Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Również 4 marca Chiny mają zostać obciążone dodatkowym cłem w wysokości kolejnych 10 proc.
„Proponowane CŁA [przeciwko Kanadzie i Meksykowi – przyp.], które mają wejść w życie CZWARTEGO MARCA, rzeczywiście wejdą w życie zgodnie z planem. Chiny zostaną również obciążone dodatkowym 10 proc. cłem tego dnia. Data wzajemnych ceł z 2 kwietnia pozostanie w pełnej mocy i będzie obowiązywać. Dziękujemy za uwagę poświęconą tej sprawie. NIECH BÓG BŁOGOSŁAWI AMERYCE!” – napisał dziś prezydent USA w serwisie TruthSocial.
Donald Trump już wcześniej, w lutym, nałożył 10-procentowe cła na produkty z Chin. Na początku miesiąca zapowiadał także nałożenie ceł w wysokości 25 proc. na import z Kanady i Meksyku, ale czasowo wstrzymał swoją decyzję w związku z zapowiedziami przywódców obu krajów, że dojdzie do ostrzejszej walki z przemytem narkotyków i przestępczością zorganizowaną na amerykańskich granicach.
W środę w tym tygodniu w publicznych wypowiedziach zasugerował, że cła na sąsiadujące państwa zostaną wprowadzone w kwietniu. Dzisiejsze stanowisko pojawia się w chwili, gdy minister gospodarki Meksyku Marcelo Ebrard spotyka się z nowo zatwierdzonym przedstawicielem handlowym USA Jamesonem Greerem, a w piątek 28 lutego z sekretarzem handlu Howardem Lutnickiem. Kanadyjski minister bezpieczeństwa publicznego David McGuinty powiedział w czwartek 27 lutego, że postępy Kanady w zaostrzaniu bezpieczeństwa na granicy ze Stanami Zjednoczonymi powinny zadowolić amerykańską administrację – podaje Reuters.
Według informacji Financial Times chińscy urzędnicy i doradcy rządowi nieoficjalnie zasygnalizowali, że Pekin byłby skłonny kupić więcej amerykańskich produktów, aby zmniejszyć deficyt handlowy między tymi dwoma krajami". Mieli przekazać także, że chińskie firmy mogłyby zainwestować w USA, aby stworzyć nawet 500 000 miejsc pracy.
Od momentu objęcia urzędu w styczniu 2025 Donald Trump zapowiada wprowadzenie ceł na poszczególne państwa. Prezydent USA twierdzi, że to środek przeciwdziałania poważnemu zagrożeniu związanemu z nielegalną imigracją oraz napływem narkotyków, w tym fentanylu, przez granice USA. Na celowniku znalazły się Kanada oraz Meksyk, ale również Chiny, gdzie substancje te są produkowane.
Analitycy wskazują, że rzeczywiste przyczyny leżą raczej w polityce protekcjonizmu gospodarczego, mającej na celu wsparcie krajowej produkcji kosztem handlu międzynarodowego. Sam Trump i stratedzy z jego ekipy często powołują się na potrzebę zmniejszenia deficytu handlowego z resztą świata. Tak jest w przypadku zapowiedzi wprowadzenia ceł na produkty z UE.
„Unia Europejska potraktowała nas [USA] strasznie. Nie biorą naszych samochodów, nie biorą produktów rolnych. Mamy deficyt w relacjach z UE” – mówił Donald Trump na początku lutego.
Władze Kanady, Meksyku, UE zapowiadały, że na cła wprowadzane przez Stany Zjednoczone również odpowiedzą wprowadzaniem ceł, co może doprowadzić do wojny handlowej.
Były premier zapowiedział, że złoży w prokuraturze wyjaśnienia po zapoznaniu się z aktami sprawy.
Przesłuchanie Mateusza Morawieckiego w sprawie wyborów kopertowych rozpoczęło się w prokuraturze o godz. 11.00. Były premier spędził w siedzibie niecałą godzinę, ponieważ odmówił złożenia wyjaśnień, do czego miał prawo. Mateusz Morawiecki przekazał dziennikarzom, że zrobi to dopiero po zapoznaniu się z aktami sprawy, o co właśnie zawnioskował. Udostępnienie akt oraz zapoznanie się z nimi może zająć nawet kilka miesięcy.
W tej chwili w postępowaniu zgromadzono już 80 tomów akt, przesłuchano ponad 100 świadków.
Mateusz Morawiecki usłyszał dziś także zarzuty. Rzecznik prokuratury okręgowej w Warszawie Piotr Skiba przekazał, że dotyczą one przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków urzędniczych.
Prokuratura zarzuca byłemu premierowi, że w 2020 roku, próbując zorganizować wybory kopertowe, „doprowadził do bezcelowego, nieefektywnego i nieuzasadnionego wydatkowania środków publicznych”.
Przypomnijmy, że Morawiecki, pod naciskiem własnego obozu politycznego, który już zebrał się do organizacji wyborów, wydał decyzję administracyjną upoważniającą podwładnych i spółki skarbu państwa do działań przygotowawczych. Jako podstawę prawną wskazał ustawę covid-ową, która zezwalała mu wydawać polecenia nie tylko organom służbowym. Ale decyzje dotyczące organizacji wyborów podejmuje PKW, a premier nie może ich obchodzić. Decyzja nie miała więc podstawy prawnej, co wpędziło później w kłopoty Pocztę Polską i PWPW.
Morawiecki i Dworczyk przed komisją śledczą twierdzili, że była to tylko decyzja przygotowawcza, ale Najwyższa Izba Kontroli już wcześniej kontrowała ten przekaz: "Poczta Polska nie potraktowała tej decyzji jako polecenia, żeby się przygotować. Oni już zaczęli działać. Więcej, premier zlecił wprost PWPW wydrukowanie kart do głosowania. Tymczasem zgodnie z prawem mogła o tym decydować wyłącznie Państwowa Komisja Wyborcza”.
A to oznacza, że premier polecił wydawać publiczne pieniądze na organizację wyborów, których wiadomo, że nie dało się przygotować w tak krótkim czasie. W ten sposób w błoto poszło ponad 100 mln złotych. Problemem było też nielegalne udostępnienie Poczcie Polskiej danych osobowych wyborców z rejstru PESEL
W 2020 roku Wojewódzki Sąd Administracyjny orzekł, że decyzja o zorganizowaniu w pandemii wyborów kopertowych rażąco naruszyła prawo: konstytucję, ustawę o Radzie Ministrów i kodeks wyborczy. 28 czerwca 2024 Najwyższy Sąd Administracyjny oddalił skargi kasacyjne byłego premiera Mateusza Morawieckiego oraz Poczty Polskiej na wyrok WSA, co oznacza, że się uprawomocnił. Stwierdzenie rażącego naruszenia prawa przez byłego premiera samo w sobie nie powodowało jeszcze dla niego konsekwencji. Mogło natomiast być podstawą do postawienia mu zarzutów karnych, ale prokuratura kilkukrotnie odmawiała wszczęcia śledztwa, co podtrzymywały następnie sądy. Toczące się właśnie postępowanie zostało wszczęte po wniosku sejmowej komisji śledczej.
Influencer oskarżany jest m.in. o handel ludźmi, w tym nieletnimi oraz udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Financial Times donosił kilkanaście dni temu, że administracja Donalda Trumpa negocjowała z władzami Rumunii w sprawie zwolnienia aresztowanego na czas procesu
Bracia Andrew i Tristan Tate, amerykańsko-brytyjscy influencerzy znani z mizoginii, opuścili w czwartek rano Rumunię i udali się prywatnym odrzutowcem na Florydę – podało CNN. Informację mediom przekazał prawnik mężczyzn, Ioan Gliga.
„Bracia Tate nadal znajdują się pod kontrolą sądową, ale nie mają już zakazu podróży. Prokurator, na wniosek prawników, zmienił treść wcześniej nałożonych zobowiązań” – powiedział Gliga CNN.
Zakaz opuszczania Rumunii miał obowiązywać braci Tate do czasu zakończenia dochodzenia karnego w sprawie oskarżeń o utworzenie zorganizowanej grupy przestępczej, handel ludźmi (zmuszanie do prostytucji, nagrywania pornografii), handel nieletnimi, stosunki seksualne z nieletnim i pranie pieniędzy. Zaprzeczyli wszelkim zarzutom.
Andrew Tate to były kickboxer, którego nazywa się także „Królem inceli”. Stał się popularny w internecie za sprawą promowania toksycznej męskości, prawicowych poglądów, luksusowego stylu życia i nienawiści do kobiet. W mediach społecznościowych pisał m.in. o tym, że kobiety są własnością mężczyzn i są współwinne gwałtów. Treści Tate's ze względu na swój radykalizm i nawoływanie do nienawiści były blokowane na wielu platformach społecznościowych. Konto mężczyzny na portalu Twitterze (X) zostało odblokowane po przejęciu firmy przez Elona Muska. Tate również jest zaangażowany w ruch MAGA.
Bracia zostali zatrzymani w Rumunii 29 grudnia 2022 roku. Aresztowano również czterech innych mężczyzn, którzy wraz z nimi podejrzani są o handel ludźmi i stworzenie zorganizowanej grupy przestępczej. Jeden z nich ma być też podejrzany o gwałt.
Według rumuńskich służb dwójka zatrzymanych miała przekonywać ofiary, że są w relacji romantycznej, aby uzyskać materiały pornograficzne. Następnie podejrzani mieli je sprzedawać w internecie. Na tym procederze, w ramach którego 34 osoby zostały poszkodowane, sprawcy mieli zarobić ponad dwa miliony dolarów.
Przed ostatnim zatrzymaniem bracia byli poddani zakazowi przemieszczania się, w ramach którego nie mogli opuścić rodzimej Rumunii. W 2023 roku Sąd Apelacyjny w Bukareszcie uchylił decyzję sądu niższej instancji, zamieniając areszt tymczasowy dla braci Tate'ów na areszt domowy.
Wielka Brytania domaga się ekstradycji braci, po tym, jak policja w Bedfordshire uzyskała nakaz aresztowania w ramach śledztwa dotyczącego gwałtu i handlu ludźmi. Jednak rumuński sąd orzekł, że ekstradycja może nastąpić dopiero po ostatecznej decyzji w ich sprawie.
Źródła „Financial Times” podały kilkanaście dni temu, że administracja Trumpa zażądała od władz rumuńskich, by zwrócono braciom paszporty. Strona rumuńska zaprzeczała, by doszło do takich nacisków.
Amerykanie w ostatniej chwili odwołali wcześniej planowane spotkanie. To może być sygnał dla UE, że USA nie uważa jej za ważnego gracza w sprawie Ukrainy
Szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas przebywa dwudniową z wizytą w Waszyngtonie. Miała się tam spotkać z amerykańskim odpowiednikiem, sekretarzem stanu Marco Rubio. Takie spotkanie widniało w tygodniowym harmonogramie Rubio rozesłanym dziennikarzom na początku tygodnia. Z dzisiejszego harmonogramu spotkanie jednak zniknęło. Kallas miała rozmawiać z Rubio na temat wysiłków zmierzających do zakończenia wojny Rosji z Ukrainą i warunków, na jakich należy tę wojnę zakończyć. Szefowa unijnej dyplomacji ostatni raz spotkała się
Według biura prasowego Komisji Europejskiej spotkanie nie odbędzie się ze względu na „problemy z harmonogramem”. Kallas spotka się w USA z kongresmenami i senatorami.
Odwołanie tak ważnego spotkania w ostatniej chwili trudno odczytywać inaczej, niż sygnał wysłany do liderów UE. Anonimowy urzędnik europejski powiedział w rozmowie z Politico:
„Wygląda na to, że administracja Trumpa nie ominie okazji, by pokazać, że dla nich UE nie jest ważnym graczem”.
Kallas w ostatnich tygodniach była bardzo krytyczna wobec podejścia nowej administracji amerykańskiej do Ukrainy. Krytykowała Amerykanów za rozmowy z Rosją bez udziału Ukrainy i krajów UE:
„Porozumienie uzgodnione ponad naszymi głowami po prostu nie zadziała. W każdym przypadku porozumienia potrzebujecie Europejczyków i Ukraińców, by tę umowę wprowadzić w życie” – mówiła na spotkaniu krajów NATO.
Po kontrowersyjnej przemowie wiceprezydenta USA J.D. Vance'a na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, Kallas mówiła, że miała wrażenie, jakby Amerykanie chcieli sprowokować Europę do kłótni.
W rozmowie z polskimi dziennikarzami w zeszłym tygodniu Kallas powiedziała, że nie zadzwoniłaby do Putina:
„Nie zadzwoniłabym do niego, ponieważ wiem, że on po prostu kłamie i nie przestrzega żadnych porozumień. Nie wiem jaki rezultat miałoby to przynieść. Ale może musi być tak, że inne kraje muszą same dojść do takiego wniosku. W jednym z wywiadów były premier Rosji powiedział, że Putin zawsze cię zdradzi. To samo mówi wdowa po Aleksieju Nawalnym”.
Amerykanie przyjmują zupełnie inną postawę, a prezydent Trump rozmawiał już z Władimirem Putinem i liczy na kolejne rozmowy.
Amerykanie i Ukraińcy mają wstępne porozumienie w sprawie umowy o eksploatacji eksploatacji ukraińskich złóż minerałów. Ale Ukraina sugeruje, że kolejnym krokiem są gwarancje bezpieczeństwa
Jak pisze Reuters, Ukraińcy podają, że osiągnęli wstępne porozumienie w sprawie umowy o eksploatacji ukraińskich złóż minerałów przez Amerykanów. Na briefingu prasowym w Kijowie Wołodymyr Zełenski powiedział dziennikarzom:
„Najważniejsze dla mnie jest to, że nie jesteśmy dłużnikami. W umowie nie ma mowy ani o 500 mld dolarów długu, ani 350 mld, ani 100 mld – to byłoby niesprawiedliwe”.
Zełenski dodał, że umowa ta jest częścią szerszego porozumienia z USA. I może być częścią przyszłych gwarancji bezpieczeństwa. Ukraiński premier Denis Szmyhal dodał, że Amerykanie ze swojej strony takich gwarancji na razie nie zaproponowali. W projekcie umowy znajduje się zdanie, że amerykański rząd wspiera dążenia Ukrainy do otrzymania gwarancji bezpieczeństwa, które zapewnią długoterminowy pokój.
Zdaniem Zełenskiego bez gwarancji bezpieczeństwa nie ma szans na zawieszenie broni.
Wczoraj wieczorem Donald Trump powiedział:
„Słyszałem, że przyjeżdża w piątek. Nie mam z tym problemu, jeśli chce. Chciałby podpisać tę umowę razem ze mną, a rozumiem, że jest to duża, bardzo duża umowa”.
Piątkowe spotkanie w Waszyngtonie stoi jednak pod znakiem zapytania. Anonimowy amerykański urzędnik przekazał Reutersowi:
„Jeśli ukraiński lider mówi, że umowa nie jest sfinalizowana, nie widzę powodu, dla którego miałby być zaproszony. Oczekujemy, że jego wizyta oznacza zgodę na ostateczne stanowisko, a jego ostatnie słowa sugerują, że jego stanowisko nie jest ostateczne”.
Wołodymyr Zełenski już w zeszłym roku zaproponował Stanom Zjednoczonym wykorzystanie z ukraińskich złóż rzadkich minerałów w zamian za gwarancje bezpieczeństwa. Była to odpowiedź na „biznesowe podejście” nowego prezydenta USA Donalda Trumpa.
Kiedy rozpoczęły się negocjacje dotyczące ostatecznego kształtu umowy, Trump zaczął wypowiadać się coraz ostrzej na temat Zełenskiego i Ukrainy. W momencie, gdy Zełenski odrzucił pierwszą propozycję, Trump nazwał go „dyktatorem bez wyborów”, a Elon Musk rozpętał nagonkę na ukraińskiego prezydenta w mediach społecznościowych.
Ostateczna wersja umowy zakłada utworzenie funduszu, do którego Ukraina wnosiłaby 50 proc. dochodów z przyszłych zysków z wykorzystania zasobów mineralnych, w tym ropy i gazu. Fundusz ten miałby inwestować w projekty na Ukrainie.
Ministrowie sprawiedliwości, gospodarki i spraw zagranicznych Ukrainy zatwierdzili już umowę.
Porozumienie nie dotyczy zasobów mineralnych, które obecnie zasilają budżet ukraiński. Ma w związku z tym nie obejmować działalności Naftogazu ani Ukrnafty, największych producentów gazu i ropy na Ukrainie.