Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
W piątek Sejm uchwalił nowelizację ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, która pozwoli blokować nielegalne treści w internecie.
Za przyjęciem ustawy głosowało 237 posłów, 200 było przeciw (PiS, Konfederacja), a pięciu wstrzymało się od głosu m.in. posłowie koła Razem. Teraz ustawa trafi pod obrady Senatu.
W trakcie piątkowego bloku głosowań posłowie poparli ponad 20 poprawek do ustawy. „Dzięki uchwalonej ustawie internet będzie bezpieczniejszym miejscem, a użytkownicy będą mieli silniejszą pozycję, kiedy platformy zdecydują się usunąć ich materiały” – powiedział wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski.
„Państwo będzie miało realne narzędzia do walki z nielegalnymi treściami, oszustwami finansowymi w sieci i dezinformacją” – dodał.
Ustawę krytykują posłowie Prawa i Sprawiedliwości, mówiąc, że ustawa ogranicza wolność słowa i otwiera furtkę do wprowadzenia cenzury internetu.
Przeciwko projektowanym zmianom wypowiedział się już prezydent Karol Nawrocki.
Rząd argumentuje, że projekt tworzy „nowoczesny system skutecznej walki z nielegalnymi treściami oraz dezinformacją, który będzie chronił użytkowników w sieci i zapewni przejrzyste zasady działania dla platform internetowych”. Przepisy zakładają, że nadzór nad stosowaniem DSA w Polsce sprawować będzie prezes UKE, KRRiT oraz prezes UOKiK.
Ustawa przewiduje, że urzędnicy będą mogli wydawać decyzję o blokowaniu treści dotyczących 27 czynów zabronionych, głównie Kodeksem karnym, zawierających m.in.:
W ustawie wymieniono też treści naruszające prawa autorskie czy treści odnoszące się do nielegalnej sprzedaży towarów lub nielegalnego świadczenia usług.
Za egzekwowanie przepisów odpowiedzialne będą trzy instytucje:
Ustawa przewiduje również m.in. uregulowanie systemu certyfikacji organów pozasądowego rozstrzygania sporów, status zaufanych podmiotów sygnalizujących oraz dostęp dla badaczy do danych platform.
Polska przymierzała się do wprowadzenia przepisów dotyczących infosfery od dłuższego czasu. Chodzi o ograniczanie nielegalnych treści na platformach społecznościowych i zwiększenie ochrony użytkowników internetu.
Jak pisała Anna Mierzyńska w OKO.press, Polska jest solidnie spóźniona w tych kwestiach. W większości państw Unii prawo to obowiązuje od początku 2024 roku i poprawia sytuację użytkowników platform.
Dezinformacja, a szerzej – wojna kognitywna, czyli różne formy wprowadzania w błąd oraz niejawnego oddziaływania na sposób myślenia obywateli państw unijnych to coraz poważniejsze zagrożenie. Wzrosło zwłaszcza od momentu rozpoczęcia przez Rosję wojny w Ukrainie, w lutym 2022 roku. Obywatele państw zachodnich, w tym Polacy, są poddawani stałemu wpływowi realizowanych przez Rosję (choć nie tylko przez nią) operacji dezinformacyjnych i propagandowych.
Mierzyńska: Dodajmy do nich sabotaże, prowokacje militarne, cyberataki, szpiegostwo, niejawne formy współpracy gospodarczej z Rosją, budowanie sfer tak zwanego „miękkiego wpływu”, czyli oddziaływania przez kulturę, edukację i sztukę, aż po niejawnych rosyjskich agentów wpływów, funkcjonujących w przestrzeni publicznej – a będziemy mieli pełen obraz rosyjskiej wojny kognitywnej w Unii Europejskiej.
Nowe przepisy uprawniają osoby fizyczne i m.in. prokuraturę, Policję, Krajową Administrację Skarbową, Straż Graniczną (w sprawach dot. handlu ludźmi) do złożenia wniosku o wydanie nakazu zablokowania nielegalnej treści. Zgodnie z ustawą, autor takiej treści będzie otrzymywał od usługodawcy internetowego zawiadomienie o rozpoczęciu procedury i będzie miał dwa dni na przedstawienie swojego stanowiska.
Od decyzji UKE i KRRiT o usunięciu treści nie będzie przysługiwać odwołanie, ale autor będzie mógł wnieść sprzeciw do sądu powszechnego.
Przeczytaj także:
Donald Tusk zabrał głos podczas piątkowego posiedzenia Sejmu w sprawie ostatnich aktów dywersji na kolei.
„Bardzo krótko chciałbym powiedzieć kilka kluczowych słów jeśli chodzi o sytuację, w jakiej znalazła się nasza ojczyzna w związku z wojną rosyjsko-ukraińską i postępującą eskalacją ze strony Rosji” – zaczął swoją wypowiedź szef rządu Donald Tusk.
Dodał, że akcje dywersyjne, od wielu miesięcy inspirowane i wprost organizowane przez służby Kremla przekroczyły ostatnio pewną krytyczną granicę. „Dziś można mówić wręcz o państwowym terroryzmie. Celem działań stały się zniszczenia, życie ludzi i destabilizacja państwa polskiego” – dodał.
Poza aktami dywersji na kolei Tusk wymienił także kilka innych przykładów działań organizowanych w ostatnich tygodniach przez Rosjan, w tym akcję dezinformacyjną oraz atak na polskiego ambasadora w Petersburgu.
„Strategia Moskwy jest czytelna. Według niej mamy być: skłóceni z Europą, skłóceni z Ukrainą i co najważniejsze – skłóceni wewnętrznie. Nie możemy dopuścić do tego, aby ten scenariusz, albo jego część, został zrealizowany. To zależy od nas samych i od nas wszystkich” – powiedział.
Tusk zwrócił się także w stronę polityków, po czym wymienił „pięć prostych przykazań”:
Na sam koniec Tusk podkreślił, że „w kwestii narodowego bezpieczeństwa wobec rosyjskiego zagrożenia albo będziemy zjednoczeni, albo nie będzie nas wcale”.
W niedzielę 16 listopada na trasie kolejowej Warszawa-Lublin doszło do dwóch aktów dywersji; podczas pierwszego z nich eksplozja ładunku wybuchowego zniszczyła tor kolejowy, co zdaniem premiera Donalda Tuska miało najprawdopodobniej doprowadzić do wysadzenia pociągu. W innym miejscu pociąg z 475 pasażerami musiał nagle hamować przez uszkodzoną linię kolejową.
Wyrwa w szynie kolejowej została odkryta w niedzielę w godzinach porannych – wcześniej zdążyło przez nią przejechać kilka pociągów. Maszynista jednego z nich (pociąg PKP Inter City z Lublina do Warszawy) zgłosił dyżurnemu ruchu istnienie możliwych nieprawidłowości. Maszynista kolejnego pociągu otrzymał więc zalecenie jazdy z obniżoną prędkością i wypatrywanie uszkodzeń szyny.
W poniedziałek 17 listopada prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie dokonania aktów dywersji o charakterze terrorystycznym na rzecz wywiadu Federacji Rosyjskiej przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej.
Według prokuratury obaj sabotażyści – Jewhenij Iwanow i Ołeksandr Kononow – wjechali do Polski we wrześniu z Białorusi. Tam także wrócili natychmiast po podłożeniu ładunków, udało im się bez przeszkód przekroczyć granicę.
Przeczytaj także:
Zełenski o nowym amerykańskim „planie pokojowym” mówi językiem dyplomatycznym. Ale jasne jest, że Ukraina nie zamierza go przyjąć, bo jest on niebezpiecznie bliski pełnej kapitulacji
Późnym wieczorem 20 listopada (w Ukrainie było już po północy) prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski we wpisie na Telegramie odniósł się bezpośrednio do amerykańskiego „28-punktowego planu pokojowego” w wojnie ukraińsko-rosyjskiej.
Ton wpisu napisanego dyplomatycznym językiem sugeruje, że zgodnie z przewidywaniami, strona ukraińska nie jest zadowolona z przedstawionych propozycji.
„Dziś odbyłem spotkanie z przedstawicielami Stanów Zjednoczonych. Delegacja była wysokiego szczebla, a rozmowa – bardzo poważna. Strona amerykańska przedstawiła swoje propozycje – punkty planu zakończenia wojny – swoją wizję. Od pierwszych dni wojny trzymaliśmy się jednego, bardzo prostego stanowiska: Ukraina potrzebuje pokoju. Prawdziwego pokoju – takiego, którego nie przerwie trzecia inwazja”.
Zełenski przekazał, że nie będzie oficjalnych oświadczeń i komentarzy w sprawie planu. „Jesteśmy nastawieni na jasną i uczciwą pracę – Ukraina, Stany Zjednoczone oraz nasi przyjaciele i partnerzy w Europie i na całym świecie”.
Dodał też, że jest w stałym kontakcie z przywódcami europejskimi. Przekazał, że w ostatnich dniach prowadził rozmowy z prezydentem Finladnii Alexandrem Stubbem i prezydentem Francji Emmanuelem Macronem. I spodziewa się niedługo rozmowy z Donaldem Trumpem.
„Doskonale wiemy, że siła Ameryki i wsparcie Ameryki mogą realnie przybliżyć pokój – i nie chcemy tego stracić. Wiemy też, że Rosja nie ma realnej chęci pokoju – inaczej nie rozpoczęłaby tej wojny. Istnieje wiele ocen – całkowicie słusznych – że przez cały ten rok Rosja próbowała robić tylko jedno: opóźniać sankcje i kupować więcej czasu na swoją wojnę. Stany Zjednoczone mają możliwość sprawić, by gotowość Rosji do zakończenia wojny wreszcie stała się poważna. Będę nadal pracował nad tym na sto procent — cały mój czas jest teraz temu poświęcony” – czytamy na kanale ukraińskiego prezydenta.
Amerykańscy urzędnicy z administracji Trumpa przekazali dziennikowi „Financial Times”, że Amerykanie liczą na szybkie podpisanie umowy, jeszcze przed Świętem Dziękczynienia. W tym roku wypada ono w czwartek 27 listopada. Dalej chcieliby zaprezentować umowę w Moskwie i zakończyć cały proces w grudniu.
To oczywiście bardzo mało prawdopodobne. Według „FT” strona ukraińska przyrównuje umowę do podpisanej 30 kwietnia umowy o partnerstwie ekonomicznym z USA (znanej również jako umowa o wydobyciu minerałów). Wówczas jej podpisanie było konieczne, by utrzymać Amerykanów przy stole negocjacyjnym. I przekonać, że Ukraina chce dążyć do pokoju, chce pomocy USA.
Tym razem jednak przedstawiony plan jest jednak dużo poważniejszy. I z perspektywy Ukrainy dużo bardziej niekorzystny.
Plan, który pojawił się w przestrzeni medialnej nagle, omawiała wczoraj w OKO.press Agnieszka Jędrzejczyk. Plan ma zostać dziś oficjalnie przestawiony europejskim przywódcom. Bez pytania ich o zdanie. „The Wall Street Journal” doszedł 20 listopada do tego, że obecny plan autorstwa stałego negocjatora amerykańskiego i znajomego Trumpa – Steve'a Witkoffa zawiera po prostu postulaty Moskwy zgłoszone w czasie spotkania Putina z Trumpem na Alasce 15 sierpnia.
Przecieki mówią o tym, że plan ten zawiera większość maksymalistycznych celów Moskwy. Czyli m.in. oddanie Rosji Donbasu, możliwie daleko idąca demilitaryzacja Ukrainy, uznanie statusu języka rosyjskiego. Jasne jest, że takie rozwiązanie nie zostanie przez Ukrainę uznane za „prawdziwy pokój”. Czyli taki, który będzie trwały, pozwoli Ukrainie zachować faktyczną suwerenność i zapobiegnie kolejnej rosyjskiej inwazji w przyszłości.
Przeczytaj także:
Prokuratura Krajowa poinformowała, że majątek Zbigniewa Ziobry został objęty zabezpieczeniem w związku ze śledztwem w sprawie nieprawidłowości w wydawaniu środków z Funduszu Sprawiedliwości
Rzecznik Prokuratury Krajowej prok. Przemysław Nowak poinformował w czwartek 20 listopada, że od ponad tygodnia majątek byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry jest objęty zabezpieczeniem w związku ze śledztwem w sprawie w Funduszu Sprawiedliwości. Prokurator prowadzący tę sprawę wydał decyzję o zabezpieczeniu 12 listopada. Obejmuje ono nałożenie hipotek przymusowych na nieruchomości należące do Ziobry i blokadę środków na jego rachunkach bankowych.
„Zabezpieczenie majątkowe ma zapewnić wykonalność przyszłych orzeczeń sądowych o charakterze majątkowym, takich jak grzywna, obowiązek naprawienia szkody, przepadek, zwrot korzyści, poprzez uniemożliwienie podejrzanemu wyzbycia się, obciążenia lub ukrycia majątku” – podkreślał Nowak.
Prokuratura przygotowała w związku z aferą Funduszu Sprawiedliwości łącznie 26 zarzutów, które śledczy zamierzają postawić Ziobrze. W OKO.press o szczegółach tych zarzutów pisał Mariusz Jałoszewski.
Przeczytaj także:
7 listopada Sejm na wniosek prokuratorów uchylił immunitet poselski Ziobry w odniesieniu do wszystkich 26 zarzutów. Posłowie wydali też zgodę na zatrzymanie i ewentualne tymczasowe aresztowanie Ziobry (to ostatnie byłoby możliwe dopiero po orzeczeniu sądu). W trakcie głosowania Zbigniew Ziobro przebywał w Budapeszcie i od tego czasu nie wrócił do kraju. W ubiegłym tygodniu Prokuratura Krajowa skierowała do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotów wniosek o aresztowanie Ziobry na trzy miesiące. Posiedzenie sądu w tej sprawie zaplanowane jest na 22 grudnia. Dopiero po korzystnym dla śledczych orzeczeniu sądu w tej sprawie możliwe byłoby ewentualne wydanie listu gończego za Ziobrą i wnioskowanie o Europejski Nakaz Aresztowania. Wykonanie tego ostatniego na Węgrzech rządzonych przez wieloletniego sojusznika PiS Viktora Orbana wydaje się jednak wątpliwe. Rząd Orbana przyznał już azyl polityczny zastępcy Ziobry Marcinowi Romanowskiemu ściganego przez polską prokuraturę z pomocą ENA w tej samej sprawie. Powtórzenie tego scenariusza w wypadku Ziobry jest wysoce prawdopodobne.
Jewhenij Iwanow i Ołeksandr Kononow to dwaj główni podejrzani w sprawie wysadzenia torów kolejowych na linii Warszawa-Lublin-Dorohusk
Prokuratura przygotowuje się do wydania listu gończego za dwoma sabotażystami – Jewhenijem Iwanowem i Ołeksandrem Kononowem – odpowiedzialnymi za wysadzenie torów kolejowych w pobliżu stacji Mika na linii Warszawa-Lublin-Dorohusk. W pierwszej kolejności jednak sąd musi wydać postanowienie o ich tymczasowym aresztowaniu. Wniosek w tej sprawie trafił do warszawskiego sądu rejonowego w środę 19 listopada. Po wydaniu listu gończego prokuratorzy zamierzają wnioskować o wydanie Europejskiego Nakazu Aresztowania i czerwonej noty Interpolu.
Według ukraińskiego portalu Zaxid.net Jewhenij Iwanow to urodzony w Estonii 41-letni obywatel Ukrainy, który ostatnie lata spędził głównie w Rosji. W roku 2024 Iwanow miał zostać zwerbowany przez rosyjski wywiad wojskowy GRU w celu przeprowadzenia dywersji w ukraińskiej fabryce dronów w Lwowie. Udało mu się to, bo sam zwerbował do pomocy jednego z pracowników fabryki. W maju tego roku Iwanow został za to zaocznie skazany przez ukraiński sąd na 15 lat więzienia. Taki sam zaoczny wyrok otrzymał jego oficer prowadzący z GRU Jurij Sizow.
Współpracownik Iwanowa to z kolei Ołeksandr Kononow – jego nazwisko jako pierwszy podał Onet.pl. Ma 39 lat, podobnie jak Iwanow również jest obywatelem Ukrainy z rosyjskimi powiązaniami.
Według prokuratury obaj sabotażyści wjechali do Polski we wrześniu z terytorium Białorusi. Tam także wrócili natychmiast po podłożeniu ładunków, udało im się bez przeszkód przekroczyć granicę.
W niedzielę 16 listopada nad ranem w rejonie stacji kolejowej Mika na linii Warszawa-Lublin-Dorohusk eksplodowały dwa z trzech ładunków podłożonych na torach przez Iwanowa i Kononowa. Trzeci z ładunków nie wybuchł, dlatego zniszczenia okazały się mniejsze niż zakładali dywersanci. Wyrwa w szynie kolejowej została odkryta w niedzielę w godzinach porannych – wcześniej zdążyło przez nią przejechać kilka pociągów. Maszynista jednego z nich (pociąg PKP Inter City z Lublina do Warszawy) zgłosił dyżurnemu ruchu istnienie możliwych nieprawidłowości. Maszynista kolejnego pociągu otrzymał więc zalecenie jazdy z obniżoną prędkością i wypatrywanie uszkodzeń szyny.
Po przybyciu służb na miejsce zabezpieczono m.in. resztki materiału wybuchowego, niezdetonowany ładunek, odciski palców jednego ze sprawców i telefon z kartą SIM, która pozwoliła na identyfikację podejrzanego.
W poniedziałek 17 listopada prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie dokonania aktów dywersji o charakterze terrorystycznym na rzecz wywiadu Federacji Rosyjskiej przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej.