°C od średniej z lat 1991-2020 oraz o 0,12°C od poprzedniego rekordowego stycznia roku 2020.
W odniesieniu do średniej lat 1850-1900, czyli przyjętego przez naukę okresu referencyjnego określanego jako przedindustrialny, minione 12 miesięcy – od lutego 2023 do stycznia 2024 – okazały się cieplejsze o 1,52°C. Sam styczeń bieżącego roku przebił średnią z lat 1850-1900 o 1,66°C. Jak dotąd z dziesięciu najcieplejszych lat aż dziewięć wypadło w okresie 2015 do 2023 roku (choć nie w kolejności). Ze względu na ocieplający efekt zjawiska pogodowo-oceanicznego El Niño, które reguły trwa ok. dwóch lat, z czego drugi rok charakteryzuje się wyższymi temperaturami, kolejnym kandydatem na nowy najcieplejszy rok w historii pomiarów jest rok bieżący. Dane Copernicusa pokazują dobitnie, że globalnie ocieplenie to proces, który zatrzymać będzie niezwykle trudno, ponieważ nawet jeśli emisje gazów cieplarnianych zaczną szybko spadać – o czym na razie nie ma mowy – temperatura będzie rosnąć na skutek bezwładności systemu klimatycznego.
“Rok 2024 zaczyna się od kolejnego rekordowego miesiąca – styczeń nie tylko jest najcieplejszym styczniem w historii, ale również właśnie przeżyliśmy 12 miesięcy, kiedy temperatura była o ponad 1,5°C wyższa niż w okresie przedprzemysłowym. Szybkie redukcje emisji gazów cieplarnianych są jedynym sposobem na powstrzymanie wzrostu globalnych temperatur” – czytamy w komunikacie Copernicusa.
W Porozumieniu Paryskim uzgodniono zatrzymanie wzrostu temperatury na poziomie 1,5° – 2°C do końca XXI w. Ten cel jest problematyczny także dlatego, że polityką rządzi zaledwie kilkuletni kalendarz wyborczy. Modele klimatyczne precyzyjnie wskazują, o ile musiałyby obniżyć się emisje, by zatrzymać ocieplenie na progu 1,5°C. Mowa o redukcji o 45 proc. do roku… 2030. W rzeczywistości emisje znajdują się w trendzie wznoszącym – do końca dekady mają wzrosnąć o 14 proc. Cel 1,5°C jest więc już praktycznie nie do osiągnięcia, o czym – niestety – przypomina nam miniony miesiąc.
20 posłów i posłanek z komisji zdrowia było za przyjęciem projektu antykoncepcji awaryjnej bez recepty. Tym samym projekt przeszedł i teraz będzie rozpatrywany na posiedzeniu plenarnym – dzisiaj o 15.00
Sejmowa komisja zdrowia przegłosowała projekt dostępu do antykoncepcji awaryjnej (tabletka Ella One) bez recepty. Odrzuciła poprawki zarówno Lewicy jak i PiS.
PiS wprowadził obowiązkowe recepty na pigułkę dzień po w 2017 r., wycofując decyzję rządu PO-PSL z 2015 r.
Zrobił to mimo rekomendacji Europejskiej Agencji Leków. Recepty są dzisiaj konieczne jedynie na Węgrzech i w Polsce. Posłowie i posłanki na komisji wskazywali, że to historyczny dzień odwrócenia złego prawa.
Za przyjęciem projektu głosowało 20 posłów i posłanek, przeciw było 10 osób, wstrzymały się dwie.
Debata w komisji trwała 1,5 godziny. Najpierw projekt przedstawiła ministra zdrowia, Izabela Leszczyna.
„Nikt z nas nie chce niechcianych ciąż, dlatego antykoncepcja musi być dostępna” – mówiła. „Im szybciej kobieta zażyje tę tabletkę, tym większa szansa, że ona zadziała. Ona nie ma działania wczesnoporonnego. Nie musze mówić, że jeżeli idziemy po receptę to ten czas się niepotrzebnie wydłuża”, mówiła Leszczyna.
Członkowie komisji z PiS i Konfederacji zgłosili wniosek o odrzucenie projektu. Argumentowali to kwestiami zdrowotnymi – że tabletki mogą być niebezpieczne dla nastolatek. Poseł PiS Tadeusz Chrzan uznał m.in., że nie znamy skutków leku – co nie jest prawdą. Wszystkie skutki uboczne są wskazane w ulotce, na co zwrócił uwagę przewodniczący komisji, Bartosz Arłukowicz.
Posłanka Katarzyna Sójka z PiS apelowała o poprzedzenie wprowadzenia takiej nowelizacji kampanią edukacyjną o sposobie używania tabletki EllaOne. Przekonywała także, że w zależności od momentu wzięcia tabletki może ona działać też poronnie. Złożyła poprawkę do ustawę o tym, by tabletka była dostępna bez recepty ale od 18 r.ż.
Posłowie PiS uparcie argumentowali, że nie mają wszystkich danych dotyczących wpływu na zdrowie. Poza posłanką Sójką ze strony PiS głównie wypowiadali się mężczyźni.
Marcelina Zawisza, Lewica: „Lek przeszedł całą ścieżkę w Europie i może być dostępny bez recepty. EMA ma badania i analizy. Nie rozumiem zatem wątpliwości posłów PiS. Ale w ustawie jest także mowa o rozporządzeniu które ustali dostępność w zależności od wieku. Chciałabym zatem dowiedzieć się, jak to będzie wyglądało, żeby nas uspokoić. Skoro PiS jest tak wrażliwy na zdrowie, to dziwię się, że za waszych czasów nie było specjalnego rozporządzenia w sprawie paracetamolu czy Viagry”.
Zawiszy chodziło o druga część nowelizacji zawartej w projekcie, w której czytamy: „Minister właściwy do spraw zdrowia może określić, w drodze rozporządzenia, wykaz produktów leczniczych, o których mowa w ust. 5d, wiek lub inne wymagania uzasadniające wydanie danego produktu leczniczego na receptę, uwzględniając skutki zdrowotne stosowania produktów leczniczych, bezpieczeństwo zdrowotne pacjentów oraz konieczność stworzenia mechanizmów przeciwdziałania nadużyciom w zakresie stosowania i wydawania tych produktów leczniczych”. Nie ma tu mowy o wieku – 15 lat. I do tego punktu Zawisza złożyła poprawkę.
Wypowiadała się także Monika Wielichowska z KO: „Zwrócę się tutaj głównie do panów. Mam poczucie, że rozmawiamy o dwóch różnych pigułkach. Żyjemy w oparach absurdu. Żeby wziąć pigułkę dzień po trzeba do lekarza iść dzień przed. Znaleźć tego lekarza, uzyskać receptę. Panowie, my nie potrzebujemy rad, jak żyć”.
Do wszystkich głosów odniosła się ministra Leszczyna: "Nie wiem dlaczego mówimy o etyce. To nie ma nic wspólnego z etyką. Oczywiście możemy zamknąć oczy i udawać, że młodzi ludzie przed 18 r.ż nie uprawiają seksu, że nie ma pokątnych aborcji. Możemy, ale nie po to jesteśmy rządem. Kwestie zdrowotne wyjaśnił prof. dr hab. n. med. Piotr Sieroszewski, prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników. Jego wypowiedź miała rozwiać wątpliwości dotyczące bezpieczeństwa, które zgłosili posłowie PiS.
W głosowaniu odpadły wnioski o odrzucenie projektu oraz poprawki posłów PiS (m.in. o dostępności bez recepty ale od 18 r.ż.) oraz Lewicy (chodziło o to, by wiek określić na 15 lat już w ustawie).
PKW przesłała do marszałka Hołowni pismo, w którym stwierdza, że nie chce zajmować stanowiska w kwestii wygaśnięcia mandatów Kamińskiego i Wąsika. Podała jednak, zgodnie z kodeksem wyborczym, listę osób, które mogą objąć mandat po Kamińskim.
Państwowa Komisja Wyborcza odpowiedziała na wniosek marszałka Sejmu Szymona Hołowni o podanie informacji o kolejnych kandydatach z listy Prawa i Sprawiedliwości, którzy mogliby objąć mandat po Mariuszu Kamińskim. Są to:
"1) Pani Monika Jolanta PAWŁOWSKA – 10 789 głosów, 2) Pani Beata Małgorzata STRZAŁKA – 8 844 głosy, 3) Pan Ryszard Jan MADZIAR – 8 817 głosów".
PKW zaznacza, że udziela takiej informacji ze względu na wniosek marszałka oraz fakt, że w „Monitorze Polskim” opublikowano postanowienie marszałka o wygaśnięciu mandatu Mariusza Kamińskiego. W piśmie wprost stwierdzono, że PKW „nie przesądza”, czy mandat rzeczywiście wygasł. Robi to jedynie ze względu na obowiązującą ją do tego procedurę z art. 251 par. 1 kodeksu wyborczego.
„Nie jest to stanowisko Państwowej Komisji Wyborczej w sporze politycznym i prawnym dotyczącym wygaśnięcia mandatu posła i konieczności jego obsadzenia” – czytamy w liście.
„Państwowa Komisja Wyborcza jako apolityczny najwyższy organ wyborczy zobowiązana jest do zachowania neutralności w sporach politycznych. Komisja apeluje do wszystkich uczestników życia publicznego o uszanowanie jej powyższego statusu”.
PKW przypomina, że w stosunku do postanowienia o wygaśnięciu mandatu Mariusza Kamińskiego istnieją dwa sprzeczne orzeczenia izb Sądu Najwyższego. Najpierw na 5 stycznia powołana do życia przez PiS i obsadzona tzw. neo-sędziami Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych orzekła, że Kamiński nadal jest posłem. 10 stycznia orzeczenie wydała jednak także Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, która posiadała dokumenty sprawy oraz – w przeciwieństwie do IKNiSP – nie jest organem, którego prawne umocowanie podważa orzecznictwo międzynarodowych trybunałów oraz samego SN.
Ze względu jednak na to, że w obiegu prawnym pojawiło się orzeczenie Izby Pracy, marszałek Hołownia zdecydował się opublikować postanowienie o wygaśnięciu mandatu Kamińskiego w Monitorze Polskim oraz zwrócić się do PKW z wnioskiem o podanie kolejnych kandydatów.
W przypadku Wąsika Izba Pracy nie orzekła, ponieważ oryginały dokumentów zostały przechwycone przez IKNiSP. W związku z tym marszałek, pomimo uznania Macieja Wąsika za byłego posła, nie zdecydował się na publikację w Monitorze Polskim postanowienia o wygaśnięciu mandatu, a co za tym idzie zablokowana została kodeksowa procedura obsady mandatu.
Jak pisaliśmy w OKO.press – w Państwowej Komisji Wyborczej istniał spór co do tego, co należy zrobić z wnioskami marszałka. Obecnie w PKW zasiada 8 osób. Cztery z nich (trzy powołane przez PiS, jedna przez prezes TK Julię Przyłębską) wspierały narrację Prawa i Sprawiedliwości i stały na stanowisku, że Mariusz Kamiński jest nadal posłem ze względu na orzeczenie IKNiSP. Cztery kolejne, w tym przewodniczący PKW, optowały za tym, by udostępnić marszałkowi naziwska, co jest de facto przyznaniem, że mandat Kamińskiego wygasł.
„Pojawiła się też nieco kompromisowa propozycja, by PKW wskazała Hołowni te nazwiska, ale podkreśliła, że to tylko informacja dla marszałka Sejmu, bo PKW nie ma uprawnień do decydowania, czy należy powołać nowych posłów czy nie. Trudno powiedzieć, czy może to zmiękczyć stanowisko „frakcji PiS”” – pisał Piotr Pacewicz 5 lutego.
Jak widać PKW udało się ustalić właśnie takie kompromisowe stanowisko.
Teraz zgodnie z art. 251. § 1 kodeksu wyborczego marszałek Szymon Hołownia będzie zawiadamiał kolejnych kandydatów, których wskazała mu PKW, o możliwości objęcia mandatu po Mariuszu Kamińskim. Prawo i Sprawiedliwość wzywało swoich działaczy do zignorowania tej możliwości – ze względu na stanowisko partii mówiące o tym, że Kamiński wciąż jest posłem. W mediach pojawiały się jednak spekulacje, że pierwsza na liście Monika Pawłowska mogłaby nie posłuchać tych zaleceń i objąć mandat. Polityczka dostała się do Sejmu IX kadencji z list Lewicy. Posłanka w 2020 roku dokonała jednak politycznej wolty i dołączyła do Porozumienia Jarosława Gowina, a rok później była już w PiS.
Osoby, którym proponowany jest mandat, mają 7 dni na złożenie oświadczenia o jego przyjęciu lub zrzeczeniu się go. Jeśli żadna z kolejnych osób nie zdecyduje się na objęcie mandatu marszałek Sejmu wydaje postanowienie o tym, że mandat pozostaje nieobsadzony do końca kadencji.
Art. 251. § 1. Marszałek Sejmu zawiadamia, na podstawie informacji Państwowej Komisji Wyborczej, kolejnego kandydata z tej samej listy kandydatów, który w wyborach otrzymał kolejno największą liczbę głosów, o przysługującym mu pierwszeństwie do mandatu, w przypadku: 1) śmierci posła; 2) upływu terminu do wniesienia odwołania od postanowienia Marszałka Sejmu o wygaśnięciu mandatu; 3) nieuwzględnienia odwołania od postanowienia Marszałka Sejmu o wygaśnięciu mandatu przez Sąd Najwyższy. § 2. Jeżeli pierwszeństwo do mandatu przysługuje więcej niż jednemu kandydatowi stosuje się odpowiednio art. 233. § 3. Oświadczenie o przyjęciu mandatu powinno być złożone w terminie 7 dni od dnia doręczenia zawiadomienia. Niezłożenie oświadczenia w terminie, o którym mowa w zdaniu poprzednim, oznacza zrzeczenie się pierwszeństwa do obsadzenia mandatu. § 4. Kandydat może zrzec się pierwszeństwa do obsadzenia mandatu na rzecz kandydata z tej samej listy, który uzyskał kolejno największą liczbę głosów. Oświadczenie o zrzeczeniu się pierwszeństwa do obsadzenia mandatu powinno być złożone Marszałkowi Sejmu w terminie 7 dni od dnia doręczenia zawiadomienia, o którym mowa w § 1. § 5. O obsadzeniu mandatu postanawia Marszałek Sejmu. Przepisy art. 249 § 2 i 3 stosuje się odpowiednio. § 6. Jeżeli obsadzenie mandatu posła w trybie określonym w § 1–3 byłoby niemożliwe z powodu braku kandydatów, którym mandat można przydzielić, Marszałek Sejmu, w drodze postanowienia, stwierdza, iż mandat ten do końca kadencji pozostaje nieobsadzony.
„Ze strony tej władzy, która nieustannie łamie prawo, można się wszystkiego spodziewać, nawet zabójstw politycznych” – powiedział dziś w Sejmie Jarosław Kaczyński.
W czwartek Sejm kontynuuje posiedzenie. Tematem, którzy wciąż rozgrzewa polityków jest wczorajsza próba wejścia na teren Sejmu przez Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Dziennikarze pytali o tę sprawę prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
„To jest sprawa na miesiące, albo nawet lata. Przyda się, kiedy ludzie, którzy w tej chwili dopuszczają się teraz ciężkich przestępstw przeciw państwu, będą sądzeni. Na przykład marszałek” – powiedział Kaczyński. Dodawał, że w najbliższym czasie PiS nie planuje podejmowania kolejnych prób wpuszczenia na teren Sejmu dwóch byłych posłów. Na tym jednak nie poprzestał.
„Ze strony tej władzy, która nieustannie łamie prawo, można się wszystkiego spodziewać, nawet zabójstw politycznych” – powiedział Kaczyński.
Jarosław Kaczyński sprawę wygaszenia mandatów Kamińskiego i Wąsika już wcześniej nazywał zbrodnią. W środę, po nieudanym szturmie byłych posłów na Sejm, zapowiadał, że PiS będzie starało się wyciągnąć konsekwencje wobec marszałka Hołowni, który wydał polecenie Straży Marszałkowskiej by ich nie wpuszczać.
„Ten dokument był nam potrzebny z powodów procesowych, bo rząd 13 grudnia nie będzie trwał, jego losy w pewnym momencie się skończą, i sprawa rozliczenia odpowiedzialności, która dla kolejnych pokoleń będzie ostrzeżeniem, że tego rodzaju zbrodnia nie będzie bezkarna” – mówił Kaczyński.
Dodawał też, że w przyszłości Szymon Hołownia odpowie karnie z art. 127 kodeksu karnego, który opisuje sankcje za próbę dokonania zamachu stanu i głosi:
§ 1. Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10 albo karze dożywotniego pozbawienia wolności.
§ 2. Kto czyni przygotowania do popełnienia przestępstwa określonego w § 1, podlega karze pozbawienia wolności od lat 3 do 20.
W środę 8 lutego rada nadzorcza PGE odwołała prezesa Wojciecha Dąbrowskiego oraz wiceprezesów Wandę Buk i Rafała Włodarskiego.
Skarb Państwa posiada 60 proc. akcji spółki, co daje ministrowi aktywów państwowych dominującą pozycję w walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. W zeszłym tygodniu zgromadzenie wymieniło skład rady nadzorczej. Pracę straciła wtedy m.in. Janina Goss, przyjaciółka Jarosława Kaczyńskiego.
Wojciech Dąbrowski pełnił funkcję prezesa spółki od 2020 roku. W spółkach energetycznych pracuje od 2011 roku, wcześniej był m.in. burmistrzem Żoliborza oraz wojewodą mazowieckim z nadania rządu Jarosława Kaczyńskiego.
Rada Nadzorcza PGE podjęła także uchwały o delegowaniu członka swojego składu Eryka Kosińskiego do czasowego wykonywania obowiązków prezesa spółki. Wiceprezesem została Małgorzata Banasik. Oboje będą pełnili funkcje przez 3 miesięce.
Eryk Kosiński jest Kierownikiem Zakładu Publicznego Prawa Gospodarczego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Przez ponad dwie dekady pracował jako adwokat i radca prawny. W latach 2008-2009 był prezesem Agencji Mienia Wojskowego w Warszawie, a w latach 2010-2011 zastępcą prezydenta Bydgoszczy.